101. rocznica urodzin Rosalind Franklin

Zaktualizowano 25 lipca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny  /

Jaka jest korzyść z wykonywania tej całej pracy, jeśli nie czerpiemy z niej radości?

(Rosalind Franklin)

Rosalind Franklin, 1946, National Portrait Gallery, sygn. NPGx 76928
Rosalind Franklin, 1946, National Portrait Gallery, sygn. NPGx 76928

Historia odkrycia struktury kwasu deoksyrybonukleinowego (DNA) wiąże się nierozerwalnie z nazwiskami Jamesa D. Watsona (ur. 1928) i Francisca Cricka (1916–2004). Mało kto wie, że ich praca nie byłaby możliwa bez wyników eksperymentalnych, które otrzymała jedna z najwybitniejszych krystalografów angielskich Rosalind Elsie Franklin. To właśnie dzięki jej przenikliwości umysłu i precyzyjnym badaniom poznaliśmy nie tylko tajemnicę życia związaną z DNA, ale także strukturę kwasu rybonukleinowego (RNA) czy wirusów.

 

 

***

 

Rosalind w wieku 3 lat, ok. 1923, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Przyszła uczona urodziła się 25 lipca 1920 roku w Londynie w zamożnej i wpływowej rodzinie żydowskiej. Ojciec Rosalind, Ellis Arthur Franklin (1894–1964), wykładał w miejskim College’u dla chłopców elektryczność, magnetyzm, a także historię Wielkiej Wojny. Matka, Muriel Frances Waley (1894–1976), była raczej skupiona na prowadzeniu domu oraz wychowywaniu dzieci: najstarszego Davida oraz młodszych od Rosalind Colina, Rolanda i Jenifer. Ponieważ jej siostra była młodsza od Ros (uczona lubiła, aby tak ją nazywać, nie cierpiała zdrobnienia Rosy, którego używali jej koledzy z uniwersytetu) dziewięć lat wychowywała się ona głównie wśród braci. Przejęła od nich wiele cech między innymi zamiłowanie do rywalizacji, sportu czy fotografii. Warto zauważyć, że członkowie rodziny Franklinów byli zaangażowani politycznie, np. jej wuj Herbert Samuel był ministrem spraw wewnętrznych w 1916 roku i pierwszym praktykującym Żydem, który był członkiem w brytyjskim gabinecie. Franklinowie angażowali się społecznie i byli wrażliwi na ludzkie nieszczęście. Podczas drugiej wojny światowej pomagali znaleźć mieszkanie oraz pracę dla żydowskich uchodźców z kontynentu, którzy uciekli przed nazistami. Sami zaopiekowali się dwójką żydowskich dzieci i zapewnili im schronienie we własnym domu.

 

12-letnia Rosalind z rodzeństwem, ok. 1923, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Od wczesnego dzieciństwa Franklin wykazywała wyjątkowe zdolności do nauki. Fascynował ją świat i zjawiska przyrodnicze. Będąc na spacerze z rodzicami ciągle zadawała pytania. Kiedy rodzice zaprowadzili ją do biblioteki odkryła świat nauki, który zafascynował ją bez reszty. Mając sześć lat rozpoczęła naukę w prywatnej szkole dziennej w zachodnim Londynie w Norland Place School. Jej ciotka Helen Bentwich w iście do męża pisała: Rosalind jest niezwykle mądra – cały czas dla własnej przyjemności rozwiązuje zadania z arytmetyki niezmiennie otrzymując prawidłowe wyniki. Od wczesnych lat wykazywała wątpliwości względem religii. Już jako mała dziewczynka pytała matkę: W każdym razie, skąd wiesz, że On [Bóg] nie jest Nią?

Nie skupiała jednak całej uwagi na nauce. Zafascynowała się sportem zwłaszcza krykietem i hokejem. W wieku dziewięciu lat przyjęto ją do szkoły z internatem Lindwood School for Young Ladies w Sussex. Było to spowodowane także częstymi kłopotami zdrowotnymi dziewczynki. Zmiana klimatu miała sprzyjać poprawie zdrowia. W gruncie rzeczy przyszła uczona nauczyła się ignorować ból i choroby. Dwa lata później przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w St. Paul w zachodnim Londynie. Była to jedna z nielicznych szkół dla dziewcząt w Londynie, w której nauczano fizyki i chemii. Nie trudno odgadnąć, że była najlepsza z nauk ścisłych, ale przodowała także w studiowaniu łaciny, niemieckiego, francuskiego oraz w sporcie. Ros była frankofilką i przez całe życie rozwijała swoje pasje związane z kulturą i językiem francuskim. Uważała francuski styl życia za znacznie lepszy od angielskiego. W liście do matki napisała: Jestem pewna, że zawsze będę mogła szczęśliwie wędrować po Francji, kocham [tych] ludzi, [ich] kraj i jedzenie.

Jej jedyną słabą stroną była muzyka. Nauczyciel tego przedmiotu uważał nawet, że może ona mieć jakieś kłopoty ze słuchem spowodowane infekcjami migdałków. W 1938 roku z wyróżnieniem zdała maturę i zdobyła stypendium uniwersyteckie. Na prośbę ojca przekazała je uzdolnionemu uczniowi uchodźcy. Jak się wydaje pieniądze w jej życiu nigdy nie odgrywały większej roli. Utrzymywała się ze skromnego stypendium, a później pensji i nigdy nie pozwalała ojcu, aby jej pomagał finansowo. Była świetnym organizatorem. Podróżując po Europie czy Stanach Zjednoczonych zawsze wybierała trzecią klasę komunikacji publicznej.

Rosalind w schronisku podczas wędrówki po Alpach, fot. Vittorio Luzzati, ok. 1949, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Po maturze Franklin rozpoczęła naukę w Newnham College w Cambridge, gdzie studiowała chemię w Natural Sciences Tripos. Tutaj poznała i zaprzyjaźniła się ze specjalistą z zakresu spektroskopii Billem Price’m (1909–1993). Jego prace okazały się później bezcenne w udowodnieniu tworzenia wiązań wodorowych pomiędzy parami zasad azotowych w DNA. Rosalind była niezwykle pilną studentką, osiągającą bardzo dobre wyniki w nauce. Miała spore szanse na uzyskanie stypendium. Niestety utrudniły to skomplikowane relacje z późniejszym laureatem Nagrody Nobla z chemii profesorem Ronaldem Norrishem (1897–1978). Norrish był uparty, apodyktyczny i niezwykle wrażliwy na krytykę, nie podzielał też entuzjazmu Franklin względem równouprawnienia kobiet w nauce i spowalniał realizację ambicji naukowych wyjątkowo zdolnej studentki. Sytuacja stawała się napięta i bardzo niemiła dla młodej uczonej. W 1941 roku Franklin z wyróżnieniem zdała egzaminy końcowe, które jednocześnie przyjęto jako licencjat (w Cambridge przyznawano kobietom licencjaty i magisterium od 1947 roku; wcześniejszym absolwentkom przyznano je z mocą wsteczną). Franklin zrezygnowała z dalszej pracy w laboratorium Norrisha i zatrudniła się jako asystentka w brytyjskim Stowarzyszeniu Badań nad Wykorzystywaniem Węgla (BCURA). Jej badania polegały głównie na określeniu mikrostruktury rożnych próbek węgla. Uczona badała porowatość węgla za pomocą helu, aby określić jego gęstość. Odkryła związek pomiędzy drobnymi przewężeniami w porach węgla i przepuszczalnością porowatej przestrzeni. Jej prace przyczyniły się między innymi w przemyśle paliwowym, a także w produkcji masek gazowych. Badania te stały się podstawą pracy doktorskiej Franklin pt. Chemia fizyczna stałych koloidów organicznych ze szczególnym uwzględnieniem węgla, którą obroniła w 1945 roku. Jeden z jej profesorów powiedział, że jej praca wprowadziła porządek w dziedzinie, która wcześniej była w chaosie. Wyniki uzyskanych prac zostały publikowane w pięciu artykułach, które wciąż są regularnie cytowane.

Franklin w trakcie wspinaczki w Norwegii, ok. 1940, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine. Rosalind uwielbiała podróże. Wakacje spędzała zazwyczaj zwiedzając Europę.
W czasie wojny Franklin poznała Adrienne Weill, byłą studentkę Marii Skłodowskiej-Curie. Weill wywarła ogromny wpływ na życie Rosalind pomagając jej między innymi w znajomości francuskiego. W tym czasie uczona wraz ze swoją kuzynką Irene zgłosiła się na ochotnika do patrolowania okolic narażonych na naloty.

Po drugiej wojnie światowej Franklin w liście do Weill pisała: Jeśli usłyszysz o kimkolwiek potrzebującym usług chemika fizycznego, który niewiele wie o chemii fizycznej, ale dość dużo o dziurach w węglu, powiadom mnie jak najszybciej. Dzięki pomocy przyjaciółki otrzymała posadę w Paryżu w Narodowym Centrum Naukowo-Technicznym (CNRS). To właśnie tutaj Rosalind Franklin nauczyła się praktycznych aspektów zastosowania krystalografii rentgenowskiej do badania substancji amorficznych. Technika ta stosowana była z dużym powodzeniem przy badaniu związków organicznych. Początkowo zastosowała tę metodę do badania grafitu (odmiany alotropowej węgla). Po czterech latach pracy w laboratorium w Paryżu otrzymała upragnione stypendium i zgodę odpowiednich władz, po czym przeniosła się do King’s College w Londynie. W styczniu 1951 roku wróciła do Londynu i na prośbę Sir Johna Randalla (1905–1984), dyrektora King’s College rozpoczęła badania nad DNA.

