MSC na znaczkach pocztowych z kolekcji Joanny Schubert — cz. 2. polskie znaczki powojenne

Opublikowano 24 września 2021 r.

Nasza wielka przyjaciółka Pani Joanna Schubert należy do wielbicieli Marii Skłodowskiej-Curie. Od lat zbiera znaczki z całego świata przedstawiające Noblistkę. Stale poszerza swoją kolekcję znaczków i zajmująco o niej opowiada. Fascynację znaczkami pocztowymi wyniosła z rodzinnego domu, gdyż jej ojciec pracował na poczcie. Bohaterką swoich zbiorów uczyniła Madame Curie, której postać podziwia nie tylko ona, ale także cała jej rodzina. Jak sama mówi: Maria towarzyszy nam na co dzień.

Specjalnie dla Państwa pokazuje swoją kolekcję polskich znaczków z Marią Skłodowską-Curie.

***

W polskiej powojennej filatelistyce Maria Skłodowska-Curie pojawiła się na znaczkach 16 razy, po raz pierwszy 1 marca 1947 roku, na jednym z ośmiu znaczków z serii Kultura polska (Nr 425A, 425B). Pomimo ogromnego nakładu (ponad 8 mln sztuk), zapotrzebowanie na znaczki było tak duże, że już w maju tego samego roku nastąpiło drugie wydanie serii. W drugim wydaniu znaczków z Marią (Nr 434A, 434B) wydrukowano ponad 8,5 mln egzemplarzy. Znaczki posiadały dwie wersje: ząbkowaną i nieząbkowaną. W technice rotograwiury, czyli przemysłowej odmianie druku wklęsłego, projekt S. Żelechowskiego wykonała w obu przypadkach Drukarnia Narodowa w Krakowie. W 1948 roku 50 tysięcy sztuk dodrukowała firma Courvoissier w Szwajcarii.

Z okazji I Kongresu Nauki Polskiej Maria pojawiła się na znaczku po raz trzeci. Zaprojektowany przez Bogusława Brandta znaczek (Nr 557) wyemitowano w czerwcu 1951 roku w nakładzie 2 131 000 sztuk, który wiązał się ponownie z użyciem rotograwiury. Należał on do 6-znaczkowej serii – pozostałe przedstawiały Stanisława Staszica, Zygmunta Wróblewskiego i Karola Olszewskiego, Marcelego Nenckiego, Mikołaja Kopernika oraz logo Kongresu. Ten znaczek i wszystkie kolejne zostały wytworzone przez Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych.

W marcu 1955 pojawiła się seria ośmiu znaczków z pomnikami Warszawy. Na jednym z nich (Nr 766) widnieje pomnik Marii projektu Ludwiki Nitschowej znajdujący się przy ulicy Wawelskiej.  Znaczek zaprojektował Ryszard Kleczewski, projektant pierwszych polskich powojennych banknotów, wybierając dla niego wymagającą technikę stalorytu. Ta XIX-wieczna technika polega na wykonaniu rylcem ryciny na płycie stalowej. Wymaga dużej precyzji od rytownika, ponieważ ze względu na twardość materiału retusze i poprawki są prawie niemożliwe. Dodatkowe utrudnienie stanowi niewielka powierzchnia pracy, dlatego zawsze warto poznać nazwisko precyzyjnego twórcy – tym razem był nim Stanisław Łukaszewski.

 

Na kolejny „maryjny” znaczek trzeba było poczekać do lipca 1963 roku. Wtedy to Maria pojawiła się na jednym z czterech znaczków z serii Wielcy Polacy. Znaczek (Nr 1265) projektu Andrzeja Heidricha, późniejszego naczelnego grafika Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”,  wydrukowano w technice offsetu w nakładzie prawie 2mln egzemplarzy.

Setna rocznica urodzin Marii Skłodowskiej-Curie przyniosła w 1967 roku serię trzech znaczków poświęconych wybitnej Uczonej (Nr 1630-2). Przedstawiają one kolejno: popiersie noblistki, stylizowany dyplom laureata Nagrody Nobla oraz warszawski pomnik Marii. Serię zaprojektował Stefan Małecki, a wyprodukowano ją w technice stalorytu (dzielnym rytownikiem był Jerzy Miller). Nakład był zacny – 5 mln sztuk.

W lipcu 1969 roku Uniwersytet Lubelski i stojący przed nim pomnik MSC zostały wykorzystane na jednym z dziewięciu znaczków serii wyemitowanej z okazji 25-lecia PRL (Nr 1788). Znaczki, na których z przytupem chwalimy się osiągnięciami ćwierćwiecza Polski Ludowej zaprojektował T. Michaluk. Nakład zamaszysty – prawie 6,5mln sztuk.

Trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że podobny nakład miała wydana w maju 1982 roku seria Polscy Laureaci Nagrody Nobla. Maria (Nr 2662) znajduje się tu w doborowym towarzystwie Sienkiewicza, Reymonta i Miłosza. Projektantem serii wydrukowanej offsetowo był W. Freudenreich.

Na następny znaczek z Marią trzeba było poczekać dziesięć lat. W maju 1992 roku pojawiła się na jednym z pięciu znaczków z serii Światowa Wystawa EXPO92 w Sevilli (Nr 3227). Autorem projektu był Janusz Wysocki, technika druku to znana nam już rotograwiura, ale warto zwrócić uwagę na nominał: 3500zł (niech żyje inflacja!).

W 1998 roku Poczta Polska uczciła 100. rocznicę odkrycia radu i polonu offsetowym znaczkiem przedstawiającym Marię i Piotra Curie (Nr 3578) projektu Tomasza Bogusławskiego, profesora ASP w Gdańsku. Tym razem nominał już podenominacyjny – 1,20zł.

W 2003 roku pojawiła się bardzo ciekawa seria czterech znaczków zatytułowana Polonica. Prezentuje ona zagraniczne znaczki poświęcone naszemu krajowi: szwedzki znaczek z Szymborską, francuski z Marią, szwedzki z Miłoszem odbierającym Nagrodę Nobla oraz watykański, poświęcony 1000. rocznicy chrztu Polski. Serię zaprojektował Maciej Jędrysik, a nakład to mizerne 500 tysięcy.

W 2011 roku przypadała 100. rocznica Nagrody Nobla z chemii dla MSC. Z tej okazji pojawiły się dwa znaczki (Nr 4390-1). Pierwszy przedstawia awers medalu noblowskiego z wizerunkiem fundatora i blaszkę radu, a drugi – Marię trzymającą w dłoniach szklane kolby. Projekt Marzanny Dąbrowskiej, wykonano w technice stalorytu i offsetu.

Ostatni polski znaczek z wizerunkiem Marii (Nr 4805) wyemitowano w listopadzie 2017 roku z okazji 150. rocznicy jej urodzin. Projekt Agaty Tobolczyk przedstawia Uczoną oraz medal noblowski. Technika druku: offset / hotstamping (czyli jedna z najczęściej obecnie używanych technik uszlachetniania druku). Nakład – tyci, tyci – 180 tys. sztuk.

Za kodę dla naszej opowieści niech posłuży znaczek z czerwca 2019 roku (Nr 4984). Wprawdzie nie przedstawia on wizerunku Marii, ale coś bliskiego jej sercu. W serii  Polskie odmiany powojników – Clematis na jednym ze znaczków możemy podziwiać białą odmianę Maria Skłodowska-Curie. Coś w sam raz dla Marii – miłośniczki kwiatów i dla nas – fanów Uczonej.

 

Przedwojenna filatelistyka związana z Madame Curie to przede wszystkim znaczki-cegiełki na budowę Instytutu Radowego w Warszawie. W grudniu 1923 roku — w 25, rocznicę odkrycia radu — Polski Komitet do Zwalczania Raka wystosował apel do społeczeństwa polskiego o ofiary na Dar Narodowy dla Marii Skłodowskiej-Curie, którym miał być właśnie Instytut Radowy jej imienia. Apel spotkał się z niezwykle pozytywnym odzewem, również w środowiskach niezamożnych, czego wyrazem była m.in. sprzedaż 1,5 miliona znaczków-cegiełek na budowę o nominale 10 groszy.

 

Nowa lektura szkolna — książka Julity Grodek o Marii Skłodowskiej-Curie

 

Opublikowano 11 września 2021 r.

 

Od kilku dni trwa nowy rok szkolny. Od września 2021 roku obowiązuje także nowy kanon lektur. Można się z zawartymi w nim zmianami zgadzać lub nie, tym nie mniej bardzo cieszy fakt, że do kanonu polskich lektur szkolnych dla klas pierwszych, drugich i trzecich dodano książkę Julity Grodek o Marii Skłodowskiej-Curie — Mania, dziewczyna inna niż wszystkie.

