Stephanie Kwolek

 

/   Tomasz Pospieszny   /

Stephanie Louise Kwolek była amerykańską chemiczką polskiego pochodzenia, która kierując zespołem naukowców doprowadziła do wynalezienia kevlaru – niezwykle wytrzymałego i ważnego w przemyśle polimeru.

Rodzicami przyszłej uczonej byli John Kwolek i Nellie (Eleonora z domu Zajdel) Kwolek, którzy wyemigrowali z Polski będąc młodymi ludźmi.

Zdjęcie ślubne Eleonory i Jana Kwołków. Fotografia pochodzi z archiwum rodzinnego Jolanty Gibały
Zdjęcie ślubne Eleonory i Jana Kwolków w otoczeniu najbliższych. Fotografia pochodzi z archiwum rodzinnego Jolanty Gibały

 

W tym miejsc warto zwrócić uwagę na pewien często powtarzany błąd. W wielu artykułach poświęconych uczonej można znaleźć informację, że nazwisko jej ojca w spolszczonej formie brzmiało Chwołek czy Chwałek. Należy podkreślić, że jest to nieprawda. Według otrzymanej przeze mnie informacji od pani Jolanty Gibały, której dziadek Stanisław Kwolek był bratem Jana Kwolka – ojca Stefanii i jej brata Stanisława – w rodzinie nigdy nie pojawił się zapis nazwiska Chwałek. Pani Gibała wyjaśniła, że ich rodzina (łącznie z ojcem Stephanie) pochodzi z małej miejscowości Kombornia na Podkarpaciu. W przesłanej autorowi korespondencji pani Gibała napisała:

W parafialnych księgach doszukaliśmy się naszego przodka ur. w 1769 roku – Szymon Kwolek, który 22.11.1791 roku poślubił Reginę (z d. Inglot). Nigdzie nie doszukaliśmy się zapisu Chwałek. W Komborni, naszej rodzinnej miejscowości, trudno doszukać się takiego nazwiska.

Mam nadzieję, że informacje umieszczone w felietonie pozwolą przyszłym badaczom życia uczonej uniknąć błędów.

Nellie Kwolek, ok. 1920, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

Stephanie urodziła się 31 lipca 1923 roku na przedmieściach Pittsburgha w New Kensington w Pensylwanii. Jej ojciec będący z zamiłowania przyrodnikiem uczył córkę poznawania świata. Z kolei matka pracująca jako krawcowa rozbudziła w córce zainteresowanie projektowaniem ubiorów. Niezwykłe dzieciństwo skończyło się, gdy Stephanie skończyła dziesięć lat, bowiem wtedy zmarł jej ojciec.

Stephanie Kwolek w wieku 3 lat, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

W 1946 ukończyła chemię na Margaret Morrison Carnegie College w Carnegie Mellon University w Pittsburghu. Jej marzeniem były studia medyczne. Niestety sytuacja materialna nie pozwoliła Stephanie na wymarzone studia. Postanowiła więc dorobić jako chemik w firmie DuPont (istnieje od 1802 roku, dziś jeden z największych koncernów chemicznych na świecie). Do jej obowiązków należało badanie związków chemicznych wykorzystywanych w produkcji różnego rodzaju włókien tworzących nowe tkaniny. Od początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku Kwolek pracowała nad otrzymaniem lekkiego, ale bardzo wytrzymałego materiału. Uczona prowadziła wówczas badania nad poli(p-fenylenotereftalamidem) i polibenzamidem. W wyniku eksperymentów w 1964 roku Kwolek otrzymała nowe włókna, które charakteryzowały się między innymi: dużą sztywnością i lekkością, odpornością na działanie związków chemicznych (za wyjątkiem mocnych kwasów i zasad), temperaturą użytkowania 160–210o C, a także dużą wytrzymałością właściwą – aż pięciokrotnie większą niż stal, dziesięciokrotnie niż aluminium i trzykrotnie niż włókna szklane. Ponadto nie przewodziły prądu, nie topiły się i nie były palne. Po latach uczona przyznała – Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że ten mały ciekły kryształ może się przekształcić w coś takiego. Dziś kevlar otrzymuje się w wyniku reakcji polikondensacji chlorków kwasów dikarboksylowych z aminami aromatycznymi np. z dichlorku kwasu tereftalowego i p-fenylodiaminy. Kevlar jest wykorzystywany w produkcji hełmów i kasków, kamizelek kuloodpornych, ognioodpornych rękawic, kombinezonów astronautycznych, kajaków czy telefonów komórkowych.

 

Stephanie Kwolek i Paul Morgan w trakcie demonstracji liny nylonowej, maj 1960, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

 

Stephanie Kwolek za wynalezienie kevlaru, a także lycry i spandexu otrzymała National Inventors Hall of Fame (1995), National Medal of Technology (1996), Perkin Medal (1997) czy Lemelson-MIT Prize (1999). Otrzymała także doktoraty honorowe Worcester Polytechnic Institute (1981), Clarkson University (1997) I Carnegie Mellon University (2001). Była autorką 28 patentów.

Paul Morgan, Herbert Blades i Stephanie Kwolek w laboratorium DuPont, styczeń 1977, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

W 1986 roku przeszła na emeryturę, ale nadal pozostała konsultantką naukową DuPont, National Research Council i National Academy of Sciences. Uczyła także licealistów chemii, działała na rzecz większego udziału kobiet w nauce. Jej pasją było ogrodnictwo i szycie. Uczona całe swoje życie zawodowe poświęciła pracy nad włóknami sztucznymi. Nigdy nie wyszła za mąż, w 1969 roku zmarła jej matka. Kwolek straciła wówczas jedyną najbliższą sobie osobę.

Stephanie Kwolek zmarła 18 czerwca 2014 roku w wieku dziewięćdziesięciu lat w szpitalu Wilmington, w stanie Delaware.

 

Autor składa serdeczne podziękowanie Pani Jolancie Gibale za informacje dotyczące nazwiska rodowego uczonej oraz udostępnione fotografie z archiwum rodzinnego.

Vera Rubin i ciemna materia

 

/   Tomasz Pospieszny   /

 

Vera Florence Cooper Rubin należy do grona najwybitniejszych uczonych, którzy nie zostali docenieni przez Szwedzką Akademię Nauk. Była amerykańską astrofizyczką, której badania nad szybkością rotacji galaktyk dały dowód na istnienie ciemnej materii. W „The New York Times” pisano, że jej prace dla współczesnej astronomii były początkiem zmian na skalę kopernikańską.

Vera (z prawej) i jej siostra Ruth z babcią, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera
Vera Rubin urodziła się 23 lipca 1928 roku w Filadelfii w Pensylwanii. Jej rodzice byli żydowskimi imigrantami — ojciec Philip Cooper miał Polskie korzenie (urodził się w Wilnie). Do czasu ślubu z Rose Applebaum pochodzącą z Mołdawii pracował jako inżynier w Bell Telephone. Vera miała dwie starsze siostry. Rodzina była mocno zżyta, a rodzice przywiązywali wagę do edukacji córek. W 1938 roku rodzina przeniosła się do Waszyngtonu. To właśnie tutaj dziesięcioletnia Vera po raz pierwszy zainteresowała się astronomią – z wielką fascynacją obserwowała nocne niebo. Moi rodzice byli bardzo, bardzo pomocni, poza tym, że nie lubili, gdy nie spałam całą noc – wspominała. Wspólnie z ojcem zbudowała pierwszy prymitywny teleskop, który umożliwiał jej oglądanie meteorytów. Po latach wspominała – Już wtedy bardziej interesowało mnie pytanie niż odpowiedź. Od wczesnych lat młodzieńczych byłam przekonana, że żyjemy w bardzo ciekawym świecie.

