Serdecznie Państwa zapraszamy na rozmowę profesora Tomasza Pospiesznego i redaktora Wiktora Niedzickiego.





Serdecznie Państwa zapraszamy na rozmowę profesora Tomasza Pospiesznego i redaktora Wiktora Niedzickiego.
/ Tomasz Pospieszny /
Układ okresowy pierwiastków chemicznych jest chyba jednym z najważniejszych osiągnięć nauki, bowiem zawiera wszystkie znane pierwiastki występujące we Wszechświecie jak i te, które do tej pory otrzymał w laboratorium człowiek. Rok 1869 jest powszechnie uważany za rok sformułowania okresowości pierwiastków chemicznych przez jednego z najwybitniejszych uczonych Dmitrija Mendelejewa. W 2019 roku przypada 150 rocznica powstania układu okresowego pierwiastków, dlatego br. został ogłoszony przez UNESCO i Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych Międzynarodowym Rokiem Układu Okresowego Pierwiastków Chemicznych (IYPT2019). Więcej informacji można znaleźć tutaj.
Odkrycie nowego pierwiastka chemicznego niewątpliwie wiąże się z wielką radością badacza. Jednak zanim będzie mógł skorzystać z przywileju nadania nazwy nowoodkrytemu pierwiastkowi, odkrycie musi przejść szereg niezwykle restrykcyjnych kryteriów. Jednym z najważniejszych jest potwierdzenie istnienia pierwiastka przez innych naukowców. Warto podkreślić, że nie zawsze oczywiste jest pierwszeństwo dokonanego odkrycia, a tylko ten kto pierwszy odkrył pierwiastek ma przywilej podania dla niego nazwy (obecnie nie zawsze).
Często pierwiastki nazywa się dla uczczenia innych uczonych. W ten sposób upamiętniono:
Na szczególną uwagę zasługują dwa pierwiastki – otrzymany w 1944 roku kiur (pierwiastek 96) i w 1982 roku meitner (pierwiastek 109).
Pierwszy z nich został otrzymany przez Glenna T. Seaborga, Ralpha A. Jamesa oraz Alberta Ghiorso z University of California w Berkeley, poprzez bombardowanie cząstkami alfa izotopów plutonu-239. Odkrywcy nowego pierwiastka zaproponowali dla niego nazwę dla upamiętnienia Marii Skłodowskiej-Curie oraz Pierre’a Curie. Było to wyjątkowe wydarzenie, bowiem pierwszy raz od 1880 roku zaproponowano nazwę pierwiastka dla uczczenia jakiejś osoby. Warto zwrócić uwagę, że jego symbol Cm stanowią inicjały Marii Curie. W uzasadnieniu zespół Seaborga napisał:
Jako nazwę pierwiastka o liczbie atomowej 96 proponujemy „curium” i symbolem Cm. Dowody wskazują, że pierwiastek 96 zawiera siedem elektronów w podpowłoce 5f, a zatem jest analogiczny do gadolinu pierwiastka z siedmioma elektronami w podpowłoce 4f […]. Na tej podstawie pierwiastek 96 jest nazwany Curie w analogiczny sposób do nazwy gadolin, na cześć chemika Gadolina.
Niewiele brakowało, aby także córka Marii i Pierre’a Curie – Irène i jej mąż Frédéric Joliot-Curie także zostali upamiętnieni w układzie okresowym pierwiastków. W 1968 roku zespół uczonych pod kierunkiem Gieorgija Florowa z Zjednoczonego Instytutu Badań Jądrowych odkrył dwa izotopy pierwiastka 105. Rosjanie zaproponowali nazwę nielsbohr (Ns) dla uczczenia pamięci Nielsa Bohra, natomiast Amerykanie używali nazwy hahn (Ha), od nazwiska Ottona Hahna. Międzynarodowa Unia Chemii Czystej i Stosowanej (IUPAC) zasugerowała z kolei nazwę joliot (Jl) Ostatecznie w 1996 zatwierdzono, a w 1997 roku opublikowano dla pierwiastka 105 nazwę dubn (Db) na cześć Dubnej.
Natomiast w 1969 roku zespół z Dubnej przeprowadzili eksperymenty chemiczne na pierwiastko 102 i doszli do wniosku, że zachowuje się on jak cięższy homolog iterbu. Uczeni zaproponowali dla niego nazwę joliotium (Jo) dla uczczenia zmarłej kilka lat wcześniej Irène Joliot-Curie. Ostatecznie pierwiastek nazwano noblem.
Drugi pierwiastek został z kolei nazwany na cześć jednej z najwybitniejszych uczonych wszech czasów Lise Meitner. Badaczka była nominowana do Nagrody Nobla aż 48 raz i nigdy nie została nią wyróżniona. W latach 1934–1948 była nominowana 19 razy z chemii, zaś w latach 1937–1965 29 razy z fizyki. Warto podkreślić, że jej współpracownik Otto Hahn otrzymał Nagrodę Nobla z chemii w 1944 roku za rozszczepienie ciężkich jąder atomowych. Jednak to Lise Meitner zinterpretowała to zjawisko, gdyż Hahn nie miał pojęcia co się dzieje w przeprowadzonych przez niego eksperymentach.
W Instytucie Badań Ciężkich Jonów w Darmstadt w Niemczech zespół niemieckich naukowców pod kierunkiem Petera Armbrustera i Gottfrieda Münzenberga przeprowadził eksperyment, w wyniku którego otrzymano kilku atomów nowego pierwiastka chemicznego. Uczeni bombardowali jądra atomowe bizmutu-209 izotopem żelaza-58 otrzymując pierwiastek o liczbie atomowej 109. Armbruster zaproponował dla niego nazwę meitnerium i symbol Mt. W 1994 roku nazwa ta została zalecona, a w 1997 roku zatwierdzona przez IUPAC. Peter Armbruster po latach uzasadniał: Jestem przekonany, że jej wkład stanowi bardzo istotną części fizyki jądrowej XX wieku. Musiała przy tym pokonać wszelkie możliwe przeszkody.