Omawiana książka ma 70 stron i zawiera 36 rozdziałów, a raczej hasłowo przedstawionych zagadnień z życia Uczonej. Każdemu zagadnieniu poświęcono dwie strony, czyli jedną rozkładówkę. Historia Marii Skłodowskiej przedstawiona jest chronologicznie, co sprawia, że prezentowany życiorys układa się w spójną całość. W każdym w rozdziałów tekst nie zajmuje zazwyczaj więcej niż jedną stronę, co zostawia dużo miejsca na oprawę graficzną. Książka wydana została po raz pierwszy w twardej oprawie w 2017 roku nakładem wydawnictwa Zuzu Toys z Warszawy i to wydanie dla Państwa recenzujemy.

Publikacja adresowana jest do dzieci, nie brakuje zatem w książce wątków biograficznych, które dla najmłodszych czytelników z pewnością będą interesujące. Przeczytamy więc historię o budowaniu mapy świata z klocków (tak mali Skłodowscy uczyli się geografii), o psie Lancecie — ulubionym towarzyszu dzieciństwa, o jeździe na rowerze czy o córkach Marii. Są w książce także ciekawostki, takie jak: wyliczenie Nagród Nobla zdobytych przez rodzinę Marii (aż sześciu!); wizerunki Uczonej na monetach, banknotach i znaczkach oraz opisy fizyczne pierwiastków polonu i radu wraz z dzisiejszym sposobem ich wykorzystywania. Wszystkie ważniejsze pojęcia zostały w prosty sposób objaśnione i umieszczone w wyraźnych ramkach. Autorka w sposób przystępny tłumaczy młodemu czytelnikowi korzyści, ale także niebezpieczeństwa, z którymi wiąże się zjawisko radioaktywności. Książkę kończy, a właściwie podsumowuje zbiór ciekawostek o Marii Skłodowskiej-Curie i trzy kojarzone z Nią znane sentencje (z których ostatnia to słowa nie Marii, lecz Piotra Curie). Przysłowiową „kropką nad i” jest rozdział pt. Kostium uczonej dla dziewczynek — dzięki kilku pomysłowym sugestią każda dziewczynka może się przebrać za uczoną z epoki. Szkoda, że nie pomyślano o chłopcach i nie zaproponowano im kostiumu Piotra.

W publikacji widać wyraźne odniesienia do biografii pióra młodszej z córek Uczonej — Ewy Curie (której także poświęcony jest jeden z rozdziałów), co należy uznać za pozytyw książki Julity Grodek. Książka Ewy Curie jest jednym z podstawowych źródeł do badań życia Madame Curie i zawiera wiele niepublikowanych wcześniej informacji źródłowych.

Istotnym elementem publikacji jest oprawa graficzna autorstwa Katarzyny Fus. Począwszy od wyklejki — przedstawiającej w prosty sposób — schematy budowy atomów polonu i radu. Dalej bogata szata ilustracyjna towarzyszy każdej stronie czyniąc książkę atrakcyjną i ciekawą nawet dla najmłodszych odbiorców, którzy jeszcze nie będąc samodzielnymi czytelnikami, mogą zapoznać się z książką oglądając liczne grafiki.

Jedyny minus publikacji znalazłam w rozdziale pt. Warszawa, ulica Wawelska. Ilustracją do tej rozkładówki są trzy drzewa. Co prawda jest o nich mowa na sąsiedniej stronie, ale dużo bardziej odpowiedni w tym rozdziale byłby wizerunek pomnika Marii Skłodowskiej-Curie autorstwa Ludwiki Kraskowskiej-Nitschowej czy rysunek Instytutu Radowego, bo to one z punktu widzenia Madame Curie są najważniejszymi obiektami znajdującymi się na ulicy Wawelskiej w Warszawie. Tam też znajduje się siedziba Towarzystwa Marii Skłodowskiej-Curie w Hołdzie, którego logo widnieje na tylnej okładce książki. Towarzystwo to objęło książkę swoim patronatem. Logo to jest dla mnie wyjątkowe o tyle, że zaprojektowałam je specjalnie na „Rok Jubileuszowy 2017”, w którym celebrowano liczne, związane z Noblistką rocznice okrągłe rocznice. Wydanie omawianej publikacji także wpisywało się w te jubileusze. Pozostali patroni wydania to portale: Dzieci są ważne i Crazy Nauka.

Od wielu lat lekturą szkolną jest książka Ewy Curie o matce i każde japońskie dziecko zna doskonale historię życia i dzieł Marii Skłodowskiej-Curie. Książka Julity Grodek pt. Mania dziewczyna inna niż wszystkie to w mojej opinii publikacja, którą powinno przeczytać każde dziecko. Dzięki jej obecności w kanonie lektur pozostaje mieć nadzieję, że tak się stanie.

 

Wydawnictwo Zuzu Toys zapowiedziało na 20 września 2021 roku nowe wydanie książki.

Ewelina Wajs-Baryła

 

 

O pierwiastkach chemicznych odkrytych przez kobiety

/    Tomasz Pospieszny   /

Zaktualizowano 28 sierpnia 2021 r.

W układzie okresowym pierwiastków chemicznych jest dzisiaj 118 pierwiastków (sierpień 2021 roku). Spośród tych podstawowych cegiełek Wszechświata tylko kilka zostało odkrytych przez kobiety. Jednak historia tych odkryć jest nader fascynująca.

Maria Skłodowskiej-Curie i polon oraz rad (1898)

Pierwszą kobietą, której nazwisko na trwałe wpisało się w historię odkryć pierwiastków chemicznych jest Maria Skłodowska-Curie. Badając fascynujące promieniowanie uranu odkryte przez Becquerela stwierdziła, że niektóre minerały zawierające ten pierwiastek np. blenda smolista, chalkolit czy autunit wysyłają znacznie silniejsze promieniowanie niż wynikało to z zawartości w ich składzie uranu. Uczona dokonała fenomelnego zabiegu – przeprowadziła syntezę chalkolitu i stwierdziła, że wykazuje on normalną promieniotwórczość, czyli taką jakiej należy się spodziewać ze względu na zawartość uranu w próbce. W związku z powyższym w naturalnym minerale musiała istnieć domieszka nowego, nieznanego nauce pierwiastka. Maria zanotowała: Obie rudy uranu: blenda smolista (tlenek uranu) i chalkolit (fosfat miedzi i uranylu) są o wiele bardziej aktywne niż sam uran. Fakt ów jest godny uwagi i pozwala sądzić, że te minerały mogą zawierać pierwiastek o wiele bardziej aktywny niż uran. Niestety Maria i Piotr nie byli w stanie wyodrębnić potencjalnych pierwiastków chemicznych znanymi wówczas metodami. Ich córka Irena Joliot-Curie wyjaśniała po latach:

Irena Joliot-Curie, b.d., Musée Curie, col. ACJC

Ze względu na to, że jedyną znaną właściwością hipotetycznego ciała [nowego pierwiastka] była jego promieniotwórczość, Piotr i Maria Curie wprowadzili nową metodę pracy, która stała się podstawową w całej radiochemii. Przeprowadzali oni chemiczne rozdzielanie różnych ciał zawartych w minerale i mierzyli promieniotwórczość każdej frakcji. Wkrótce stwierdzili, że promieniotwórczość koncentruje się z jednej strony w siarczkach strącanych z kwaśnych roztworów, z drugiej – w pierwiastkach ziem alkalicznych i niebawem przekonali się o istnieniu dwóch nowych pierwiastków promieniotwórczych: polonu i radu […], wyższych homologów telluru i baru.

Upór Madame Curie doprowadził ją do odkrycia, które zrewolucjonizowała spojrzenie na teorię materii. 18 lipca 1898 roku małżonkowie Curie ogłosili, że odkryli nowy pierwiastek chemiczny, który nazywali polonem (symbol Po, liczba atomowa 84). Donosili:

Przypuszczamy, że ciało, które wyodrębniliśmy ze smółki uranowej, zawiera nieznany jeszcze metal, zbliżony do bizmutu ze swoich właściwości chemicznych. Jeśli istnienie tego metalu się potwierdzi, proponujemy dla niego nazwę polon – od imienia ojczyzny jednego z nas.