W 1944 roku ukończyła Coolidge Senior High School i nie słuchając nauczycieli, którzy radzili jej, aby wybrała studia artystyczne, podjęła studia licencjackie w Vassar College, na której kiedyś wykładała pierwsza kobieta astronom – Maria Mitchell. Cztery lata później, jako jedyna kobieta–absolwentka, otrzymała licencjat z astronomii. Postanowiła dalej kształcić się na Uniwersytecie w Princeton. Niestety jej podanie zostało odrzucone, gdyż… była kobietą!

 

Vera i Bob w dniu ślubu — 25 czerwca 1948 roku, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera

Latem 1947 roku rodzice przedstawili ją Robertowi (Bobowi) Rubinowi. Kształcił się na oficera marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych i studiował chemię na Uniwersytecie Cornell. Był od niej starszy o dwa lata. Rok później Vera poślubiła Roberta, który prowadził już badania na Uniwersytecie Harvarda. Właśnie ze względu na męża, nie zdecydowała się na podjęcie pracy na tym samym uniwersytecie. W końcu wybrała Uniwersytet Cornell. Co znamienne, prace badawcze prowadziła wychowując jednocześnie czworo dzieci: Davida (ur. 1950), Judith Young (1952–2014), Karla (ur. 1956) i Allan (ur. 1960). Cała czwórka poszła w ślady rodziców i wybrała karierę naukową. David i Allan zostali doktorami geologii, Judith astronomii, a Karl matematyki.

 

Vera Rubin w Parku Narodowym Rocky Mountain z dziećmi. Od lewej: Karl, Dave, Allan, Vera i Judy, 1961, z albumu rodzinnego Allana Rubina, [za:] https://whyy.org/segments/son-of-vera-rubin-reflects-on-her-life-and-impact/

W 1951 roku Rubin obroniła magisterium, w trakcie którego badała ruchy galaktyk. Wytłumaczyła wówczas, w jaki sposób galaktyki oddalają się od siebie. Jej mistrzami byli między innymi Hans Bethe i Richard Feynman. W wieku dwudziestu trzech lat rozpoczęła pracę nad rozprawą doktorską na Uniwersytecie Georgetown. Jej promotorem został George Gamow – wybitny fizyk jądrowy i kosmolog, autor hipotezy powstawania pierwiastków oraz doskonałego cyklu książek o Panu Tompkinsie. Rubin  obroniła pracę doktorską w 1954 roku. Uczona wykazała w niej, że galaktyki skupiały się razem tworząc gromady, a nie były losowo rozmieszczane we Wszechświecie, co było wówczas dość kontrowersyjnym pomysłem.

Przez kolejne lata zajmowała różne stanowiska akademickie – była wykładowcą matematyki i fizyki w Montgomery College, asystentką astronoma, następnie ponownie wykładowcą i w końcu adiunktem na Uniwersytecie Georgetown. W 1963 roku rozpoczęła roczną współpracę z Geoffreyem i Margaret Burbidge’ami, podczas której dokonała pierwszych obserwacji rotacji galaktyk przy użyciu 82-calowego teleskopu w Obserwatorium McDonald.

 

Vera Rubin w Obserwatorium Lowell przy teleskopie Flagstaff, obok niej w kasku Kent Ford – jej długoletni współpracownik, 1965, z albumu rodzinnego Allana Rubina, [za:] https://whyy.org/segments/son-of-vera-rubin-reflects-on-her-life-and-impact/

Vera chcąc uniknąć kontrowersyjnych dziedzin astronomii, obejmujących między innymi badania nad kwazarami i ruchem galaktycznym, skupiła się na rotacji i zewnętrznych obszarach galaktyk. Wraz z Kentem Fordem z Carnegie Institution w Waszyngtonie zaczęła mierzyć prędkość gwiazd na obrzeżach Wielkiej Mgławicy Andromedy. Uczeni uważali, że tak jak planety w Układzie Słonecznym gwiazdy bardziej oddalone od masywnego centrum poruszają się wolniej. Z zaskoczeniem odkryli, że prędkość bliższych i dalszych gwiazd jest taka sama. Rubin zmierzyła dodatkowo krzywe rotacji ponad dwustu innych galaktyk. Za każdym razem wyniki pomiarów były takie same. Doprowadziło to uczoną do dwóch wniosków – albo prawo grawitacji nie działa, albo galaktyki są otoczone tzw. ciemną materią. Gwiazdy muszą być zatem przyciąganie przez coś, co ma ogromną masę i jest bardzo rozległe, a czego nie widać w teleskopach. Jej pierwsze publikacje z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia zostały przyjęte z niedowierzaniem (podobnie jak magisterium i doktorat). Dopiero w latach osiemdziesiątych astrofizycy musieli przyznać jej rację – w galaktykach istnieje nieznana materia, która nie emituje i nie pochłania światła oraz ma masę aż dziesięć razy większą niż łącznie wszystkie gwiazdy widoczne w teleskopach. Dziś wiadomo, że ciemna materia stanowi dziewięćdziesiąt procent materii Wszechświata i jest wykrywana przez wywoływane efekty grawitacyjne. W 1999 roku laureat Nagrody Nobla z fizyki amerykański astrofizyk Saul Perlmutter powiedział – Wszechświat zrobiony jest głównie z ciemnej materii i ciemnej energii i nie wiemy, czym jest każda z nich. Sama uczona w 2000 roku wyjaśniła – W galaktyce spiralnej, stosunek ciemnej do jasnej materii wynosi jeden do dziesięciu. To prawdopodobnie taki sam stosunek jak naszej ignorancji do wiedzy. Wyszliśmy już co prawda z przedszkola, ale jesteśmy dopiero w trzeciej klasie.

 

Wielka Galaktyka Andromedy (M31), fot. M. Nyklewicz / Astro Niki, [za:] https://www.crazynauka.pl/wielka-galaktyka-andromedy-sam-mozesz-zrobic-takie-zdjecie/

Rubin była Żydówką, jednak nie widziała konfliktu pomiędzy nauką, a religią. W udzielonym kiedyś wywiadzie powiedziała – W moim życiu nauka i religia są oddzielone. Jestem Żydówką, więc religia jest dla mnie rodzajem kodeksu moralnego i rodzajem historii. Staram się prowadzić naukę w sposób moralny i uważam, że najlepiej byłoby, gdyby nauka była postrzegana jako coś, co pomaga nam zrozumieć naszą rolę we Wszechświecie.

Vera Rubin, fot. M. Godfrey, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera
Uczona otrzymała wiele prestiżowych nagród, między innymi: Henry Norris Russell Lectureship Prize (1994), Złoty Medal Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego (1996), Bruce Medal (2003), Medal Jamesa Craiga Watsona (2004). Przyznano jej także doktoraty honorowe Harvard University, Yale University, Smith College, Grinnell College i … Princeton University. Jej imieniem została nazwana planetoida (5726) Rubin.

Vera Rubin zmarła w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat w nocy 25 grudnia 2016 roku w wyniku powikłań związanych z demencją. Przeżyła męża o osiem lat. Prezes Carnegie Institution, gdzie wykonywała większość swoich badań, nazwał ją skarbem narodowym.