Hahn, który miał być imieniem pierwiastka numer 105 przepadł na zawsze, bowiem zgodnie z obowiązującymi zasadami nie można użyć proponowanej raz nazwy dla innego pierwiastka. Lise się udało, ale Otto został wykluczony na zawsze.
Miejmy nadzieję, że kolejne otrzymane pierwiastki otrzymają nazwy na cześć wybitnych kobiet uczonych…
Zalecana literatura:
Tomasz Pospieszny
Z okazji urodzin drugiej w historii nauki laureatki Nagrody Nobla z chemii zapraszamy do przeczytania fragmentu książki Tomasza Pospiesznego pt. Pasja i geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla.
[…] o postępowych poglądach, wolnomyślicielem i antyklerykałem3. […] Jestem przekonana, że w niektórych kwestiach politycznych dziadek miałby te same poglądy co ja, ponieważ mój sąd opiera się na prostych zasadach, które on mi wszczepił. Moje nastawienie w stosunku do spraw politycznych i religijnych zawdzięczam w znacznie większym stopniu jemu niż matce4.
Jej siostra Ève Curie wspominała z kolei, że:
[…] jemu to niewątpliwie zawdzięcza późniejsza Irena Joliot-Curie równowagę psychiczną,
on ją nauczył stronić od wszelkiego smutku i bezgranicznie kochać rzeczywistość, on jej przekazał swój antyklerykalizm, a nawet swoje sympatie polityczne5.
Sama uczona zaś dodawała:
W początkach mego wykształcenia ważną rolę odegrał dziadek, dawał mi dużo książek i kazał się uczyć wierszy, które nie bardzo jeszcze rozumiałam, ale których piękno już odgadywałam. Z tych czasów pozostało mi zamiłowanie do uczenia się poezji6.
Matka, która nigdy nie była wierząca, mówiła nam niekiedy: „Wychowuję was bez religii. Później, kiedy będziecie dorosłe, będziecie mogły, o ile zechcecie, przyjąć religię, która by wam odpowiadała”. Dziadek, stary wolnomyśliciel, nie ochrzcił swoich synów, co było rzeczą rzadką w tamtym czasie. Na pewno nie mógłby zrozumieć ani uznać, że synowie jego mogliby się nawrócić na jakąś religię. Ja zajmuję to samo stanowisko i chociaż szanuję szczerze wiarę, nie mogłabym współżyć blisko ze swoim dzieckiem, którego pojęcia tak bardzo odbiegałyby od moich8.
Bronisława Dłuska w liście do Ludwika Wertensteina pisała, że Irène:
[…] namiętnie kochała matkę i uważała ją za swoją wyłączną własność. Nikt inny nie miał
na nią wpływu z wyjątkiem dziadka, dr. Eugeniusza Curie, który po śmierci żony zamieszkał
z rodzicami Ireny. Był to człowiek niezwykle wykształcony i niezmiernej dobroci. […] Mając
dużo wolnego czasu, dziadek opiekował się troskliwie i mądrze małą Ireną. Uczył ją czytać
i pisać, chodził z nią na spacery i rozmawiał całymi godzinami. Wpływ matki i dziadka odbił
się wcześnie na dziecku, urabiając w nim poważny stosunek do życia i do lekceważenia błahszych jego stron9.
Maria była oddaną, kochającą i troskliwą matką. W listopadzie 1897 roku w jednym z listów do Władysława Skłodowskiego pisała:
Nadal karmię moją małą królewnę, ale niedawno obawialiśmy się, że będę musiała przestać. W ciągu ostatnich trzech tygodni Irena nagle spadła na wadze, wyglądała niezdrowo, była bez ochoty do życia i smutna. Teraz idzie jednak ku lepszemu. Jeśli Irena będzie normalnie przybierała na wadze, będę nadal karmić ją sama. Jeśli nie, wezmę mamkę, mimo przykrości, jaką mi to sprawi, i mimo kosztów: za nic na świecie nie chciałabym zaszkodzić rozwojowi mojego dziecka10.
Natomiast w grudniu 1898 roku do Bronisławy Dłuskiej donosiła, że z Irène „robi się coraz większy łobuz, co do żywienia jest bardzo wybredna i, oprócz tapioki na mleku, nic prawie regularnie jeść nie chce, nawet jajek”11. W notatniku notowała etapy rozwoju córki:
Styczeń 1898 roku: Chowa się dobrze i zaczyna przekręcać się w łóżeczku na bok.
Luty: Zaczyna bać się obcych ludzi i rzeczy, podniesionych głosów itp.12
20 lipca: […] robi „pa” rączką – zupełnie już dobrze chodzi na czworakach i mówi „gogli – gogli – go”. Przez cały dzień przebywa w ogrodzie w Sceaux, na dywanie. Tacza się po nim, wstaje, siada…
15 sierpnia: […] wyrznął się siódmy ząbek, na dole z lewej strony. Może się utrzymać, stojąc pół minuty bez niczyjej pomocy. Od trzech dni kąpiemy ją w rzece. Krzyczy przy tym, ale dzisiaj (czwarta kąpiel) przestała krzyczeć i zaczęła się bawić, uderzając rączkami o wodę. Bawi się z kotem i goni go z bojowymi okrzykami. Nie boi się już obcych. Dużo śpiewa.
Z krzesła potrafi sama wdrapać się na stół.
17 października: […] chodzi bardzo dobrze, zupełnie już nie biega na czworakach.
5 stycznia 1899 roku: […] ma piętnaście zębów13.
