101. rocznica urodzin Rosalind Franklin

Zaktualizowano 25 lipca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny  /

Jaka jest korzyść z wykonywania tej całej pracy, jeśli nie czerpiemy z niej radości?

(Rosalind Franklin)

Rosalind Franklin, 1946, National Portrait Gallery, sygn. NPGx 76928
Rosalind Franklin, 1946, National Portrait Gallery, sygn. NPGx 76928

Historia odkrycia struktury kwasu deoksyrybonukleinowego (DNA) wiąże się nierozerwalnie z nazwiskami Jamesa D. Watsona (ur. 1928) i Francisca Cricka (1916–2004). Mało kto wie, że ich praca nie byłaby możliwa bez wyników eksperymentalnych, które otrzymała jedna z najwybitniejszych krystalografów angielskich Rosalind Elsie Franklin. To właśnie dzięki jej przenikliwości umysłu i precyzyjnym badaniom poznaliśmy nie tylko tajemnicę życia związaną z DNA, ale także strukturę kwasu rybonukleinowego (RNA) czy wirusów.

 

 

***

 

Rosalind w wieku 3 lat, ok. 1923, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Przyszła uczona urodziła się 25 lipca 1920 roku w Londynie w zamożnej i wpływowej rodzinie żydowskiej. Ojciec Rosalind, Ellis Arthur Franklin (1894–1964), wykładał w miejskim College’u dla chłopców elektryczność, magnetyzm, a także historię Wielkiej Wojny. Matka, Muriel Frances Waley (1894–1976), była raczej skupiona na prowadzeniu domu oraz wychowywaniu dzieci: najstarszego Davida oraz młodszych od Rosalind Colina, Rolanda i Jenifer. Ponieważ jej siostra była młodsza od Ros (uczona lubiła, aby tak ją nazywać, nie cierpiała zdrobnienia Rosy, którego używali jej koledzy z uniwersytetu) dziewięć lat wychowywała się ona głównie wśród braci. Przejęła od nich wiele cech między innymi zamiłowanie do rywalizacji, sportu czy fotografii. Warto zauważyć, że członkowie rodziny Franklinów byli zaangażowani politycznie, np. jej wuj Herbert Samuel był ministrem spraw wewnętrznych w 1916 roku i pierwszym praktykującym Żydem, który był członkiem w brytyjskim gabinecie. Franklinowie angażowali się społecznie i byli wrażliwi na ludzkie nieszczęście. Podczas drugiej wojny światowej pomagali znaleźć mieszkanie oraz pracę dla żydowskich uchodźców z kontynentu, którzy uciekli przed nazistami. Sami zaopiekowali się dwójką żydowskich dzieci i zapewnili im schronienie we własnym domu.

 

12-letnia Rosalind z rodzeństwem, ok. 1923, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Od wczesnego dzieciństwa Franklin wykazywała wyjątkowe zdolności do nauki. Fascynował ją świat i zjawiska przyrodnicze. Będąc na spacerze z rodzicami ciągle zadawała pytania. Kiedy rodzice zaprowadzili ją do biblioteki odkryła świat nauki, który zafascynował ją bez reszty. Mając sześć lat rozpoczęła naukę w prywatnej szkole dziennej w zachodnim Londynie w Norland Place School. Jej ciotka Helen Bentwich w iście do męża pisała: Rosalind jest niezwykle mądra – cały czas dla własnej przyjemności rozwiązuje zadania z arytmetyki niezmiennie otrzymując prawidłowe wyniki. Od wczesnych lat wykazywała wątpliwości względem religii. Już jako mała dziewczynka pytała matkę: W każdym razie, skąd wiesz, że On [Bóg] nie jest Nią?

Nie skupiała jednak całej uwagi na nauce. Zafascynowała się sportem zwłaszcza krykietem i hokejem. W wieku dziewięciu lat przyjęto ją do szkoły z internatem Lindwood School for Young Ladies w Sussex. Było to spowodowane także częstymi kłopotami zdrowotnymi dziewczynki. Zmiana klimatu miała sprzyjać poprawie zdrowia. W gruncie rzeczy przyszła uczona nauczyła się ignorować ból i choroby. Dwa lata później przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w St. Paul w zachodnim Londynie. Była to jedna z nielicznych szkół dla dziewcząt w Londynie, w której nauczano fizyki i chemii. Nie trudno odgadnąć, że była najlepsza z nauk ścisłych, ale przodowała także w studiowaniu łaciny, niemieckiego, francuskiego oraz w sporcie. Ros była frankofilką i przez całe życie rozwijała swoje pasje związane z kulturą i językiem francuskim. Uważała francuski styl życia za znacznie lepszy od angielskiego. W liście do matki napisała: Jestem pewna, że zawsze będę mogła szczęśliwie wędrować po Francji, kocham [tych] ludzi, [ich] kraj i jedzenie.

Jej jedyną słabą stroną była muzyka. Nauczyciel tego przedmiotu uważał nawet, że może ona mieć jakieś kłopoty ze słuchem spowodowane infekcjami migdałków. W 1938 roku z wyróżnieniem zdała maturę i zdobyła stypendium uniwersyteckie. Na prośbę ojca przekazała je uzdolnionemu uczniowi uchodźcy. Jak się wydaje pieniądze w jej życiu nigdy nie odgrywały większej roli. Utrzymywała się ze skromnego stypendium, a później pensji i nigdy nie pozwalała ojcu, aby jej pomagał finansowo. Była świetnym organizatorem. Podróżując po Europie czy Stanach Zjednoczonych zawsze wybierała trzecią klasę komunikacji publicznej.

Rosalind w schronisku podczas wędrówki po Alpach, fot. Vittorio Luzzati, ok. 1949, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Po maturze Franklin rozpoczęła naukę w Newnham College w Cambridge, gdzie studiowała chemię w Natural Sciences Tripos. Tutaj poznała i zaprzyjaźniła się ze specjalistą z zakresu spektroskopii Billem Price’m (1909–1993). Jego prace okazały się później bezcenne w udowodnieniu tworzenia wiązań wodorowych pomiędzy parami zasad azotowych w DNA. Rosalind była niezwykle pilną studentką, osiągającą bardzo dobre wyniki w nauce. Miała spore szanse na uzyskanie stypendium. Niestety utrudniły to skomplikowane relacje z późniejszym laureatem Nagrody Nobla z chemii profesorem Ronaldem Norrishem (1897–1978). Norrish był uparty, apodyktyczny i niezwykle wrażliwy na krytykę, nie podzielał też entuzjazmu Franklin względem równouprawnienia kobiet w nauce i spowalniał realizację ambicji naukowych wyjątkowo zdolnej studentki. Sytuacja stawała się napięta i bardzo niemiła dla młodej uczonej. W 1941 roku Franklin z wyróżnieniem zdała egzaminy końcowe, które jednocześnie przyjęto jako licencjat (w Cambridge przyznawano kobietom licencjaty i magisterium od 1947 roku; wcześniejszym absolwentkom przyznano je z mocą wsteczną). Franklin zrezygnowała z dalszej pracy w laboratorium Norrisha i zatrudniła się jako asystentka w brytyjskim Stowarzyszeniu Badań nad Wykorzystywaniem Węgla (BCURA). Jej badania polegały głównie na określeniu mikrostruktury rożnych próbek węgla. Uczona badała porowatość węgla za pomocą helu, aby określić jego gęstość. Odkryła związek pomiędzy drobnymi przewężeniami w porach węgla i przepuszczalnością porowatej przestrzeni. Jej prace przyczyniły się między innymi w przemyśle paliwowym, a także w produkcji masek gazowych. Badania te stały się podstawą pracy doktorskiej Franklin pt. Chemia fizyczna stałych koloidów organicznych ze szczególnym uwzględnieniem węgla, którą obroniła w 1945 roku. Jeden z jej profesorów powiedział, że jej praca wprowadziła porządek w dziedzinie, która wcześniej była w chaosie. Wyniki uzyskanych prac zostały publikowane w pięciu artykułach, które wciąż są regularnie cytowane.

Franklin w trakcie wspinaczki w Norwegii, ok. 1940, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine. Rosalind uwielbiała podróże. Wakacje spędzała zazwyczaj zwiedzając Europę.
W czasie wojny Franklin poznała Adrienne Weill, byłą studentkę Marii Skłodowskiej-Curie. Weill wywarła ogromny wpływ na życie Rosalind pomagając jej między innymi w znajomości francuskiego. W tym czasie uczona wraz ze swoją kuzynką Irene zgłosiła się na ochotnika do patrolowania okolic narażonych na naloty.

Po drugiej wojnie światowej Franklin w liście do Weill pisała: Jeśli usłyszysz o kimkolwiek potrzebującym usług chemika fizycznego, który niewiele wie o chemii fizycznej, ale dość dużo o dziurach w węglu, powiadom mnie jak najszybciej. Dzięki pomocy przyjaciółki otrzymała posadę w Paryżu w Narodowym Centrum Naukowo-Technicznym (CNRS). To właśnie tutaj Rosalind Franklin nauczyła się praktycznych aspektów zastosowania krystalografii rentgenowskiej do badania substancji amorficznych. Technika ta stosowana była z dużym powodzeniem przy badaniu związków organicznych. Początkowo zastosowała tę metodę do badania grafitu (odmiany alotropowej węgla). Po czterech latach pracy w laboratorium w Paryżu otrzymała upragnione stypendium i zgodę odpowiednich władz, po czym przeniosła się do King’s College w Londynie. W styczniu 1951 roku wróciła do Londynu i na prośbę Sir Johna Randalla (1905–1984), dyrektora King’s College rozpoczęła badania nad DNA.

DNA jako cząsteczka fascynował uczonych od dawna. Pobudzał do intelektualnej przygody, każdego kto marzył o międzynarodowej sławie w świecie chemii czy biologii. DNA został wyizolowany przez szwajcarskiego lekarza Friedricha Mieschera (1844–1895) w 1869 roku. W 1878 Albrecht Kossel (1853–1927) wyizolował niebiałkowy składnik, a następnie wyizolował pięć podstawowych zasad azotowych (puryny – adeninę i guaninę oraz pirymidyny – cytozynę, tyminę i uracyl). W 1909 roku Phoebus Levene (1869–1940) zidentyfikował nukleotydową jednostkę składającą się z zasady azotowej, cukru (deoksyrybozy w DNA lub rybozy w RNA) i fosforanowej. Zasugerował on, że DNA składa się z szeregu czterech jednostek nukleotydowych połączonych ze sobą grupami fosforanowymi. W 1937 roku William Astbury (1898–1961) opracował pierwsze dyfraktogramy rentgenowskie, które wykazały, że DNA ma strukturę regularną. Nikt jednak nie wiedział jaką DNA ma konkretnie budowę. W latach 1951–1953 Erwin Chargaff (1905–2002) ogłosił tzw. reguły Chargaffa, w myśl których ilość zasad pirymidynowych jest równa ilości zasad purynowych. Ponadto ilość adeniny jest równa ilości tyminy, ilość guaniny jest równa ilości cytozyny.