DNA jako cząsteczka fascynował uczonych od dawna. Pobudzał do intelektualnej przygody, każdego kto marzył o międzynarodowej sławie w świecie chemii czy biologii. DNA został wyizolowany przez szwajcarskiego lekarza Friedricha Mieschera (1844–1895) w 1869 roku. W 1878 Albrecht Kossel (1853–1927) wyizolował niebiałkowy składnik, a następnie wyizolował pięć podstawowych zasad azotowych (puryny – adeninę i guaninę oraz pirymidyny – cytozynę, tyminę i uracyl). W 1909 roku Phoebus Levene (1869–1940) zidentyfikował nukleotydową jednostkę składającą się z zasady azotowej, cukru (deoksyrybozy w DNA lub rybozy w RNA) i fosforanowej. Zasugerował on, że DNA składa się z szeregu czterech jednostek nukleotydowych połączonych ze sobą grupami fosforanowymi. W 1937 roku William Astbury (1898–1961) opracował pierwsze dyfraktogramy rentgenowskie, które wykazały, że DNA ma strukturę regularną. Nikt jednak nie wiedział jaką DNA ma konkretnie budowę. W latach 1951–1953 Erwin Chargaff (1905–2002) ogłosił tzw. reguły Chargaffa, w myśl których ilość zasad pirymidynowych jest równa ilości zasad purynowych. Ponadto ilość adeniny jest równa ilości tyminy, ilość guaniny jest równa ilości cytozyny.

Franklin w trakcie letniej podróży po Toskanii, fot. Vittorio Luzzati, ok. 1950, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Maurice Wilkins, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
Randall poprosił Franklin, aby zajęła się badaniem DNA, mimo iż wiedział, że problemem tym zajmuje się Maurice Wilkins (1916–2004). Historycy nauki wskazują, że antagonizmy pomiędzy Wilkinsem i Franklin wynikały z nieporozumienia i niedopatrzenia Randalla, który nie poinformował żadnej z zainteresowanych stron o pracach nad DNA. Uczona wraz ze swoim doktorantem Raymondem Goslingiem (1926–2015) użyła nowej lampy rentgenowskiej z precyzyjnym ogniskiem i mikrokamery zamówionej wcześniej przez Wilkinsa. Sama jednak niezwykle starannie dopracowała i dostosowała ją do swoich potrzeb. Kiedy Wilkins zapytał o technikę, Franklin miała mu odpowiedzieć zdawkowo i dość chłodno. Uczona była postrzegana jako silna, asertywna i niezależna kobieta. Wyrażała swoje poglądy stanowczo i konkretnie, przez co nie zawsze była lubiana. Jednak pod pozornym chłodem kryła się wrażliwa kobieta. Potrafiła także świetnie kierować grupą, czego dowodem są jej liczne zespołowe publikacje. Pomimo wszechobecnej dyskryminacji kobiet Franklin prowadziła badania w zakresie rentgenografii strukturalnej. W listopadzie 1951 roku uczona zanotowała:

Wyniki sugerują, że to struktura helikalna (która musi być bardzo ściśle upakowana) zawierająca 2, 3 lub 4 współosiowe łańcuchy kwasu nukleinowego na jednostkę helikalną i posiada w pobliżu grupy fosforanowe ulokowane na zewnątrz.

James Watson, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
Franklin wraz z Goslingiem szybko doszli do wniosku, że DNA istnieje w dwóch formach – przy dużej wilgotności włókna kwasu są długie i cienkie, zaś kiedy jest suchy włókna są krótkie i grube. Uczona nazwała je formami B i A. Konflikt pomiędzy stanowczą i dynamiczną Franklin oraz cichym i skromnym Wilkinsem narastał. James Watson wspominał:

Niemal od chwili pojawienia się jej w laboratorium obydwoje działali sobie na nerwy. Konflikt był tak poważny, że wymagał radykalnych rozwiązań – odejścia Rosy z laboratorium bądź przywołania jej do porządku.

W końcu Randall zdecydował, że Franklin skupi się na formie A-DNA, zaś Wilkins na formie B-DNA. Na sukcesy nie musiała długo czekać. Słynne dziś zdjęcie 51 wykonane prze Franklin uważane jest przez wielu za najpiękniejsze zdjęcie rentgenowskie jakie kiedykolwiek wykonano. W styczniu 1953 roku, po uprzednich wątpliwościach, Franklin doszła do wniosku, że obie formy DNA są strukturami helikalnymi. Wydaje się, że temat całkowicie pochłoną uczoną. Według opinii jej siostrzeńca Stephena zainteresowanie [uczonej] […] kwasami nukleinowymi zaczęło się wcześnie. Pod koniec 1939 roku, gdy Rosalind była dziewiętnastoletnią studentką w Newnham College w Cambridge, […] sporządziła w swoim skoroszycie szkic spekulacji o formie kwasu nukleinowego. Biografka Rosalind, Brenda Maddox […] odnotowała, że forma „przedstawia helikalną strukturę”, a uczona zanotowała: „Geometryczne podstawy dziedziczenia?”

Francis Crick, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
W styczniu 1953 roku Franklin zaczęła pisać serię artykułów. Wynika z tego jasno, że jej prace były gotowe wcześniej niż prace Jamesa D. Watsona i Francisca Cricka, którzy swój model budowali w oparciu o… fotografię wykonaną przez Franklin. Wilkins za pośrednictwem Maxa Perutz’a (1914–2002) i cichą zgodą się Williama Bragga (1890–1971) przekazał zdjęcie wykonane przez Franklin Watsonowi i Crickowi. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że dzięki zdjęciu wykonanym przez Franklin Watson i Crick zbudowali swój słynny model DNA. Watson wspominał – Kiedy tylko zobaczyłem to zdjęcie, szczęka mi opadła, a puls raptownie przyspieszył. Sam Wilkins po latach przyznał – Być może powinienem był poprosić Rosalind o zgodę. Cóż…

Do 28 lutego 1953 roku Watson i Crick uznali, że rozwiązali problem na tyle, że Crick w pubie publicznie stwierdził iż wraz z Watsonem znaleźli sekret życia. Watson i Crick zakończyli budowę swojego modelu 7 marca 1953 roku. Wyniki pracy opublikowali w prestiżowym Nature 25 kwietnia 1953 roku. Stephen Franklin twierdzi, że gdyby [Franklin] pozostała w King’s, nie ma wątpliwości, że […] poprawnie ukończyłaby analizę struktury w pierwszej połowie 1953 roku bez żadnego wkładu Cricka lub Watsona, oni zaś nie zrobiliby tego na początku 1953 roku bez pracy Rosalind.

Konflikt z Wilkinsem, zła atmosfera w pracy i brak akceptacji względem uczonej, spowodował, że pod koniec swojej kariery naukowej przeniosła się do Birkbeck College. Jej siostrzeniec wspominał, że Rosalind była tak niezadowolona z [pracy w] King’s College, że wynegocjowała przeniesienie do Birkbeck [College], innej uczelni na Uniwersytecie Londyńskim. Tam w ciszy i spokoju, z dala od niezdrowej konkurencji oddała się pracy związanej z wirusologią. Szczególnie zainteresowała się wirusem mozaiki tytoniowej.

Laboratorium Rosalind Franklin w Birkbeck College (sfotografowane krótko po jej śmierci). Mieściło się na piątym piętrze zniszczonej przez bomby XVIII-wiecznej kamienicy przy Torrington Square – w dawnych kwaterach dla służby. Aparatura rentgenowska znajdowała się w piwnicy, fot. John Finch, ok. 1958, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Rosalind Franklin nigdy nie wyszła za mąż, zdaje się, że unikała bliższych kontaktów damsko-męskich. Była oddana pracy i nauce, chociaż podobno pod koniec życia się zakochała. James Watson w swojej książce pisał:

Zdecydowanie nie starała się podkreślać swej kobiecości. Choć miała dość ostre rysy, nie była zupełnie nieatrakcyjna, mogłaby się nawet podobać, gdyby wykazała choć niewielkie zainteresowanie kwestią swego wyglądu zewnętrznego. Nie poświęcała temu jednak najmniejszej uwagi. Nigdy nie używała kredki do ust, która mogłaby podkreślić czerń jej prostych włosów, a w 31. roku życia nosiła stroje odzwierciedlające całkowity brak fantazji właściwy młodej angielskiej intelektualistce.

Sądzę, że jej oddanie nauce wynikało jednak z przekonania, że nie można poświęcić się kilku sprawom jednocześnie. Kiedy jej koleżanka wróciła po porodzie do pracy Franklin powiedziała, że to nie w porządku w względem dziecka. Nie można robić źle dwóch rzeczy – powiedziała kiedyś.

Rosalind Franklin podczas pracy, ok. 1955, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
W połowie 1956 roku, podczas podróży służbowej do Stanów Zjednoczonych uczona zaczęła odczuwać pewne fizyczne dolegliwości. W Nowym Jorku nabrzmiał jej brzuch tak bardzo, że miała trudność w zapięciu spódnicy. Po powrocie do Londynu poddała się badaniom. Okazało się, że ma dwa duże guzy w jamie brzusznej. Po operacji spędzała czas z przyjaciółmi, którzy wspierali ją w trudnej rekonwalescencji. Dużo czasu spędzała także z rodzicami. W trakcie leczenia nowotworu Franklin kontynuował pracę. W 1956 roku opublikowała siedem artykułów, a rok później kolejnych sześć. W sumie w ciągu czterech lat pracy w Birkbeck College Franklin była współautorką siedemnastu prac naukowych poświęconych wirusom. Trzy z nich ukazały się już po jej śmierci.

Choroba powróciła pod koniec 1957 roku. W styczniu 1958 roku wróciła do pracy. Niestety 30 marca poczuła się bardzo źle. Jej przyjaciółka Anne Sayre wspominała:

Walczyła ze śmiercią uparcie i z odwagą, planowała życie, kiedy plany były już kpiną. Umarła tak, jak żyła, z pasją do życia, z którego nigdy nie zrezygnowała. 16 kwietnia 1958 roku, w wieku trzydziestu siedmiu lat, Rosalind Franklin przegrała bitwę.

Przyczyną śmierci był zaawansowany rak jajnika z przerzutami. Została pochowana w 17 kwietnia 1958 roku.

***

Rok po jej śmierci Watson, Crick i Wilkins otrzymali Nagrodę Collinsa Warrena. Dwa lata po jej śmierci przyznano im Nagrodę Laskera. Cztery lata po jej śmierci otrzymali Nagrodę Nobla z medycyny. Podczas noblowskiego wykładu jedynie Wilkins wspomniał uczoną. Watson i Crick nie wspomnieli o Rosalind Franklin świadomie skazując ja na zapomnienie.