 

 

W 2011 roku powiedziała — Moje życie było ciekawą podróżą. Zostałam astronomką, ponieważ nie wyobrażałam sobie życia na Ziemi bez próby zrozumienia, jak działa Wszechświat. I nie ulega wątpliwości, że Vera Rubin zrozumiała.

 

Literatura zalecana:

[1] K. Jepsen, Vera Rubin, Giant of Astronomy, „Symmetry”, 01–07–2020.

[2] V. Rubin, Bright Galaxies, Dark Matters. Masters of Modern Physics, Woodbury, New York City: Springer Verlag/AIP Press,1997.

[3] A. Lightman, R. Brawer, Origins: The Lives and Worlds of Modern Cosmologists, Harvard University Press (1992).

[4] P. Frances (ed.), Encyklopedia Wszechświata. Astronomia, Planety, Galaktyki, Mapy nieba, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006.

[5] D. Filkin, Wszechświat Stephana Hawkinga. Opisanie Kosmosu, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1998.

 

Rosalyn Sussman Yalow

 

/   Tomasz Pospieszny  /

 

Urodziłam się 19 lipca 1921 w Nowym Jorku i zawsze tam mieszkałam i pracowałam, za wyjątkiem trzech i pół lat, kiedy studiowałam na Uniwersytecie Illinois. Być może moim najwcześniejszym wspomnieniem jest to, że byłam upartym, zdeterminowanym dzieckiem. Przez lata moja mama mówiła mi, że wielkim szczęściem jest to, że zdecydowałam się robić rzeczy dopuszczalne, bo gdybym wybrała inaczej, nikt nie zawróciłby mnie z obranej przeze mnie ścieżki.

Tak pisała o sobie Rosalyn Yalow amerykańska fizyczka, która za swoje pionierskie prace związane ze stworzeniem radioimmunologicznych metod wykrywania białek oraz badań związanych z hormonami peptydowymi otrzymała w 1977 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny.

Uczona przyszła na świat 19 lipca 1921 roku. Po skończeniu szkoły średniej zdecydowała się na studiowanie fizyki, która pasjonowała ją bez reszty. Ponieważ była niezwykle uparta i wytrwała osiągnęła swój wymarzony cel. W 1945 roku obroniła doktorat z fizyki. Samodzielną pracownię fizyczną urządziła z byłego pomieszczenia dozorcy tworząc pierwszą w USA pracownię badającą radioizotopy. Dwa lata wcześniej poślubiła Aarona Yalowa, z którym miała dwoje dzieci Benjamina i Elannę. Warto podkreślić, że najważniejsza w jej życiu była rodzina, której poświeciła się bez reszty. Jest to o tyle zaskakujące, że w pracy zawodowej osiągnęła bardzo wiele. Może to potwierdzać tylko jej twórczy geniusz.

Od 1947 pracowała w Bronx Veterans Administration Hospital, gdzie zajmowała się zastosowaniem radioizotopów w medycynie. Ściśle współpracowała z Solomonem Bersonem, z którym łączyła ją także serdeczna przyjaźń. Znajomi uczonych twierdzili, że potrafią oni porozumiewać się telepatycznie. Potrafili godzinami rozmawiać o nauce i swoich badaniach. Ich wspólnym sukcesem jest opracowanie testu radioimmunologicznego (RIA) polegającego na wykrywaniu reakcji antygenu z odpowiadającym mu przeciwciałem w oparciu o pomiar radioaktywności izotopu znakującego jeden składnik reakcji – albo antygen albo przeciwciało. Pierwsze testy polegały na badaniu poziomu insuliny w cukrzycy. Szybko jednak test został rozszerzony na inne klasy związków. Uczeni nigdy nie zgodzili się opatentować swojego odkrycia. Badania Yalow i Solomona przyczyniły się w znaczący sposób do rozwoju endokrynologii.

Uczona cieszyła się ogromnym szacunkiem studentów i współpracowników. Sama zdawała sobie sprawę z wagi swoich badań. Podobno przypuszczała, że może otrzymać Nagrodę Nobla, dlatego z tej okazji corocznie w grudniu miała przygotowaną butelkę szampana. Kiedy w 1972 roku na atak serca zmarł Berson Yalow robiła wszystko, aby świat nie zapomniał o jej towarzyszu naukowej przygody. Po jego śmierci walczyła także o własne samodzielne uznanie w świecie nauki – w ciągu czterech lat opublikowała 60 prac naukowych! Własne laboratorium nazwala Laboratorium Badawczym Solomona Bersona. W ten sposób w każdej kolejnej publikacji pojawiało się nazwisko Solomona obok jej. W końcu praca Yalow została doceniona. W 1977 roku otrzymała Nagrodę Nobla. Co znamienne jest to jedyny przypadek w historii, kiedy nagrodę wręczono jedynemu żyjącemu członkowi zespołu badawczego.

Recenzja — „Nieuporządkowane życie planet”

 

Myślę, że każdy z nas kiedyś zastanawiał się jaki jest Wszechświat? Jak powstał? Co spowodowało (a może kto), że jesteśmy tu gdzie jesteśmy? Pytania dotyczące gwiazd, planet i Układu Słonecznego są wciąż aktualne i niezwykle intrygujące. Na wiele z nich odpowiada książka Nieuporządkowane życie planet (angielski tytuł The Secret Lives of Planets). Jej autorem jest znawca tematu, brytyjski astronom Paul Murdin — emerytowany profesor Uniwersytetu Cambridge i pracownik Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego. Autor w zaskakująco intrygujący sposób opowiada o planetach i ich satelitach. Co ważniejsze robi to w sposób niezwykły – traktuje jak dobrych przyjaciół z ich własnymi historiami i osobowościami. Od pierwszych wersów książki widać, że Autor jest pasjonatem astronomii. Czytając jego książkę w wyobraźni rysują się opisywane historie. W moim odczuciu recenzowana książka jest lekturą obowiązkową dla wszystkich zafascynowanych Wszechświatem.

Książka liczy 351 stron i składa się z 16 rozdziałów, słownika (ta część nazywa się Układ Słoneczny w pigułce) oraz kalendarium. W Rozdziale 1. otrzymujemy porządną dawkę (chociaż skondensowaną) informacji związanych z badaczami Wszechświata. Można powiedzieć, że pełni on rolę Wstępu. W rozdziale tym profesor Murdin napisał: W 2009, kiedy piszę tę książkę, znanych jest 3800 planet krążących wokół gwiazd innych niż Słońce (to tak zwane planety pozasłoneczne). Planety są najwyraźniej czymś pospolitym. […] Nie ulega wątpliwości, że „pospolitośćˮ planet zaskakuje. Przynajmniej mnie.