Franklin w trakcie letniej podróży po Toskanii, fot. Vittorio Luzzati, ok. 1950, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Maurice Wilkins, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
Randall poprosił Franklin, aby zajęła się badaniem DNA, mimo iż wiedział, że problemem tym zajmuje się Maurice Wilkins (1916–2004). Historycy nauki wskazują, że antagonizmy pomiędzy Wilkinsem i Franklin wynikały z nieporozumienia i niedopatrzenia Randalla, który nie poinformował żadnej z zainteresowanych stron o pracach nad DNA. Uczona wraz ze swoim doktorantem Raymondem Goslingiem (1926–2015) użyła nowej lampy rentgenowskiej z precyzyjnym ogniskiem i mikrokamery zamówionej wcześniej przez Wilkinsa. Sama jednak niezwykle starannie dopracowała i dostosowała ją do swoich potrzeb. Kiedy Wilkins zapytał o technikę, Franklin miała mu odpowiedzieć zdawkowo i dość chłodno. Uczona była postrzegana jako silna, asertywna i niezależna kobieta. Wyrażała swoje poglądy stanowczo i konkretnie, przez co nie zawsze była lubiana. Jednak pod pozornym chłodem kryła się wrażliwa kobieta. Potrafiła także świetnie kierować grupą, czego dowodem są jej liczne zespołowe publikacje. Pomimo wszechobecnej dyskryminacji kobiet Franklin prowadziła badania w zakresie rentgenografii strukturalnej. W listopadzie 1951 roku uczona zanotowała:

Wyniki sugerują, że to struktura helikalna (która musi być bardzo ściśle upakowana) zawierająca 2, 3 lub 4 współosiowe łańcuchy kwasu nukleinowego na jednostkę helikalną i posiada w pobliżu grupy fosforanowe ulokowane na zewnątrz.

James Watson, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
Franklin wraz z Goslingiem szybko doszli do wniosku, że DNA istnieje w dwóch formach – przy dużej wilgotności włókna kwasu są długie i cienkie, zaś kiedy jest suchy włókna są krótkie i grube. Uczona nazwała je formami B i A. Konflikt pomiędzy stanowczą i dynamiczną Franklin oraz cichym i skromnym Wilkinsem narastał. James Watson wspominał:

Niemal od chwili pojawienia się jej w laboratorium obydwoje działali sobie na nerwy. Konflikt był tak poważny, że wymagał radykalnych rozwiązań – odejścia Rosy z laboratorium bądź przywołania jej do porządku.

W końcu Randall zdecydował, że Franklin skupi się na formie A-DNA, zaś Wilkins na formie B-DNA. Na sukcesy nie musiała długo czekać. Słynne dziś zdjęcie 51 wykonane prze Franklin uważane jest przez wielu za najpiękniejsze zdjęcie rentgenowskie jakie kiedykolwiek wykonano. W styczniu 1953 roku, po uprzednich wątpliwościach, Franklin doszła do wniosku, że obie formy DNA są strukturami helikalnymi. Wydaje się, że temat całkowicie pochłoną uczoną. Według opinii jej siostrzeńca Stephena zainteresowanie [uczonej] […] kwasami nukleinowymi zaczęło się wcześnie. Pod koniec 1939 roku, gdy Rosalind była dziewiętnastoletnią studentką w Newnham College w Cambridge, […] sporządziła w swoim skoroszycie szkic spekulacji o formie kwasu nukleinowego. Biografka Rosalind, Brenda Maddox […] odnotowała, że forma „przedstawia helikalną strukturę”, a uczona zanotowała: „Geometryczne podstawy dziedziczenia?”

Francis Crick, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
W styczniu 1953 roku Franklin zaczęła pisać serię artykułów. Wynika z tego jasno, że jej prace były gotowe wcześniej niż prace Jamesa D. Watsona i Francisca Cricka, którzy swój model budowali w oparciu o… fotografię wykonaną przez Franklin. Wilkins za pośrednictwem Maxa Perutz’a (1914–2002) i cichą zgodą się Williama Bragga (1890–1971) przekazał zdjęcie wykonane przez Franklin Watsonowi i Crickowi. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że dzięki zdjęciu wykonanym przez Franklin Watson i Crick zbudowali swój słynny model DNA. Watson wspominał – Kiedy tylko zobaczyłem to zdjęcie, szczęka mi opadła, a puls raptownie przyspieszył. Sam Wilkins po latach przyznał – Być może powinienem był poprosić Rosalind o zgodę. Cóż…

Do 28 lutego 1953 roku Watson i Crick uznali, że rozwiązali problem na tyle, że Crick w pubie publicznie stwierdził iż wraz z Watsonem znaleźli sekret życia. Watson i Crick zakończyli budowę swojego modelu 7 marca 1953 roku. Wyniki pracy opublikowali w prestiżowym Nature 25 kwietnia 1953 roku. Stephen Franklin twierdzi, że gdyby [Franklin] pozostała w King’s, nie ma wątpliwości, że […] poprawnie ukończyłaby analizę struktury w pierwszej połowie 1953 roku bez żadnego wkładu Cricka lub Watsona, oni zaś nie zrobiliby tego na początku 1953 roku bez pracy Rosalind.

Konflikt z Wilkinsem, zła atmosfera w pracy i brak akceptacji względem uczonej, spowodował, że pod koniec swojej kariery naukowej przeniosła się do Birkbeck College. Jej siostrzeniec wspominał, że Rosalind była tak niezadowolona z [pracy w] King’s College, że wynegocjowała przeniesienie do Birkbeck [College], innej uczelni na Uniwersytecie Londyńskim. Tam w ciszy i spokoju, z dala od niezdrowej konkurencji oddała się pracy związanej z wirusologią. Szczególnie zainteresowała się wirusem mozaiki tytoniowej.

Laboratorium Rosalind Franklin w Birkbeck College (sfotografowane krótko po jej śmierci). Mieściło się na piątym piętrze zniszczonej przez bomby XVIII-wiecznej kamienicy przy Torrington Square – w dawnych kwaterach dla służby. Aparatura rentgenowska znajdowała się w piwnicy, fot. John Finch, ok. 1958, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Rosalind Franklin nigdy nie wyszła za mąż, zdaje się, że unikała bliższych kontaktów damsko-męskich. Była oddana pracy i nauce, chociaż podobno pod koniec życia się zakochała. James Watson w swojej książce pisał:

Zdecydowanie nie starała się podkreślać swej kobiecości. Choć miała dość ostre rysy, nie była zupełnie nieatrakcyjna, mogłaby się nawet podobać, gdyby wykazała choć niewielkie zainteresowanie kwestią swego wyglądu zewnętrznego. Nie poświęcała temu jednak najmniejszej uwagi. Nigdy nie używała kredki do ust, która mogłaby podkreślić czerń jej prostych włosów, a w 31. roku życia nosiła stroje odzwierciedlające całkowity brak fantazji właściwy młodej angielskiej intelektualistce.

Sądzę, że jej oddanie nauce wynikało jednak z przekonania, że nie można poświęcić się kilku sprawom jednocześnie. Kiedy jej koleżanka wróciła po porodzie do pracy Franklin powiedziała, że to nie w porządku w względem dziecka. Nie można robić źle dwóch rzeczy – powiedziała kiedyś.

Rosalind Franklin podczas pracy, ok. 1955, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
W połowie 1956 roku, podczas podróży służbowej do Stanów Zjednoczonych uczona zaczęła odczuwać pewne fizyczne dolegliwości. W Nowym Jorku nabrzmiał jej brzuch tak bardzo, że miała trudność w zapięciu spódnicy. Po powrocie do Londynu poddała się badaniom. Okazało się, że ma dwa duże guzy w jamie brzusznej. Po operacji spędzała czas z przyjaciółmi, którzy wspierali ją w trudnej rekonwalescencji. Dużo czasu spędzała także z rodzicami. W trakcie leczenia nowotworu Franklin kontynuował pracę. W 1956 roku opublikowała siedem artykułów, a rok później kolejnych sześć. W sumie w ciągu czterech lat pracy w Birkbeck College Franklin była współautorką siedemnastu prac naukowych poświęconych wirusom. Trzy z nich ukazały się już po jej śmierci.

Choroba powróciła pod koniec 1957 roku. W styczniu 1958 roku wróciła do pracy. Niestety 30 marca poczuła się bardzo źle. Jej przyjaciółka Anne Sayre wspominała:

Walczyła ze śmiercią uparcie i z odwagą, planowała życie, kiedy plany były już kpiną. Umarła tak, jak żyła, z pasją do życia, z którego nigdy nie zrezygnowała. 16 kwietnia 1958 roku, w wieku trzydziestu siedmiu lat, Rosalind Franklin przegrała bitwę.

Przyczyną śmierci był zaawansowany rak jajnika z przerzutami. Została pochowana w 17 kwietnia 1958 roku.

***

Rok po jej śmierci Watson, Crick i Wilkins otrzymali Nagrodę Collinsa Warrena. Dwa lata po jej śmierci przyznano im Nagrodę Laskera. Cztery lata po jej śmierci otrzymali Nagrodę Nobla z medycyny. Podczas noblowskiego wykładu jedynie Wilkins wspomniał uczoną. Watson i Crick nie wspomnieli o Rosalind Franklin świadomie skazując ja na zapomnienie.

***

Wiara Rosalind Franklin w naukę i postęp były drogowskazem w jej życiu. W liście do ojca pisała: Nauka i życie codzienne nie mogą i nie powinny być rozdzielane. Nauka, dla mnie, daje częściowe wyjaśnienie życia… Nie akceptuję twojej definicji wiary, tj. wiary w życie po śmierci… Twoja wiara opiera się na przyszłości Twojej i innych jednostek, moja na przyszłości i losie naszych następców. Wydaje mi się, że Twoja jest bardziej samolubna… […] Nie widzę powodu, aby wierzyć, że twórca protoplazmy lub materii pierwotnej, jeśli taki istnieje, ma powody, by interesować się naszą nieistotną rasą w maleńkim zakątku wszechświata.