Moja matka […] mówiła, że były dwie Marie, jedna ta z laboratorium i druga w domu. W domu pełniła rolę matki, która troszczy się o dzieci. Piotr dużo mniej zajmował się córkami,
więc w ich domu panował tradycyjny w owych czasach podział ról. Oczywiście mieli w domu pomoc, kogoś, kto gotował, pilnował dzieci. Ojciec Piotra mieszkał z nimi i w dużej mierze przejął opiekę nad dziećmi, szczególnie moją matką, co było ogromnie ważne, zwłaszcza po śmierci Piotra14.
Irène podobnie jak jej ojciec niewiele mówiła, była uparta, nieśmiała i skryta, myślała wolno, ale dogłębnie, cechowała ją wielka inteligencja. Uczennica Marii Eugénie Cotton podaje, że kiedy Irène w gabinecie przyrodniczym w Sevres zobaczyła gipsowy odlew ciosu mamuta, zapytała ją, czy kiedykolwiek widziała mamuta. Gdy Cotton wyjaśniła, że mamuty żyły bardzo dawno, zaintrygowana Irene powiedziała: „No to spytam się dziadzi, jest stary. Musiał przecież kiedyś je widzieć”15. Dziadek nauczył ją też wrażliwości. Kiedyś zobaczyła obraz Rembrandta przedstawiający starą biedną kobietę i wykrzyknęła, zanosząc się płaczem: „Och, moja biedna staruszko!”16. Wykazywała dziecinną nieśmiałość i zuchwałość. Kiedy Maria zapraszała nielicznych przyjaciół do domu, Irène ukrywała się za jej spódnicą i od czasu do czasu upominała się „Musisz zwrócić na mnie uwagę”17. Zagadywana na plaży przez znajomą matki powiedziała ostrożnie: „Nie bardzo cię znam”18. Nie bez powodu Maria nazywała ją małą królewną lub małym dzikusem19.
Mama opowiadała mi, że uwielbiała spędzać czas z rodzicami, ale nie zawsze było to możliwe. Lubiła też bawić się z dziećmi, a Nagroda Nobla była jedną z jej ulubionych zabawek21.
Eugénie Cotton pisała z kolei, że Irène:
[…] do ósmego roku życia wzrastała w szczęśliwym domu rodzinnym. Rodziców swoich, rzecz prosta, widywała za dnia bardzo rzadko, ale wieczorami, w niedzielę, podczas wakacji otoczona była ich czułą miłością i pozostały jej piękne wspomnienia wspólnych spacerów w lesie, nad morzem. Często obijały się o jej uszy wyrazy takie jak laboratorium, rad, polon, emanacja. […] [Irene] bawiła się pięknym złotym medalem Davy’ego, który otrzymali jej rodzice, widziała, jak rad świeci w ciemności […]22.
Bibliografia
1. K. Kabzińska, M.H. Malewicz, J. Piskurewicz, J. Róziewicz, Korespondencja polska Marii Skłodowskiej-Curie. 1881−1934, Instytut Historii Nauki PAN, Polskie Towarzystwo Chemiczne, Warszawa 1994, s. 27.
2. E. Curie, Maria Curie, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1997, s. 160.
3. I. Joliot-Curie, Wspomnienia o Marii Skłodowskiej-Curie, „Postępy Fizyki” 6, 1955, s. 40–65.
4. Tamże, s. 57.
5. S. Quinn, Życie Marii Curie, Prószyński i S-ka, Warszawa 1997, s. 358.
6. I. Joliot-Curie, Wspomnienia, dz. cyt., s. 44.
7. S. Bertsch McGrayne, Nobel Prize Women in Science. Their Lives, Struggles, and Momentous Discoveries, wyd. 2, Joseph Henry Press, Washington 2006, s. 121.
8. I. Joliot-Curie, Wspomnienia, dz. cyt., s. 57.
9. E. Wajs-Baryła, List Bronisławy Dłuskiej do Ludwika Wertensteina z charakterystyką Ireny Joliot-Curie – po otrzymaniu Nagrody Nobla, „Nauka Polska. Jej Potrzeby, Organizacja i Rozwój” 27 (52), 2018, s. 13–24.
10. S. Quinn, Życie Marii Curie, dz. cyt., s. 189.
11. E. Curie, Maria Curie, dz. cyt., s. 173.
12. S. Quinn, Życie Marii Curie, dz. cyt., s. 189.
13. E. Curie, Maria Curie, dz. cyt., s. 173–174.
14. A. Albrecht, Maria Skłodowska-Curie. Listy, Drzewo Babel, Warszawa 2012, s. 47.
15. S. Bertsch McGrayne, Nobel Prize Women in Science, dz. cyt., s. 122.
16. Tamże, s. 122.
17. Tamże.
18. Tamże.
19. W. Conkling, Radioactive! How Irene Curie and Lise Meitner Revolutionized Science and Changed the World, Algonquin Young Readers, Chapel Hill 2016, s. 20.
20. S. Bertsch McGrayne, Nobel Prize Women in Science, dz. cyt., s. 122.
21. Cytat z filmu: Wyjście z cienia – historia Ireny i Fryderyka Joliot-Curie, reż. R. Reed, USA 2009.
22. E. Cotton, Rodzina Curie i promieniotwórczość, Wiedza Powszechna, Warszawa 1965, s. 97.
Serdecznie Państwa zapraszamy do obejrzenia zapisu wykładu profesora Tomasza Pospiesznego dla Biblioteki Austriackiej w Rzeszowie — Austriackie badaczki radioaktywności – kobiety, które zmieniły fizykę.
/ Tomasz Pospieszny /
Jeśli kochasz naukę, wszystko, czego naprawdę pragniesz, to kontynuowanie pracy. Nagroda Nobla wzbudza emocje, ale nie zmienia niczego.