***

Wiara Rosalind Franklin w naukę i postęp były drogowskazem w jej życiu. W liście do ojca pisała: Nauka i życie codzienne nie mogą i nie powinny być rozdzielane. Nauka, dla mnie, daje częściowe wyjaśnienie życia… Nie akceptuję twojej definicji wiary, tj. wiary w życie po śmierci… Twoja wiara opiera się na przyszłości Twojej i innych jednostek, moja na przyszłości i losie naszych następców. Wydaje mi się, że Twoja jest bardziej samolubna… […] Nie widzę powodu, aby wierzyć, że twórca protoplazmy lub materii pierwotnej, jeśli taki istnieje, ma powody, by interesować się naszą nieistotną rasą w maleńkim zakątku wszechświata.

 

Zalecana literatura:

  1. B. Maddox, Rosalind Franklin: The Dark Lady of DNA, Harper Perennial, 2002.
  2. B. Maddox, The double helix and the ‘wronged heroine’, Nature, vol. 421, 2003, str. 407–408.
  3. J. Glynn, My Sister Rosalind Franklin, Oxford University Press, 2012.
  4. A. Sayre, Rosalind Franklin and DNA, W. W. Norton & Company 2000.
  5. S. Franklin, My aunt, the DNA pioneer, http://news.bbc.co.uk/2/hi/science/nature/2895681.stm
  6. J. Watson, Podwójna helisa. Historia odkrycia struktury DNA, Prószyński i S-ka, 1996.
  7. F. Crick, Szalona pogoń. W poszukiwaniu tajemnicy życia, Marabut, 1996.

93. rocznica urodzi Very Rubin

/   Tomasz Pospieszny   /

 

Vera Florence Cooper Rubin należy do grona najwybitniejszych uczonych, którzy nie zostali docenieni przez Szwedzką Akademię Nauk. Była amerykańską astrofizyczką, której badania nad szybkością rotacji galaktyk dały dowód na istnienie ciemnej materii. W „The New York Times” pisano, że jej prace dla współczesnej astronomii były początkiem zmian na skalę kopernikańską.

Vera (z prawej) i jej siostra Ruth z babcią, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera
Vera Rubin urodziła się 23 lipca 1928 roku w Filadelfii w Pensylwanii. Jej rodzice byli żydowskimi imigrantami — ojciec Philip Cooper miał Polskie korzenie (urodził się w Wilnie). Do czasu ślubu z Rose Applebaum pochodzącą z Mołdawii pracował jako inżynier w Bell Telephone. Vera miała dwie starsze siostry. Rodzina była mocno zżyta, a rodzice przywiązywali wagę do edukacji córek. W 1938 roku rodzina przeniosła się do Waszyngtonu. To właśnie tutaj dziesięcioletnia Vera po raz pierwszy zainteresowała się astronomią – z wielką fascynacją obserwowała nocne niebo. Moi rodzice byli bardzo, bardzo pomocni, poza tym, że nie lubili, gdy nie spałam całą noc – wspominała. Wspólnie z ojcem zbudowała pierwszy prymitywny teleskop, który umożliwiał jej oglądanie meteorytów. Po latach wspominała – Już wtedy bardziej interesowało mnie pytanie niż odpowiedź. Od wczesnych lat młodzieńczych byłam przekonana, że żyjemy w bardzo ciekawym świecie.

W 1944 roku ukończyła Coolidge Senior High School i nie słuchając nauczycieli, którzy radzili jej, aby wybrała studia artystyczne, podjęła studia licencjackie w Vassar College, na której kiedyś wykładała pierwsza kobieta astronom – Maria Mitchell. Cztery lata później, jako jedyna kobieta–absolwentka, otrzymała licencjat z astronomii. Postanowiła dalej kształcić się na Uniwersytecie w Princeton. Niestety jej podanie zostało odrzucone, gdyż… była kobietą!

 

Vera i Bob w dniu ślubu — 25 czerwca 1948 roku, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera

Latem 1947 roku rodzice przedstawili ją Robertowi (Bobowi) Rubinowi. Kształcił się na oficera marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych i studiował chemię na Uniwersytecie Cornell. Był od niej starszy o dwa lata. Rok później Vera poślubiła Roberta, który prowadził już badania na Uniwersytecie Harvarda. Właśnie ze względu na męża, nie zdecydowała się na podjęcie pracy na tym samym uniwersytecie. W końcu wybrała Uniwersytet Cornell. Co znamienne, prace badawcze prowadziła wychowując jednocześnie czworo dzieci: Davida (ur. 1950), Judith Young (1952–2014), Karla (ur. 1956) i Allan (ur. 1960). Cała czwórka poszła w ślady rodziców i wybrała karierę naukową. David i Allan zostali doktorami geologii, Judith astronomii, a Karl matematyki.

 

Vera Rubin w Parku Narodowym Rocky Mountain z dziećmi. Od lewej: Karl, Dave, Allan, Vera i Judy, 1961, z albumu rodzinnego Allana Rubina, [za:] https://whyy.org/segments/son-of-vera-rubin-reflects-on-her-life-and-impact/

W 1951 roku Rubin obroniła magisterium, w trakcie którego badała ruchy galaktyk. Wytłumaczyła wówczas, w jaki sposób galaktyki oddalają się od siebie. Jej mistrzami byli między innymi Hans Bethe i Richard Feynman. W wieku dwudziestu trzech lat rozpoczęła pracę nad rozprawą doktorską na Uniwersytecie Georgetown. Jej promotorem został George Gamow – wybitny fizyk jądrowy i kosmolog, autor hipotezy powstawania pierwiastków oraz doskonałego cyklu książek o Panu Tompkinsie. Rubin obroniła pracę doktorską w 1954 roku. Uczona wykazała w niej, że galaktyki skupiały się razem tworząc gromady, a nie były losowo rozmieszczane we Wszechświecie, co było wówczas dość kontrowersyjnym pomysłem.

Przez kolejne lata zajmowała różne stanowiska akademickie – była wykładowcą matematyki i fizyki w Montgomery College, asystentką astronoma, następnie ponownie wykładowcą i w końcu adiunktem na Uniwersytecie Georgetown. W 1963 roku rozpoczęła roczną współpracę z Geoffreyem i Margaret Burbidge’ami, podczas której dokonała pierwszych obserwacji rotacji galaktyk przy użyciu 82-calowego teleskopu w Obserwatorium McDonald.

 

Vera Rubin w Obserwatorium Lowell przy teleskopie Flagstaff, obok niej w kasku Kent Ford – jej długoletni współpracownik, 1965, z albumu rodzinnego Allana Rubina, [za:] https://whyy.org/segments/son-of-vera-rubin-reflects-on-her-life-and-impact/

Vera chcąc uniknąć kontrowersyjnych dziedzin astronomii, obejmujących między innymi badania nad kwazarami i ruchem galaktycznym, skupiła się na rotacji i zewnętrznych obszarach galaktyk. Wraz z Kentem Fordem z Carnegie Institution w Waszyngtonie zaczęła mierzyć prędkość gwiazd na obrzeżach Wielkiej Mgławicy Andromedy. Uczeni uważali, że tak jak planety w Układzie Słonecznym gwiazdy bardziej oddalone od masywnego centrum poruszają się wolniej. Z zaskoczeniem odkryli, że prędkość bliższych i dalszych gwiazd jest taka sama. Rubin zmierzyła dodatkowo krzywe rotacji ponad dwustu innych galaktyk. Za każdym razem wyniki pomiarów były takie same. Doprowadziło to uczoną do dwóch wniosków – albo prawo grawitacji nie działa, albo galaktyki są otoczone tzw. ciemną materią. Gwiazdy muszą być zatem przyciąganie przez coś, co ma ogromną masę i jest bardzo rozległe, a czego nie widać w teleskopach. Jej pierwsze publikacje z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia zostały przyjęte z niedowierzaniem (podobnie jak magisterium i doktorat). Dopiero w latach osiemdziesiątych astrofizycy musieli przyznać jej rację – w galaktykach istnieje nieznana materia, która nie emituje i nie pochłania światła oraz ma masę aż dziesięć razy większą niż łącznie wszystkie gwiazdy widoczne w teleskopach. Dziś wiadomo, że ciemna materia stanowi dziewięćdziesiąt procent materii Wszechświata i jest wykrywana przez wywoływane efekty grawitacyjne. W 1999 roku laureat Nagrody Nobla z fizyki amerykański astrofizyk Saul Perlmutter powiedział – Wszechświat zrobiony jest głównie z ciemnej materii i ciemnej energii i nie wiemy, czym jest każda z nich. Sama uczona w 2000 roku wyjaśniła – W galaktyce spiralnej, stosunek ciemnej do jasnej materii wynosi jeden do dziesięciu. To prawdopodobnie taki sam stosunek jak naszej ignorancji do wiedzy. Wyszliśmy już co prawda z przedszkola, ale jesteśmy dopiero w trzeciej klasie.

 

Wielka Galaktyka Andromedy (M31), fot. M. Nyklewicz / Astro Niki, [za:] https://www.crazynauka.pl/wielka-galaktyka-andromedy-sam-mozesz-zrobic-takie-zdjecie/

Rubin była Żydówką, jednak nie widziała konfliktu pomiędzy nauką, a religią. W udzielonym kiedyś wywiadzie powiedziała – W moim życiu nauka i religia są oddzielone. Jestem Żydówką, więc religia jest dla mnie rodzajem kodeksu moralnego i rodzajem historii. Staram się prowadzić naukę w sposób moralny i uważam, że najlepiej byłoby, gdyby nauka była postrzegana jako coś, co pomaga nam zrozumieć naszą rolę we Wszechświecie.

Vera Rubin, fot. M. Godfrey, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera
Uczona otrzymała wiele prestiżowych nagród, między innymi: Henry Norris Russell Lectureship Prize (1994), Złoty Medal Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego (1996), Bruce Medal (2003), Medal Jamesa Craiga Watsona (2004). Przyznano jej także doktoraty honorowe Harvard University, Yale University, Smith College, Grinnell College i … Princeton University. Jej imieniem została nazwana planetoida (5726) Rubin.

Vera Rubin zmarła w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat w nocy 25 grudnia 2016 roku w wyniku powikłań związanych z demencją. Przeżyła męża o osiem lat. Prezes Carnegie Institution, gdzie wykonywała większość swoich badań, nazwał ją skarbem narodowym.

 

 

W 2011 roku powiedziała — Moje życie było ciekawą podróżą. Zostałam astronomką, ponieważ nie wyobrażałam sobie życia na Ziemi bez próby zrozumienia, jak działa Wszechświat. I nie ulega wątpliwości, że Vera Rubin zrozumiała.