 

Zalecana literatura:

  1. B. Maddox, Rosalind Franklin: The Dark Lady of DNA, Harper Perennial, 2002.
  2. B. Maddox, The double helix and the ‘wronged heroine’, Nature, vol. 421, 2003, str. 407–408.
  3. J. Glynn, My Sister Rosalind Franklin, Oxford University Press, 2012.
  4. A. Sayre, Rosalind Franklin and DNA, W. W. Norton & Company 2000.
  5. S. Franklin, My aunt, the DNA pioneer, http://news.bbc.co.uk/2/hi/science/nature/2895681.stm
  6. J. Watson, Podwójna helisa. Historia odkrycia struktury DNA, Prószyński i S-ka, 1996.
  7. F. Crick, Szalona pogoń. W poszukiwaniu tajemnicy życia, Marabut, 1996.

Recenzujemy — Emma Chapman „Pierwsze światło”

Opublikowano 30 czerwca 2001 r.

Wydawnictwo Muza przygotowało książkę autorstwa brytyjskiej fizyczki doktor Emmy Chapman pracującej w Towarzystwie Królewskim. Doktor Chapman jest członkinią Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego, stypendystką dwóch najbardziej prestiżowych stypendiów naukowych przyznawanych w Wielkiej Brytanii: Royal Society Dorothy Hodking oraz STFC Ernest Rutherford Fellowship. Nie mogło być lepszej reklamy dla recenzowanej książki.

W swojej książce Chapman doskonale tłumaczy problemy, które starają się rozwiązać astronomowie. Autorka bardzo umiejętnie wprowadza nas w świat astronomii. Opowiada o tym jak tworzyła się wiedza o gwiazdach, z czego są zbudowane i w jaki sposób można je klasyfikować. Przeprowadza nas przez wszystko to z czym najczęściej kojarzymy Wszechświat – jego początki, erę pierwszych gwiazd, czarną materię, czarne dziury, galaktyki… Co ciekawe Chapman omawia też w prosty sposób między innymi mechanizm zaćmienia Słońca, porusza zagadnienia związane ze światłem (Rysunek 4 na str. 31 byłby zdecydowanie lepszy, gdyby pokazano go w kolorze, tak jak w wersji oryginalnej), widmami gwiazd, prędkością światła, temperaturą gwiazd, klasyfikacją gwiazd. W książce pojawiają się wykresy i rysunki, które ułatwiają zrozumienie opowiadania Chapman. Na uwagę zasługuje opis pracy Cecilii Payne-Gaposchkin (o Uczonej pisaliśmy dla Państwa TUTAJ). Być może krótka opowieść o jej interesującym życiu i fascynującej pracy skłoni polskich wydawców do przetłumaczenia jej biografii lub autobiografii, co w moim odczuciu wypełniłoby od dawna brakującą lukę w polskiej bibliografii.

Z dużą przyjemnością oglądałem fotografie umieszczone w książce. Są one niewątpliwym smaczkiem tej interesującej pozycji. Jako chemik poczułem pewien niesmak patrząc na układ okresowy pierwiastków umieszczony na stronie 15. Ktoś niewtajemniczony może sądzić, że znajdują się w nim tylko metale. Autorka wprawdzie wyjaśnia, które pierwiastki są ważne z punktu widzenia astrofizyka (przede wszystkim gazy – wodór i hel), ale trudno zaakceptować jej stwierdzenie, że wszystkie pierwiastki poza wodorem i helem będę w tej książce nazywać metalami (s. 16).

Książa liczy 318 stron, podzielona została na wprowadzenie, 11 rozdziałów (w ich obrębie znajdują się podrozdziały, które ułatwiają zapoznawanie się z treścią książki), przypisy końcowe (sądzę, że brakuje dodatkowej, krótkiej listy kilku pozycji lub opracowań w języku polskim), podziękowania. Dodatkowo publikacja zawiera kolorową wklejkę i 26 rysunków umieszczonych w tekście.

Książa jest napisana w sposób prosty i zrozumiały. Często pomiędzy naukowy język autorka wplata anegdotki i dykteryjki, które sprawiają, że jej opowieść nabiera bardzo dużej lekkości. Sądzę, że każdy znajdzie w książce Chapman coś dla siebie. Autorka w niezwykle umiejętny sposób zabiera czytelników w podróż po Wszechświecie. Wspomnienia z tej podróży na długo pozostają w pamięci. Po lekturze jej książki z pewnością zupełnie inaczej będziemy spoglądali w cudownie piękne nocne Niebo.

 

Piękniejsza Strona Nauki dziękuje za egzemplarz recenzencki.

            Tomasz Pospieszny

151. rocznica urodzin Clary Immerwahr-Haber — fragment książki „Pasja i geniusz”

 

***

Ojcem Clary był Philipp Immerwahr (1839–1900), doktor chemii, którą studiował we Wrocławiu i w Heidelbergu, między innymi u Roberta Bunsena. Człowiek oczytany, wykształcony, który pragnął wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce. Opisywano go jako miłego, bardzo przyjaznego, niezwykle przywiązanego do żony i córek. Pełnił funkcję sędziego komercyjnego, a przez krótki czas pracował też w aptece. Po studiach rozpoczął pracę w rodzinnej firmie, którą założył jego kuzyn Georg Lunge. Firma zajmowała się produkcją sody, salmiaku (chlorku amonu), kwasu winowego i soli ołowiu. Niestety fabryka nie utrzymała się zbyt długo na rynku i po zamknięciu produkcji Philipp zajął się handlem. Wkrótce mógł otworzyć sklep w Breslau, specjalizując się w sprzedaży kosztownych tkanin i dywanów angielskich i perskich. Wydaje się, że ojciec Clary był faktycznie obdarzony zmysłem kupieckim, gdyż firma bazowała nie tylko na produkcji własnej, ale również eksporcie wszelakich tkanin i materiałów. Ponadto zaczął interesować się agronomią. Początkowo dzierżawił gospodarstwo rolne, a następnie wykupił ziemię i został właścicielem cukrowni oraz majątku we wsi Polkendorf niedaleko Środy Śląskiej, trzydzieści kilometrów od Breslau. Philipp ożenił się ze swoją kuzynką Anną Krohn (1846–1890), której zamożni rodzice byli wiedeńskimi kupcami. Określano ją jako kobietę o niezwykłej życzliwości, dobroci i zdolności zjednywania sobie ludzi. Państwo młodzi otrzymali od matki Philippa Liny Immerwahr mieszkanie w Breslau, w którym przebywali podczas częstych wizyt w mieście i w którym w przyszłości podczas studiów będzie mieszkać Clara. Większość roku rodzina Immerwahrów spędzała na gospodarstwie rolnym, na okres zimowy natomiast zawsze zjeżdżali do matki Philippa do Breslau.

Clara przyszła na świat 21 czerwca 1870 roku w majątku Polkendorf. Była najmłodsza z rodzeństwa – miała dwie siostry: Elsbeth (Elli) i Gertrud Rosalie (Lotte lub Rose) oraz brata Paula. Rodzice przykładali niezwykłą wagę do wykształcenia swoich dzieci. I co dość dziwne w tamtych czasach, uważali, że nie tylko Paul powinien zdobyć podstawową edukację. Tak więc poza wpajaniem podstawowych cnót – prostoty, umiaru i skromności, w domu kładziono szczególny akcent na naukę, zainteresowanie którą Clara wykazywała od najmłodszych lat. Podczas gdy jej starsze siostry uczyły się, gdyż tak kazali rodzice, ona robiła to z przyjemnością. Z czasem zaczęła patrzeć z zazdrością na brata, który z wolna wkraczał w tajniki nauk ścisłych. Początkowo wszystkie trzy panny były posyłane do sąsiedniej wsi, gdzie na prywatnych lekcjach nauczyciel Robert Hoppe wprowadzał je w tajniki nauki. Clara była niezwykle ciekawa, wykazywała się dużą cierpliwością, gorliwością, a co najważniejsze, zadawała pytania, za czym szło swego rodzaju odkrywanie świata. Jej wielkim marzeniem było pójść w ślady brata i dostać się do gimnazjum. Po prywatnych lekcjach Clara wraz z siostrami trafiła do szkoły dla panien z tzw. dobrych domów. Jej fascynacja naukami ścisłymi doprowadzała „wykładowców” podstawowych umiejętności gospodarczych, na przykład szycia, haftu, gotowania, do pasji. Nauczycielka robót ręcznych zwykła mawiać, że „śpiewanie jest dla dziewcząt, elokwencja jest dla mężczyzn”. Podobna dewiza przyświecała siostrom Clary, które myślały raczej o szybkim zamążpójściu niż nauce. Pomimo skupienia całej uwagi na nauce Clara wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką Lise Meffert uczęszczała na lekcje tańca. Poznała tam dwudziestodwuletniego przystojnego, obdarzonego gęstą czupryną i skupionym spojrzeniem zza binokli Fritza Habera. […]

Wydaje się, że Clara zauroczyła Fritza od pierwszego wejrzenia. Chciał się z nią ożenić jak najszybciej, ale dziewczyna nie była przekonana, czy to rzeczywiście dobry kandydat. Na przeszkodzie stanęli także jej rodzice, którzy chcieli wiedzieć, jak starszy od ich córki o zaledwie dwa lata Fritz, bez wykształcenia i pracy, chciałby utrzymać siebie, żonę i ewentualne dzieci. Ponadto dość szorstka powierzchowność kandydata do ręki ich córki pozostawiała także wiele do życzenia. Lisa Meffert, z którą Clara w dzieciństwie przysięgła mówić sobie zawsze prawdę – nawet tę najgorszą i niewygodną – i z którą mogła rozmawiać o wszystkim, szczerzej niż z rodzeństwem, powiedziała, że Fritz jest być może „błyskotliwy, ale to pozerski zarozumialec”. Wydawał się Clarze również „zbyt pewny siebie, jeśli nie arogancki”. Z drugiej strony, jak twierdzi Joanna Hytrek-Hryciuk, Clara: „ […] nie chciała rezygnować z tego uczucia. Chociaż miała wątpliwości, czy nadaje się do roli żony i matki, to była zakochana. Co równie ważne, bała się samotności, ówczesny świat nie miał bowiem zbyt wiele do zaoferowania niezamężnej kobiecie.” Przygnieciony ciężarem zarzutów Fritz musiał się jednak poddać. W 1886 roku wyjechał do Berlina, by podjąć studia chemiczne. W wyniku nacisków ojca przeniósł się na politechnikę, gdzie w 1891 roku pod kierunkiem profesora Carla Libermanna (1842–1914) uzyskał doktorat.