(Maria Goeppert-Mayer)
/ Tomasz Pospieszny /
Jaka jest korzyść z wykonywania tej całej pracy, jeśli nie czerpiemy z niej radości?
(Rosalind Franklin)
Historia odkrycia struktury kwasu deoksyrybonukleinowego (DNA) wiąże się nierozerwalnie z nazwiskami Jamesa D. Watsona (ur. 1928) i Francisca Cricka (1916–2004). Mało kto wie, że ich praca nie byłaby możliwa bez wyników eksperymentalnych, które otrzymała jedna z najwybitniejszych krystalografów angielskich Rosalind Elsie Franklin. To właśnie dzięki jej przenikliwości umysłu i precyzyjnym badaniom poznaliśmy nie tylko tajemnicę życia związaną z DNA, ale także strukturę kwasu rybonukleinowego (RNA) czy wirusów.
***
Nie skupiała jednak całej uwagi na nauce. Zafascynowała się sportem zwłaszcza krykietem i hokejem. W wieku dziewięciu lat przyjęto ją do szkoły z internatem Lindwood School for Young Ladies w Sussex. Było to spowodowane także częstymi kłopotami zdrowotnymi dziewczynki. Zmiana klimatu miała sprzyjać poprawie zdrowia. W gruncie rzeczy przyszła uczona nauczyła się ignorować ból i choroby. Dwa lata później przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w St. Paul w zachodnim Londynie. Była to jedna z nielicznych szkół dla dziewcząt w Londynie, w której nauczano fizyki i chemii. Nie trudno odgadnąć, że była najlepsza z nauk ścisłych, ale przodowała także w studiowaniu łaciny, niemieckiego, francuskiego oraz w sporcie. Ros była frankofilką i przez całe życie rozwijała swoje pasje związane z kulturą i językiem francuskim. Uważała francuski styl życia za znacznie lepszy od angielskiego. W liście do matki napisała: Jestem pewna, że zawsze będę mogła szczęśliwie wędrować po Francji, kocham [tych] ludzi, [ich] kraj i jedzenie.
Jej jedyną słabą stroną była muzyka. Nauczyciel tego przedmiotu uważał nawet, że może ona mieć jakieś kłopoty ze słuchem spowodowane infekcjami migdałków. W 1938 roku z wyróżnieniem zdała maturę i zdobyła stypendium uniwersyteckie. Na prośbę ojca przekazała je uzdolnionemu uczniowi uchodźcy. Jak się wydaje pieniądze w jej życiu nigdy nie odgrywały większej roli. Utrzymywała się ze skromnego stypendium, a później pensji i nigdy nie pozwalała ojcu, aby jej pomagał finansowo. Była świetnym organizatorem. Podróżując po Europie czy Stanach Zjednoczonych zawsze wybierała trzecią klasę komunikacji publicznej.
Po drugiej wojnie światowej Franklin w liście do Weill pisała: Jeśli usłyszysz o kimkolwiek potrzebującym usług chemika fizycznego, który niewiele wie o chemii fizycznej, ale dość dużo o dziurach w węglu, powiadom mnie jak najszybciej. Dzięki pomocy przyjaciółki otrzymała posadę w Paryżu w Narodowym Centrum Naukowo-Technicznym (CNRS). To właśnie tutaj Rosalind Franklin nauczyła się praktycznych aspektów zastosowania krystalografii rentgenowskiej do badania substancji amorficznych. Technika ta stosowana była z dużym powodzeniem przy badaniu związków organicznych. Początkowo zastosowała tę metodę do badania grafitu (odmiany alotropowej węgla). Po czterech latach pracy w laboratorium w Paryżu otrzymała upragnione stypendium i zgodę odpowiednich władz, po czym przeniosła się do King’s College w Londynie. W styczniu 1951 roku wróciła do Londynu i na prośbę Sir Johna Randalla (1905–1984), dyrektora King’s College rozpoczęła badania nad DNA.
DNA jako cząsteczka fascynował uczonych od dawna. Pobudzał do intelektualnej przygody, każdego kto marzył o międzynarodowej sławie w świecie chemii czy biologii. DNA został wyizolowany przez szwajcarskiego lekarza Friedricha Mieschera (1844–1895) w 1869 roku. W 1878 Albrecht Kossel (1853–1927) wyizolował niebiałkowy składnik, a następnie wyizolował pięć podstawowych zasad azotowych (puryny – adeninę i guaninę oraz pirymidyny – cytozynę, tyminę i uracyl). W 1909 roku Phoebus Levene (1869–1940) zidentyfikował nukleotydową jednostkę składającą się z zasady azotowej, cukru (deoksyrybozy w DNA lub rybozy w RNA) i fosforanowej. Zasugerował on, że DNA składa się z szeregu czterech jednostek nukleotydowych połączonych ze sobą grupami fosforanowymi. W 1937 roku William Astbury (1898–1961) opracował pierwsze dyfraktogramy rentgenowskie, które wykazały, że DNA ma strukturę regularną. Nikt jednak nie wiedział jaką DNA ma konkretnie budowę. W latach 1951–1953 Erwin Chargaff (1905–2002) ogłosił tzw. reguły Chargaffa, w myśl których ilość zasad pirymidynowych jest równa ilości zasad purynowych. Ponadto ilość adeniny jest równa ilości tyminy, ilość guaniny jest równa ilości cytozyny.
Wyniki sugerują, że to struktura helikalna (która musi być bardzo ściśle upakowana) zawierająca 2, 3 lub 4 współosiowe łańcuchy kwasu nukleinowego na jednostkę helikalną i posiada w pobliżu grupy fosforanowe ulokowane na zewnątrz.