 

Literatura zalecana:

[1] K. Jepsen, Vera Rubin, Giant of Astronomy, „Symmetry”, 01–07–2020.

[2] V. Rubin, Bright Galaxies, Dark Matters. Masters of Modern Physics, Woodbury, New York City: Springer Verlag/AIP Press,1997.

[3] A. Lightman, R. Brawer, Origins: The Lives and Worlds of Modern Cosmologists, Harvard University Press (1992).

[4] P. Frances (ed.), Encyklopedia Wszechświata. Astronomia, Planety, Galaktyki, Mapy nieba, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006.

[5] D. Filkin, Wszechświat Stephana Hawkinga. Opisanie Kosmosu, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1998.

 

Róża — w 87. rocznicę śmierci Marii Skłodowskiej-Curie

Opublikowano 4 lipca 2021 r.

Rok 1934 był ostatnim w życiu Marii Skłodowskiej-Curie. Kilka lat wcześniej – być może kierowana dziwnym przeczuciem nadchodzącego kresu – uczona napisała:

Kiedy mi mówią o »moich wspaniałych pracach«, wydaje mi się, jakbym już umarła, jak gdybym siebie samą widziała na marach i wydaje mi się, iż usługi, które im mogę jeszcze oddać, nic ich nie obchodzą. Że byłoby im znaczne wygodniej mnie chwalić, gdybym nie żyła.

 

Maria Skłodowska-Curie. Był to ulubiony portret Maniusi Skłodowskiej, córki Józefa Skłodowskiego, brata Marii. Dzięki uprzejmości dr. inż. Piotra Chrząstowskiego.

Jednak jak zawsze starała się żyć intensywnie. Intensywnie na ile mogła. Wstawała przed ósmą rano, zjadała w śniadanie, zakładała kapelusz, płaszcz, brała swoją starą teczkę wychodziła przed kamienicę i czekała na samochód. Nadal pracowała eksperymentalnie, chociaż z coraz większą trudnością, prowadziła wykłady z fizyki i kierowała katedrą fizyki na Sorbonie. Przygotowywała materiały do książki i publikacji. Stan zdrowia zaczynał jednak się pogarszać. Doskwierało jej permanentne zmęczenie, reumatyzm nękający ramię, bezustanne szumy w uszach, kłopoty ze wzrokiem. Już w 1920 roku w liście do siostry Bronisławy Dłuskiej pisała:

Osobiste moje kłopoty przedstawiają się tak przede wszystkim, że źle jest z moimi oczami. Oczy są bardzo osłabione i radziłam się co do nich lekarza, prawdopodobnie nie wiele można im dopomóc. Co do uszu, to dokucza mi szum prawie nieustanny, a przynajmniej bardzo częsty – nieraz bardzo silny. Bardzo mnie niepokoją te objawy, bo mi to może prace utrudnić, a może i uniemożliwić. Może być, że jest jaki związek z radem, ale niepodobna mieć o tym opinię. Tylko proszę Cię, nie mów o tym nikomu.

Prawdopodobnie przez kłopoty ze wzrokiem poślizgnęła się i upadła w laboratorium w wyniku czego złamała nadgarstek. W grudniu 1933 roku zaczęła narzekać na bóle brzucha. Szczegółowe badania wykazały, że ma duży kamień w woreczku żółciowym. Maria nie zgodziła się jednak na operację lecz zastosowała drakońską dietę. Wkrótce jednak poczuła się na tyle dobrze, że pojechała do Ireny i Fryderyka Joliot-Curie przebywających w Sabaudii. Po latach Irena wspominała:

W 1934 r. kilka miesięcy przed śmiercią matka pojechała z nami na sporty zimowe do Notre Dame de Bellecombe. Mój mąż, nasza siedmioletnia wówczas córeczka i ja jeździliśmy na nartach. Matka ślizgała się ze mną i z moją córeczką i chodziła na rakietach śnieżnych. Pamiętam, że pewnego wieczoru z niepokojem oczekiwałam jej powrotu. Wróciła już po zmroku z dalekiego spaceru do miejsca, z którego widać było Mont Blanc w zachodzącym słońcu.

Maria Skłodowska-Curie w towarzystwie Ireny, Fryderyka, Piotra Augera Georges’a Gricouroff’a i jego siostry, Notre-Dame de Bellecombe, 1934, [za:] „Korespondencja Marii Skłodowskiej-Curie z córką Ireną. 1905–1934 wybór”, PIW, Warszawa 1978.
19 lutego 1934 roku w liście do Ewy Maria pisała, że miała piękną pogodę w Notre-Dame de Bellecombe, ale nie mogła jeździć na nartach z powodu nieustannie bolącego nadgarstka. Na Wielkanoc przyjechała do Paryża Bronisława. Siostry razem spędziły wspólne pięć tygodni. Pojechały do Montpellier, aby odwiedzić Jakuba Curie. Kiedy się żegnały na dworcu nie sądziły, że widzą się po raz ostatni. 26 marca 1934 roku w liście do Ireny, Maria pisała o swojej ostatniej woli:

Sporządziłam tymczasowe oświadczenie na piśmie, mające ważność testamentu, co do grama radu, zapakowałam to razem z dokumentami z Ameryki i czerwonym atramentem napisałam na wierzchu pakiecika, co zawiera. Wszystko razem znajduje się w szafce w pokoju bawialnym, pod szufladkami zamykanymi na klucz, tam gdzie jest teczka z ważnymi listami, którą wręczył mi Fred.

Cztery dni później, Irena odpisała matce w nieco żartobliwym tonie:

Mimo dokumentu sporządzonego w odniesieniu do radu mam nadzieję, że nie będziesz się czuła zwolniona z obowiązku zachowania ostrożności i jeździła samochodem po drogach wijących się zbyt dużymi zygzakami, pod pretekstem, że przejeżdżasz przez Masyw Centralny, Pireneje lub Alpy Nadmorskie.

Rękopis „Testamentu Radowego” Marii Skłodowskiej-Curie, [za:] „Marie Curie. Une femme dans son siecle”, Paris 2017, s. 228
Maria nie zwalniała tempa pracy. Miała plany zawodowe i osobiste. 8 maja napisała do Broni, że odczuwa potrzebę posiadania domu z ogrodem i gorąco pragnę, aby ten projekt doszedł do skutku. Kosztorys udało się obniżyć, odpowiednio do moich środków materialnych, wkrótce więc będzie można kłaść fundamenty. Nie doczekała jednak budowy nowego domu.

W maju 1934 roku Maria była ostatni raz w laboratorium. Mam gorączkę, wrócę do domu powiedziała. Przechodząc przez ogród, który sama zaprojektowała i o który od lat dbała zobaczyła chorą różę. Jerzy ten krzak jest wyraźnie chory, trzeba się nim teraz zająć! […] Jerzy, proszę zaopiekować się tą różą… – poprosiła ogrodnika.

Niestety sama Maria również była już poważnie chora. Temperatura ciała była podwyższona i wciąż się utrzymywała. Miała nieustanne dreszcze. Lekarze zdiagnozowali grypę, później bronchit. Zaproponowali, aby wyjechała do sanatorium. Wraz z Ewą Maria odbyła długą, ostatnią podróż do Sancellemoz. Podczas podróży snuła plany związane z Instytutem Radowym w Paryżu i w Warszawie. Mówiła, że ostatnie odkrycie Ireny i Freda zapewne przyniesie im Nagrodę Nobla. W Sancellemoz została jeszcze raz gruntownie przebadana. Zalecono nowe terapie, zaaplikowano leki. Z nikłym uśmiechem mówiła – Może być, że się trudzimy całkiem niepotrzebnie… W końcu lekarze znaleźli prawdziwą przyczynę osłabienia Madame Curie – anemia złośliwa o przebiegu piorunującym. Ewa nigdy nie okazała słabości przy matce i nie dała poznać po sobie, że wie iż to koniec. Płakała na korytarzu. W listach do rodziny w Polsce regularnie opisywała stan zdrowia matki. 6 czerwca informowała Józefa Skłodowskiego, że jest źle, że matka cierpi na jakąś chorobę z gorączką, dreszczami i bólem głowy. Brat chciał przyjechać do siostry w kolejnym tygodniu i rozpoczął starania o paszport i bilety. Jednakże w liście z 11 czerwca Ewa prosiła, aby jednak nie przyjeżdżał. Obawiała się, że obecność rodzeństwa uzmysłowi Marii, że odchodzi. Dziesięć dni później, 21 czerwca, prosiła Józefa i Bronkę, żeby przyjechali do Marii. Dłuska wyjechała 3 lipca, Skłodowski chciał wyjechać między 10 a 15 lipca. W ostatniej niemal chwili 2 lipca do sanatorium przyjechała Irena i Fred. Zawsze opanowana i spokojna starsza córka uczonej nie miała siły by patrzeć jak odchodzi jej ukochana matka.

Ewa wspominała, że Maria Skłodowska-Curie sama sprawdzała termometr i nie było możliwości, aby ją oszukać. 3 lipca 1934 roku temperatura nagle spadła. To nie lekarstwa mi pomogły, ale te góry – ta przestrzeń – powietrze – powiedziała do Ewy. Czasami szeptała: Paragrafy… tytuły rozdziałów… Wszystkie jednakowymi czcionkami… Myślałam nad tą książką. Kilka godzin przed śmiercią próbowała resztkami sił zamieszać herbatę i patrząc na łyżeczkę i pytała – Czy to jest z radu, czy z mezotoru? Później zdoła jeszcze zaprotestować przed zrobieniem zastrzyku – Nie chcę. Chcę, żeby zostawiono mnie w spokoju. Szeptem powiedziała kilka niezrozumiałych słów. W końcu o świcie, kiedy słońce wzeszło i rozświetliło pokój, znalazło cichutką postać na łóżku i rzuciło jasne błyski na jej głowę i twarz. Po raz ostatni słońce oświetliło twarz Wielkiej Uczonej. Maria Skłodowska-Curie odeszła o godzinie czwartej rano 4 lipca 1934 roku.

Ewa napisała:

Biało ubrana, z białymi włosami, z twarzą zastygłą w wyrazie powagi i męstwa, jak twarz bojownika z odkrytym wyniosłym czołem – jest w tej chwili najwyższym symbolem piękna i szlachetności.