Fraulein Immerwahr mogła skupić się teraz całkowicie na wyznaczonym celu – nauce. Wydaje się, że przyszła uczona była szczególnie zainteresowana naukami biologicznymi i chemicznymi. Niestety zdobycie wymarzonej profesji w dziedzinie chemii czy biologii stało pod znakiem zapytania. Tym bardziej, że z wielkim politowaniem i drwiną spoglądał na nią nawet wuj Wilhelm Alexander Freund (1833–1917), uznany profesor ginekologii w Breslau, który 1878 roku dokonał pierwszego wycięcia nowotworowej macicy. Jak się okazuje, nawet oświeceni ludzie miewają konserwatywne poglądy. Szczególne zdolności wykazywała w naukach ścisłych. Można powiedzieć, że już na tak wczesnym etapie nauki przyrodnicze były jej dobrze znane. Należy podkreślić, że podobnie jak Maria Skłodowska Clara dużo czasu poświęcała na naukę w samotności. To, co było dla niej niedostępne w szkole, studiowała samodzielnie. Oczywiście seminarium nauczycielskie dawało możliwość poznawania języków obcych, z czego panna Immerwahr skorzystała. Łatwo przychodziła jej nauka języka angielskiego i francuskiego – to właśnie te języki miałby w przyszłości zapewnić jej nauczycielski byt. Zresztą zaraz po skończeniu nauki Clara krótko pracowała jako guwernantka. W seminarium nauczycielskim miała też szczęście spotkać pannę Hedwig Knittel, wykształconą podróżniczkę, która doceniła jej potencjał i jednocześnie stanowiła dla niej inspirację intelektualną. To najprawdopodobniej ona podarowała Clarze podręcznik dla dziewcząt autorstwa Jane Marcet z 1806 roku pod tytułem Rozmowy o chemii. I to właśnie ta książka całkowicie zmieniła spojrzenie przyszłej uczonej na nauki chemiczne…

***

Tomasz Pospieszny, Pasja i geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla, Wydawnictwo Po Godzinach, Warszawa 2019

Profesorowie Braga & Nascimento o książce „Maria Skłodowska-Curie w Brazylii”

Opublikowano 16 czerwca 2021 r.

Specjalnie dla Piękniejszej Strony Nauki autorzy książki o podróży Marii Skłodowskiej-Curie do Brazylii — profesorowie João Pedro Braga i Cássius Klay Nascimento — podzielili się z Państwem i z nami swoimi refleksjami. Zapraszamy do lektury!

 

*****

João Pedro Braga & Cássius Klay Nascimento

 

Madame Curie w Brazylijskiej Narodowej Akademii Medycznej, „Revista da Semana”, 28 sierpnia 1926, Archiwum Autorów

 

 

Dorobek wielkiej uczonej Marii Skłodowskiej-Curie, laureatki dwóch Nagród Nobla, jest powszechnie znany. Mniej znanym faktem jest trwająca 45 dni podróż tej wybitnej uczonej po Brazylii. W 2011 roku byliśmy współautorami pracy poświęconej wizycie Marii Curie w mieście Belo Horizonte w stanie Minas Gerais, a pozyskane wyniki badań dały nam jeszcze większą motywację do dalszego poszukiwania śladów pobytu wielkiej badaczki w naszej ojczyźnie. Dodatkowym bodźcem była obchodzona w 2017 roku 150. rocznica urodzin Marii Skłodowskiej-Curie. W rezultacie powstała książka A visita de Marie Curie ao Brasil [Maria Skłodowska-Curie w Brazylii].

Okładka książki „A vista de Marie Curie ao Brasil”, Editora Livraria da Física, 2016

Maria Skłodowska-Curie pdróżowała pociągiem w specjalnym wagonie do ówczesnych głównych miast Brazylii: Rio de Janeiro, Belo Horizonte i São Paulo, pokonując łącznie ponad 1500 km. Odwiedziła kilka ośrodków naukowych: Uniwersytet w Rio de Janeiro, Uniwersytet w São Paulo i Uniwersytet Minas Gerais w Belo Horizonte. Dla Instytutu Radowego Wydziału Lekarskiego w Belo Horizonte istotne było rozpoczęcie walki z rakiem przy pomocy pionierskiego w Ameryce Łacińskiej leczenia radioaktywnością. Na ścianie w izbie pamięci Instytutu nadal znajduje się oprawiony w ramkę podpis uczonej. Marii Curie towarzyszyła w podróży komisja złożona z kobiet zaangażowanych w naukę i politykę, należących do Brazylijskiego Ruchu na rzecz Postępu Kobiet.

Maria i Irena w towarzystwie członkiń Brazylijskiej Federacji na Rzecz Rozwoju Kobiet w trakcie wycieczki na Pão de Açúcar [Głowę Cukru] w Rio de Janeiro, 21 sierpnia 1926; od lewej stoją: Nininha Bastos, dr Aerco, pani Hazard, Stella Duval, Maria Skłodowska-Curie, Jeronyma Mesquita, Irena Curie, Carlota de Queiroz, Esther Pego R. William, Augusto Ramos, Bertha Lutz, Maria Pereira de Queiroz, Maria dos Reis Santos, Public domain / Arquivo Nacional Collection
Naszą główną intencją była próba pokazania czytelnikowi życia i dorobku Marii Curie — kobiety i naukowca. Ważne było przedstawienie wyzwań, którym musiała sprostać i strat, z którymi musiała się zmierzyć. Maria Curie była zwykłym człowiekiem — jak my wszyscy — a to, co osiągnęła z pewnością wynikało nie tylko z jej zdolności do nauki, ale także w dużej mierze z uporu i wytrwałości w prowadzeniu badań.

 

Po przedstawieniu znakomitej postaci, konieczne było odkrycie, co skłoniło tego ważnego naukowca do podróży do Brazylii, kraju znajdującego się poza półkulą północną. W związku z tym pojawiły się pytania: w jaki sposób zostało wysłane zaproszenie i przez kogo? Jakie było stanowisko władz politycznych w Brazylii? Jaki był powód goszczenia tej wspaniałej kobiety na naszych ziemiach? W jakie miejsca udała się badaczka i jak została przyjęta? Jakie było dziedzictwo Marii Curie dla nauki i medycyny naszego kraju? Jaki jest jej wkład w walkę o prawa kobiet? Odpowiedzi na te pytania były niezbędne do napisania książki.

Okładka elektronicznego wydania książki pt. „A visita de Marie Curie ao Brasil”

W naszym pierwotnym założeniu podjęliśmy temat z myślą o licealistach, studentach, doktorantach, badaczach i nauczycielach, czyli głównie osobach bezpośrednio lub pośrednio związanych z chemią i fizyką. Z czasem jednak zdaliśmy sobie sprawę, że nasza książka można zostać doceniona także przez czytelników zainteresowanych socjologią i historią, walką o równe prawa kobiet i mężczyzn w Brazylii i na świecie lub po prostu przez kogoś, kto lubi czytać. Jest to jak dotąd jedyna pozycja poświęcona obecności Marii Curie w Brazylii.

 

Wizyta Marii Curie w Brazylii była kamieniem milowym nie tylko w badaniach nad promieniotwórczością i jej zastosowaniami w naszym kraju, co samo w sobie jest nie do przecenienia, ale także pomogła wzmocnić potrzebę powiązania nauki krajowej z najbardziej zaawansowanymi badaniami na świecie.

Okładka polskiego wydania książki pt. „Maria Skłodowska-Curie w Brazylii”, w tłumaczeniu Anny Pawłowskiej-Zampino.

W 2017 roku, dzięki staraniom Gliwickiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Chemicznego oraz Centrum Materiałów Polimerowych i Węglowych PAN w Zabrzu, zostało wydane polskie tłumaczenie książki João Pedro Bragi i Cassiusa Klaya Nascimento o wizycie Marii Curie w Brazylii. Fragment książki został także opublikowany w czasopiśmie naukowym „Nature” pod tytułem Trailblazer: When Marie Curie went to Brazil, 551, strona 440 (2017).

*****

João Pedro Braga z wizytą w warszawskim Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w listopadzie 2017 roku, Archiwum Autorów

João Pedro Braga — profesor Wydziału Chemii Uniwersytetu Federalnego w Minas Gerais. Ukończył chemię (1979) i fizykę (1982) na Uniwersytecie Federalnym Minas Gerais, doktorat z chemii uzyskał na Uniwersytecie Sussex w Anglii (1986) oraz na Uniwersytecie Princeton w Stanach Zjednoczone (1996). Obecnie jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Federalnym w Minas Gerais. Posiada doświadczenie w dziedzinie chemii, ze szczególnym uwzględnieniem chemii fizycznej. Jest autorem książek: Chemia fizyczna (wyd. UFV, 2002, 2004 i 2013 ), Podstawy chemii kwantowej (wyd. UFV, 2007) oraz Statystyczna termodynamika atomu i cząsteczek (wyd. Livraria da Física, 2014 i 2021).

 

Cássius Klay Nascimento w trakcie wizyty w warszawskim Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie, listopad 2017, Archiwum Autorów

 

Cássius Klay Nascimento — profesor i wykładowca chemii w Szkole Podchorążych Lotnictwa w Barbacena. Ukończył chemię (1992) na Uniwersytecie Federalnym Viçosa oraz chemię fizyczną (2004). Doktorat z chemii uzyskał na Uniwersytecie Federalnym Minas Gerais (2013; z okresowym pobytem na Uniwersytecie w Le Mans we Francji). Habilitował się w dziedzinie nauk chemicznych na Uniwersytecie Federalnym Minas Gerais (2016–2017). Od 1997 roku jest profesorem chemii w Szkole Podchorążych Lotnictwa. Ma doświadczenie w edukacji w zakresie chemii, spektroskopii mössbauerowskiej oraz historii nauki.