Niemal od chwili pojawienia się jej w laboratorium obydwoje działali sobie na nerwy. Konflikt był tak poważny, że wymagał radykalnych rozwiązań – odejścia Rosy z laboratorium bądź przywołania jej do porządku.
W końcu Randall zdecydował, że Franklin skupi się na formie A-DNA, zaś Wilkins na formie B-DNA. Na sukcesy nie musiała długo czekać. Słynne dziś zdjęcie 51 wykonane prze Franklin uważane jest przez wielu za najpiękniejsze zdjęcie rentgenowskie jakie kiedykolwiek wykonano. W styczniu 1953 roku, po uprzednich wątpliwościach, Franklin doszła do wniosku, że obie formy DNA są strukturami helikalnymi. Wydaje się, że temat całkowicie pochłoną uczoną. Według opinii jej siostrzeńca Stephena zainteresowanie [uczonej] […] kwasami nukleinowymi zaczęło się wcześnie. Pod koniec 1939 roku, gdy Rosalind była dziewiętnastoletnią studentką w Newnham College w Cambridge, […] sporządziła w swoim skoroszycie szkic spekulacji o formie kwasu nukleinowego. Biografka Rosalind, Brenda Maddox […] odnotowała, że forma „przedstawia helikalną strukturę”, a uczona zanotowała: „Geometryczne podstawy dziedziczenia?”
Do 28 lutego 1953 roku Watson i Crick uznali, że rozwiązali problem na tyle, że Crick w pubie publicznie stwierdził iż wraz z Watsonem znaleźli sekret życia. Watson i Crick zakończyli budowę swojego modelu 7 marca 1953 roku. Wyniki pracy opublikowali w prestiżowym Nature 25 kwietnia 1953 roku. Stephen Franklin twierdzi, że gdyby [Franklin] pozostała w King’s, nie ma wątpliwości, że […] poprawnie ukończyłaby analizę struktury w pierwszej połowie 1953 roku bez żadnego wkładu Cricka lub Watsona, oni zaś nie zrobiliby tego na początku 1953 roku bez pracy Rosalind.
Konflikt z Wilkinsem, zła atmosfera w pracy i brak akceptacji względem uczonej, spowodował, że pod koniec swojej kariery naukowej przeniosła się do Birkbeck College. Jej siostrzeniec wspominał, że Rosalind była tak niezadowolona z [pracy w] King’s College, że wynegocjowała przeniesienie do Birkbeck [College], innej uczelni na Uniwersytecie Londyńskim. Tam w ciszy i spokoju, z dala od niezdrowej konkurencji oddała się pracy związanej z wirusologią. Szczególnie zainteresowała się wirusem mozaiki tytoniowej.
Zdecydowanie nie starała się podkreślać swej kobiecości. Choć miała dość ostre rysy, nie była zupełnie nieatrakcyjna, mogłaby się nawet podobać, gdyby wykazała choć niewielkie zainteresowanie kwestią swego wyglądu zewnętrznego. Nie poświęcała temu jednak najmniejszej uwagi. Nigdy nie używała kredki do ust, która mogłaby podkreślić czerń jej prostych włosów, a w 31. roku życia nosiła stroje odzwierciedlające całkowity brak fantazji właściwy młodej angielskiej intelektualistce.
Sądzę, że jej oddanie nauce wynikało jednak z przekonania, że nie można poświęcić się kilku sprawom jednocześnie. Kiedy jej koleżanka wróciła po porodzie do pracy Franklin powiedziała, że to nie w porządku w względem dziecka. Nie można robić źle dwóch rzeczy – powiedziała kiedyś.
Choroba powróciła pod koniec 1957 roku. W styczniu 1958 roku wróciła do pracy. Niestety 30 marca poczuła się bardzo źle. Jej przyjaciółka Anne Sayre wspominała:
Walczyła ze śmiercią uparcie i z odwagą, planowała życie, kiedy plany były już kpiną. Umarła tak, jak żyła, z pasją do życia, z którego nigdy nie zrezygnowała. 16 kwietnia 1958 roku, w wieku trzydziestu siedmiu lat, Rosalind Franklin przegrała bitwę.
Przyczyną śmierci był zaawansowany rak jajnika z przerzutami. Została pochowana w 17 kwietnia 1958 roku.
***
Rok po jej śmierci Watson, Crick i Wilkins otrzymali Nagrodę Collinsa Warrena. Dwa lata po jej śmierci przyznano im Nagrodę Laskera. Cztery lata po jej śmierci otrzymali Nagrodę Nobla z medycyny. Podczas noblowskiego wykładu jedynie Wilkins wspomniał uczoną. Watson i Crick nie wspomnieli o Rosalind Franklin świadomie skazując ja na zapomnienie.
***
Wiara Rosalind Franklin w naukę i postęp były drogowskazem w jej życiu. W liście do ojca pisała: Nauka i życie codzienne nie mogą i nie powinny być rozdzielane. Nauka, dla mnie, daje częściowe wyjaśnienie życia… Nie akceptuję twojej definicji wiary, tj. wiary w życie po śmierci… Twoja wiara opiera się na przyszłości Twojej i innych jednostek, moja na przyszłości i losie naszych następców. Wydaje mi się, że Twoja jest bardziej samolubna… […] Nie widzę powodu, aby wierzyć, że twórca protoplazmy lub materii pierwotnej, jeśli taki istnieje, ma powody, by interesować się naszą nieistotną rasą w maleńkim zakątku wszechświata.
Zalecana literatura:
Wydawnictwo Muza przygotowało książkę autorstwa brytyjskiej fizyczki doktor Emmy Chapman pracującej w Towarzystwie Królewskim. Doktor Chapman jest członkinią Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego, stypendystką dwóch najbardziej prestiżowych stypendiów naukowych przyznawanych w Wielkiej Brytanii: Royal Society Dorothy Hodking oraz STFC Ernest Rutherford Fellowship. Nie mogło być lepszej reklamy dla recenzowanej książki.