Maria i Piotr Curie w laboratorium przy ulicy Cuvier, 1904, Musée Curie, col. ACJC

Jednak na tym nie koniec. W połowie listopada przeprowadzili eksperymenty, dzięki którym otrzymali bardzo promieniotwórczy produkt. Wraz z Gustawem Bémontem otrzymali próbkę zawierającą bar, która była dziewięćset razy bardziej promieniotwórcza niż uran. 26 grudnia 1898 roku ogłosili, że odkryli drugi pierwiastek chemiczny, który nazwali radem (symbol Ra, liczba atomowa 88). W pracy pt. „O nowej silnie radioaktywnej substancji zawartej w blendzie smolistej” napisali:

Wyżej wyszczególnione fakty każą nam przypuszczać, że w tym nowym związku promieniotwórczym znajduje się nowy pierwiastek, który proponujemy nazwać radem. Nowy ten związek zawiera na pewno znaczną ilość baru, mimo to jednak jest on silnie promieniotwórczy. Promieniotwórczość radu musi być, zatem ogromna.

Tak zrodziła się legenda godna najwybitniejszej uczonej.

 

Harriet Brooks i radon (1901)

Harriet Brooks, 1898, McCord Museum, Montreal, Quebec

Ernest Rutherford zauważył, że związki toru nieustannie emitują radioaktywny gaz, który zachowuje właściwości promieniotwórcze przez kilka minut. Nazwał to zjawisko emanacją gazu, a później emanacją torową (ThEm). Uczony pisał: promieniowanie z tlenku toru nie było stałe, ale zmieniało się w najbardziej kapryśny sposób, podczas gdy wszystkie związki uranu emitują promieniowanie w sposób niezwykle stały. Pod kierunkiem Rutherforda ( a właściwie na jego prośbę) Harriet Brooks przeprowadziła serię eksperymentów mających na celu określenie charakteru radioaktywnych emisji toru. Wykazała także, że emanację wysyła również rad. Jej prace dowiodły, że emanacja była gazem o specyficznych właściwościach fizycznych, takich jak na przykład mniejsza masa cząsteczkowa niż masa radu. Brooks wspólnie z Rutherfordem zmierzyła szybkość dyfuzji cząsteczek gazu w powietrza. W 1901 roku uczeni ogłosili pracę pt. „Nowy gaz z raduˮ (Trans. R. Soc. Can., 7, str. 21–25), w której pisali: termin „emanacjaˮ został zastosowany do substancji emitowanej w ten sposób, ponieważ w tamtym czasie nie było dowodów, czy emisja materii była parą substancji, radioaktywnym gazem (nasze podkreślenie) czyli cząstkami materii, z których każda zawiera dużą liczbę cząsteczek. […] Musimy zatem stwierdzić, że emanacja jest w rzeczywistości ciężkimi radioaktywnymi oparami lub gazem. […] specjalne eksperymenty pokazują, że szybko się rozprasza, a także ma charakter gazowy.

Ernest Rutherford, 1908, domena publiczna

Nie ulega wątpliwości, że w 1901 roku Harriet Brooks i Ernest Rutherford udowodnili, że emanacja (dziś zwana radonem, pierwiastek 86) jest radioaktywnym gazem. Należy zauważyć, że Rutherford i Brooks […] opisali swoje wysiłki, aby określić naturę emanacji. Nie można było wyizolować znacznej objętości gazu ani zidentyfikować żadnych nowych linii widmowych. W rezultacie doszli do wniosku, że objętość jakiegokolwiek gazu była niewielka. Wykorzystali urządzenie do dyfuzji gazów jako środek nie tylko potwierdzający, że emanacja jest gazem, ale także w celu uzyskania przybliżonej wartości jego masy cząsteczkowej. Podali (błędnie), że gaz miał masę atomową między 40 a 100. Niemniej jednak fakt, że wartość była znacznie mniejsza niż wartość toru, przekonał ich, że emanacja była wcześniej nieznanym gazem. Nie twierdzili wówczas, że jest to nowy pierwiastek, choć wydaje się, że tę implikację pozostawili czytelnikowi. Jak podkreślają małżonkowie Reyner-Canhamowie (badacze historii odkrycia radonu, biografowie Brooks) Rutherford został przekonany o gazowej naturze emanacji w 1901 roku w wyniku badań przeprowadzonych przez jego pierwszą studentkę, Harriet Brooks.

 

Lise Meitner i protaktyn (1918)

W 1899 roku André-Louis Debierne odkrył pierwiastek, który nazwał aktynem (89Ac). Był to niezwykle tajemniczy pierwiastek, bowiem charakteryzował się dość krótkim czasem połowicznego zaniku, wynoszący zaledwie trzynaście i pół lat. Powinien zatem już dawno zniknąć z powierzchni Ziemi. Ponieważ jednak wciąż zdradza swoją obecność musiał powstawać w wyniku przemiany promieniotwórczej z innego nieznanego dotąd pierwiastka chemicznego. Pierwiastek ten powinien znajdować się w układzie okresowym pomiędzy torem i uranem (90Th  9192U).

Lise Meitner i Otto Hahn w laboratorium, Beriln 1912, domena publiczna

W 1900 roku William Crookes wyizolował nowy pierwiastek jako materiał o wysokim stopniu radioaktywności z uranu. Nie potrafił jednak scharakteryzować go jako nowego pierwiastka chemicznego. Nadał mu nazwę uran X (UX). Nie odniósł on sukcesu bowiem rozpuszczał azotan uranu w eterze, zaś pozostałość roztworu wodnego zawierała w większości mieszaninę dwóch pierwiastków: toru-234 i szukanego protaktynu-234.

W 1909 roku Frederick Soddy z 50 kg uwodnionego azotanu(V) uranylowego otrzymał osad, który wykazywał radioaktywność i emitował cząstki alfa. Według dedukcji uczonego z osadu powstawał w niewielkiej ilości produkt, którego ilość stale i regularnie rosła. Soddy zidentyfikował go jako aktyn (jego obserwacje trwały cztery lata!). Jednak nie potrafił on wyizolować szukanego pierwiastka i podać jego właściwości fizycznych i chemicznych. Warto zauważyć, że cztery lata później Soddy (i niezależnie od niego Polak Kazimierz Fajans) odkrył prawo przesunięć, na podstawie, którego stało się jasne, że pierwiastkiem, z którego powstawał obserwowany przez niego aktyn był poszukiwany pierwiastek 91.

Kazimierz Fajans, 1931, Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1–Z–830

W 1913 roku wspomniany Kazimierz Fajans zaczął prace nad uranem X. Wraz ze swoim doktorantem Osvaldem H. Göhringiem doszedł do wniosku, że jest to mieszanina pierwiastków. Nazwał je uranem X1 i uranem X2. Pierwszy z nich zidentyfikowali jako izotop toru-234, natomiast drugi izotop wchodził w skład szeregu uranowo-radowego i powstaje w wyniku przemiany beta z zidentyfikowanego izotopu toru-234. W związku z tym uran X2 powinien znajdować się dokładnie za torem, a przed uranem, czyli powinien być nowym pierwiastkiem 91. Za pomocą metod analitycznych Fajansowi udało się rozdzielić i wyizolować oba izotopy. Pierwiastek 91 charakteryzował się krótkim czasem połowicznego zaniku, wynoszącym około 1,1 minuty, dlatego uczeni nazwali go brewium (ang. Brevium) od łacińskiej nazwy brevis czyli krótki.

Otto Hahn, 1933, Archiv der Max-Planck_Gesellschaft, Berlin-Dahlem

Wszystkie te zagadki zaczęły w szczególności interesować Lise Meitner, która wspólnie z Ottonem Hahnem rozpoczęła poszukiwania pierwiastka 91. Nadała mu nawet nazwę – Abrakadabra. Meitner i Hahn udoskonalili technikę rozdziału oraz założyli, że nowy pierwiastek powinien mieć właściwości zbliżone do tantalu (pierwiastek 73). Zaczęli – wzorem Marii Skłodowskiej-Curie – badać pechblendę, w której pokładali dużą nadzieję. Hahn i Meitner odkryli nową metodę analityczną umożliwiającą oddzielanie wyizolowanych z pechblendy pierwiastków należących do grupy tantalu z minimalnymi ilościami innych substancji promieniotwórczych.