Jej szorstkie, stwardniałe ręce, głęboko poparzone przez rad, straciły wreszcie zwykły tick nerwowy. Leżą, sztywno wyciągnięte na prześcieradle, w straszliwym bezruchu. Ręce, które tak pracowały.

Nazajutrz, 5 lipca świat dowiedział się o śmierci Madame Curie. Oficjalny komunikat głosił: Maria Curie zmarła w Sancellemoz dnia 4 lipca r. 1934, na skutek anemii złośliwej aplastycznej o przebiegu gwałtownym, gorączkowym. Szpik kostny nie zareagował prawdopodobnie dlatego, że zaszły w nim zmiany, spowodowane długoletnim wpływem promieni.

Hołd Jej pamięci składali naukowcy, pisarze, politycy, studenci.

Zjazd fizyków w Rzymie, od lewej: Robert Millikan, Maria Skłodowska-Curie, Arthur Compton, Guglielmo Marconi, Jean Perrin i Niels Bohr, 1931, [za:] https://www.insidescience.org/file/mariecurieotherscientistsjpg
Niels Bohr w liście do Ireny napisał:

Musi dla Pani być wielkim ukojeniem myśl o radości, jaką sprawiły Pani Curie wspaniałe odkrycia, których dokonaliście Państwo w ostatnich latach. Były one ukoronowaniem wielkiego dzieła jej życia.

Maria Skłodowska-Curie i Albert Einstein nad Jeziorem Genewskim, lipiec 1924, Domena publiczna

Albert Einstein powiedział:

Miałem to szczęście, że przez dwadzieścia lat łączyły mnie z panią Curie więzy wzniosłej i niczym niezmąconej przyjaźni. Podziwiałem coraz bardziej jej wielkość jako człowieka. Jej siła, czystość charakteru, surowość wymagań wobec siebie samej, obiektywizm, nieskazitelne poglądy, wszystkie te cechy były tak wysokiego gatunku, że rzadko spotyka się je razem, połączone u jednej osoby. Stale uważała, że jest w służbie społeczeństwa, a jej wyjątkowa skromność nie dopuszczała pochlebstw.

 

Prezydent RP Ignacy Mościcki sadzi pamiątkowe drzewo w ogrodzie Instytutu Radowego w Warszawie, 29 maja 1932, Narodowe Archiwum Cyfrowe sygn. 1–N–818–5

Prezydent RP Ignacy Mościcki w kondolencjach wysłanych Irenie Joliot-Curie napisał:

Polska traci w ś.p. Pani Curie-Skłodowskiej nie tylko uczoną, która imię swej ojczyzny wsławiła w całym świecie, ale i wielką obywatelkę, zawsze przez całe życie czujnie stojącą na straży interesów swojego narodu.

André Broca – jeden z studentów Marii – napisał: Myśl o tym, że wejdę do jej gabinetu i nie znajdę jej za stertą starannie poukładanych papierów, sprawiła, że płakałem jak dziecko. Inny student dodał: Jak wyobrazić sobie Instytut bez niej? I tę słynną klatkę schodową, gdzie tak rozmawiała z nami oparta o poręcz, z nieco pochylonym szerokim czołem i rękoma w ustawicznym ruchu. To w tym Instytucie […] pani Curie pierwszy raz odezwała się do mnie, z takim ciepłem i zrozumieniem […] Wydaje mi się, że nadal ją widzę w piwnicy, kiedy rozważa zalety kalorymetru; […] albo w czasie ostatniej Wigilii w laboratorium […], kiedy tak dużo rozmawialiśmy o przyszłości fizyki teoretycznej we Francji. Im więcej wspomnień ożywa w mej pamięci […], tym trudniej jest mi wyobrazić sobie bez niej ten budynek, w którym nadwerężała swe siły i zdrowie. I wydaje mi się, że kamienie i cegły się rozpadną.

Grób rodziny Curie na cmentarzu w Sceaux pod Paryżem, b.d., [za:] E. Curie, „Maria Curie”, Wydawnictwo J. Przeworskiego, Warszawa 1938.
W piątek, 6 lipca 1934 roku, w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół trumnę z ciałem Marii Skłodowskiej-Curie złożono w grobie na cmentarzu w Sceaux. Spoczęła obok Piotra Curie. Podczas ceremonii pogrzebowej nie przemawiano. Pochowano Ją tak jak żyła – cicho i skromnie. Bronia i Józef nie uzgadniając tego z sobą przywieźli z Polski garść ziemi, którą rzucili na trumnę siostry.

Maria Skłodowska-Curie na tarasie Instytutu Radowego w Paryżu, 1923, [za:] S. Quinn, „Życie Marii Curie”, Prószyński i S-ka., Warszawa 1997.
Pomnik Marii Skłodowskiej-Curie na Skarpie Warszawskiej, 2019, fot. Ewelina Wajs-Baryła

 

Róża posadzona przez Marię Skłodowską-Curie po dziś dzień rośnie przy Instytucie Radowym w Paryżu pod balkonem Laboratorium Curie…

Tomasz Pospieszny

145. rocznica urodzin Harriet Brooks

 

opublikowano 2 lipca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny   /

Współpracownik wielkiego Ernesta Rutherforda, a prywatnie szwagier Harriet Brooks, Arthur Stewart Eve napisał – Miss Brooks opublikowała kilka artykułów na temat różnych zjawisk radioaktywnych. Była ona jednym z najbardziej popularnych i pracowitych pracowników w początkowym okresie badania zjawiska [radioaktywności].

Harriet Brooks należy bez wątpienia do grona najwybitniejszych fizyczek jądrowych badającą przemiany jądrowe i radioaktywność. Współpracowała i uczyła się od najwybitniejszych uczonych epoki – Josepha Johna Thomsona, Ernesta Rutherforda i Maria Skłodowskiej-Curie. Rutherford bardzo wysoko cenił jej zdolności i talent. Uważał, że Brooks dorównuje zdolnościami i geniuszem Marii Curie. To właśnie dzięki niemu Brooks uważana jest za pierwszą kanadyjską uczoną zajmującą się fizyką jądrową. Uczona przeprowadziła serię eksperymentów mających na celu określenie charakteru radioaktywnych emisji z toru. Należy do pierwszych osób, które odkryły gaz szlachetny radon i próbowały określić jego masę atomową. Rutherford w 1901 roku opublikował wyniki wspólnej pracy z Brooks w „Natureˮ. W pracy napisał: W tych eksperymentach pomogła mi Miss H.T. Brooks, a wyniki wskazują, że emanacja z radu jest w rzeczywistości gazem radioaktywnym. Według wielu historyków nauki było to niezwykle ważne odkrycie. Odkrycie to miało kluczowe znaczenie dla postępu badań radioaktywnych. W tym czasie uważano, że pierwiastki promieniotwórcze zachowują swoją tożsamość podczas uwalniania promieniowania. Rozpoznanie gazu o niższej masie cząsteczkowej wskazywało, że nie może on być po prostu gazową formą toru. Ten właśnie wynik skłonił Rutherforda, wraz z Frederickiem Soddym, do późniejszego zrozumienia, że nastąpiła transmutacja jednego pierwiastka w drugi. Jednak istotny pionierski krok Brooks w odkryciu tego procesu był długo pomijany.

Uczona w laboratorium Rutherforda zaobserwowała tak zwane zjawisko odrzutu. Kiedy atomy radioaktywne wyrzucają z siebie promienie alfa, doznają odrzutu, tak jak działo armatnie po wystrzeleniu pocisku. Odrzucone atomy pozostają w preparacie i dalej ulegają przemianie alfa. Obserwacja Brooks została przeoczona, a efekt został odkryty na nowo cztery lata później przez Ottona Hahna i Lise Meitner.

W 1907 roku uczona wycofała się z życia naukowego i poświęciła się rodzinie. Harriet Brooks zmarła w otoczeniu najbliższych, w wieku pięćdziesięciu sześciu lat 17 kwietnia 1933 roku. Ernest Rutherford w „Natureˮ, napisał o niej: […] była kobietą o wielkim wdzięku i zdolnościach, była mile widzianą ozdobą każdego laboratorium badawczego i pozostawiła w nim wszystko, co wiązało się z jej żywym wrażeniem wspaniałej osobowości i charakteru.

 

Harriet Brooks jest jedną z bohaterek naszej wystawy  „Pasja & Geniusz”. Serdecznie zapraszamy do pobrania planszy poświęconej Harriet w formacie pdf. Wystarczy kliknąć w poniższy obrazek.

 

Recenzujemy — Emma Chapman „Pierwsze światło”

Opublikowano 30 czerwca 2001 r.

Wydawnictwo Muza przygotowało książkę autorstwa brytyjskiej fizyczki doktor Emmy Chapman pracującej w Towarzystwie Królewskim. Doktor Chapman jest członkinią Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego, stypendystką dwóch najbardziej prestiżowych stypendiów naukowych przyznawanych w Wielkiej Brytanii: Royal Society Dorothy Hodking oraz STFC Ernest Rutherford Fellowship. Nie mogło być lepszej reklamy dla recenzowanej książki.

W swojej książce Chapman doskonale tłumaczy problemy, które starają się rozwiązać astronomowie. Autorka bardzo umiejętnie wprowadza nas w świat astronomii. Opowiada o tym jak tworzyła się wiedza o gwiazdach, z czego są zbudowane i w jaki sposób można je klasyfikować. Przeprowadza nas przez wszystko to z czym najczęściej kojarzymy Wszechświat – jego początki, erę pierwszych gwiazd, czarną materię, czarne dziury, galaktyki… Co ciekawe Chapman omawia też w prosty sposób między innymi mechanizm zaćmienia Słońca, porusza zagadnienia związane ze światłem (Rysunek 4 na str. 31 byłby zdecydowanie lepszy, gdyby pokazano go w kolorze, tak jak w wersji oryginalnej), widmami gwiazd, prędkością światła, temperaturą gwiazd, klasyfikacją gwiazd. W książce pojawiają się wykresy i rysunki, które ułatwiają zrozumienie opowiadania Chapman. Na uwagę zasługuje opis pracy Cecilii Payne-Gaposchkin (o Uczonej pisaliśmy dla Państwa TUTAJ). Być może krótka opowieść o jej interesującym życiu i fascynującej pracy skłoni polskich wydawców do przetłumaczenia jej biografii lub autobiografii, co w moim odczuciu wypełniłoby od dawna brakującą lukę w polskiej bibliografii.