W swojej książce Chapman doskonale tłumaczy problemy, które starają się rozwiązać astronomowie. Autorka bardzo umiejętnie wprowadza nas w świat astronomii. Opowiada o tym jak tworzyła się wiedza o gwiazdach, z czego są zbudowane i w jaki sposób można je klasyfikować. Przeprowadza nas przez wszystko to z czym najczęściej kojarzymy Wszechświat – jego początki, erę pierwszych gwiazd, czarną materię, czarne dziury, galaktyki… Co ciekawe Chapman omawia też w prosty sposób między innymi mechanizm zaćmienia Słońca, porusza zagadnienia związane ze światłem (Rysunek 4 na str. 31 byłby zdecydowanie lepszy, gdyby pokazano go w kolorze, tak jak w wersji oryginalnej), widmami gwiazd, prędkością światła, temperaturą gwiazd, klasyfikacją gwiazd. W książce pojawiają się wykresy i rysunki, które ułatwiają zrozumienie opowiadania Chapman. Na uwagę zasługuje opis pracy Cecilii Payne-Gaposchkin (o Uczonej pisaliśmy dla Państwa TUTAJ). Być może krótka opowieść o jej interesującym życiu i fascynującej pracy skłoni polskich wydawców do przetłumaczenia jej biografii lub autobiografii, co w moim odczuciu wypełniłoby od dawna brakującą lukę w polskiej bibliografii.
Z dużą przyjemnością oglądałem fotografie umieszczone w książce. Są one niewątpliwym smaczkiem tej interesującej pozycji. Jako chemik poczułem pewien niesmak patrząc na układ okresowy pierwiastków umieszczony na stronie 15. Ktoś niewtajemniczony może sądzić, że znajdują się w nim tylko metale. Autorka wprawdzie wyjaśnia, które pierwiastki są ważne z punktu widzenia astrofizyka (przede wszystkim gazy – wodór i hel), ale trudno zaakceptować jej stwierdzenie, że wszystkie pierwiastki poza wodorem i helem będę w tej książce nazywać metalami (s. 16).
Książa liczy 318 stron, podzielona została na wprowadzenie, 11 rozdziałów (w ich obrębie znajdują się podrozdziały, które ułatwiają zapoznawanie się z treścią książki), przypisy końcowe (sądzę, że brakuje dodatkowej, krótkiej listy kilku pozycji lub opracowań w języku polskim), podziękowania. Dodatkowo publikacja zawiera kolorową wklejkę i 26 rysunków umieszczonych w tekście.
Książa jest napisana w sposób prosty i zrozumiały. Często pomiędzy naukowy język autorka wplata anegdotki i dykteryjki, które sprawiają, że jej opowieść nabiera bardzo dużej lekkości. Sądzę, że każdy znajdzie w książce Chapman coś dla siebie. Autorka w niezwykle umiejętny sposób zabiera czytelników w podróż po Wszechświecie. Wspomnienia z tej podróży na długo pozostają w pamięci. Po lekturze jej książki z pewnością zupełnie inaczej będziemy spoglądali w cudownie piękne nocne Niebo.
Piękniejsza Strona Nauki dziękuje za egzemplarz recenzencki.
Tomasz Pospieszny
***
Ojcem Clary był Philipp Immerwahr (1839–1900), doktor chemii, którą studiował we Wrocławiu i w Heidelbergu, między innymi u Roberta Bunsena. Człowiek oczytany, wykształcony, który pragnął wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce. Opisywano go jako miłego, bardzo przyjaznego, niezwykle przywiązanego do żony i córek. Pełnił funkcję sędziego komercyjnego, a przez krótki czas pracował też w aptece. Po studiach rozpoczął pracę w rodzinnej firmie, którą założył jego kuzyn Georg Lunge. Firma zajmowała się produkcją sody, salmiaku (chlorku amonu), kwasu winowego i soli ołowiu. Niestety fabryka nie utrzymała się zbyt długo na rynku i po zamknięciu produkcji Philipp zajął się handlem. Wkrótce mógł otworzyć sklep w Breslau, specjalizując się w sprzedaży kosztownych tkanin i dywanów angielskich i perskich. Wydaje się, że ojciec Clary był faktycznie obdarzony zmysłem kupieckim, gdyż firma bazowała nie tylko na produkcji własnej, ale również eksporcie wszelakich tkanin i materiałów. Ponadto zaczął interesować się agronomią. Początkowo dzierżawił gospodarstwo rolne, a następnie wykupił ziemię i został właścicielem cukrowni oraz majątku we wsi Polkendorf niedaleko Środy Śląskiej, trzydzieści kilometrów od Breslau. Philipp ożenił się ze swoją kuzynką Anną Krohn (1846–1890), której zamożni rodzice byli wiedeńskimi kupcami. Określano ją jako kobietę o niezwykłej życzliwości, dobroci i zdolności zjednywania sobie ludzi. Państwo młodzi otrzymali od matki Philippa Liny Immerwahr mieszkanie w Breslau, w którym przebywali podczas częstych wizyt w mieście i w którym w przyszłości podczas studiów będzie mieszkać Clara. Większość roku rodzina Immerwahrów spędzała na gospodarstwie rolnym, na okres zimowy natomiast zawsze zjeżdżali do matki Philippa do Breslau.