Kolejne rozdziały książki poświęcone są wszystkim planetom Układu Słonecznego, ale, co znamienne, profesor Murdin nie ograniczył się tylko do planet. Poznajemy również historie związane z ziemskim Księżycem, marsjańskimi meteorytami, Ceres (planetą, która nie urosła), księżycami Jowisza (Io, Europa, Kallisto i Ganimedes), księżycami Saturna (Tytan, Enceladus) czy wreszcie Plutonem etc. Każdy rozdział rozpoczyna się podstawowymi informacjami (czymś w postaci tabeli) związanymi z klasyfikacją, odległością od Słońca, okresem orbitalnym, średnicą, okresem obrotu, średnią temperaturą powierzchni i… tajemnicą (swoistym komentarzem planety czy satelity – bywa, że jest to wyznanie, żal, wdzięczność, pretensja czy obsesja) omawianego obiektu. Warto podkreślić, że w książce znajduje się wiele interesujących i w moim odczuciu mało znanych cytatów, które sprawiają, że treść staje się fascynująca. Opisane historie związane z odkryciami i badaniami astronomicznymi dodatkowo zwiększają walory książki i zachęcają do pogłębiania wiedzy. Autor przedstawia też wiele anegdot, mitów czy zabobonów i umiejętnie łączy je z najnowszymi osiągnięciami nauki. Historie z przeszłości i teraźniejszości sprawiają, że otrzymujemy pełen obraz Układu Słonecznego. Wszystkie bardziej skomplikowane terminy pojawiające się w tekście są zawsze wyjaśnione w sposób prosty i co najważniejsze rzetelny. Lektura książki jest bardzo interesująca. Sądzę, że każdy znajdzie w jej treści coś co go zaskoczy. Czytelnik dowie się między innymi dlaczego Pluton został „zdegradowanyˮ z pozycji planety, że na księżycu Saturna – Tytanie – znajdują się jeziora wypełnione płynnym metanem i że Mars był kiedyś niebieski.

Jedynym mankamentem, który sprawił, że czułem niedosyt podczas lektury książki to brak ilustracji i fotografii. Myślę, że w zdecydowany sposób materiał ikonograficzny podniósłby walory książki.

Nie można się nie zgodzić z opinią, że książka Paula Murdina poświęcona jest cudom i dziwom astronomii. Nieuporządkowane życie planet na długo pozostanie w mojej pamięci i wyobraźni.

 

Piękniejsza Strona Nauki dziękuje za egzemplarz recenzencki.

Tomasz Pospieszny

Paul Murdin, Nieuporządkowane życie planet, Wydawnictwo Muza SA, Warszawa 2020.

Patroni książki „Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce”

 

 

Miło nam podzielić się z Państwem informacją, że patronat medialny nad wydaniem książki Tomasza Pospiesznego pt. Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce objęło Radio Kraków. Publikację objęły patronatem następujące instytucje:

🔸Polska Akademia Nauk Archiwum w Warszawie,

🔸Redakcja czasopisma „Foton”,

🔸Fundacja Polska Sieć Kobiet Nauki,

🔸Instytut Francuski,

🔸Muzeum Łazienki Królewskie,

🔸Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi,

🔸Piękniejsza Strona Nauki,

🔸portal Girls Gone Tech,

🔸Medyczne Centrum Naukowo-Diagnostyczne BB-Med,

🔸Fundacja Wega,

🔸Fundacja Teatr Papahema

🔸 Global Scientific Foundation.

101. rocznica założenia Polskiego Towarzystwa Chemicznego

Leon Marchlewski (Narodowe Archiwum Cyfrowe) i Maria Skłodowska-Curie (Domena Publiczna). Opracowanie graficzne Ewelina Wajs

 

Dnia 29 czerwca 1919 roku z inicjatywy Leona Marchlewskiego (wybitnego biochemika), Stanisława Bądzyńskiego (chemika i fizjologa) oraz przyszłego Prezydenta RP Ignacego Mościckiego (chemika, ale i wynalazcy) zostało założenie Polskie Towarzystwo Chemiczne w Warszawie.

Maria Skłodowska-Curie została wpisana na listę współzałożycieli. W liście z 7 czerwca 1919 roku prof. Wojciech Świętosławski napisał do noblistki:

Wielce Szan. Pani,

            Z inicjatywy prof. Marchlewskiego odbyły się w Warszawie, Krakowie i Lwowie posiedzenia w sprawie organizacji Polskiego Towarzystwa Chemicznego, które by skupiło wszystkich chemików Polaków, pracujących zarówno na polu naukowym, jak też w technice i pedagogii. W dn. 29 VI ma się odbyć w gmachu chemicznym Politechniki Warszawskiej zjazd członków założycieli tego Towarzystwa.

            W imieniu Komisji Organizacyjnej mam zaszczyt prosić Wielce Szan. Panią o rozpatrzenie załączonego przy niniejszym projektu statutu Towarzystwa oraz o przybycie na zebranie członków założycieli Towarzystwa w dn. 29 VI. W razie niemożliwości i przybycia może W. Szan. Pani zechce zgłosić listownie swą zgodę na wpisanie W. Szan. Panią na listę członków założycieli Polskiego Towarzystwa Chemicznego.

            Za Sekretariat Komisji Organizacyjnej:

                                                                                                          Dr Wojciech Świętosławski

Pozostaję z głębokim szacunkiem i poważaniem.

 

[Za]: K. Kabzińska, M. H. Malewicz, J. Piskurewicz, J. Róziewicz, Korespondencja polska Marii Skłodowskiej-Curie. 1881–1934, Instytut Historii Nauki PAN, Polskie Towarzystwo Chemiczne, Warszawa 1994, s. 132.

 

Gertrude Belle Elion — w poszukiwaniu nowych związków chemicznych

/   Tomasz Pospieszny   /

 

 

Przez całe życie walczyła o poprawę ludzkiego życia. Cicha, spokojna i niezwykle skromna uczona spędziła większą część życia w laboratorium oddając się swojej największej pasji – poszukiwaniu nowych związków chemicznych, które o szerokim spektrum aktywności farmakologicznej. Dzięki jej pracom ludzkość otrzymała leki zwalczające między innymi białaczkę, gościec, malarię czy wirusy grupy Herpes. Trudno się nie zgodzić z opinią Jamesa Burchalla, że Gertrude Belle Elion żyła w świecie nauki i tworzenia leków. Uważała, że jest to wielkie wyzwanie, fascynacja i wielki cel jej życia. To jej wyzwanie i jej radość.

 

Uczona urodziła się 23 stycznia 1918 roku w Nowym Jorku. Jej rodzicami byli żydowski imigrant z Litwy Robert Elion i polska imigrantka Bertha Cohen. We wspomnieniach Gertrude pisała:

 

Gertude w wieku 5 lat, [za:] www.nobelprize.org
          Urodziłam się w Nowym Jorku w zimną styczniową noc, w trakcie której w naszym mieszkaniu rury z wodą zamarzły i pękły. Na szczęście moja matka była wtedy w szpitalu, a nie w domu. Mój ojciec wyemigrował z Litwy do Stanów Zjednoczonych w wieku 12 lat. Studia wyższe ukończył w 1914 r. w New York University School of Dentistry. Moja matka w wieku 14 lat wyjechała z części Rosji, która po wojnie była częścią Polski; miała dopiero 19 lat, kiedy wyszła za mąż za mojego ojca. Pierwsze siedem lat spędziłem w dużym mieszkaniu na Manhattanie, gdzie mój ojciec miał gabinet dentystyczny, który przylegał do naszego mieszkania.

Mój brat [Herbert] urodził się około sześć lat po mnie, a wkrótce potem przeprowadziliśmy się do Bronxu, który wówczas był uważany za przedmieście Nowego Jorku. Wciąż było tam wtedy wiele otwartych przestrzeni, w których dzieci mogły się bawić – w tym duże parki z ogrodem zoologicznym na czele, gdzie spędzałam sporo czasu. Mój brat i ja mieliśmy szczęśliwe dzieciństwo. Poszliśmy do pobliskiej naszego mieszkania szkoły publicznej, do której chodziliśmy spacerem. Nasze sale lekcyjne były na ogół dość zatłoczone, ale otrzymaliśmy dobre wykształcenie podstawowe.