Lise Meitner, 1912, Archiv der Max-Planck-Gesellschaft, Berlin-Dahlem

Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa Hahn pojechał na front, zaś główne prace nad pierwiastkiem Abrakadabra wykonywała Lise Meitner. W listach do Hahna donosiła o postępach pracy. Pisała między innymi, że otrzymała wystarczającą ilość materiału do badań, że zamówiła specjalne platynowe naczynia odporne na działanie fluorowodoru, że jedna z próbek wykazuje znaczną aktywność, której nie można przypisać żadnemu znanemu pierwiastkowi. Praca, którą wykonała Lise Meitner polegała na izolacji oraz zbadaniu właściwości fizycznych i chemicznych nowego pierwiastka chemicznego, a także wykazaniu, że jest on pierwiastkiem macierzystym aktynu. Uczona długo i bardzo skrupulatnie mierzyła wysyłane promieniowanie przez protaktyn. Na podstawie pomiarów doszła do wniosku, że w wyniku przemiany alfa nowy pierwiastek przekształca się w izotop aktynu. Po żmudnych i bardzo trudnych eksperymentach chemicznych Meitner 19 czerwca 1917 roku napisała do Hahna: Mam dobre wiadomości dotyczące naszej pracy. Preparat nr 9 naprawdę wydaje się istotny, aktywność alfa jest najwidoczniej już stała. Myślę, że mamy tę substancję w ręku. 17 stycznia 1918 roku donosiła: […] aktywność [pierwiastka] jest bardzo słaba, ale można ją zmierzyć z całkowitą pewnością i może być zweryfikowana przez prędkość zaniku… W każdym razie teraz możemy myśleć o bardzo szybkiej publikacji. 16 marca 1918 roku w prestiżowym niemieckim czasopiśmie naukowym, Physikalische Zeitschrift, Lise Meitner i Otto Hahn przedstawili artykuł pt. Macierzysta substancja aktynu, nowy pierwiastek radioaktywny o długim okresie półtrwania. Napisali między innymi: Przypuszczenie, że pechblenda była odpowiednim materiałem wyjściowym okazało się w pełni uzasadnione. Udało nam się odkryć nowy pierwiastek radioaktywny, wykazując jednocześnie, że jest to substancja macierzysta aktynu. Dlatego też proponujemy dla niego nazwę protaktyn. Później nazwę zmienili na protaktyn. Chociaż nie od razu była ona oczywista.

Stefan Meyer, b.d., Archiv der Uniwersitat Wien

Stefan Meyer w liście do Lise pisał: Z Twojego listu wynikają strasznie trudne pytania o protaktyn. Wolałbym nazwy Lisonium, Lisottonium, etc. W związku z tym proponuję symbol Lo, ale niestety one się nie nadają, jeśli ktoś pragnie ogólnej akceptacji… Chociaż mimo iż nadal wolę Lisotto, to wiele bardziej znaczące jest, że został odkryty Pa lub Pn, niż pojawiające się najpiękniejszej nazwy. Otto Hahn wspominał: Z powodu wybuchu wojny nie znaliśmy publikacji Soddy’ego i J. A. Cranstona, która ukazała się w tym samym czasie co nasza i donosiła o substancji macierzystej aktynu. Soddy i Cranston próbowali otrzymać tą substancję z pechblendy poprzez sublimację. Preparaty otrzymywali w wyniku zwiększenia ilości emanacji aktynowej, wykazując wzrastające stężenie aktynu. Przy pewnych założeniach, Soddy i Cranston wyliczyli w przybliżeniu czas półtrwania dla aktynu na 3500 lat. […] Nie mogli jednak określić żadnych informacji o charakterystycznych właściwościach nowej substancji. […] Oryginalnymi odkrywcami pierwiastka byli Fajans i Göhring, dlatego mieli prawo do nadania mu nazwy brewium, ze względu na krótki czas półtrwania. Ale Międzynarodowa Komisja Atomowa nie mogła stosować tej nazwy dla pierwiastka, który my odkryliśmy, ponieważ miał on czas półtrwania wielu tysięcy lat. W związku z tym, w pełni uzasadnione okazało się nazwanie długowiecznego izotopu brewium protaktynem (Pa).

Lise Meitner w laboratorium, Berlin, 1912, Archiv der Max-Planck-Gesellschaft, Berlin-Dahlem

Po długich i trudnych dyskusjach z Fajansem ustalono, że nowy pierwiastek będzie nazywał się protaktyn. A dziś, chociaż doskonale wiadomo, że całą pracę wykonała Lise Meitner, tylko dzięki jej uprzejmości i lojalności wraz z nią za odkrywcę pierwiastka 91 uważa się Ottona Hahna.

 

Ida Tacke-Noddack oraz mazur i ren (1925/1926)

György von Hevesy, b.d., domena publiczna
Dirk Coster, b.d., domena publiczna

W 1913 roku brytyjski uczony Henry Moseley przeprowadził systematyczne badania widma promieniowania rentgenowskiego emitowanego przez uprzednio wzbudzone pierwiastki chemiczne. W oparciu o otrzymane wyniki przewidział istnienie brakujących w układzie okresowym pierwiastków o liczbach atomowych 42, 43, 72 i 75. Dzięki jego badaniom Holender Dirk Coster oraz Węgier György von Hevesy pracujący w instytucie Bohra w Kopenhadze odkryli hafn (Hf, liczba atomowa72).

 

Ida i Walter Noddackowie w laboratorium Physikalisch-Technische Reichsamstalt, Berlin, lata dwudzieste XX wieku, Stadtarchiv Wesel

Ida Tacke-Noddack i jej mąż Walter skupili się na pierwiastkach chemicznych o numerach 43 i 75. Szczególnie ciekawym pierwiastkiem był pierwiastek 43. Na przestrzeni lat wielokrotnie donoszono o jego odkryciu i proponowano różne nazwy: w 1818 roku Polinium (gr. szary), w 1844 roku Pelopium (na cześć Pelopsa syna Tantala), w 1846 roku Ilmenium (od gór Ilmensky), w 1877 roku Davyum (na cześć wybitnego chemika Humphrey’a Davy’ego), w 1896 roku lucium (łac. lux, świato) czy w 1908 roku nipponium (jap. Japonia). Ida przystąpiła do pracy analizując dostępną literaturę naukową. Wspominała – Od wiosny 1923 r. spędziłam dziesięć miesięcy, od wczesnego rana do późnej nocy w Państwowej Bibliotece w Berlinie przeszukując prawie sto lat literatury dotyczącej chemii nieorganicznej. Niemieckie małżeństwo uczonych zaczęło badać rudy manganu i platyny. Ida i Walter najpierw mozolnie rozpuszczali, następnie wytrącali, ekstrahowali i zatężali roztwory zawierające nowe pierwiastki. Później wytrącali je w postaci osadów (siarczków), które redukowali gazowym wodorem, następnie ogrzewali w tlenie otrzymując sublimaty bogate w ren, ale nie mazur. Przy udziale Ottona Berga zastosowali analizę opartą na spektroskopii rentgenowskiej. Otrzymane wyniki wskazywały na obecność obu pierwiastków 43 i 75 w badanych rudach. 11 czerwca 1925 roku Walther Nernst przedstawił wyniki pracy w Pruskiej Akademii Nauk. Komunikat donosił o odkryciu w niobicie i tantalicie nowych pierwiastków 43 i 75, których ilości były rzędu 10–6 do 10–7 grama. Pierwiastek 43 uczeni nazwali Masurium (mazur, symbol Ma) dla uczczenia Mazur ojczystego kraju przodków W. Noddacka, zaś pierwiastek 75 Rhenium (ren, symbol Re) od rzeki Ren (łac. Rhenus) w Nadrenii miejsca urodzenia I. Tacke.

Ida Noddack, b.d., Stadtarchiv Wesel

Warto zauważyć, że równolegle z odkryciem Idy i Waltera nowy pierwiastek znaleźli Anglicy i Czesi. Podczas, gdy ci pierwsi uznali odkrycie Niemców, Czesi byli uparci i zaproponowali dla pierwiastka 75 nazwę pragium (na cześć Pragi). Musieli jednak w końcu ulec, gdyż Ida wysłała im swoje próbki, w których potwierdzono obecność pierwiastka Noddacków. W 1926 roku Ida i Walter wydzielili 2 miligramy czystego renu. Roku później Ida wydzieliła 120 miligramów tego metalu z molibdenitu, a w1928 roku z 660 kg molibdenitu gram renu. Noddackowie określili właściwości pierwiastka i zbadali jego związki. Nie zdołali jednak wydzielić czystego mazuru, ani – co gorsze –odtworzyć jego widma. Ernest O. Lawrence nazwał prawa Noddacków do odkrycia mazuru widocznymi urojeniami i dodawał, że najwyraźniej sobie ten fakt wmówili. Jednakże mazur figurował jako pierwiastek chemiczny w tablicy Mendelejewa i podręcznikach do chemii aż do 1949 roku, kiedy to w Amsterdamie podczas ustaleń konferencji Międzynarodowej Unii Chemii Czystej i Stosowanej (IUPAC) skreślono go z listy pierwiastków. W 1937 roku Carlo Perrier i Emilio Segrè otrzymali pierwiastek 43 w wyniku reakcji syntezy jądrowej, poprzez bombardowanie metalicznego molibdenu (pierwiastek 42) deuteronami (izotopami wodoru) lub neutronami. Nazwali go technetem (symbol Tc, z gr. technetos – sztuczny). W 1967 roku Segrè twierdził, że Noddackowie w kwestii mazuru byli zwyczajnie nieuczciwi.