Z dużą przyjemnością oglądałem fotografie umieszczone w książce. Są one niewątpliwym smaczkiem tej interesującej pozycji. Jako chemik poczułem pewien niesmak patrząc na układ okresowy pierwiastków umieszczony na stronie 15. Ktoś niewtajemniczony może sądzić, że znajdują się w nim tylko metale. Autorka wprawdzie wyjaśnia, które pierwiastki są ważne z punktu widzenia astrofizyka (przede wszystkim gazy – wodór i hel), ale trudno zaakceptować jej stwierdzenie, że wszystkie pierwiastki poza wodorem i helem będę w tej książce nazywać metalami (s. 16).

Książa liczy 318 stron, podzielona została na wprowadzenie, 11 rozdziałów (w ich obrębie znajdują się podrozdziały, które ułatwiają zapoznawanie się z treścią książki), przypisy końcowe (sądzę, że brakuje dodatkowej, krótkiej listy kilku pozycji lub opracowań w języku polskim), podziękowania. Dodatkowo publikacja zawiera kolorową wklejkę i 26 rysunków umieszczonych w tekście.

Książa jest napisana w sposób prosty i zrozumiały. Często pomiędzy naukowy język autorka wplata anegdotki i dykteryjki, które sprawiają, że jej opowieść nabiera bardzo dużej lekkości. Sądzę, że każdy znajdzie w książce Chapman coś dla siebie. Autorka w niezwykle umiejętny sposób zabiera czytelników w podróż po Wszechświecie. Wspomnienia z tej podróży na długo pozostają w pamięci. Po lekturze jej książki z pewnością zupełnie inaczej będziemy spoglądali w cudownie piękne nocne Niebo.

 

Piękniejsza Strona Nauki dziękuje za egzemplarz recenzencki.

            Tomasz Pospieszny

115. rocznica urodzin Marii Goeppert-Mayer

 

/   Tomasz Pospieszny  /

 

Jeśli kochasz naukę, wszystko, czego naprawdę pragniesz, to kontynuowanie pracy. Nagroda Nobla wzbudza emocje, ale nie zmienia niczego.

(Maria Goeppert-Mayer)

  • Maria Goeppert-Mayer urodziła się 28 czerwca 1906 roku w Katowicach, gdzie spędziła pierwsze cztery lata życia;
  • pochodziła z niezwykle znanej i zasłużonej dla Śląska rodziny profesorskiej:
    • ojciec – Friedrich Göppert był lekarzem i profesorem pediatrii, przyczynił się do zwalczenia epidemii zapalenia opon mózgowych;
    • dziadek – Heinrich Robert Göppert był profesorem prawa;
    • pradziadek – Johann Heinrich Robert Göppert był profesorem botaniki, twórcą Muzeum Botanicznego we Wrocławiu.
  • ze strony rodziny ojca Maria była siódmą generacją profesorów uniwersyteckich;
  • zmieniła pisownię nazwiska na angielską, kiedy przeniosła się do Stanów Zjednoczonych;
  • słynęła z urody. Uważano ją za najpiękniejszą kobietę w Getyndze. Victor Weisskopf wspominał, że kochali się w niej wszyscy, a ona była wielką flirciarą i każdego umiała sobie owinąć wokół palca. Sama Maria mówiła: Nie byłam wcale piękna. Getynga była klasycznym europejskim miastem uniwersyteckim, w którym córki profesorskie były na szczytach towarzyskich, były też straszliwie rozpieszczane i popularne.
  • do końca życia ceniła i przyjaźniła się ze swoim mistrzem i mentorem Maxem Bornem;
  • praca doktorska, którą obroniła w 1930 roku zawierała tezy, które znalazły potwierdzenie praktyczne dopiero w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku przy pomocy nowo odkrytych wówczas laserów;
  • była niezwykle uzdolniona matematycznie – Enrico Fermi i Edward Teller byli pod ogromnym wrażeniem jej zdolności – jednak jako dziedzinę studiów wybrała fizykę;
  • mężem Marii był Joe Meyer amerykański chemik, który nieustannie wspierał ją w pracy. Kiedy Maria wątpiła w realizacją swojego doktoratu Joe powiedział: Gosposie w Stanach Zjednoczonych są niezwykle drogie, ale obiecuję je wynająć… jeśli tylko pozostaniesz nadal fizykiem!
  • była niezwykle oddana pracy naukowej. Jej córka Marie-Anne powiedziała kiedyś Dwóch naukowców w rodzinie to o półtora za dużo.
  • pracowała bez wynagrodzenia na Johns Hopkins University (1931–1939), Columbia University (1939–1946);
  • w czasie drugiej wojny światowej brała udział w pracy nad bombą atomową w ramach Projektu Manhattan;
  • od 1946 była profesorem w Institute of Nuclear Studies przy University of Chicago, gdzie pracowała m. in. z Enrico Fermim, Edward Tellerem i Haroldem Ureyem;
  • pracę, która przyniosła jej Nagrodę Nobla, wykonała, gdy pracowała na część etatu w Argonne National Laboratory w okresie pobytu w Chicago. Od 1960 była profesorem Uniwersytetu Kalifornijskiego w La Jolla, San Diego;
  • jest drugą kobietą uhonorowaną Nagrodą Nobla z fizyki (1963 rok), a pierwszą, która otrzymała to wyróżnienie za prace teoretyczne;
  • Nagrodę Nobla otrzymała sześćdziesiąt lat po Marii Skłodowskiej-Curie;
  • po otrzymaniu Nagrody Nobla powiedziała: Ku mojemu zaskoczeniu zdobycie nagrody nie było aż tak ekscytujące, jak wykonanie samej pracy. To była fajna zabawa, widząc, jak to działa. […] Jeśli kochasz naukę, wszystko, czego naprawdę pragniesz, to kontynuowanie pracy. Nagroda Nobla wzbudza emocje, ale nie zmienia niczego;
  • paliła ogromne ilości papierosów. Często podczas wykładów myliła się i próbowała pisać na tablicy papierosem, a zaciągnąć się kredą;
  • podczas drugiej wojny światowej pomagała kolegom z Niemiec. Jedna z emigrantek mieszkała w jej domu przez dwa lata;
  • Po dojściu Hitlera do władzy pisała do Borna: Jestem Niemką, która nie chciała uwierzyć, że ludzie, których znałam i lubiłam, mogli się tak zmienić nawet za czasów nazistów;
  • w 1951 roku poznała Johannesa Hansa Daniela Jensean, który niezależnie od niej doszedł do podobnych wniosków związanych z powłokowym modelem jądra atomowego. Uczeni niemal natychmiast się zaprzyjaźnili. Biograf uczonej Joseph Ferry twierdzi, że Maria znalazła w Jensenie brata, którego nigdy nie miała. Podczas gdy Joe mógł być twardy i arogancki, Jensen był łagodny i przyjazny. Maria i Jensen dzielili miłość do muzyki, podczas gdy Joe był na nią nieczuły. Znaleźli także szczególne znaczenie w tym, że obchodzili wspólnie urodziny i potrzebowali okularów. Czasami żartowali, że są bliźniętami, które zostały rozdzielone w chwili urodzenia. Jensen nawet podpisał swoje listy do Marii „z miłością, Twój brat bliźniakˮ;
  • Wolfgang Pauli nazywał ją Cebulową Madonną;
  • jest współautorką dwóch niezwykle ważnych książek Statistical Mechanics (John Wiley and Sons, New York, 1940) wraz z mężem Josephem E. Mayerem oraz Elementary Theory of Nuclear Shell Structure (John Wiley and Sons, London, 1955) wraz z J. H. D. Jensenem;
  • w październiku 1959 roku Maria przeszła wylew krwi do mózgu, w wyniku czego doznała paraliżu lewej części ciała. Miała problemy z mówieniem i poruszaniem ręka. Straciła też słuch w lewym uchu. Nie zrezygnowała jednak z palenia papierosów;
  • w październiku 1967 roku z okazji setnej rocznicy urodzin Marii Skłodowskiej-Curie uczona przyjechała do Polski. Zapytana przez sekretarza naukowego PAN profesora Henryka Jabłońskiego, czy ma jakieś szczególne życzenia, odparła bez namysłu: Chcę odwiedzić Katowice. Niestety miasta nie miała okazji zobaczyć;
  • jej koncepcja powłokowego modelu jądra atomowego oparta jest na tzw. liczbach magicznych. Uczona zauważyła, że niektóre pierwiastki chemiczne np. hel, tlen, wapń czy cyna są szczególnie trwałe. Zorientowała się, że one mają określone liczby protonów lub neutronów (2, 8, 20, 28, 50, 82, 126, a dla samych neutronów także 184. Dla protonów magiczna może być liczba 114, 120, 126);
  • swoje spostrzeżenie opisała w następujący sposób: Wyobraź sobie salę pełną tańczących walca. Tancerze przesuwają się dookoła tej sali w koncentrycznych kołach. Dalej pomyśl, że w każdym kole możesz zmieścić dwa razy więcej tancerzy jeśli jedna para wiruje w kierunku ruchu wskazówek zegara, a druga w przeciwnym. A potem dodatkowa wariacja: pomyśl, że ci tancerze wirują w porywach, jak mistrzowie. Niektóre z tych par, które wirują w kierunku wskazówek zegara robią porywy w tym samym kierunku. Porywy pozostałych par są w kierunku przeciwnym. Tak samo z parami wirującymi w kierunku przeciwnym do kierunku wskazówek zegara – niektóre wykonują zrywy w tym samym kierunku, inne w przeciwnym;
  • słynęła z urządzania niezwykle wystawnych przyjęć bożonarodzeniowych;
  • prawie przez całe życie była dyskryminowana ze względu na płeć. Uważano, że jest zbyt ładna by być mądrą;
  • uczona zmarła w 1972 roku na rozległy zawał serca;
  • w Katowicach znajduje się mural poświęcony jej pamięci zatytułowany –Tańcząca z atomami.

Zapraszamy na fragment książki Tomasza Pospiesznego pt. „Pasja & geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla”, poświęcony Marii Goeppert-Mayer.