 

Gertrude jako absolwentka szkoły średniej, 1933, [za:] http://musings-on-science-and-math.blogspot.com/2012/09/gertrude-belle-elion-nobel-prize-winner.html
Elion była doskonałą uczennicą. W wieku piętnastu lat ukończyła z wyróżnieniem szkołę średnią. Wówczas też w jej życiu wydarzyła się tragedia – po długich cierpieniach na raka żołądka zmarł ukochany dziadek. Uczona wspominała:

Byłam dzieckiem z nienasyconym pragnieniem zdobywania wiedzy i pamiętam, że prawie tak samo cieszyłem się wszystkimi moimi kursami. Kiedy przy końcu szkoły średniej przyszedł czas, aby wybrać naukę, w której mam się specjalizować, byłem w rozterce. Gdy miałam piętnaście lat mój dziadek, którego bardzo kochałem, zmarł na raka. Sądzę, że było to jednym z decydujących czynników decydującym o wyborze mojej kariery naukowej. Byłam bardzo zmotywowana do zrobienia czegoś, co ostatecznie może doprowadzić do wyleczenia tej strasznej choroby. Kiedy wstąpiłam do Hunter College w 1933 roku, zdecydowałam się na nauki ścisłe, w szczególności na chemię.

 

Gertrude Elion ok. 1940 roku, [za:] https://amazingwomeninhistory.com/gertrude-b-elion-biochemist/
Dyplom summa cum laude otrzymała w 1937 roku. Po ukończeniu studiów Gertrude nie mogła znaleźć płatnej pracy naukowej. Początkowo pracowała jako sekretarka i nauczycielka fizyki i chemii w szkole średniej. Później znalazła nieodpłatny etat w laboratorium chemicznym. Zaoszczędziła wystarczająco dużo pieniędzy, aby studiować na New York University i ukończyć studia w 1941 roku jako magister inżynier. Podczas drugiej wojny światowej Elion pracowała w laboratorium kontroli artykułów żywnościowych w przedsiębiorstwie Quaker Maid. Później pracowała też w laboratorium farmaceutycznym Johnson & Johnson. Wcześniej odmawiano uczonej etatu podając jako argument między innymi jej urodę, która miałaby rozpraszać innych pracowników. Wojna wszystko zmieniła. Wszystkie zastrzeżenia co do zatrudniania kobiet w laboratoriach po prostu się ulotniły – wspominała.

 

W 1944 roku za sugestią ojca złożyła podanie w firmie farmaceutycznej Burroughs-Wellcome (obecnie GlaxoSmithKline). Podczas rozmowy kwalifikacyjnej natrafiła na biochemika i kierownika działu badawczego Georgeʼa H. Hitchingsa. Był on zwolennikiem innowacyjnego sposobu prowadzenia badań. Uważał, że poszukiwanie nowych leków powinno opierać się na podobieństwie strukturalnym do ich naturalnych pochodnych. Twierdził ponadto, że syntetyczne leki powinny hamować przemianę materii mikroorganizmów, przez co powinny być skutecznymi w walce z wieloma chorobami. Hitchings zlecił Elion prace nad purynami (zasadami azotowymi wchodzącymi w skład kwasów nukleinowych DNA i RNA) – adeniną i guaniną. Gertrude oddała się pracy z nieopisaną wręcz pasją. Pracowała w weekendy, wakacje, zostawała po godzinach, każdą wolną chwilę poświęcała chemii i biochemii. Przez krótki czas podjęła się studiów doktoranckich, ale gdy dziekan wydziału oświadczył jej, że powinna zrezygnować dla nich ze swojej pracy i uczestniczyć w zajęciach w pełnym wymiarze godzin Elion zrezygnowała. Wykluczone, nigdy nie zrezygnuję z mojej pracy. Wiem doskonale, kiedy mam to co jest dla mnie najlepsze i czego pragnę – powiedziała. Gertrude Elion nigdy nie zrobiła doktoratu i nie miała formalnego stopnia doktora. We wspomnieniach pisała:

Z biegiem lat moja praca stała się zarówno moim powołaniem, jak i przeznaczeniem. Ponieważ tak bardzo mi się podobała, nigdy nie czułam potrzeby wychodzenia na zewnątrz w celu relaksu. Mimo to zostałam zapaloną fotografką i podróżniczką. Być może moja miłość do podróży wynika z wczesnych lat, kiedy moja rodzina rzadko wyjeżdżała na wakacje. […] Podróżowałam dość dużo po świecie, ale wciąż jest wiele miejsc do odkrycia. Innym moim ważnym zainteresowaniem jest muzyka, nie dlatego, że jestem utalentowana muzycznie, ale dlatego, że uwielbiam jej słuchać. Jestem miłośniczką opery i jestem subskrybentem Metropolitan Opera od ponad 40 lat. Lubię też koncerty, balet i teatr.

Elion w swoim laboratorium ok. 1960 roku, [za:] Jewish Women’s Archive
Jednak najważniejsza była praca. Jej motywacja, aby poświęcić się i oddać swój twórczy geniusz pracy naukowej była jeszcze większa. W 1941 roku narzeczony uczonej Leonard Canter – znakomity statystyk w City College – zachorował na ostre bakteryjne zapalenie wsierdzia. Niestety choroba była na tyle inwazyjna, że spowodowała zatrzymanie akcji serca i śmierć ukochanego Trudy. To złamało mi serce i tak naprawdę nigdy w pełni ta rana się nie zabliźniła – wyznała bratu. Nigdy nie wyszła za mąż. Później na raka szyjki macicy zmarła matka Elion oraz na białaczkę jej bliski przyjaciel. Natomiast po śmierci ojca uczona wyznała – Zupełnie jakby [jego śmierć] zawierała wiadomość skierowaną do mnie: »To jest choroba, z którą będziesz musiała walczyć«. Pierwszy sukces przyszedł w 1948 roku, kiedy Elion i Hitchings otrzymali w swoim laboratorium 2,6-diaminopurynę substancję, która hamowała rozwój białaczki. Niestety okazała się także dość toksyczna, dlatego Elion otrzymała inną pochodną puryny 6-merkaptopurynę. Ten związek hamował białaczkę, był mniej toksyczny, i co najważniejsze, można było go stosować w terapii u dzieci. Lek ten włączając się w szlak biosyntezy nukleotydów purynowych, powoduje zahamowanie replikacji DNA, co stanowi o jego wysokiej skuteczności w terapii. Wkrótce uczeni przeprowadzili syntezę 6-tioguaniny, która skutecznie hamowała rozwój leukocytów, co z kolei wiąże się z osłabieniem reakcji układu odpornościowego. Prace nad lekami pochodnymi puryn stanowiły krok milowy związany z przeszczepianiem narządów, bowiem niektóre z nich wywoływały cytotoksyczność limfocytów. Elion i Hitchings otrzymali serię związków, które służyły już nie tylko do walki z chorobami nowotworowymi, ale osłabiały także reakcję organizmu na odrzucenie przeszczepów.

Innym wielkim osiągnięciem uczonych było przeprowadzenie przez nich syntezy allopurynolu leku będącego inhibitorem oksydazy ksantynowej, który zmniejsza wytwarzanie ksantyn i kwasu moczowego. Powoduje on zahamowanie powstawania kwasu moczowego, a co za tym idzie, zmniejszenie jego stężenia we krwi i moczu. Największą radość Elion sprawił, za sprawą allopurynolu, powrót do zdrowia w 1963 roku pewnego stróża nocnego, który od lat zmagał się z dną moczanową.