Ida Noddack w laboratorium, b.d., Stadtarchiv Wesel

Historyk nauki William H. Brock wyjaśnił konkretnie, dlaczego Ida i Walter powinni zostać uznanymi odkrywcami mazuru. W książce Historia chemii napisał:

Ren został łatwo uznany i niezależnie odkryty w tym samym roku przez innych badaczy, natomiast odkrycie mazuru okazało się wątpliwe. Małżonkowie Noddack zdołali wydzielić miligramowe próbki renu z setek kilogramów rud, nie udało się to jednak w przypadku mazuru. W latach trzydziestych, mimo wzmianek o mazurze w podręcznikach i umieszczaniu go w zestawieniach pierwiastków, na ogół uważano, że dane rentgenowskie nie stanowią dostatecznego dowodu istnienia tego pierwiastka. Sądzono, że Noddackowie pośpieszyli się z ogłoszeniem swego odkrycia. Jak dziś wiadomo, pierwiastek 43 (technet) jest produktem rozszczepienia uranu i wykazano, że rudy badane przez Noddacków zawierały uran w ilości umożliwiającej pojawienie się linii mazuru (technetu) w widmach rentgenowskich.

Z perspektywy czasu wydaje się więc słusznym przywrócić mazur do układu okresowego i przypisać pierwszeństwo odkrycia pierwiastka 43 Idzie i Walterowi Noddackom. Czy jest to jednak możliwe?

 

Marguerite Perey i frans (1939)

Pracownicy Instytutu Radowego w Paryżu w bibliotece, 1930. Siedzą, od lewej: Marguerite Perey, Leonie Razet, Marie-Isabelle Archinard i Sonia Cotelle. Stojący od lewej: Andre Régnier, Alexis Yakimach, Raymond Grégoire, Renée Galabert, Tcheng-Da-Tchang i Frederic Joliot-Curie, Musée Curie, coll. ACJC

Poszukiwania fransu nazywanego eka-cezem były równie długie jak poszukiwanie pierwiastków Noddacków. W 1925 roku Radziecki chemik D. K. Dobroserdov twierdził, że znalazł eka-cez w próbce potasu (radioaktywność z próbki pochodziła z naturalnie występującego radioizotopu potasu-40). Opublikował wyniki pracy, a pierwiastek nazwał russium. Rok później angielscy chemicy Gerald J. F. Druce i Frederick H. Loring analizowali zdjęcia rentgenowskie siarczanu manganu(II). Zaobserwowali linie spektralne, które uważali za eka-cez. Zapowiedzieli odkrycie pierwiastka 87 i zaproponowali nazwę alkalium, gdyż byłby to najcięższy metal alkaliczny. W 1930 roku Fred Allison z Alabama Polytechnic Institute twierdził, że odkrył pierwiastek 87 podczas analizy minerałów polucytu i lepidolitu i zaproponował nazwę virginium. Cztery lata później H. G. MacPherson z UC Berkeley podważył i obalił odkrycie Allisona, co doprowadziło do otwartego sporu uczonych. W 1936 roku rumuński fizyk Horia Hulubei i jego koleżanka Yvette Cauchois przeanalizowali polucyt używając aparat rentgenowski o wysokiej rozdzielczości. Zauważyli kilka słabych linii emisyjnych, które przypuszczalnie należały do pierwiastka 87. Zgłosili swoje odkrycie i zaproponowali nazwę moldavium. Rok później prace Hulubeia zostały skrytykowane przez amerykańskiego fizyka F. H. Hirsha Jr., który odrzucił metody badawcze Hulubeja i Cauchois twierdząc, że analizowali oni linie rtęci lub bizmutu.

Marguerite Perey, 1940, Musée Curie, col. ACJC

W 1935 roku Marguerite Perey uczennica Marii Skłodowskiej-Curie przeczytała artykuł amerykańskich naukowców, którzy donosili, że odkryli promieniowanie beta wysyłane przez aktyn. Perey była sceptyczna względem ich doniesień, bowiem energia cząstek beta nie pasowała do cząstek emitowanych przez aktyn. Miała ona spore doświadczenie z aktynem, gdyż pracowała z nim już ponad siedem lat. Domyślała się, że amerykanie muszą dysponować zanieczyszczoną próbką, w której cząstki beta emituje atom potomny tj. taki, który powstaje z aktynu i pozostaje w badanej przez nich próbce. Chcąc udowodnić swoją hipotezę przystąpiła do pracy przygotowując niezwykle czystą próbkę aktynu-227. Zadanie było czasochłonne i bardzo precyzyjne. Uczona musiała działać szybko, aby w próbce nie powstawały atomy potomne. Jej finezyjne badanie polegało na spostrzeżeniu, że niewielka część – około 1,2% – całkowitej radioaktywności aktynu pochodziła z emisji cząstek alfa. Nikt nie podejrzewał, że aktyn-227 emituje cząstki alfa przekształcając się w pierwiastek 87 o czasie połowicznego zaniku 22 minuty i jednocześnie cząstki beta (98,8%) przechodząc w izotop toru-227 (chociaż pierwsze doniesienia na ten temat pojawiły się już w 1914 roku). Jest to tzw. rozgałęzienie. Powstający w ten sposób izotop pierwiastka 227 Perey nazwała aktynem K (Ac-K).

Andre Debierne, 1940, Musée Curie, col. ACJC

Jej bezpośrednim przełożonym był Debierne, chociaż pracowała w laboratorium kierowanym przez Irène Joliot-Curie. Dlatego też o swoim zaskakującym odkryciu poinformowała najpierw Irène. Zaproponowała nawet nazwę catium, ale Joliot-Curie odradziła jej ją, gdyż mylnie by się mogła kojarzyć z kationem. Idąc wzorem Marii Skłodowskiej-Curie Perey zaproponowała więc nazwę dla nowego pierwiastka frans. W tym samy czasie o odkryciu dowiedział się Debierne. Uważał, że jego pracownica powinna najpierw poinformować o odkryciu jego i poczuł się urażony. Jego złość była tak potężna, że nie chciał uznać odkrycia Perey. Nie trafiały do niego żadne argumenty. Konflikt trwał kilka miesięcy. Ostatecznie zgodził się, aby uznać Perey za odkrywczynię pierwiastka i zaakceptował proponowaną przez nią nazwę frans (87Fr). Uczona w jednym z listów pisała: Mam wielką nadzieję, że frans przyda się do leczenia wcześnie rozpoznanego raka. Moim największym życzeniem jest, aby wykonać to zadanie w przyszłości. Niestety sama padła ofiarą radioaktywności – zmarła na nowotwór 15 maja 1975 roku…

 

Zalecana literatura:

  1. T. Pospieszny, Pasja i geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla, Wydawnictwo Po Godzinach, Warszawa, 2019.
  2. M. Fontani, M. Costa, M. V. Orna, The lost elements. The periodic table’s shadow side, Oxford University Press, New York, 2014.
  3. I. Eichstaedt, Księga pierwiastków, Wiedza Powszechna, Warszawa 1970.
  4. S. Kean, Znikająca łyżeczka. Dziwne opowieści chemicznej treści, Ferria Science, Łódź, 2017.

Podróż po życie — fragment książki Tomasza Pospiesznego o Lise Meitner

 

 

 

 

 

 

 

 

/   Tomasz Pospieszny   /

Opublikowano  25  sierpnia 2021 r.

W związku z premierą najnowszej biografii Lise Meitner w języku angielskim autorstwa Andrew Normana: The Amazing Story of Lise Meitner: Escaping the Nazis and Becoming the World’s Greatest Physicist (Pen and Sword History, London 2021), która ukazała się w lipcu bieżącego roku, przypominamy fragment zatytułowany — Podróż po życie — jedynej polskiej biografii Uczonej autorstwa Tomasza Pospiesznego pt. Zapomniany geniusz. Lise Meitner — pierwsza dama fizyki jądrowej (Novae Res, Gdynia 2016).