Clara przyszła na świat 21 czerwca 1870 roku w majątku Polkendorf. Była najmłodsza z rodzeństwa – miała dwie siostry: Elsbeth (Elli) i Gertrud Rosalie (Lotte lub Rose) oraz brata Paula. Rodzice przykładali niezwykłą wagę do wykształcenia swoich dzieci. I co dość dziwne w tamtych czasach, uważali, że nie tylko Paul powinien zdobyć podstawową edukację. Tak więc poza wpajaniem podstawowych cnót – prostoty, umiaru i skromności, w domu kładziono szczególny akcent na naukę, zainteresowanie którą Clara wykazywała od najmłodszych lat. Podczas gdy jej starsze siostry uczyły się, gdyż tak kazali rodzice, ona robiła to z przyjemnością. Z czasem zaczęła patrzeć z zazdrością na brata, który z wolna wkraczał w tajniki nauk ścisłych. Początkowo wszystkie trzy panny były posyłane do sąsiedniej wsi, gdzie na prywatnych lekcjach nauczyciel Robert Hoppe wprowadzał je w tajniki nauki. Clara była niezwykle ciekawa, wykazywała się dużą cierpliwością, gorliwością, a co najważniejsze, zadawała pytania, za czym szło swego rodzaju odkrywanie świata. Jej wielkim marzeniem było pójść w ślady brata i dostać się do gimnazjum. Po prywatnych lekcjach Clara wraz z siostrami trafiła do szkoły dla panien z tzw. dobrych domów. Jej fascynacja naukami ścisłymi doprowadzała „wykładowców” podstawowych umiejętności gospodarczych, na przykład szycia, haftu, gotowania, do pasji. Nauczycielka robót ręcznych zwykła mawiać, że „śpiewanie jest dla dziewcząt, elokwencja jest dla mężczyzn”. Podobna dewiza przyświecała siostrom Clary, które myślały raczej o szybkim zamążpójściu niż nauce. Pomimo skupienia całej uwagi na nauce Clara wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką Lise Meffert uczęszczała na lekcje tańca. Poznała tam dwudziestodwuletniego przystojnego, obdarzonego gęstą czupryną i skupionym spojrzeniem zza binokli Fritza Habera. […]
Wydaje się, że Clara zauroczyła Fritza od pierwszego wejrzenia. Chciał się z nią ożenić jak najszybciej, ale dziewczyna nie była przekonana, czy to rzeczywiście dobry kandydat. Na przeszkodzie stanęli także jej rodzice, którzy chcieli wiedzieć, jak starszy od ich córki o zaledwie dwa lata Fritz, bez wykształcenia i pracy, chciałby utrzymać siebie, żonę i ewentualne dzieci. Ponadto dość szorstka powierzchowność kandydata do ręki ich córki pozostawiała także wiele do życzenia. Lisa Meffert, z którą Clara w dzieciństwie przysięgła mówić sobie zawsze prawdę – nawet tę najgorszą i niewygodną – i z którą mogła rozmawiać o wszystkim, szczerzej niż z rodzeństwem, powiedziała, że Fritz jest być może „błyskotliwy, ale to pozerski zarozumialec”. Wydawał się Clarze również „zbyt pewny siebie, jeśli nie arogancki”. Z drugiej strony, jak twierdzi Joanna Hytrek-Hryciuk, Clara: „ […] nie chciała rezygnować z tego uczucia. Chociaż miała wątpliwości, czy nadaje się do roli żony i matki, to była zakochana. Co równie ważne, bała się samotności, ówczesny świat nie miał bowiem zbyt wiele do zaoferowania niezamężnej kobiecie.” Przygnieciony ciężarem zarzutów Fritz musiał się jednak poddać. W 1886 roku wyjechał do Berlina, by podjąć studia chemiczne. W wyniku nacisków ojca przeniósł się na politechnikę, gdzie w 1891 roku pod kierunkiem profesora Carla Libermanna (1842–1914) uzyskał doktorat.
Fraulein Immerwahr mogła skupić się teraz całkowicie na wyznaczonym celu – nauce. Wydaje się, że przyszła uczona była szczególnie zainteresowana naukami biologicznymi i chemicznymi. Niestety zdobycie wymarzonej profesji w dziedzinie chemii czy biologii stało pod znakiem zapytania. Tym bardziej, że z wielkim politowaniem i drwiną spoglądał na nią nawet wuj Wilhelm Alexander Freund (1833–1917), uznany profesor ginekologii w Breslau, który 1878 roku dokonał pierwszego wycięcia nowotworowej macicy. Jak się okazuje, nawet oświeceni ludzie miewają konserwatywne poglądy. Szczególne zdolności wykazywała w naukach ścisłych. Można powiedzieć, że już na tak wczesnym etapie nauki przyrodnicze były jej dobrze znane. Należy podkreślić, że podobnie jak Maria Skłodowska Clara dużo czasu poświęcała na naukę w samotności. To, co było dla niej niedostępne w szkole, studiowała samodzielnie. Oczywiście seminarium nauczycielskie dawało możliwość poznawania języków obcych, z czego panna Immerwahr skorzystała. Łatwo przychodziła jej nauka języka angielskiego i francuskiego – to właśnie te języki miałby w przyszłości zapewnić jej nauczycielski byt. Zresztą zaraz po skończeniu nauki Clara krótko pracowała jako guwernantka. W seminarium nauczycielskim miała też szczęście spotkać pannę Hedwig Knittel, wykształconą podróżniczkę, która doceniła jej potencjał i jednocześnie stanowiła dla niej inspirację intelektualną. To najprawdopodobniej ona podarowała Clarze podręcznik dla dziewcząt autorstwa Jane Marcet z 1806 roku pod tytułem Rozmowy o chemii. I to właśnie ta książka całkowicie zmieniła spojrzenie przyszłej uczonej na nauki chemiczne…
***
Tomasz Pospieszny, Pasja i geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla, Wydawnictwo Po Godzinach, Warszawa 2019
Specjalnie dla Piękniejszej Strony Nauki autorzy książki o podróży Marii Skłodowskiej-Curie do Brazylii — profesorowie João Pedro Braga i Cássius Klay Nascimento — podzielili się z Państwem i z nami swoimi refleksjami. Zapraszamy do lektury!