151. rocznica urodzin Clary Immerwahr-Haber — fragment książki „Pasja i geniusz”

 

***

Ojcem Clary był Philipp Immerwahr (1839–1900), doktor chemii, którą studiował we Wrocławiu i w Heidelbergu, między innymi u Roberta Bunsena. Człowiek oczytany, wykształcony, który pragnął wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce. Opisywano go jako miłego, bardzo przyjaznego, niezwykle przywiązanego do żony i córek. Pełnił funkcję sędziego komercyjnego, a przez krótki czas pracował też w aptece. Po studiach rozpoczął pracę w rodzinnej firmie, którą założył jego kuzyn Georg Lunge. Firma zajmowała się produkcją sody, salmiaku (chlorku amonu), kwasu winowego i soli ołowiu. Niestety fabryka nie utrzymała się zbyt długo na rynku i po zamknięciu produkcji Philipp zajął się handlem. Wkrótce mógł otworzyć sklep w Breslau, specjalizując się w sprzedaży kosztownych tkanin i dywanów angielskich i perskich. Wydaje się, że ojciec Clary był faktycznie obdarzony zmysłem kupieckim, gdyż firma bazowała nie tylko na produkcji własnej, ale również eksporcie wszelakich tkanin i materiałów. Ponadto zaczął interesować się agronomią. Początkowo dzierżawił gospodarstwo rolne, a następnie wykupił ziemię i został właścicielem cukrowni oraz majątku we wsi Polkendorf niedaleko Środy Śląskiej, trzydzieści kilometrów od Breslau. Philipp ożenił się ze swoją kuzynką Anną Krohn (1846–1890), której zamożni rodzice byli wiedeńskimi kupcami. Określano ją jako kobietę o niezwykłej życzliwości, dobroci i zdolności zjednywania sobie ludzi. Państwo młodzi otrzymali od matki Philippa Liny Immerwahr mieszkanie w Breslau, w którym przebywali podczas częstych wizyt w mieście i w którym w przyszłości podczas studiów będzie mieszkać Clara. Większość roku rodzina Immerwahrów spędzała na gospodarstwie rolnym, na okres zimowy natomiast zawsze zjeżdżali do matki Philippa do Breslau.

Clara przyszła na świat 21 czerwca 1870 roku w majątku Polkendorf. Była najmłodsza z rodzeństwa – miała dwie siostry: Elsbeth (Elli) i Gertrud Rosalie (Lotte lub Rose) oraz brata Paula. Rodzice przykładali niezwykłą wagę do wykształcenia swoich dzieci. I co dość dziwne w tamtych czasach, uważali, że nie tylko Paul powinien zdobyć podstawową edukację. Tak więc poza wpajaniem podstawowych cnót – prostoty, umiaru i skromności, w domu kładziono szczególny akcent na naukę, zainteresowanie którą Clara wykazywała od najmłodszych lat. Podczas gdy jej starsze siostry uczyły się, gdyż tak kazali rodzice, ona robiła to z przyjemnością. Z czasem zaczęła patrzeć z zazdrością na brata, który z wolna wkraczał w tajniki nauk ścisłych. Początkowo wszystkie trzy panny były posyłane do sąsiedniej wsi, gdzie na prywatnych lekcjach nauczyciel Robert Hoppe wprowadzał je w tajniki nauki. Clara była niezwykle ciekawa, wykazywała się dużą cierpliwością, gorliwością, a co najważniejsze, zadawała pytania, za czym szło swego rodzaju odkrywanie świata. Jej wielkim marzeniem było pójść w ślady brata i dostać się do gimnazjum. Po prywatnych lekcjach Clara wraz z siostrami trafiła do szkoły dla panien z tzw. dobrych domów. Jej fascynacja naukami ścisłymi doprowadzała „wykładowców” podstawowych umiejętności gospodarczych, na przykład szycia, haftu, gotowania, do pasji. Nauczycielka robót ręcznych zwykła mawiać, że „śpiewanie jest dla dziewcząt, elokwencja jest dla mężczyzn”. Podobna dewiza przyświecała siostrom Clary, które myślały raczej o szybkim zamążpójściu niż nauce. Pomimo skupienia całej uwagi na nauce Clara wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką Lise Meffert uczęszczała na lekcje tańca. Poznała tam dwudziestodwuletniego przystojnego, obdarzonego gęstą czupryną i skupionym spojrzeniem zza binokli Fritza Habera. […]

Wydaje się, że Clara zauroczyła Fritza od pierwszego wejrzenia. Chciał się z nią ożenić jak najszybciej, ale dziewczyna nie była przekonana, czy to rzeczywiście dobry kandydat. Na przeszkodzie stanęli także jej rodzice, którzy chcieli wiedzieć, jak starszy od ich córki o zaledwie dwa lata Fritz, bez wykształcenia i pracy, chciałby utrzymać siebie, żonę i ewentualne dzieci. Ponadto dość szorstka powierzchowność kandydata do ręki ich córki pozostawiała także wiele do życzenia. Lisa Meffert, z którą Clara w dzieciństwie przysięgła mówić sobie zawsze prawdę – nawet tę najgorszą i niewygodną – i z którą mogła rozmawiać o wszystkim, szczerzej niż z rodzeństwem, powiedziała, że Fritz jest być może „błyskotliwy, ale to pozerski zarozumialec”. Wydawał się Clarze również „zbyt pewny siebie, jeśli nie arogancki”. Z drugiej strony, jak twierdzi Joanna Hytrek-Hryciuk, Clara: „ […] nie chciała rezygnować z tego uczucia. Chociaż miała wątpliwości, czy nadaje się do roli żony i matki, to była zakochana. Co równie ważne, bała się samotności, ówczesny świat nie miał bowiem zbyt wiele do zaoferowania niezamężnej kobiecie.” Przygnieciony ciężarem zarzutów Fritz musiał się jednak poddać. W 1886 roku wyjechał do Berlina, by podjąć studia chemiczne. W wyniku nacisków ojca przeniósł się na politechnikę, gdzie w 1891 roku pod kierunkiem profesora Carla Libermanna (1842–1914) uzyskał doktorat.

Fraulein Immerwahr mogła skupić się teraz całkowicie na wyznaczonym celu – nauce. Wydaje się, że przyszła uczona była szczególnie zainteresowana naukami biologicznymi i chemicznymi. Niestety zdobycie wymarzonej profesji w dziedzinie chemii czy biologii stało pod znakiem zapytania. Tym bardziej, że z wielkim politowaniem i drwiną spoglądał na nią nawet wuj Wilhelm Alexander Freund (1833–1917), uznany profesor ginekologii w Breslau, który 1878 roku dokonał pierwszego wycięcia nowotworowej macicy. Jak się okazuje, nawet oświeceni ludzie miewają konserwatywne poglądy. Szczególne zdolności wykazywała w naukach ścisłych. Można powiedzieć, że już na tak wczesnym etapie nauki przyrodnicze były jej dobrze znane. Należy podkreślić, że podobnie jak Maria Skłodowska Clara dużo czasu poświęcała na naukę w samotności. To, co było dla niej niedostępne w szkole, studiowała samodzielnie. Oczywiście seminarium nauczycielskie dawało możliwość poznawania języków obcych, z czego panna Immerwahr skorzystała. Łatwo przychodziła jej nauka języka angielskiego i francuskiego – to właśnie te języki miałby w przyszłości zapewnić jej nauczycielski byt. Zresztą zaraz po skończeniu nauki Clara krótko pracowała jako guwernantka. W seminarium nauczycielskim miała też szczęście spotkać pannę Hedwig Knittel, wykształconą podróżniczkę, która doceniła jej potencjał i jednocześnie stanowiła dla niej inspirację intelektualną. To najprawdopodobniej ona podarowała Clarze podręcznik dla dziewcząt autorstwa Jane Marcet z 1806 roku pod tytułem Rozmowy o chemii. I to właśnie ta książka całkowicie zmieniła spojrzenie przyszłej uczonej na nauki chemiczne…

***

Tomasz Pospieszny, Pasja i geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla, Wydawnictwo Po Godzinach, Warszawa 2019

109. rocznica urodzin Chien-Shiung Wu

/   Tomasz Pospieszny   /

Zaktualizowano 31 maja 2021 r.

Jest tylko jedna rzecz gorsza niż powrót z laboratorium do domu, w którym zlew jest pełen brudnych naczyń, dzień bez laboratorium! – wyznała kiedyś Chien-Shiung Wu jedna z najwybitniejszych uczonych wszechczasów. Przyszła na świat 31 maja 1912 roku. Przeszła do historii jako Madame Wu, Pierwsza Dama Fizyki lub chińska Madame Curie. Wu słynęła z pracowitości i poświęceniu dla idei, dlatego nikogo nie powinien dziwić inny przydomek jakim nazywali ją współpracownicy – Smocza Dama. Dziś istnieje pogląd, że Chien-Shiung Wu była jedynym urodzonym w Chinach naukowcem pracującym przy projekcie Manhattan.

Za radą ojca – Ignoruj przeszkody i zawsze idź przed siebie – dążyła do wyznaczonego celu wiedząc, że tylko w USA może ziścić swoje największe marzenie – zostać fizyczką. Uczyła się i współpracowała z najlepszymi Ernestem O. Lawrencem czy Robertem Millikanem. W pracy doktorskiej wykazała, że ksenon-135, który ma krótki czas życia ma ogromne powinowactwo do wychwytywania neutronów. Powstaje on w reakcji rozszczepienia jądra uranu i natychmiast pochłania wolne neutrony wyhamowując tym samym reakcję łańcuchową, przez co reaktor jądrowy krótko bo rozpoczęciu pracy wygasa. Bardzo szybko zyskała sławę ekspertki od badania radioaktywności – w szczególności pasjonowało ją promieniowanie beta.