 

***

 

Max von Laue pozyskał bardzo niepokojące informacje. Dowiedział się mianowicie, że Heinrich Himmler wydał zakaz emigracji uczonych z Niemiec. Otto Robert Frisch wspominał: Okupacja „technicznie” zmieniła mnie z Austriaka w Niemca. Moja ciotka, […] która uzyskała sławę poprzez wiele lat pracy, teraz również mogła obawiać się zwolnienia i nie było również plotką, że naukowcy nie będą mogli opuszczać Niemiec[1]. Teraz Meitner groziła nie tylko utrata stanowiska, ale przede wszystkim utrata życia. Zagrożenie było bardzo realne. Dla bezpieczeństwa Lise opuściła swoje mieszkanie i przeniosła się do hotelu Adlon. Pomimo że mogła czuć się samotna i w beznadziejnej sytuacji, była otoczona przez przyjaciół. W maju Bohr wysłał jej oficjalne zaproszenie do Kopenhagi. Niestety nie mogła otrzymać wizy, gdyż jej austriacki paszport stracił ważność. Carl Bosch (1874–1940), który w 1937 roku zastąpił Maxa Plancka na stanowisku Prezesa Towarzystwa Cesarza Wilhelma, za namową Hahna podpisał prośbę do ministra spraw wewnętrznych na wyrażenie zgody dotyczącej legalnej emigracji Meitner. W liście podkreślał jej oddanie dla nauki niemieckiej, międzynarodową sławę i uznanie oraz fakt, że może dokonać wiele ważnych odkryć w fizyce jądrowej. Niestety odpowiedź była jednoznaczna: nie ma możliwości wydania Lise Meitner niemieckiego paszportu. Musi pozostać. Musi równa się zagładzie. Argumentacja była następująca:

 

[…] Pozwolę sobie zakomunikować Panu, że istnieją polityczne przeciwwskazania w sprawie wystawienia paszportu dla pani profesor Meitner. Uważa się za niepożądane, aby słynni Żydzi wyjeżdżali z Niemiec za granicę, gdzie mogliby działać jako reprezentanci niemieckiej nauki czy wręcz swoim nazwiskiem i doświadczeniem zgodnie ze swoją wewnętrzną postawą szkodzić Niemcom […][2].

Niels Bohr w swoim gabinecie, 1935, domena publiczna

 

Do Berlina przyjechał z żoną Niels Bohr. Zdawał sobie w pełni sprawę z powagi sytuacji i zaprowadził Meitner do kierownika Instytutu Fizyki, Holendra Petera Debye’a (1884–1966), przebywającego i pracującego w Niemczech od 1909 roku[3]. Lise dowiedziała się od Debye’a, że jeszcze jest czas na ucieczkę i nie ma bezpośredniego pośpiechu. Jednak Bohr był innego zdania. Interweniował wcześniej u holenderskiego fizyka Dirka Costera, który rozpoczął natychmiastową akcję ratunkową. Meitner znała Costera i jego żonę od wczesnych lat dwudziestych, kiedy spędziła u nich kilka tygodni zaraz po wojnie światowej. Coster wspólnie z Hendrikiem A. Kramersem (1894–1952) z Leiden rozpoczął kampanię informowania innych fizyków w całej Holandii, że Lise Meitner potrzebuje pilnej pomocy. W liście do swojego kolegi, Adriaana Fokkera (1887–1972) z Haarlem, napisał:

 

Lise Meitner prawdopodobnie wkrótce zostanie wyrzucona z Berlin-Dahlem… Byłoby wspaniale, gdyby mogła pracować przez jakiś czas w Holandii… Być może uda nam się poprosić kolegów do regularnych wpłat dla Lise Meitner… Jeśli mógłby pracować w Groningen, można by również przyznać jej roczny grant f. 500 poza funduszami [Uniwersytetu] Groningen… Chciałbym ją mieć tutaj, ale nie zależy to od mojego osobistego zaangażowania…[4]

 

Lise Meitner i Otto Hahn na krótko przed ucieczką uczonej z Berlina, lato 1938, Archiv der Max Planck-Gesselschaft, Berlin-Dahlem

 

 

Do akcji przyłączył się Debye i Paul Rosbaud, który był od lat zatrudniony na stanowisku redaktora naukowego „Naturwissenschaften”. Znał Lise i Ottona osobiście i widział, że jeśli uczona nie opuści Berlina, zginie. Powiadomił swojego przyjaciela w Szwajcarii, który natychmiast wysłał telegram do Meitner: Przyjedziesz na weekend fizyków od 29 czerwca do 1 lipca?[5] W ten sposób fizycy z Danii, Holandii, Szwajcarii i Niemiec robili wszystko, by pomóc pierwszej damie fizyki jądrowej. Wydaje się, że poza świadomością Meitner rozpoczęła się kampania umożliwiająca jej ucieczkę z hitlerowskich Niemiec. Działalność przyjaciół była imponująca. Tymczasem Coster coraz bardziej niecierpliwił się brakiem decyzji rządu w sprawie wizy dla Meitner. 27 czerwca 1938 roku napisał do Fokkera, że podjął decyzję i nie będzie dłużej czekał na działania rządu holenderskiego. Postanowił udać się do Berlina osobiście, poinformować Meitner o możliwości rocznej pomocy finansowej i przywieść ją do Holandii. Fokker z większym dystansem i spokojem napisał do Costera: Nie panikuj! […]Musisz pozwolić jej spokojnie podjąć samodzielną decyzję[6]. Coster jednak sam podjął decyzję. W tym samym czasie rząd holenderski wydał zgodę, żeby Lise bez wizy mogła przekroczyć granicę, o czym powiadomił bezpośrednio zainteresowanych Coster, który 28 czerwca 1938 roku przyjechał do Berlina. Jednak decyzja o wyjeździe – tak jak przewidywał Fokker – należała do Meitner. Uczona wiedziała już, że nie może dłużej czekać. Należało działać. Plan był prosty: Lise musi wyjechać na wakacje, żeby odpocząć od codziennej pracy i zmartwień. Nic nie mogło wzbudzać podejrzeń. Lise nadal więc chodziła codziennie do instytutu, prowadziła badania, rozmawiała z Hahnem i Strassmannem. Musiała mieć nerwy ze stali. Plan ucieczki znali tylko Hahn, von Laue, Debye i Rosbaud. Tajemnica zwiększała i tak olbrzymie napięcie. Meitner powiedziała żonie Plancka i Elisabeth Schiemann o liście Boscha. Nic więcej. Nie mogło być mowy o żadnych pożegnaniach. 4 lipca sytuacja nagle się pogorszyła. Bosch powiadomił Hahna, że restrykcje związane z wyjazdem za granicę uczonych – zwłaszcza Żydów lub politycznie podejrzanych – będą przestrzegane z najwyższą dokładnością. Lise nie mogła się czuć bezpiecznie nawet w hotelu! Debye spotkał się z Meitner i bez trudu przekonał ją, że natychmiast musi uciekać. Coster pozyskał ponownie zgodę ministerstwa na przyjazd uczonej do Holandii bez wizy. Z wydaną zgodą 11 lipca ruszył ponownie do Berlina. Nazajutrz Otto poinformował Lise, że musi wyjechać do Holandii, że wszystko jest załatwione, nie ma kłopotu z wizą i pieniędzmi, a wyjazd musi nastąpić możliwie najszybciej – następnego dnia! Trudno sobie wyobrazić, co działo się w głowie Lise. Musiała zrobić wszytko, aby rola, którą odgrywała, była do końca przekonywująca. Pozostała więc do godziny dwudziestej w instytucie, robiąc korektę pracy. W dzienniku napisała: wcześnie w Instytucie. Hahn powiedział mi, co zaproponowali Coster–Debye. Spotkanie rano Costera z Hahnem. Praca w Instytucie, aż do ósmej w nocy[7]. Następnie z pomocą Hahna i Rosbauda spakowała dwie małe walizki. Musiała zabrać tylko niezbędne rzeczy, które nie wzbudziłby podejrzeń. W końcu jechała tylko na wakacje. Po wojnie Meitner pisała: Tak, aby nie wzbudzać podejrzeń, spędziłam ostatni dzień mojego życia w Niemczech w Instytucie, aż do 8 w nocy robiąc korektę pracy przekazanej przez młodego współpracownika. Później miałam dokładnie 1,5 godziny, aby spakować kilka niezbędnych rzeczy do dwóch małych walizek[8]. Około godziny dwudziestej trzeciej poszła z Hahnem do jego mieszkania, gdzie spędziła ostatnią bezsenną noc w Niemczech. Następnego dnia rano, w środę 13 lipca, Hahn wraz z Rosbaudem udali się do hotelowego pokoju Lise, żeby zabrać jeszcze jedną małą walizkę. Otto wspominał:

 

Dirk Coster, 1930, domena publiczna

Coster pozostał w Berlinie na noc. Nie mówiąc nikomu, w godzinach wieczornych spakowaliśmy walizkę (tylko Rosbaud i ja byliśmy obecni). O ile dobrze pamiętam, [Lise] spędziła noc przed wyjazdem u nas na Altensteinstrasse; Coster spotkał ją w pociągu. […] Z bojaźnią i drżeniem zastanawialiśmy się, czy dotrze, czy też nie[9].