Elion i Hitchings na Uniwersytecie Georga Washingtona, 1969, Jewish Women’s Archive

Z wielu innych sukcesów uczonych należy wymienić syntezę azatiopryny leku o silnym działaniu immunosupresyjnym i cytotoksycznym, pirymetaminy stosowanej w leczeniu malarii, toksoplazmozy i zapalenia płuc, trimetoprymu – chemioterapeutyku, będącego inhibitorem reduktazy kwasu dihydrofoliowego czy nelarabiny – cytostatyku, antymetabolitu, stosowanego w trzecim rzucie leczenia białaczki limfoblastycznej i chloniaka limfoblastycznego. Najtrafniej wspólnie spędzony czas w laboratorium ujął Hitchings:

            Badania, które rozpoczęliśmy w latach czterdziestych XX wieku, przyniosło także nowe terapie lekowe na malarię (pirymetaminę), białaczkę (6-merkaptopurynę i tioguaninę), dnę moczanową (allopurinol), przeszczepianie narządów (azatiopryna) i infekcje bakteryjne (kotrimoksazol). Nowa wiedza wniesiona przez nasze badania wskazała drogę do badań, które doprowadziły do opracowania głównych leków przeciwwirusowych stosowanych w zakażeniach opryszczki (acyklowir) i AIDS (azydotymidyna).

W 1967 roku Hitchings przeszedł na emeryturę, a Gertrude została mianowana kierowniczką wydziału doświadczalnej terapii w Burroughs Wellcome Department of Experimental Therapy. Oboje uczonych, poza przeszło trzydziestoma latami niezwykle owocnej współpracy, łączyły więzy szczerej i prawdziwej przyjaźni. Elion zaprzyjaźniła się również z żoną Hitchingsa Beverly Reimer i dziećmi. Często spędzali razem wakacje. Kilkadziesiąt lat później nadal odwiedzała jego dzieci i ich rodziny. Po śmierci Beverly w 1985 roku Hitchings ożenił się ponownie w 1989 roku z Joyce Carolyn Shaver-Hitchings, która także zaprzyjaźniła się z Trudy.

 

Wraz z objęciem funkcji kierowniczej Elion skierowała swoje zainteresowania na syntezę leków zwalczających choroby wywoływane przez wirusy. Ogromnym sukcesem uczonej była synteza acyklowiru leku hamującego rozwój herpeswirusów. Uczona założyła, że lek powinien być koniem trojańskim dla wirusa. Wirus powinien go aktywować i tym samym doprowadzać swojej dezaktywacji. W końcu udało nam się wykazać, że środki antywirusowe mogą działać selektywnie i że można wykorzystać różnice między enzymami komórki i wirusa – napisała uczona. Warto zaznaczyć, że jej podejście zostało także zastosowane w projektowaniu i syntezie AZT (3′-azydo-3′-deoksytymidyny) leku pomocnego w zwalczaniu wirusa HIV.

Gertrude Elion i George Hitchings — laureaci Nagrody Nobla, 1988, Domena Publiczna

Nie powinno dziwić, że o 6:30 rano 17 października 1988 roku Elion otrzymała telefon z informacją, że otrzymała Nagrodę Nobla z fizjologii i medycyny. Nagrodę dzieliła z Georgeʼm Hitchingsʼem i Jamesem W. Black’iem z University of London, który jako pierwszy opracował klinicznie użyteczny lek do blokowania receptorów beta. Elion i Hitchings zostali wyróżnieni za sformułowanie znaczących zasad leczenia farmakologicznego (w szczególności nad wytycznymi dotyczącymi chemioterapii) i stworzenie w oparciu o nie nowej generacji leków przeciwnowotworowych. Podczas ceremonii odebrania nagrody w Sztokholmie towarzyszyło Trudy jedenastu członków najbliższej rodziny. Z całą pewnością uczona należy do niewielkiego grona laureatów Nagrody Nobla bez formalnego doktoratu. Otrzymała natomiast co najmniej dwadzieścia doktoratów honorowych oraz ogrom innych wyróżnień.

 


George Herbert Hitchings zmarł 27 lutego 1998 roku w wieku dziewięćdziesięciu trzech lat. Rok później 21 lutego 1999 roku w Północnej Karolinie w wieku osiemdziesięciu jeden lat zmarła spokojnie Gertrude Belle Elion. Wielka uczona, której ludzkość zawdzięcza tak wiele, pod koniec życia napisała:

            Po moim oficjalnym przejściu na emeryturę z funkcji kierowniczki działu w Burroughs Wellcome, pozostałam tam jako emerytowany konsultant naukowy i starałam się brać czynny udział w dyskusjach, seminariach i spotkaniach personelu związanych z badaniami. Ponadto zostałam profesorem nauk medycznych i farmakologii na Uniwersytecie Duke’a i co roku pracuję z jednym studentem medycyny trzeciego roku, który chce prowadzić badania w dziedzinie biochemii i farmakologii nowotworów. To było bardzo stymulujące doświadczenie, które mam nadzieję kontynuować przez pewien czas. Zasiadam w wielu redakcjach i nadal wykładam i piszę. W pewnym sensie wydaje mi się, że moja kariera zatoczyła koło od wczesnych lat bycia nauczycielką do dzielenia się teraz moimi doświadczeniami badawczymi z nowymi pokoleniami naukowców.

 

Literatura zalecana:

[1] G. B. Elion, Autobiography, dostęp online 25-06-2020.

[2] R. Swaby, Upór i przekora. 52 kobiety, które odmieniły naukę i świat, Warszawa 2017.

[3] S. Mukherjee: Cesarz wszech chorób. Biografia raka, Warszawa 2015.

[4] S. B. McGrayne, Nobel Prize Women in Science: Their Lives, Struggles, and Momentous Discoveries: Second Edition, Joseph Henry Press 2001.

150. rocznica urodzin Clary Immerwahr-Haber — fragment książki „Pasja i geniusz”

 

 

Ojcem Clary był Philipp Immerwahr (1839–1900), doktor chemii, którą studiował we Wrocławiu i w Heidelbergu, między innymi u Roberta Bunsena. Człowiek oczytany, wykształcony, który pragnął wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce. Opisywano go jako miłego, bardzo przyjaznego, niezwykle przywiązanego do żony i córek. Pełnił funkcję sędziego komercyjnego, a przez krótki czas pracował też w aptece. Po studiach rozpoczął pracę w rodzinnej firmie, którą założył jego kuzyn Georg Lunge. Firma zajmowała się produkcją sody, salmiaku (chlorku amonu), kwasu winowego i soli ołowiu. Niestety fabryka nie utrzymała się zbyt długo na rynku i po zamknięciu produkcji Philipp zajął się handlem. Wkrótce mógł otworzyć sklep w Breslau, specjalizując się w sprzedaży kosztownych tkanin i dywanów angielskich i perskich. Wydaje się, że ojciec Clary był faktycznie obdarzony zmysłem kupieckim, gdyż firma bazowała nie tylko na produkcji własnej, ale również eksporcie wszelakich tkanin i materiałów. Ponadto zaczął interesować się agronomią. Początkowo dzierżawił gospodarstwo rolne, a następnie wykupił ziemię i został właścicielem cukrowni oraz majątku we wsi Polkendorf niedaleko Środy Śląskiej, trzydzieści kilometrów od Breslau. Philipp ożenił się ze swoją kuzynką Anną Krohn (1846–1890), której zamożni rodzice byli wiedeńskimi kupcami. Określano ją jako kobietę o niezwykłej życzliwości, dobroci i zdolności zjednywania sobie ludzi. Państwo młodzi otrzymali od matki Philippa Liny Immerwahr mieszkanie w Breslau, w którym przebywali podczas częstych wizyt w mieście i w którym w przyszłości podczas studiów będzie mieszkać Clara. Większość roku rodzina Immerwahrów spędzała na gospodarstwie rolnym, na okres zimowy natomiast zawsze zjeżdżali do matki Philippa do Breslau.