 

Tłum. Joanna Schubert

English version HERE

Zapomniana biografia Madame Curie

opublikowano 2 czerwca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny & Ewelina Wajs   /

 

Jakiś czas temu usłyszeliśmy od pewnego profesora zajmującego się wybranymi wątkami życia Marii Skłodowskiej-Curie, że wszystko o Uczonej już wiadomo i dlatego nie warto badać jej życia. My jednak nie posłuchaliśmy tej rady…

Według wielu opinii biografia Marii Skłodowskiej-Curie autorstwa Ewy Curie była pierwszą, którą napisano i wydano na świecie. Biografista i uznany pisarz francuski André Maurois opowiadał, że Ewa Curie przyszła do niego po radę. Wydawcy amerykańscy nalegają, żebym napisała życie mojej matki. Sama o tym często myślałam. Gdybym była zdolna to zrobić, kochałabym tę pracę. Posiadam bardzo dużo materiałów, jej listy, dzienniki, wspomnienia. Zdaje mi się, że wszystko co o niej powiedziano jest tak dalekie od rzeczywistości. Jeżeli nie napiszę Jej książki, pewne jest, że napiszą ją inni. Czy napiszą ją tak jakbym sobie tego życzyła? Boję się, że nie. Kusi mnię to i przeraża jednocześnie – wspominał pisarz wypowiedź Ewy [A. Maurois, Mademoiselle Eve Curie, „Vogue”, Vol. 91, 1938, s. 74–77].

Natomiast Susan Quinn, autorka jednej z najlepszych biografii uczonej, wspominała, że w 1988 roku przeprowadziła wywiad z Ewą. Kiedy zapytała ją, dlaczego napisała biografię matki tak szybko usłyszała odpowiedź, że Ewa obawiała się, iż ktoś inny ją ubiegnie i nie zrobi tego właściwie [S. Quinn, 1997, s. 12].

Czy rzeczywiście książka Ewy Curie pod tytułem Madame Curie (wyd. polskie Maria Curie, Warszawa 1938) była pierwszą biografią uczonej? Okazuje się, że ktoś uprzedził Ewę Curie, i co znamienne była to osoba, która poznała zarówno Marię jak i Ewę. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że pierwsza książka powstała z potrzeby serca, a nie jak w przypadku panny Curie na zlecenie amerykańskiego wydawcy.

Pierwsze wydanie książki autorstwa M.L. Morales pt. „Madame Curie”, Barcelona 1936, fot. T. Pospieszny

Z przeprowadzonej przez nas żmudnej i czasochłonnej kwerendy wynika, że pierwsza książkowa biografia Marii Skłodowskiej-Curie ukazała sie w Hiszpanii w 1936 roku, a więc dwa lata po śmierci uczonej i rok przed publikacją Ewy Curie. Autorką liczącej 108 stron biografii Marii Curie jest María Luz Morales.

María Luz Morales [za:] http://www.escritorasenlaprensa.es

Autorka urodziła się 23 kwietnia 1889 roku w Marineda w hiszpańskiej Galicji. Była pionierką kobiecego dziennikarstwa w Hiszpanii. W 1910 roku rodzina przeniosła się do Barcelony. Po ukończeniu studiów na wydziale pedagogiki, filozofii i literatury postanowiła zostać pisarką i dziennikarką, co w tamtym czasie było dość niezwykłym zawodem dla kobiet, które wprawdzie pisywały artykuły w czasopismach, ale nie uprawiały aktywnego dziennikarstwa.

María Luz Morales, domena publiczna

Były to także czasy, kiedy kobiety w Hiszpanii albo pracowały, albo zakładały rodziny. Morales wybrała karierę zawodową. Początkowo zajmowała się opisywaniem kobiecej mody, później krytyką filmową i teatralną pod męskim pseudonimem Felipe Centeno. Była niezwykle charyzmatyczna i wojownicza, a jej teksty świeże, dowcipne i trafne.

 

Grupa hiszpańskich dziennikarzy filmowych wita aktorkę Rositę Moreno [w środku], María Luz Morales siedzi po lewej stronie, wrzesień 1931 roku, [za:] „El Espanol”, www.elespanol.com

Zaangażowała się między innymi w Międzynarodową Rezydencję Młodych Studentów w Barcelonie, Konferencję Klubu Isabel Llorach, równocześnie prowadziła intensywną działalność literacką, w tym także pisząc książki dla dzieci.

 

Pierwsza z prawej María Morales, [za:] „La Opinión de La Coruña”, https://www.laopinioncoruna.es

 

W latach 1936–1937 kierowała ogólnokrajową hiszpańską gazetą „La Vanguardiaˮ. Była pierwszą kobietą w Hiszpanii, która tego dokonała. Znała języki: angielski, francuski, portugalski, kataloński i włoski – tłumaczyła sztuki teatralne, poezję i literaturę piękną. Dokonała między innymi pierwszego hiszpańskiego tłumaczenia Piotrusia Pana (Peter Pan y Wendy: la historia del niño que no quiso crecer, de J. M. Barrie, traducción de María Luz Morales, editorial Salvat, Barcelona 1925).

 

María Luz Morales, [za:] Real Academia de la Historia, http://dbe.rah.es

Współpracowała także z amerykańską wytwórnią Paramount Pictures jako konsultant literacki – jej zadaniem było tłumaczenie i adaptacja tekstów, a także układanie dialogów dla hiszpańskojęzycznych widzów. Jej obiecującą karierę przerwała wojna domowa. Do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku miała oficjalny zakaz pracy w zawodzie dziennikarza i publikowała teksty pod kilkoma pseudonimami.

Niedatowane zdjęcie z wieczoru autorskiego, [za:] „El Espanol”, www.elespanol.com

W 1950 roku napisała trzytomowe dzieło Kino. Ilustrowana historia siódmej sztuki. W 1965 roku była współautorką leksykonu Kino. Od Lumière do kinematografii. Dziś uznaje się ją za osobę, która przez swoje zaangażowanie umożliwiła Hiszpankom działalność zarówno dziennikarską jak i literacką. María mawiała: Ale izmy! Nie ma mowy. Ani feminizm, ani masculinizm. Sama Morales napisała między innymi biografie: Edisona (1934), Juliusza Cezara (1936) czy Marii Antoniny (1943). Jako autorka była niezwykle ceniona w Hiszpanii o czym mogą świadczyć nagrody: Orden de las Palmas Académicas (1956), Premio Nacional de Teatro (1962), Lazo de Isabel la Católica (1971). María Luz Morales zamarła w wieku 91 lat 22 września w 1980 roku.

María Luz Morales na inauguracji dawnego teatru Calderón de la Barca w Barcelonie w 1968 roku, [za:] „La Vanguardia”, https://www.lavanguardia.com

[za:] www.amazon.de
W 2017 roku dziennikarka doczekała się własnej biografii autorstwa Maríi Ángeles Cabré pt. María Luz Morales: pionera del periodismo (La Vanguardia, Barcelona 2017).

 

Film dokumentalny o Maríi Luz Morales, zrealizowany w 2004 roku przez hiszpańską stację telewizyjną rTVe.

 

 

Maríia Luz Morales poznała Marię Curie w Madrycie w 1931 roku. Madame Curie została zaproszona przez Wyższą Radę ds. Badań Naukowych do wygłoszenia serii wykładów. Panie spotkały się w Rezydencji dla Młodych Dam w kierowanej przez Marię de Maeztu, gdzie Uczona zatrzymała się wraz z córką Ewą. Wkrótce Morales została przewodniczką pań Curie po Madrycie i okolicach. W jednej z publikacji pisarka wspomina uczoną jako kruchą staruszkę, ubraną na czarno, skromnie, prawie biednie, z kapeluszem na głowie, którego francuskie wieśniaczki dawno by już nie nosiły. Nie udało się jej jednak przekonać Marii Curie do zwierzeń, bowiem uczona zawsze milczała, nie interesowała się sztuką, chociaż była oczarowana ogrodami. W eseju Kobiety i polityka (Mujeres en la política, „El Sol”, 18 lipca 1931, s. 9) Morales wspominała rozmowę z Madame Curie w Hiszpanii w kilkanaście dni po ustanowieniu II Republiki, kiedy Uczona miała zauważyć, że Republika w dużej mierze swoją popularność wśród obywateli zawdzięcza entuzjazmowi, z jakim witają ją hiszpańskie kobiety. […] Ewa Curie była podobnego zdania.

 

Pierwsza biografia Uczonej napisana po jej śmierci w 1934 roku – książka Maríi Luz Morales – ukazała się w serii Życie znamienitych kobiet, nakładem wydawnictwa I. G. Seix y Barral Hnos., S. A. w Barcelonie 1936 roku. Książka została wydana w twardej okładce, z pięknymi złotymi tłoczeniami.

Fot. T. Pospieszny

 

Fot. T. Pospieszny

Zawiera Przedmowę wydawców, liczy 10 rozdziałów (Warszawa 1867, Paryż 1892, Ona i On, Życie intymne, Cud, Chwała, Tragedia, Potrójne pudełko, Madame Curie w Hiszpanii, Wieczna obecność) oraz zawiera 5 fotografii. Oczywiście nie obejmuje ona tylu informacji (wspomnień osobistych, listów, notatek), które zostały ujęte w książce Ewy Curie, jednak stanowi podstawowe źródło informacji o uczonej. O sukcesie książki może świadczyć fakt, że została ona wydana w Hiszpanii trzy razy – po raz ostatni w 1957. Warto odnotować, że ostatnie wydanie ma przepiękną okładkę z rzadko pokazywaną fotografią portretową uczonej.

Trzecie wydanie książki z 1957 roku, fot. E. Wajs

Książka Morales nadal pozostaje wysoko ceniona w Hiszpanii. Jest cytowana między innymi przez hiszpańskie biografki Uczonej – Sonnię L. Rivas-Caballero i Maríę Belén Yuste w książce pt. María Skłodowska-Curie. Ella Misma (Ediciones Palabra, Madrid 2016).