 

Wszystko miało wyglądać jak typowy letni wyjazd na wakacje. Rosbaud odwiózł ich na dworzec. Podczas podróży Lise ogarnęła panika i błagała przyjaciół, żeby zawrócili. Byli nieubłagani, spokojni i rzeczowi. Na stacji podczas pożegnania Otto wręczył Lise pierścionek. Dałem jej piękny pierścionek z diamentem, który odziedziczyłem po matce, nigdy go sam nie nosiłem, ale zawsze bardzo ceniłem. Chciałem, żeby miała jakieś zabezpieczenie w razie niebezpieczeństwa[10] – wspominał. Lise dodała: Opuszczałam Niemcy na zawsze z 10 markami w torebce[11]. W dzienniku zanotowała: 13 lipca. Wcześnie pożegnałam Hahna. Pierścień. Spotkałam Costera na stacji. W Nieuwe Schans celnik został poinformowany. Godzina osiemnasta Groningen[12]. Coster robił wszystko, żeby się z nimi nie spotkać, ale dyskretnie wsiadł do pociągu, by razem z nią odjechać ku przyszłości. Hahn pisał, że Lise Meitner była szczególnie narażona na niebezpieczeństwo wielokrotnych kontroli […] w pociągach wyjeżdżających za granicę. Od czasu do czasu ludzi, którzy próbowali wyjechać za granicę, aresztowano w pociągach i zawracano[13]. Drobna, przerażona i skupiona kobieta paląca mnóstwo papierosów i wyczekująca najgorszego. Możemy sobie ją wyobrazić siedzącą przy oknie, patrzącą na mijane krajobrazy i wyczekującą chwili aresztowania…

Pierścionek, należący do Charlotte Hahn, który Otto Hahn wręczył Lise Meitner, [za:] A. Norman, „The Amazing Story of Lise Meitner: Escaping the Nazis and Becoming the World’s Greatest Physicist”, Pen and Sword History, London 2021
Po długich siedmiu godzinach pociąg dotarł do granicy z Holandią. Teraz mogło wydarzyć się najgorsze: nazistowscy funkcjonariusze sprawdzali dokumenty, a ona nie miała ważnego paszportu i wizy. Jednak Coster zadbał o wszystko, poprosił wcześniej znajomych urzędników imigracyjnych, aby oficjalne zaproszenie do Hagi było wystarczającym dokumentem wyjazdu Lise zarówno dla nich, jak i dla drugiej strony. Obyło się bez dramatycznych scen – Lise Meitner przekroczyła granicę. Była bezpieczna. Nazajutrz Coster wysłał do Hahna telegram: Dziecko przyszło na świat. 15 lipca Hahn odpowiedział:

 

Droga Rodzino Costerów,

przede wszystkim chcę pogratulować szczęśliwego przybycia najmłodszego członka rodziny. Oczywiście, jestem bardzo zadowolony z nowin, ponieważ jeszcze do niedawna byliśmy nieco zaniepokojeni. Jak będzie nazywać się ukochana córka? Tutaj nie ma za dużo wiadomości. W laboratoriach wszystko idzie swoim zwykłym biegiem, a urlop zaczyna się jutro, dzięki Bogu…[14]

Lise Meitner, lata 30. XX wieku, domena publiczna

Meitner wspominała dramatyczną ucieczkę z nazistowskich Niemiec jako bardzo traumatyczne przeżycie. Właściwie trzeba sobie uświadomić, że niosła ona ze sobą ocalenie lub utratę życia. Zdecydowanie była to najdłuższa podróż w życiu Lise.

 

Pojechałam pociągiem do Holandii, rzekomo na tygodniowy urlop. Na granicy holenderskiej, gdy pięcioosobowy nazistowski patrol wojskowy przechodzący przez wagon wziął mój austriacki paszport, którego ważność dawno wygasła, zaczęłam bać się o życie. Byłam tak przerażona, że prawie zamarło mi serce. Wiedziałam, że naziści ogłosili sezon polowania na Żydów, że polowanie trwa. Siedziałam tam 10 minut i czekałam, 10 minut, które wydawały mi się godzinami. Potem wrócił jeden z nazistowskich funkcjonariuszy i bez słowa oddał mi paszport. 10 minut później wysiadłam na terytorium holenderskim, gdzie spotkałam kilku holenderskich kolegów[15].

 

Zorganizowanie ucieczki oraz sama podróż Lise Meitner na trwałe wryły się w pamięć jej przyjaciół. Nie bez znaczenia pozostaje wielka odwaga i determinacja Dirka Costera. Wolfgang Pauli w telegramie do niego pisał: Uczyniłeś się sławnym z uprowadzenia Lise Meitner jak [z odkrycia] hafnu[16]. Otto Hahn we wspomnieniach napisał: Nigdy nie zapomnę 17 lipca 1938 r.[17] Nigdy nie zapomniała go także Meitner. Ocaliła życie, lecz straciła pracę, dom, tożsamość narodową, niezależność. Została więźniem systemu. W Niemczech uznano, że profesor Lise Meitner, która była członkiem naukowym Instytutu od 1914 r. i od początku kierowała jego Wydziałem Fizyczno-Radioaktywnym, przeszła z dniem 1 października 1938 r. w stan spoczynku[18].

 

_________________________________

 

[1] P. Rife, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 161.

[2] K. Hoffmann, „Wina i odpowiedzialność…”, op. cit., str. 133.

[3] Peter Debye sam niebawem musiał zatroszczyć się o swoją pozycję, otrzymał bowiem propozycję przyjęcia obywatelstwa niemieckiego lub napisania prohitlerowskiej książki. Miał to być akt lojalności wobec Hitlera. Debye odrzucił obie propozycje i pod pretekstem gościnnych wykładów wyjechał do USA.

[4] P. Rife, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 166.

[5] Ibidem.

[6] Ibidem, str. 169.

[7] R. Sime, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 204.

[8] Ibidem.

[9] F. Krafft, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 836.

[10] R. Rhodes, „Jak powstała bomba atomowa”, op. cit., str. 210.

[11] R. Sime, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 204.

[12] Ibidem.

[13] P. Rife, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 172.

[14] F. Krafft, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 836.

[15] R. Rhodes, „Jak powstała bomba atomowa”, op. cit., str. 210.

[16] R. Sime, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 205.

[17] O. Hahn, „My Life”, op. cit., str. 149. Błąd Hahna. Musiało chodzić o 13 lipca [patrz:] K. Hoffmann, „Wina i odpowiedzialność…, op. cit., str. 133.

[18] K. Hoffmann, „Wina i odpowiedzialność…”, op. cit., str. 133.

Pani Einstein-Marity

/  Tomasz Pospieszny   /

Opublikowano 19 sierpnia 2021 r.

W sierpniu 2021 roku mija siedemdziesiąta trzecia rocznica śmierci Milevy Marič. Odeszła w zapomnieniu i taką też pozostała przez wiele lat. Pochowano ją w obrządku prawosławnym w jej ukochanym Zurychu na cmentarzu Nordheim. Nagrobek Milevy Marič został usunięty w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia przez władze cmentarza, gdyż przez wiele lat po jej śmierci nie była uiszczana opłata za grób. Z inicjatywy dra Ljubo Vujevicia z The Tesla Memorial Society w Nowym Yorku odnaleziono grób Milevy w 2004 roku. Zainicjowano także ponowne wzniesienie nagrobka kobiety, która była towarzyszką życia Alberta Einsteina.

Proponujemy Państwu lekturę fragmentu książki Tomasza Pospiesznego pt. Pasja i geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla opisujący życie Milevy Marič.