Clara przyszła na świat 21 czerwca 1870 roku w majątku Polkendorf. Była najmłodsza z rodzeństwa – miała dwie siostry: Elsbeth (Elli) i Gertrud Rosalie (Lotte lub Rose) oraz brata Paula. Rodzice przykładali niezwykłą wagę do wykształcenia swoich dzieci. I co dość dziwne w tamtych czasach, uważali, że nie tylko Paul powinien zdobyć podstawową edukację. Tak więc poza wpajaniem podstawowych cnót – prostoty, umiaru i skromności, w domu kładziono szczególny akcent na naukę, zainteresowanie którą Clara wykazywała od najmłodszych lat. Podczas gdy jej starsze siostry uczyły się, gdyż tak kazali rodzice, ona robiła to z przyjemnością. Z czasem zaczęła patrzeć z zazdrością na brata, który z wolna wkraczał w tajniki nauk ścisłych. Początkowo wszystkie trzy panny były posyłane do sąsiedniej wsi, gdzie na prywatnych lekcjach nauczyciel Robert Hoppe wprowadzał je w tajniki nauki. Clara była niezwykle ciekawa, wykazywała się dużą cierpliwością, gorliwością, a co najważniejsze, zadawała pytania, za czym szło swego rodzaju odkrywanie świata. Jej wielkim marzeniem było pójść w ślady brata i dostać się do gimnazjum. Po prywatnych lekcjach Clara wraz z siostrami trafiła do szkoły dla panien z tzw. dobrych domów. Jej fascynacja naukami ścisłymi doprowadzała „wykładowców” podstawowych umiejętności gospodarczych, na przykład szycia, haftu, gotowania, do pasji. Nauczycielka robót ręcznych zwykła mawiać, że „śpiewanie jest dla dziewcząt, elokwencja jest dla mężczyzn”. Podobna dewiza przyświecała siostrom Clary, które myślały raczej o szybkim zamążpójściu niż nauce. Pomimo skupienia całej uwagi na nauce Clara wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką Lise Meffert uczęszczała na lekcje tańca. Poznała tam dwudziestodwuletniego przystojnego, obdarzonego gęstą czupryną i skupionym spojrzeniem zza binokli Fritza Habera. […]

Wydaje się, że Clara zauroczyła Fritza od pierwszego wejrzenia. Chciał się z nią ożenić jak najszybciej, ale dziewczyna nie była przekonana, czy to rzeczywiście dobry kandydat. Na przeszkodzie stanęli także jej rodzice, którzy chcieli wiedzieć, jak starszy od ich córki o zaledwie dwa lata Fritz, bez wykształcenia i pracy, chciałby utrzymać siebie, żonę i ewentualne dzieci. Ponadto dość szorstka powierzchowność kandydata do ręki ich córki pozostawiała także wiele do życzenia. Lisa Meffert, z którą Clara w dzieciństwie przysięgła mówić sobie zawsze prawdę – nawet tę najgorszą i niewygodną – i z którą mogła rozmawiać o wszystkim, szczerzej niż z rodzeństwem, powiedziała, że Fritz jest być może „błyskotliwy, ale to pozerski zarozumialec”. Wydawał się Clarze również „zbyt pewny siebie, jeśli nie arogancki”. Z drugiej strony, jak twierdzi Joanna Hytrek-Hryciuk, Clara: „ […] nie chciała rezygnować z tego uczucia. Chociaż miała wątpliwości, czy nadaje się do roli żony i matki, to była zakochana. Co równie ważne, bała się samotności, ówczesny świat nie miał bowiem zbyt wiele do zaoferowania niezamężnej kobiecie.” Przygnieciony ciężarem zarzutów Fritz musiał się jednak poddać. W 1886 roku wyjechał do Berlina, by podjąć studia chemiczne. W wyniku nacisków ojca przeniósł się na politechnikę, gdzie w 1891 roku pod kierunkiem profesora Carla Libermanna (1842–1914) uzyskał doktorat.

Fraulein Immerwahr mogła skupić się teraz całkowicie na wyznaczonym celu – nauce. Wydaje się, że przyszła uczona była szczególnie zainteresowana naukami biologicznymi i chemicznymi. Niestety zdobycie wymarzonej profesji w dziedzinie chemii czy biologii stało pod znakiem zapytania. Tym bardziej, że z wielkim politowaniem i drwiną spoglądał na nią nawet wuj Wilhelm Alexander Freund (1833–1917), uznany profesor ginekologii w Breslau, który 1878 roku dokonał pierwszego wycięcia nowotworowej macicy. Jak się okazuje, nawet oświeceni ludzie miewają konserwatywne poglądy. Szczególne zdolności wykazywała w naukach ścisłych. Można powiedzieć, że już na tak wczesnym etapie nauki przyrodnicze były jej dobrze znane. Należy podkreślić, że podobnie jak Maria Skłodowska Clara dużo czasu poświęcała na naukę w samotności. To, co było dla niej niedostępne w szkole, studiowała samodzielnie. Oczywiście seminarium nauczycielskie dawało możliwość poznawania języków obcych, z czego panna Immerwahr skorzystała. Łatwo przychodziła jej nauka języka angielskiego i francuskiego – to właśnie te języki miałby w przyszłości zapewnić jej nauczycielski byt. Zresztą zaraz po skończeniu nauki Clara krótko pracowała jako guwernantka. W seminarium nauczycielskim miała też szczęście spotkać pannę Hedwig Knittel, wykształconą podróżniczkę, która doceniła jej potencjał i jednocześnie stanowiła dla niej inspirację intelektualną. To najprawdopodobniej ona podarowała Clarze podręcznik dla dziewcząt autorstwa Jane Marcet z 1806 roku pod tytułem Rozmowy o chemii. I to właśnie ta książka całkowicie zmieniła spojrzenie przyszłej uczonej na nauki chemiczne…

Tomasz Pospieszny, Pasja i geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla, Wydawnictwo Po Godzinach, Warszawa 2019

 

Recenzja — „Cyfrodziewczyny „

 

Temat udziału kobiet w tworzeniu komputerów od kilku lat staje się tematem dyskusji za sprawą m.in. książki Margot Lee Shetterly Ukryte działania (wydawnictwo Harper Collins, Warszawa 2017) oraz filmu z 2016 roku o tym samym tytule. Ale historia „ukrytych działań” wydarzyła się USA i dotyczyła przede wszystkim szowinizmu i rasizmu. Z kobietami w polskiej informatyce bez trudu kojarzyłam jedynie Wandę Rutkiewicz – tylko, że ona znana jest akurat nie z osiągnięć informatycznych, a z wyczynów alpinistycznych. Gdy dowiedziałam się, że powstaje książka o kobietach, które tworzyły polskie komputery byłam bardzo zaintrygowana. Kim były pionierki polskiej informatyki?

Cyfrodziewczyny Karoliny Wasielewskiej to książka opublikowana w reporterskiej serii „Nie-fikcja” wydawnictwa Krytyka Polityczna. Autorka zadała sobie trud dotarcia do większości kobiet, które zajmowały się w Polsce programowaniem, a także do ich kolegów, którzy chętnie o „cyfrokoleżankach” opowiadają.