Fot. E. Wajs

Rozdział poświęcony Madame Curie w Hiszpanii otwierają wspomnienia Autorki o ich pierwszym spotkaniu i wrażeniu, jakie odniosła:

Fot. E. Wajs

Madame Curie poznałam w kwietniu 1931 roku, kiedy słynna współodkrywczyni radu przyjechała do Madrytu, aby wygłosić wykład i odwiedzić instytucje naukowe stolicy Hiszpanii. Jej czcigodna postać wywarła na mnie głębokie wrażenie, które pozostało ze mną na zawsze. Była postacią charakterystyczną, obdarzoną wielką, skoncentrowaną, wewnętrzną energią: mała, szczupła, z małą głową, przysłoniętą przez koronę bardzo białych włosów; jasne, głęboko osadzone i przenikliwe oczy, piękne usta, już wychudzone policzki i szerokie kości policzkowe – ukazujące jej słowiańskie pochodzenie. Niezwykle wyczerpana po chwalebnych sześćdziesięciu latach życia, podtrzymywana jedynie temperamentem i wolą, ogromną siłą ducha. Z zaciekawieniem kontemplowałam ją w jej charakterystycznym bezruchu i milczeniu – patrząc w jej oczy, jej twarz. […]

Kiedy ją spotkałam, w tym historycznym kwietniu 1931 roku, jej zwyczajowe zachowanie można określić jako „ciągłe oszczędzanie wysiłku”. W godnym podziwu i ofiarnym zadaniu dla każdego żywiołowego młodego człowieka, tak dalekim od dziedziny naukowej i artystycznej, jej córka Ewa była odpowiedzialna za weryfikację planu zajęć matki, każdej z godzin i minut. Ja sama dążyłam przede wszystkim do chronienia wyczerpanej ciągłym wysiłkiem tylu owocnych lat od wszystkich tych bezużytecznych i męczących rzeczy które niesie ze sobą bycie celebrytką. W konsekwencji Madame Curie nie podpisywała albumów, nie rozdawała autografów, nie odpowiadała na ankiety, nie udzielała wywiadów. Nigdy nie opowiadała swojej biografii, nie mówiła o sobie, nie lubiła zadawania jej pytań o jej opinię o feminizmie – z pewnością bezzasadnych, skoro całe życie na nie nie odpowiada! Nie przyjmowała także zaproszeń na posiłki, w których uczestniczyło więcej niż pięć osób. Na tych kameralnych bankietach jadła zaledwie kęs i odbywały się one w całkowitej ciszy; ale nie w ponurym czy wyniosłym nastroju, ale pełnym szacunku milczeniu, które było niezwykle uprzejme i uważne na rozmowę toczoną wokół nich, a także cieszące się rozmowami innych. Podczas swojej podróży do Hiszpanii Madame Curie okazywała w kilku oszczędnych słowach niemal dziecięcą ciekawość wszystkiego; chciała, aby wszystko zostało jej dokładnie wyjaśnione. Po wysłuchaniu objaśnień osób, które jej towarzyszyły, [Uczona] odwrócała wzrok w stronę swojej córki Ewy, która z godną podziwu żarliwą intuicją zawsze znajdowała zagadnienie, którego wyjaśnieniem lub podkreśleniem jej matka była zainteresowana. Rzadko komentowała. […]

Madame Curie na schodach Rezydencji Młodych Dam niecierpliwie pozuje natrętnemu fotoreporterowi czasopisma „Ahora”. Prośbę o wywiad odrzuca, mówiąc, że ma w zwyczaju unikanie rozmów z prasą. Skoro konsekwentnie odmawiała dziennikarzom w USA, nie może w Hiszpanii postąpić inaczej, „Ahora” 23.IV.1931, [za:] http://hemerotecadigital.bne.es
Widziałem ją na czarnym tle, wymazującym jej czarną sukienkę jak w „tricku” camera obscura, został jedynie kontur sylwetki. Pozostała tylko głowa, głos i ręce, zwrócone ku gorącemu zainteresowaniu i gorliwej uwadze publiczności, która przyszła wysłuchać wykładu na temat „Radioaktywności i ewolucji nauki”. Głowa, cera biała i bezkrwista, włosy. […]

Słaby i monotonny głos, jakby ostre, przezroczyste dłonie … Nagle głos jest taki słaby, postać jest tak oddalona, a sala jest taka ogromna. Jest w niej tyle osób, że boję się uronić cokolwiek. Lękam się, że ta owocna lekcja zostanie zaprzepaszczona. Ale wkrótce tylko ta głowa, ten głos i te ręce dominują w zatłoczonym, niespokojnym tłumie. Cisza staje się absolutna. Pod okularami z szylkretu, które wypełniają całą małą twarz, lśni żar oczu w zapadniętych oczodołach. Głos, nadal monotonny, ożywia cały dziwny świat, nowy i wspaniały: atomy, protony, elektrony; promienie alfa, beta i gamma; pierwiastki radioaktywne, radioaktywność… Na twarzach wtajemniczonych widać świetliste działanie idei i słów. Magia i profanum wyostrzają moce i zmysły. Chwytać! Rozumieć!… A gdy głos staje się lekki, te bezkrwawe ręce – jakby zgromadziła w nich cała witalność, cała aktywność nieruchomego i rozmytego ciała – podrygują się energicznie i żywiołowo. Jak lot białych motyli, jak zwinięty niewidzialny motek czy brzdąkające cicho struny harfy…

[María Luz Morales, Madame Curie, Editorial Seix Barral S.A., Barcelona 1957, s. 84–88]

 

Niezwykle interesujący jest również fakt, że obie panie i Maríę Morales i Ewę Curie łączyło bardzo wiele wspólnych cech. Były doskonale wykształcone, miały niezwykle dobre pióro, były spostrzegawcze, inteligentne, niezależne, odważne. Cechowała je niezwykła elegancja i subtelność. Miały podobne zainteresowania – kino, teatr, polityka, sprawy kobiet. Obie przeszły do historii jako wybitne osobowości swoich czasów.

 

Czy Ewa Curie nie wiedziała o istnieniu biografii matki? Czy może nie traktowała tej pozycji zbyt poważnie? Na te pytanie nie znajdziemy odpowiedzi. Pewne jest jednak, że Morales pierwsza podjęła się próby sportretowania najwybitniejszej Uczonej wszechczasów. I wyszło jej to bardzo dobrze.

 

 

„Promieniowanie”

opublikowano 16 maja 2021 r.

Szanowni Państwo,

z wielką radością dzielimy się z Państwem informacją, iż zaprzyjaźnione z nami Panie Maria Nowotarska i Agata Pilitowska  przygotowały dla nas niezwykłą niespodziankę. Obie Panie są uznanymi aktorkami polskiego Salonu Poezji, Muzyki i Teatru w Toronto. Dzięki swojemu zaangażowaniu i niebywałemu talentowi przypominają całemu światu postaci najwybitniejszych Polaków: Marię Skłodowską-Curie, Tamarę Łempicką, Polę Negri, Helenę Modrzejewską, Hankę Ordonównę, Fryderyka Chopina, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego czy Juliana Tuwima. W naszej pamięci szczególne miejsce zajmuje spetakl Promieniowanie. Rzecz o Marii Skłodowskiej-Curie. W rolę Marii Skłodowskiej-Curie wcieliła się Maria Nowotarska, natomiast jej córkę Ewę zagrała Agata Pilitowska. Autorem i reżyserem jest Kazimierz Braun.

Plakat zapowiadający spektakl, [za:] http://www.emito.net/artykuly/27_09_edynburg_sztuka_o_marii_sklodowskiej_curie_1916084.html
Maria Nowotarska w roli Madame Curie, 2017, [za:] https://polskaszkolaputney.com/
 

Maria Nowotarska i Agata Pilitowska w kostiumach ze spektaklu „Promieniowanie”, [za:] www.um.warszawa.pl

Sztuka opowiada o ostatnich dniach życia Marii Skłodowskiej-Curie, podczas których Ewa prowadzi wywiad-rzekę z matką. Po spektaklu 18 października 2017 roku w Instytucie Teatralnym w Warszawie mieliśmy wielką przyjemność i zaszczyt wraz z Paniami Marią Nowotarską i Agatą Pilitowską zostać wyróżnieni medalem 100. lecia odkrycia radu przyznawanym przez Towarzystwo Marii Skłodowskiej-Curie w Hołdzie.

Od lewej: Małgorzata Sobieszczak-Marciniak – prezes Towarzystwa Marii Skłodowskiej-Curie w Hołdzie, Maria Nowotarska, Agata Pilitowska, Ewelina Wajs i Tomasz Pospieszny, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, 18 października 2017, Archiwum Piękniejszej Strony Nauki

 

Panie Maria Nowotarska i Agata Pilitowska podzieliły się z nami swoimi wspomnieniami związanymi z licznymi spektaklami i podróżami, które odbyły z tą sztuką.

Serdecznie dziękujemy za wspomnienie naszego spotkania oraz książek Tomasza Pospiesznego o Marii Skłodowskiej-Curie (od 40. minuty audycji).

***

Wszystkim serdecznie polecamy słuchowisko w wykonaniu Marii Nowotarskiej i Agaty Pilitowskiej na podstawie sztuki Promieniowanie. Rzecz o Marii Skłodowskiej-Curie.

 

Nam pozostaje z wielką nieciepliwością oczekiwać na kolejne spotkanie z naszymi ulubionymi aktorkami.

Tomasz Pospieszny & Ewelina Wajs

 

Madame Curie w USA w 1921 roku

– Gdyby Pani mogła wybierać, co z wszystkich rzeczy na świecie, zrobiłoby Pani największą

przyjemność? […]

– Gram radu dla badań naukowych. Ale nie mogę go kupić, jest dla mnie za drogi…

 

[E. Curie, Maria Curie, Wydawnictwo Jakuba Przeworskiego, Warszawa 1938, s. 372–3.]

 

Marie „Missy” Maloney na statku „Olympic”, 1921, Library of Congress, George Grantham Bain Collection

 

Tak rozpoczęła się niezwykła przyjaźń Marii Skłodowskiej-Curie i Missy Meloney. Amerykańska dziennikarka zorganizowała wyjazd Madame Curie do USA w 1921 roku. Maria wyruszyła w tę podróż 4 maja wraz z córkami na pokładzie MS Olimpic (bliźniaczego transatlantyku MS Titanic).

 

Marie Meloney, Irena Curie, Maria Skłodowska-Curie i Ewa Curie na pokładzie RMS „Olympic” w dniu przypłynięcia do Nowego Yorku, 11 maja 1921, Library of Congress, National Photo Company Collection

 

***

Nagłówki w gazetach głosiły: Mademoiselle Curie woli pracować, niż przenikać niczym motylek lub Mademoiselle Curie nie ma czasu na błahostki13. Podziwiali elokwencję, rozczulał ich urok i kokieteria młodszej, Ewy. Françoise Giroud napisała:

[…] dzika jak gazela, gwałtowna, źle ubrana, znudzona i nieukrywająca tego Irena była – jeśli to możliwe – jeszcze bardziej mniej niż matka stworzona do tego rodzaju uroczystości. Natomiast szesnastoletnia Ewa była znakomita.

Dodała, że teraz Ewa była „nareszcie – o wiele bardziej użyteczna swojej matce niż Irena”. W każdym razie wszystkie panie Curie były czarujące.