*****
João Pedro Braga & Cássius Klay Nascimento
Dorobek wielkiej uczonej Marii Skłodowskiej-Curie, laureatki dwóch Nagród Nobla, jest powszechnie znany. Mniej znanym faktem jest trwająca 45 dni podróż tej wybitnej uczonej po Brazylii. W 2011 roku byliśmy współautorami pracy poświęconej wizycie Marii Curie w mieście Belo Horizonte w stanie Minas Gerais, a pozyskane wyniki badań dały nam jeszcze większą motywację do dalszego poszukiwania śladów pobytu wielkiej badaczki w naszej ojczyźnie. Dodatkowym bodźcem była obchodzona w 2017 roku 150. rocznica urodzin Marii Skłodowskiej-Curie. W rezultacie powstała książka A visita de Marie Curie ao Brasil [Maria Skłodowska-Curie w Brazylii].
Maria Skłodowska-Curie pdróżowała pociągiem w specjalnym wagonie do ówczesnych głównych miast Brazylii: Rio de Janeiro, Belo Horizonte i São Paulo, pokonując łącznie ponad 1500 km. Odwiedziła kilka ośrodków naukowych: Uniwersytet w Rio de Janeiro, Uniwersytet w São Paulo i Uniwersytet Minas Gerais w Belo Horizonte. Dla Instytutu Radowego Wydziału Lekarskiego w Belo Horizonte istotne było rozpoczęcie walki z rakiem przy pomocy pionierskiego w Ameryce Łacińskiej leczenia radioaktywnością. Na ścianie w izbie pamięci Instytutu nadal znajduje się oprawiony w ramkę podpis uczonej. Marii Curie towarzyszyła w podróży komisja złożona z kobiet zaangażowanych w naukę i politykę, należących do Brazylijskiego Ruchu na rzecz Postępu Kobiet.
Po przedstawieniu znakomitej postaci, konieczne było odkrycie, co skłoniło tego ważnego naukowca do podróży do Brazylii, kraju znajdującego się poza półkulą północną. W związku z tym pojawiły się pytania: w jaki sposób zostało wysłane zaproszenie i przez kogo? Jakie było stanowisko władz politycznych w Brazylii? Jaki był powód goszczenia tej wspaniałej kobiety na naszych ziemiach? W jakie miejsca udała się badaczka i jak została przyjęta? Jakie było dziedzictwo Marii Curie dla nauki i medycyny naszego kraju? Jaki jest jej wkład w walkę o prawa kobiet? Odpowiedzi na te pytania były niezbędne do napisania książki.
W naszym pierwotnym założeniu podjęliśmy temat z myślą o licealistach, studentach, doktorantach, badaczach i nauczycielach, czyli głównie osobach bezpośrednio lub pośrednio związanych z chemią i fizyką. Z czasem jednak zdaliśmy sobie sprawę, że nasza książka można zostać doceniona także przez czytelników zainteresowanych socjologią i historią, walką o równe prawa kobiet i mężczyzn w Brazylii i na świecie lub po prostu przez kogoś, kto lubi czytać. Jest to jak dotąd jedyna pozycja poświęcona obecności Marii Curie w Brazylii.
Wizyta Marii Curie w Brazylii była kamieniem milowym nie tylko w badaniach nad promieniotwórczością i jej zastosowaniami w naszym kraju, co samo w sobie jest nie do przecenienia, ale także pomogła wzmocnić potrzebę powiązania nauki krajowej z najbardziej zaawansowanymi badaniami na świecie.
W 2017 roku, dzięki staraniom Gliwickiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Chemicznego oraz Centrum Materiałów Polimerowych i Węglowych PAN w Zabrzu, zostało wydane polskie tłumaczenie książki João Pedro Bragi i Cassiusa Klaya Nascimento o wizycie Marii Curie w Brazylii. Fragment książki został także opublikowany w czasopiśmie naukowym „Nature” pod tytułem Trailblazer: When Marie Curie went to Brazil, 551, strona 440 (2017).
*****
João Pedro Braga — profesor Wydziału Chemii Uniwersytetu Federalnego w Minas Gerais. Ukończył chemię (1979) i fizykę (1982) na Uniwersytecie Federalnym Minas Gerais, doktorat z chemii uzyskał na Uniwersytecie Sussex w Anglii (1986) oraz na Uniwersytecie Princeton w Stanach Zjednoczone (1996). Obecnie jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Federalnym w Minas Gerais. Posiada doświadczenie w dziedzinie chemii, ze szczególnym uwzględnieniem chemii fizycznej. Jest autorem książek: Chemia fizyczna (wyd. UFV, 2002, 2004 i 2013 ), Podstawy chemii kwantowej (wyd. UFV, 2007) oraz Statystyczna termodynamika atomu i cząsteczek (wyd. Livraria da Física, 2014 i 2021).
Cássius Klay Nascimento — profesor i wykładowca chemii w Szkole Podchorążych Lotnictwa w Barbacena. Ukończył chemię (1992) na Uniwersytecie Federalnym Viçosa oraz chemię fizyczną (2004). Doktorat z chemii uzyskał na Uniwersytecie Federalnym Minas Gerais (2013; z okresowym pobytem na Uniwersytecie w Le Mans we Francji). Habilitował się w dziedzinie nauk chemicznych na Uniwersytecie Federalnym Minas Gerais (2016–2017). Od 1997 roku jest profesorem chemii w Szkole Podchorążych Lotnictwa. Ma doświadczenie w edukacji w zakresie chemii, spektroskopii mössbauerowskiej oraz historii nauki.
Tłum. Joanna Schubert