Chien-Shiung Wu w swoim laboratorium, b.d., [za:] https://owlcation.com/humanities/Chien-Shiung-Wu
W 1956 roku dwóch amerykańskich fizyków Tsung-Dao Lee i Chen Ning Yang przewidziało teoretycznie, że w rozpadzie beta łamana jest parzystość (uczeni podejrzewali, że cząstki w jądrze atomowym mogą czasem faworyzować jeden lub drugi kierunek – krótko mówiąc, czasami mogą być „praworęczneˮ, a czasami „leworęczneˮ). Zasugerowali także eksperyment, który mógłby potwierdzić ich teorię. Wydawał się on jednak tak skomplikowany, że właściwie niewykonalny. W 1957 roku Wu wykonała w kooperacji z National Institute of Standards and Technology eksperyment pokazujący to zjawisko w rozpadzie beta. Jej eksperyment jest dziś uważany za jeden z najdonioślejszych w dziejach współczesnej fizyki. Dziesięć miesięcy po ogłoszeniu wyników spektakularnego eksperymentu, świat dowiedział się, że Nagrodę Nobla z fizyki za wnikliwe badanie tak zwanych praw parzystości, które doprowadziły do ważnych odkryć dotyczących cząstek elementarnych, jako pierwsi Chińczycy otrzymali Tsung-Dao Lee i Chen Ning Franklin Yang. Chien-Shiung Wu została pominięta! Według opinii wielu badaczy historii nauki nieprzyznanie jej Nagrody Nobla było nie tylko niesprawiedliwe, ale zakrawało o skandal. Otrzymała wiele różnych innych nagród i wyróżnień, w tym słynną Nagrodę Wolfa z fizyki w 1978 roku.

Madame Wu w swoim gabinecie, b.d., [za:] https://owlcation.com/humanities/Chien-Shiung-Wu
Jej zainteresowania naukowe wiązały się także z badaniami nowych, krótkożyciowych rodzajów egzotycznych atomów oraz anemii sierpowatej.

W jednym z wywiadów powiedziała – Szczerze wątpię, by jakakolwiek osoba o otwartym umyśle naprawdę wierzyła w błędne wyobrażenie, że kobiety nie mają intelektualnej zdolności do nauki i technologii. Nie uważam też, że czynniki społeczne i ekonomiczne są faktycznymi przeszkodami, które uniemożliwiają uczestnictwo kobiet w nauce i technice.

 

Madame Wu, b.d., [za:] https://podcasts.whastic.com/podcast/women-in-stem-chien-shiung-wu-the-parity-warrior/
Uczona zmarła w Nowym Yorku na udar mózgu 16 lutego 1997 roku w drodze do szpitala. Zgodnie z jej wolą prochy zostały rozsypane na dziedzińcu szkoły Ming De School, którą założył jej ojciec i w której rozpoczęła się jej życiowa przygoda – miłość do nauki.

***

Znaczek pocztowy, proj. Ethel Kessler (na podstawie portretu autorstwa Kam Mak), © USPS / www.usps.com

11 lutego 2021 roku Poczta USA wyemitowała znaczek upamiętniający Chien-Shiung Wu. Tego dnia przypada Międzynarodowy Dzień Kobiet i Dziewcząt w Nauce. Znaczek z wizerunkiem Madame Wu ma być hołdem złożonym nie tylko Uczonej, ale także wszystkim kobietom zaangażowanym w tworzenie Nauki.

Wizerunek Madame Wu na znaczku pocztowym, proj. Ethel Kessler (na podstawie portretu autorstwa Kam Mak), © USPS / www.usps.com

 

***

Nowe wydanie książki „Jak powstała bomba atomowa”

Opublikowano 27 maja 2021 r.
Nakładem Wydawnictwa Marginesy ukazała się jedna z najważniejszych książek, traktująca o historii fizyki i chemii jądrowej pt. Jak powstała bomba atomowa. Autorem książki jest Richard Rhodes, który za swoją pracę otrzymał w 1986 roku nagrodę
Pulitzera w kategorii literatura faktu.
Richard Rhodes, [za:] https://radioopensource.org/richard-rhodes-is-the-knowledge-of-nukes-enough/
W roku 2000 nakładem Wydawnictwa Prószyński i Spółka ukazało się pierwsze wydanie tej książki. W naszej opinii przewyższa ono nowe wydanie, gdyż zawiera 128 fotografii postaci naukowców opisanych w książce oraz szczegółowy indeks osobowy (czego niestety brak w nowym wydaniu).
Nie mniej jednak pozycję tę serdecznie polecamy wszystkim miłośnikom historii nauki. W książce czytelnik pozna pierwszoplanowych aktorów tej fascynującej historii: małżonków Curie, Rutherforda, Chadwicka, Bohra, Meitner, Hahna, Seaborga, Oppenheimera i wielu innych.

__________________________________

 

Richard Rhodes, stosując najlepsze zasady suspensu, stopniowo wprowadza wielkich graczy tej historii: od Roosevelta i Einsteina, którzy wierzyli, że ryzyko użycia bomb z uranu może zapewnić pokój na świecie, po wizjonerskich pionierów zastosowania rozszczepienia termojądrowego do produkcji energii, w tym Plancka, Szilarda, Bohra, Oppenheimera czy von Neumanna. Naukowcy znani dotąd w bardzo wąskich kręgach – teraz stanęli w centrum uwagi mediów i trafiali na pierwsze strony gazet.

Rozmach tej książki obejmuje najwcześniejsze zapowiedzi energii jądrowej w powieściach H.G. Wellsa, oślepiający błysk pierwszej próby nuklearnej Trinity oraz program Manhattan, którego kulminacją stało się zrzucenie bomb jądrowych na Hiroszimę i Nagasaki, a także wyścig zbrojeń podczas zimnej wojny.

 

Wybuch bomby atomowej, fot. Adobe Stock

 

„Jak powstała bomba atomowa” to epos godny Miltona. Ta historia nigdy nie została przedstawiona z równą elegancją i smakiem, tak szczegółowo i tak po prostu – językiem, który wspaniale przybliża przełomowe odkrycia naukowe i ich efekty. Wielkie postacie naszego wieku – naukowcy, wojskowi i politycy – nabierają życia, gdy konfrontuje się je z brzemiennymi w skutki i straszliwymi decyzjami. Ta książka, traktując o najpoważniejszych problemach XX wieku, pomaga zrozumieć możliwości i pułapki przyszłego stulecia.

Isidor Izaac Rabi, laureat Nagrody Nobla z dziedziny fizyki w 1944 roku

Nowy komiks o Marii Skłodowskiej-Curie

 

W ostatnim czasie na polskim rynku wydawniczym pojawiło się sporo książek dotyczących życia i pracy Marii Skłodowskiej-Curie, między innymi: kanoniczna biografia autorstwa Ewy Curie (Warszawa 2021), wspomnienia Ireny Joliot-Curie (Warszawa 2020), biografia pióra Tomasza Pospiesznego (Warszawa 2020) czy Jana Piskurewicza (Warszawa 2020) . Jest to niezwykle budujące, ponieważ wiedza na temat Madame Curie wydaje się w Polsce wciąż niewystarczająca. Wymienione pozycje przeznaczone są dla starszego czytelnika. Zawsze pojawia się jednak niedosyt jeśli chodzi o najmłodszych odbiorców. Jakiś czas temu przedstawialiśmy listę lektur dla dzieci i młodzieży w tym ciekawą pozycję Maria Skłodowska-Curie. Światło w ciemności z tekstem Frances Andreasen Osterfelt i Anji C. Andersen oraz ilustracjami Anny Błaszczyk.

 

Fot. Piękniejsza Strona Nauki

Kilka dni temu ukazała się kolejna ciekawa pozycja dedykowana najmłodszym czytelnikom – komiks pod tytułem Maria Skłodowska-Curie. Pierwiastki promieniotwórcze. Autorami są Jordi Bayarri (rysunki i scenariusz) i Dani Seijas (kolory). Opieką merytoryczną pracę objęła dr Tayra M. C. Lamuza-Navarro, a w Polsce konsultantem naukowym był fizyk i doskonały popularyzator nauki dr Tomasz Rożek. Komiks wydał Klub Świat Komiksu. Wydawca zapowiada wydanie kolejnych opowieści między innymi o Darwinie, Einsteinie, Newtonie i Arystotelesie. Rysunki natychmiast przypomniały mi odległe czasy mojego dzieciństwa i serię filmów animowanych z serii Byli sobie odkrywcy. Być może rysunki komiksu wzbudziły nostalgię… Niemniej jednak po lekturze czytelnik otrzymuje porcję podstawowej wiedzy, zabawy, ale i wzruszeń.

Próbne szkice bohaterów komiksu, fot. Piękniejsza Strona Nauki

Poznajemy rodzinę Marii, jej ciężką drogę w zdobywaniu wiedzy, towarzyszymy jej w czasie małżeństwa z Piotrem Curie i podczas odkrywania pierwiastków radioaktywnych, aż po śmierć ukochanego męża, podróże do Ameryki i budowę Instytutu Radowego w Warszawie. Autorzy zadali sobie trud i pokazali kilka niuansów z życia uczonej na przykład spacer z Einsteinem nad Jeziorem Genewskim czy kolację z okazji jubileuszu Thomasa Edisona. Jednocześnie zadbali o ważne szczegóły z życia uczonej: dowiadujemy się, że podczas pobytu w Szczukach Maria za zgodą Żorawskiego uczyła wiejskie dzieci narażając na niebezpieczeństwo siebie i pracodawcę. Autorzy pokazali także kwestię związaną z Nagrodą Nobla z fizyki początkowo przyznanej tylko Piotrowi, który skutecznie interweniował w tej kwestii w Sztokholmie.

Fot. Piękniejsza Strona Nauki

Na zakończenie mogę tylko napisać, że szkoda, iż komiks jest tak krótki (ma 34 strony historii życia uczonej plus kilka stron uzupełnienia) bo zabawa podczas lektury była przednia. Warto dodać, że zamieszczono też album postaci ze świata Marii, w którym ilustracji bohatera towarzyszy krótki biogram (bardzo ciekawa inicjatywa), opis kongresów Solvaya (świetna ilustracja spotkania z 1927 roku), szkice postaci, wreszcie podsumowanie dr. Tomasza Rożka i kalendarium życia uczonej. Bardzo się cieszę, że ukazała się tak ciekawie pokazana historia życia uczonej. Mam nadzieję, że najmłodsi czytelnicy, podobnie jak ja wiele lat temu, ulegną fascynacji Marią Skłodowską-Curie. Serdecznie polecam!

 

Tomasz Pospieszny

 

V Kongres Solveyowski w 1927 roku — jeden z rysunków z wnętrza komiksu, fot. Piękniejsza Strona Nauki