 

Panie Curie w Chicago, 1921, [za:] https://www.chicagotribune.com/opinion/commentary/ct-ten-things-geniuses-macarthur-einstein-cubs-perspec-1025-jm-20151022-story.html

Marię entuzjastycznie witała Polonia amerykańska i społeczność naukowa Ameryki. 18 maja w Carnegie Hall, gdzie miała wygłosić odczyt, uhonorowało ją owacją trzy i pół tysiąca członkiń Międzynarodowej Federacji Kobiet z Wyższym Wykształceniem. Owacja ta trwała ponad pięć minut. Noblistka spotkała się w Stanach również z byłym premierem Polski Ignacym Janem Paderewskim, który nie krył dumy ze znakomitej rodaczki.

Madame Curie i profesor chemii Winford Lee Lewis na chwilę przed wręczeniem uczonej doktoratu honorowego Notrhwestern University. Na drugim planie widoczna młodsza córka Marii — Ewa. 15 czerwca 1921, Notrhwestern University Archives

Jednym z nielicznych niezadowolonych z odwiedzin Marii Curie w Stanach Zjednoczonych był jej oponent Bertram Boltwood. Napisał on list do władz Yale, w którym oznajmił, że nie jest konieczne, by spotkał mnie ten zaszczyt, i uważam, że obowiązek zabawiania pani Curie ciąży na uczelni15. Kiedy dowiedział się, że władze Yale przyznały Marii tytuł doktora honoris causa, zauważył, że postąpiły nieco pochopnie. W końcu jednak spotkał się z niczego nieświadomą Marią, by później napisać do Rutherforda:

Byłem mile zaskoczony, gdy okazała się całkiem rozsądna w sprawach dotyczących nauki i niezwykle życzliwie usposobiona, aczkolwiek jest bardzo słabej kondycji fizycznej i cały czas była tutaj na skraju załamania. Z pewnością nieźle się tu obłowiła […]. Niemniej jednak żal mi tej biedaczki, która jest zdecydowanie żałosną postacią. Zachowywała się bardzo skromnie i bezpretensjonalnie i wydawała się przerażona całym tym zamętem, który wokół niej robiono.

[za:] Tomasz Pospieszny, Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce. Wydawnictwo Po Godzinach, Warszawa 2020, s. 267.

***

Elsie Mead, Marie Meloney, Florence Harding, Maria Skłodowska-Curie, Warren Harding i Irena Curie przez Białym Domem, Waszyngton, 20 maja 1921, Library of Congress, National Photo Company Collection

Kulminacyjnym punktem wizyty Marii była uroczystość, która odbyła się 20 maja 1921 roku w Sali Błękitnej w Białym Domu. Prezydent Warren Harding, witając uczoną, powiedział:

Było pani losem, madame Curie, przeprowadzić nieśmiertelne dzieło dla ludzkości. Przekazujemy pani ten dar honoru w uznaniu wyższości nauki, wiedzy, badań i humanitaryzmu. Ale ofiarujemy coś więcej. Składamy u pani stóp świadectwo miłości, którą całe pokolenia ludzi pragnęło obdarzyć szlachetną kobietę, bezinteresowną żonę, oddaną matkę19.

Prezydent następnie zawiesił na szyi Marii wstążkę ze złotym kluczykiem, a wraz z nim przekazał uczonej mahoniową skrzynkę obitą wewnątrz ołowiem. Skrzynia była chwilowo pusta – cenny rad miał się w niej dopiero znaleźć. Wzruszona, ale jak zawsze skromna i opanowana Maria powiedziała:

Nie potrafię wyrazić wzruszenia, kt.re przepełnia moje serce w tej chwili. Pan, przywódca wielkich Stanów Zjednoczonych, podejmuje mnie z honorami, z jakimi nie podejmowano dotychczas żadnej kobiety w Ameryce. Los kraju, w którym kobiety mają dzięki Panu tak ogromne możliwości, jest pewny i bezpieczny. Napełnia mnie to ufnością w przyszłość demokracji. […] Dziękuję Pańskim rodaczkom w imieniu Francji […]. Moi amerykańscy przyjaciele, jesteście bardzo bliscy mojemu sercu...

[za:] Tomasz Pospieszny, Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce. Wydawnictwo Po Godzinach, Warszawa 2020, s. 272.

 

Wagon kolejowy „Adventurer” — specjalny wagon, którym Madame Curie odbyła podróż po USA w 1921 roku. Osoba widoczna na platformie to Irena Curie, [za:] E. Curie, „Maria Curie”, Wydawnictwo Jakuba Przeworskiego, Warszawa 1938.

Więcej o podróżach MSC do USA znajdą Państwo w książce Tomasza Pospiesznego pt. Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce (Wydawnictwo Po Godzinach, Warszawa 2020) w rozdziale 9. Nowy Świat. Natomiast biografię Marie „Missy” Mattingly Meloney można poznać z książki Julie Des Jarines American Queen Maker. How Missy Meloney Brought Women Into Politics, Basic Books, New York 2020.

Recenzuje Jakub Müller — „Maria Curie. Moja matka”

 

Kiedy byłem jeszcze kilkuletnim brzdącem, głęboko wierzyłem w to, że im bardziej błyszczący papierek, tym smaczniejszy będzie ukryty wewnątrz cukierek. I szczerze mówiąc, wiele lat zajęło mi odkrycie, że to nieprawda. Mądrzejsi ode mnie dorośli już to wiedzieli. „Nie wszystko złoto, co się świeci” – mówili.

Fot. E. Wajs

Dlatego, trzymając w rękach wydaną w 2020 książeczkę, bałem się.

Maria Curie, moja matka to unikatowe wspomnienia Ireny Joliot-Curie, starszej córki Marii Skłodowskiej-Curie. Za wydanie odpowiada Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Oficjalnego wsparcia (i fotografii ze swego archiwum) udziela Musée Curie w Paryżu. Wstęp i konsultacja naukowa – wyśmienity historyk nauki i biograf Marii – profesor Tomasz Pospieszny. Projekt graficzny – wielokrotnie nagradzany Zespół Wespół. Rzec można: same gwiazdy. Błyszczący papierek.

Nie ma się zatem co dziwić, że poprzeczka oczekiwań ustawiona była wysoko. A co się kryje pod tym błyszczącym papierkiem? Sprawdźmy.

Książkę rozpoczyna wstęp Tomasza Pospiesznego, który Marię i Irenę nazywa nieco może romantycznie, ale jak najbardziej słusznie kobietami, które miały odwagę marzyć. Następnie czytelnik ma okazję zapoznać się z najważniejszą częścią książki: intymnym portretem Marii, kreślonym słowami najstarszej córki. Mówi się nieraz, że Irena to umysł ścisły, że odziedziczyła po matce pewną oschłość i rezerwę. Tymczasem Irena dysponuje naprawdę dobrym piórem, nieobce są jej humorystyczne akcenty i ironia. Dla kogoś, kto miał wcześniej okazję zapoznać się np. z jej listami, nie będzie to żadne zaskoczenie.

Fot. E. Wajs

Moja matka miała do mnie zaufanie jak do siebie samej i nie wahała się zostawić mnie – osiemnastolatki – samej, obarczając mnie odpowiedzialnością za punkt radiologiczny w szpitalu angielsko-belgijskim położonym w pobliżu Ypres, kilka kilometrów od linii frontu. Powierzyła mi ponadto niezbyt łatwe zadanie: miałam nauczyć metody lokalizowania odłamków pewnego lekarza, Belga, mającego na pieńku z najbardziej elementarnymi pojęciami geometrii.

Fot. E. Wajs

Jest to zupełnie inny styl pisania niż u młodszej z córek. Ewa w swej biografii Maria Curie pisze bardziej kwieciście; też z uśmiechem, ale bardziej poczciwym; nie ma u niej tej ukrytej ironii, tego ledwie wyczuwalnego literackiego żądła, co oczywiście nie oznacza, że jej dzieło jest w jakikolwiek sposób gorsze – o ile ktoś miałby w ogóle odwagę porównywać pod tym kątem wspomnienia obu córek.

Fot. E. Wajs

Czyta się to dobrze. Irena porusza szereg różnych tematów i ważnych wydarzeń w życiu swej matki: śmierć Pierre’a Curie, służba dla Francji w czasie wojny, podróże zagraniczne, organizowanie Instytutu Radowego we Francji, a potem w Polsce. Dowiadujemy się, jakie książki czytała Maria, jaki był jej stosunek do religii, jak układały się relacje z jej nielicznymi przyjaciółmi. Irena prezentuje także listy, w których Maria wychodzi z ram swojej zwykłej powściągliwości. Mnie osobiście ciekawiło, czy (i w jaki sposób) Irena wspomni o romansie matki z Paulem Langevinem i nienawiści, z jaką atakowały Marię niektóre brukowce po jego ujawnieniu. Jak powszechnie wiadomo, Ewa Curie przemilczała ten temat w swojej biografii. Irena zastosowała podobną taktykę, ledwie napomykając o wydarzeniach z 1911 roku:

Umarł dziadek, co ją zasmuciło, ale też przysporzyło dodatkowych trosk, trzeba było bowiem jakoś zastąpić czułą i inteligentną opiekę, jaką roztaczał nad moją siostrą i nade mną. Następnie do kampanii politycznej, wszczętej z okazji jej kandydowania do Akademii, dołączyła się oszczercza kampania dotycząca jej życia prywatnego.

Fot. E. Wajs

Co ważne, Maria Curie, moja matka opatrzona zostało licznymi przypisami, które nie ograniczają się do podania dat urodzenia danej osoby, wprost przeciwnie: dostarczają wielu cennych i ciekawych informacji (np. o znajomości języka polskiego obu córek), a dociekliwi czytelnicy znajdą odsyłacze do innych publikacji. Przypisów jest w sumie 88 – prawie tyle, co stron w książce. Kawał świetnej roboty wykonał w ramach konsultacji naukowych, Tomasz Pospieszny.

Osobny akapit należy też poświęcić zdjęciom. Użyczyło ich ze swego bogatego zbioru paryskie Musée Curie. Zdjęcia są duże (niejednokrotnie zajmują całą stronę) i odpowiednio opisane. Część z nich to niepublikowane nigdy wcześniej w książkach kolorowe fotografie, prezentujące zupełnie inne, piękne oblicze Pań Curie. Szkoda, że z noty redakcyjnej nie dowiadujemy się o ciekawej historii ich odnalezienia. Niektóre z fotografii to prawdziwe rarytasy, rzadko publikowane, jak np. zdjęcia Ireny z okresu jej służby radiologicznej w czasie pierwszej wojny światowej, czy zdjęcie z konferencji Przyszłość kultury z 1933 roku, która odbyła się w Madrycie. Była to zarazem przedostatnia zagraniczna wizyta w życiu Marii Skłodowskiej-Curie.