Uważana za pierwszą informatyczkę w Polsce Jowita Koncewicz zapytana o początki pracy wykrzykuje — przecież było nas więcej! Kilkanaście bohaterek książki chętnie opowiada o sobie, o swoim życiu, o zabawnych anegdotach, o atmosferze w pracy i jej przełomowych wynikach. Budowa i tworzenie oprogramowania dla cyfrowych maszyn matematycznych – ówczesnych komputerów – w połowie XX wieku w Polsce było czymś absolutnie nowatorskim. W książce przedstawione są sylwetki pionierek z dwóch wiodących ośrodków naukowych: z warszawskiego przy Instytucie Matematycznym PAN i Politechnice Warszawskiej oraz wrocławskiego przy Instytucie Matematyki Uniwersytetu Wrocławskiego i Wrocławskich Zakładach Elektronicznych Elwro. To także historia rywalizacji, konkurencji i współpracy, która towarzyszyła obu ośrodkom. Historia znakomitego polskiego komputera Odra, o którym jedna z jego współtwórczyń Alicja Kuberska mówi: Byliśmy bardzo podekscytowani, że możemy przy nim pracować. Wiedzieliśmy, że tak zaawansowana technologia nie powstaje nigdzie w Polsce. To opowieść o radości tworzenia i wielkiej pasji — to było ciekawe, nikt w Polsce nie robił niczego podobnego! — o nocach spędzonych na burzliwych dyskusjach, programowaniu maszyn i rozwiązywaniu matematycznych problemów, o zapisach i kolejkach do pierwszego w Warszawie komputera IBM.

Cyfrodziewczyny to również historia rozwoju techniki informatycznej w Polsce w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, specyficznego podejścia do projektu i planowania produkcji, który dzisiaj wydaje się kompletnie irracjonalny. Trudno było by zrozumieć warunki i specyfikę pracy zespołów badawczych bez zrozumienia czasów, w jakich praca ta się odbywała. Karolina Wasielewska opisuje odgórnie narzucony międzynarodowy program RIAD – czyli jednolity system elektronicznych maszyn cyfrowych, który nie brał pod uwagę osiągnięć poszczególnych państw satelickich ZSRR i miał sens jedynie na papierze. I w końcu to opowieść o tym, jak bohaterki Cyfrodziewczyn odnalazły się po 1989 roku, gdy rynek zalała fala elektroniki z Tajwanu i skończyła się pewna era – praca całego pokolenia polskich komputerowców z dnia na dzień stała się niepotrzebna. Kilka z nich przyjęło intratne propozycje na zachodzie Europy i dalej tworzyło nowatorskie rozwiązania informatyczne. Inne zostały w kraju i … na przykład tworzyły od podstaw system informatyczny Biblioteki Narodowej albo cyfryzowały bazy danych w Ministerstwie Sprawiedliwości.

W Cyfrodziewczynach brakuje mi zdjęć. Książka zawiera oczywiście fotografie zarówno bohaterek jak i dokumentów z epoki, ale w przypadku „cyfrowych dziewczyn” większość przedstawiających je zdjęć jest wielkości przysłowiowego znaczka pocztowego.

Jeśli szukacie Państwo książki o historii polskiej informatyki i ważnej roli, jaką odegrały w niej kobiety z czystym sumieniem polecam Cyfrodziewczyny Karoliny Wasielewskiej. Książka została objęta patronatem Piękniejszej Strony Nauki.

Dziękujemy wydawnictwu Krytyka Polityczna za egzemplarz recenzencki.

Ewelina Wajs-Baryła

Karolina Wasielewska, Cyfrodziewczyny. Pionierki polskiej informatyki, Krytyka Polityczna, Warszawa 2020.

ISBN 978–83–66232–87–7

 

 

 

Recenzja — Randall Munroe, How to. Jak? Absurdalnie naukowe rozwiązania codziennych problemów.

 

Z dużym zainteresowaniem, ale także z pewnym sceptycyzmem podjąłem się lektury książki How to. Jak? Absurdalnie naukowe rozwiązania codziennych problemów autorstwa Randalla Munroe. Autor jest znany polskiemu czytelnikowi z takich wcześniejszych książek jak: What if? A co gdyby? (Wydawnictwo Czarna Owca, 2015) oraz Tłumacz rzeczy. Złożone sprawy w prostych słowach (Wydawnictwo Czarna Owca, 2016). Najnowsza książka Munroeʼa ukazała się także nakładem Wydawnictwa Czarna Owca w bieżącym roku.

Uważam, że popularyzowanie nauki przynosi bardzo wiele korzyści i jest niezbędne pod warunkiem (a właściwie warunkami) – że robi się to z przekonania, pasji i z ogromnym zaangażowaniem. Czy udało się to Autorowi? Zdecydowanie TAK!

Randall Munroe (programista kontraktowy i robotyk dla NASA w Langley Research Center, ale także twórca i rysownik komiksów internetowych – xkcd) już na samym początku książki uprzedza czytelnika, że znajdzie w niej same złe pomysły (lub większość z nich), których nie powinno się robić w domu. Takie ostrzeżenie nie odstrasza, a wręcz przeciwnie – brzmi bardzo zachęcająco.

Książka liczy 300 stron, została wydana bardzo starannie. Składa się z 28 rozdziałów oraz Bibliografii. To co w książce uderza od samego początku to niezwykle proste, ale bardzo wymowne i zabawne ilustracje. Wykreowane ludziki towarzyszą czytelnikowi przez całą lekturę książki i robią naprawdę różne, dziwne rzeczy – uczą np. jak w prosty sposób wymienić żarówkę (s. 300). Z całą pewnością stanowią one o ogromnym walorze książki. Pod pozornie prostymi (czasami może nawet absurdalnymi) pytaniami np. Jak jeździć na nartach (Rozdział 14) kryje się sporo informacji z fizyki, chemii i matematyki. Autor tłumaczy dlaczego w ogóle można jeździć na nartach. Opowiada o sile tarcia i grawitacji, materiałach z jakich są wykonane narty, a z jakich nie i dlaczego, o nachyleniu zbacza etc. Mnie szczególnie zainteresował fragment, w którym omawiany jest sztuczny śnieg – jego właściwości i produkcja. Wszystko to opiera się na naprawdę bardzo prostych i logicznych tłumaczeniach, które z pewnością pozwolą czytelnikowi zapamiętać zdobytą wiedzę.

Właściwie w każdym rozdziale czytelnik znajdzie coś zaskakującego i fenomenalnego. Znajdziemy odpowiedzi na pytanie jak grać na fortepianie, przewidzieć pogodę, zasilić dom w energię elektryczną (na Ziemi i Marsie) lub jak zrobić sobie świetne selfie czy udekorować choinkę. Oczywiście znajdziemy także coś o radioaktywności (s. 236).

Książka jest napisana lekkim, łatwym językiem i w moim odczuciu stanowi formę przewodnika po najbardziej absurdalnych pomysłach w historii mających naukowe uzasadnienie. Co ciekawsze książka przekonuje, że wszystko co nas otacza i tworzy ma naukowe wyjaśnienie i uzasadnienie. Przy czytaniu recenzowanej książki naprawdę świetnie się bawiłem. Z całym przekonaniem polecam wszystkim ciekawym otaczającego nas świata lekturę zaskakującej How to. Jak?

 

Piękniejsza Strona Nauki dziękuje za egzemplarz recenzencki.

Tomasz Pospieszny