Fot. E. Wajs

Wspomnienia Ireny mają unikatową wartość, i to z co najmniej dwóch powodów: po pierwsze, stanowią cenne uzupełnienie biografii autorstwa Ewy Curie. Jest to spojrzenie z innej perspektywy, nadające konturów i głębi obrazowi Marii, jaką znamy. Po drugie: w Polsce szkic ten nie ukazał się nigdy wcześniej w formie książkowej. Znaleźć go można jedynie w: czasopiśmie „Postępy Fizyki” (T. 6, 1955, Z. 1) oraz roczniku Kasy im. Józefa Mianowskiego „Nauka Polska. Jej potrzeby, Organizacja i Rozwój”, (Nr 7 (32) z 1998 roku). Pierwotnie wydrukował je francuski periodyk „Europe” w numerze 108 z 1954 roku. Polskie wydanie książkowe oparto o publikację z 1998 roku w tłumaczeniu Małgorzaty Malewicz.

Pierwsze wydania wspomnień Pań Curie ze zbiorów Tomasza Pospiesznego: M. Skłodowska-Curie, „Marja Skłodowska-Curie o swojem życiu i pracach”, Towarzystwo Instytutu Radowego im. M. Skłodowskiej-Curie, Warszawa 1935;  E. Curie, „Maria Curie”, Wydawnictwo Jakuba Przeworskiego, Warszawa 1938;  I. Joliot-Curie, „Maria Curie. Moja Matka”, Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, Warszawa 2020.

 

Jakimś niezrozumiałym zrządzeniem losu wspomnienia starszej z córek zostały więc przypadkowo usunięte w cień i zapomnienie. Tym bardziej należy przyklasnąć inicjatywie warszawskiego Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie i rzetelnej pracy redaktora wydawniczego, Dominiki Świtkowskiej. Wspomnienia Ireny wreszcie doczekały się godnego wydania, w którym trudno dopatrzeć się poważniejszych uchybień. 26-stronicowy artykuł Ireny Joliot-Curie udało się przemienić w prawie 100-stronicową książeczkę z masą przypisów, ładnymi zdjęciami i twardą okładką. Zdecydowanie warto przeczytać i zdecydowanie warto kupić — nie mam co do tego absolutnie żadnych wątpliwości.

A co z moim cukierkiem? Błyszczący papierek na szczęście nie rozczarował, kryjąc w sobie pyszną zawartość.
Nie wszystko złoto, co się świeci? Być może.

Ale to złoto się świeci. Jasnym, radowym światłem.

Jakub Müller

Madame Curie we Włoszech

Pod koniec I wojny światowej Maria Skłodowska-Curie przyjęła zaproszenie do Włoch. Włoskie Towarzystwo Rozwoju Nauk [The Italian Society for The Advance of Sciences] zabiegało o jej przyjazd od wielu lat. Maria wybrała się w podróż do Włoch latem 1918 roku na osobiste zaproszenie wybitnego matematyka i fizyka profesora Vito Volterry. Pobyt we Włoszech rozpoczęła od spotkania z Camillo Porlezzą w Pizzie, potem wspólnie odwiedzili kamieniołomy autunitu w Lurisi.

Madame Curie w kamieniołomach Larisia w Górach Piemontu, gdzie odkryto źródło wód radioaktywnych, [za:] A. Mottana, P. Nastasi, „Hunting for Radium in Italy during the First World War: Marie Curie and Italian mineralogists and geologists”, “Rend. Online Soc. Geol. It.”, Vol. 36 (2015), s. 94–9.
Wraz z grupą włoskich naukowców Madame Curie odwiedziła źródła termalne w Toskanii, a także inne źródła naturalnego promieniowania na terenie Włoch, gdzie odkryła silnie promieniotwórcze źródła wody. Po wizycie Marii w Lurisi na jednym z budynków umieszczono tablicę pamiątkową, na której utrwalono pobyt uczonej w tym miejscu. Madame Curie spędziła również kilka dni w prywatnej rezydencji profesora Volterry.

Madame Curie i Vito Volterra, ok. 1931, fotografia z archiwum rodzinnego prof. Virginii Volterry

 

W drugą podróż naukową do Włoch Maria Skłodowska-Curie udała się w 1931 roku w towarzystwie młodszej z córek – Ewy. Uczona wzięła udział w Kongresie Fizyki Jądrowej w Rzymie, który trwał od 11 do 17 października.

 

Robert Milikan, Maria Skłodowska-Curie i Werner Heisenberg na Kongresie Fizyki Jądrowej w Rzymie w 1931 roku, fot. A. Petitti, [za:] Caltech [California Institute of Technology] Archives

W liście do córki Ireny z 13 października relacjonowała:

Jest wiele ludzi na Kongresie, który choć interesujący, jest jednakże męczący. […] Staram się słuchać wystąpień o ile to możliwe, co nie zawsze jest łatwe ze względu na ekstremalnie techniczny charakter prac, a zwłaszcza brak jasności wysławiania się niektórych. Myślę, że będę miała do powiedzenia kilka słów podczas dyskusji na temat referatów o zjawiskach radioaktywności.

Niewiele widziałam w Rzymie i pewnie niewiele zobaczę w następne dni. Ewa zwiedza ze swoimi przyjaciółmi.

[Maria Curie i córki. Listy, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011, s. 359].

 

 

Nowa książka Zbigniewa Grochowskiego

 

Nakładem toruńskiego Wydawnictwa Adam Marszałek w końcu 2020 roku ukazała się książka Zbigniewa Grochowskiego pt. Maria Skłodowska-Curie i Warszawa. Miasto rodzinne Polki wszech czasów. 400 (200 plus 200) zadań i rozwiązań. Publikacja bardzo mnie zaciekawiła i postawiłam przyjrzeć się jej bliżej.

 

Autor jest znanym toruńskim historykiem i pedagogiem, a także popularyzatorem wiedzy. Od lat wydaje książki w formie gotowych zestawów pytań i odpowiedzi, dotyczące zarówno historii miast (m.in. Toruń, Włocławek, Warszawa, Bydgoszcz, Kraków czy Hrubieszów) jak i postaci historycznych (prezydenci Torunia, Bolesław Prus, Stefan Wyszyński). W niniejszej recenzji skupię się na części poświęconej Madame Curie, ponieważ nie jestem varsavianistką.

 

Publikacja zawiera 135 stron i ma miękką oprawę. Książka podzielona jest na dwie równe części – pierwsza dotyczy życia Marii Skłodowskiej-Curie, druga dziejów Warszawy – dalej chronologiczne na rozdziały. W przypadku Madame Curie są to dwa rozdziały dotyczące okresu „warszawskiego” i „paryskiego” w jej biografii.

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest przebogata ikonografia. Mimo, że jakoś prezentowanych ilustracji jest niezbyt dobra, większość jest monochromatyczna i są niewielkich rozmiarów, to imponująca jest ich liczba. W części dotyczącej Noblistki pokazane są oprócz zabytków, monet i znaczków także pomniki, a nawet okładki książek dotyczących Jej życia.

 

Treścią publikacji, pomijając wstęp Autora, są tylko i wyłącznie pytania w formie testu wyboru z czterema możliwymi odpowiedziami każde. Na końcu jest czytelny klucz do odpowiedzi. Pytania o życie i prace Uczonej obejmują także jej męża, córki oraz rodzeństwo. Znajdzie się także kilka pytań o pomniki Marii Skłodowskiej-Curie w Polsce, a także o filmy fabularne i seriale o Niej. Stopień trudności pytań jest zróżnicowany (choć nie jest to w żaden sposób oznaczone w książce). Znajdą się w niej zatem pytania dla dzieci, dla młodzieży, a także dla dorosłych.

 

Na końcu publikacji Autor podaje ponad 100 pozycji bibliograficznych, na podstawie których układał pytania. Trzeba przyznać, że bibliografia dotycząca Marii Skłodowskiej-Curie jest bardzo bogata i obejmuje zarówno popularne biografie w formie książkowej, jak i książki mniej znane, a także artykuły prasowe. Znajdują się tam również najnowsze pozycje wydawnicze, takie jak Ze wspomnień o Marii Skłodowskiej-Curie. Złapane wiersze, pamiątkowe chwile Heleny Skłodowskiej-Szalay (Warszawa 2019).

Jeśli miałabym wskazać wady książki Zbigniewa Grochowskiego to byłyby to ilustracje. Aż się prosi, aby były większe i czytelniejsze. Z drugiej strony, gdyby powiększyć ilustracje, książka byłaby co najmniej dwa razy większa (co zapewne generowałoby większe koszty wydawnicze). Przy czym należy pamiętać, że książka jest przede wszystkim zbiorem testów i ilustracje mają raczej zaciekawić i wskazać drogę do dalszych poszukiwań. Umieszczone w książce fotografie nie są podpisane indywidualnie – autorzy podpisani są zbiorowo w stopce. Drugim, znaczenie poważniejszym, mankamentem publikacji jest bierność wydawnictwa w kwestii promocji. Książka jest tak mało znana, że nie sposób naleźć o niej informacji w serwisach książkowych czy księgarniach.

 

Książka Maria Skłodowska-Curie i Warszawa. Miasto rodzinne Polki wszech czasów w mojej opinii jest warta polecenia. Szkolne i międzyszkolne konkursy wiedzy o Madame Curie cieszyły się i nadal cieszą wielkim powodzeniem. W trakcie moich doświadczeń edukatorskich zauważyłam, że najbardziej lubiane w trakcie zajęć, zwłaszcza z najmłodszymi, były quizy. Pytania zaproponowane przez Zbigniewa Grochowskiego mogą stanowić doskonałą podstawę do zorganizowania takich konkursów i quizów dla różnorakich odbiorców. Z pewnością będzie pomocą dla nauczycieli i edukatorów.

 

Pozostaje mieć nadzieję, że Autor będzie kontynuował wątek polskich naukowców i stworzy podobne publikacje o innych postaciach zasłużonych dla historii nauki.

W tym miejscu pragnę serdecznie podziękować Panu Maciejowi Sotomskiemu –varsavianiście, przewodnikowi turystycznemu i „Łazikowi Warszawskiemu” – za informację o książce Zbigniewa Grochowskiego.

Ewelina Wajs-Baryła

 

 

_________________

Zbigniew Grochowski, Maria Skłodowska-Curie i Warszawa. Miasto rodzinne Polki wszech czasów. 400 (200 plus 200) zadań i rozwiązań, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2020.

ISBN 879-83-8180-295-6