 

Pani Einstein-Marity

Niezwykle uporządkowana Mileva wprowadziła ład w życie Einsteina. W dzieciństwie nauczyła się szyć, a później także gotować. Nie tylko szyła swoje sukienki, ale także reperowała ubrania Alberta. Umiała trafić do jego serca przez swój intelekt, ale także przez jego żołądek. Roztargnienie, brak organizacji, bałaganiarstwo i zapominalstwo Einsteina była zdolna okiełznać jak nikt inny. Tak doskonale nam idzie wspólne zgłębianie naszych mrocznych dusz, picie kawy, jedzenie kiełbasek itd. – pisał Albert[1]. Jeden z biografów Einsteina Peter Michelmore napisał, że Mileva:

 

[…] potrafiła szybciej niż [Albert] wyrobić sobie zdanie na temat ludzi i była bardzo stała w swoich wyborach. W każdej sprawie zajmowała zdecydowany punkt widzenia. Z góry planowała zarówno przebieg swoich studiów, jak i rozkład każdego dnia. Próbowała również wprowadzić porządek w życie Alberta. I matematyka była tylko częścią tego wszystkiego. Namawiała go do regularnego spożywania posiłków i uczyła oszczędności. Często wściekała się na jego roztargnienie. Wtedy spoglądał na nią ze spokojem, jak tupie nóżką niczym mała dziewczynka, a w jego oczach pojawiały się łobuzerskie ogniki. Potem robił śmieszne miny lub opowiadał żarcik i jej złość powoli ustępowała[2].

 

Mileva,Albert i ich pierwszy syn Hans Albert, Berno, 1904, Instytut Leo Baecka, [za:] http://einstein-virtuell.mpiwg-berlin.mpg.de/VEA/SC-1668110491_MOD-736752543_SEQ1883770543_SL-110908586_en.html
Niestety nie wszyscy byli przychylni ich związkowi. Przyjaciele Milevy uważali, że Albert nie jest dla niej odpowiednim partnerem. Z kolei jego znajomi nie potrafili zrozumieć, co widzi w utykającej, humorzastej Milevie. Albert jednak podziwiał jej inteligencję. I był zakochany. Kiedy jeden z jego kolegów powiedział: Wiesz, nigdy nie odważyłbym się poślubić kobiety, która nie byłaby zupełnie zdrowa, Albert odpowiedział: Ale ona ma taki cudowny głos[3].

Tymczasem zbliżał się czas egzaminów: międzykursowego i końcowego. Einstein zdał egzamin międzykursowy w październiku 1898 roku, Mileva zaś musiała przygotowywać się do niego dłużej z racji pobytu na uniwersytecie w Heidelbergu. Przystąpiła do niego w październiku następnego roku, zdając z piątą lokatą. Latem 1899 roku, gdy Mileva przygotowywała się do egzaminów, Einstein przebywał na wakacjach wraz z matką i siostrą. Pokazał wówczas matce zdjęcie Milevy. W liście do ukochanej pisał, że wywarło ono na Paulinie Einstein wrażenie – moja stara matka pozdrawia Cię jak najserdeczniej[4]. Niestety kiedy Frau Einstein zorientowała się, że nie jest to kolejny romans syna, lecz związek poważny, jej zachowanie względem Milevy uległo radykalnej zmianie. Przeszkadzało jej, że jest Serbką, że nie jest Żydówką, że pochodzi z pospolitej rodziny, że jest starsza od Alberta, że jest ułomna fizycznie. Jednym słowem, była najgorszą z możliwych partii dla jej ukochanego syna. Pierwsze niepokojące wieści nadesłała Helena Kaufler, która na własne oczy widziała niechęć Pauliny do Milevy. Zrozpaczona Mileva pisała do niej:

 

Sądzisz, że ona w ogóle mnie lubi? Naprawdę się ze mnie tak strasznie naśmiewała? Wiesz, poczułam się głęboko nieszczęśliwa, ale potem się pocieszyłam, że w końcu ten najważniejszy dla mnie człowiek jest innego zdania, a kiedy on roztacza nade mną wspaniałą wizję naszej przyszłości, nie myślę już o moim nieszczęściu[5].

Mileva Marič, 1896, domena publiczna

Niestety najgorsze miało dopiero nadejść. Latem 1900 roku przystąpili do egzaminów końcowych składających się z części pisemnej i ustnej. Einstein zdał, Mileva nie. Jako jedyna uzyskała średnią poniżej pięciu. Tym samym jako jedyna nie otrzymała dyplomu. Być może miał na to wpływ egzamin ustny, który Mitza zdawała przed profesorami mężczyznami, z góry przeświadczonymi o braku zdolności kobiet do nauk ścisłych. Możliwe też, że nie opanowała całego materiału, przecież w tym samym roku zdawała także egzamin międzykursowy. Załamana wróciła do rodziców z mocnym postanowieniem przystąpienia do egzaminów w roku następnym. Albert zaś udał się na wakacje z rodziną. Niestety sytuacja pomiędzy nim i matką była bardzo napięta. Kiedy Paulina dowiedziała się, że Mileva oblała egzaminy, zapytała: No, i kim teraz będzie ta twoja Laleczka?. Z pewnością i wyzwaniem w oczach Albert odpowiedział: Moją żoną. Ona jest takim samym molem książkowym jak ty, a tobie potrzebna jest żona. Gdy ty będziesz miał trzydziestkę, z niej będzie już stara krowa! – krzyczała Paulina[6]. Jej wściekłość zmieniła się w histerię i bezradność:

 

Mama rzuciła się na łóżko, ukryła głowę w poduszkach i rozpłakała jak dziecko. Gdy tylko się opanowała, natychmiast przystąpiła do gwałtownego ataku: „W ten sposób rujnujesz swoją przyszłość i grzebiesz swoje szanse! Żadna porządna rodzina by jej nie chciała. Jeśli zajdzie w ciążę, dopiero będziesz się miał z pyszna!” Przy tym ostatnim wybuchu, przed którym było jeszcze wiele innych, w końcu straciłem cierpliwość. Zaprzeczyłem ostro, abyśmy żyli w grzechu, po czym zrugałem ją, na czym świat stoi […][7].

Akademia Olimpijska: Albert Einstein z przyjaciółmi: Conradem Habichem i Maurice’m Solovine’em, ok. 1903, domena publiczna

Wydaje się, że młody Einstein był na tyle uparty, że dążył do celu za wszelką cenę. Dopiero teraz widzę jak szaleńczo Cię kocham – pisał do Milevy[8]. Żywiołowe wręcz wyznania uczuć mogą świadczyć o buncie Alberta przeciw rodzinie, chociaż na pewno kochał Milevę. Napisał do niej:

 

Co będzie, to będzie, ale i tak będziemy mieć najpiękniejsze życie pod słońcem. Przyjemna praca i bycie razem – czegóż można jeszcze chcieć? Jak uciułamy trochę pieniędzy, kupimy sobie rowery i będziemy co parę tygodni jeździć na wycieczki[9].

Państwo Einsteinowie w Kacu w Serbii, ok. 1912, domena publiczna

Czy ta romantyczna deklaracja nie nasuwa skojarzeń z francusko-polską parą uczonych pędzących na bicyklach?

Niestety sytuacja materialna Einsteina z dnia na dzień się pogorszyła: chcąc go ukarać, rodzina przestała przekazywać mu pieniądze. Udzielał korepetycji, ale był to skromny dochód, który nie pozwalał na finalizację planów Alberta i Milevy. A przecież mieli marzenia. Jakże cudnie będzie wyglądał świat, gdy będę już Twoją małą żoną – pisała Mileva[10]. Niestety rodzice Einsteina robili wszystko, co tylko mogli, by utrudnić im życie. Zwłaszcza Milevie. Do Heleny pisała:

 

Ta kobieta najwyraźniej obrała sobie za cel życia, by zatruć życie nie tylko moje. Ale i swojego syna […]. Posunęli się nawet do tego, by napisać list do moich rodziców, w którym oczerniają mnie w stopniu wręcz skandalicznym[11].

 

Brak stabilności finansowej nie ograniczył jednak pracy twórczej Alberta. Pierwszą pracą, której się poświęcił, było padanie efektu kapilarnego, czyli podnoszenie się słupa cieczy w bardzo cienkiej rurce. 3 października 1900 roku, na dwa miesiące przed wysłaniem artykułu do redakcji „Annalen der Physikˮ, w liście do Milevy pisał:

 

Wnioski na temat efektu kapilarnego, do jakich doszedłem niedawno w Zurychu, wydają mi się całkiem nowe, choć są takie proste. Kiedy oboje będziemy już w Zurychu, spróbujemy zdobyć jakieś dane empiryczne na ten temat […]. Jeśli ujawnia się tu jakieś prawo przyrody, poślemy rezultaty do „Annalenˮ[12].

 

Walter Isaacson, autor doskonałej biografii Einsteina, podaje, że był to początek sporów dotyczących udziału Milevy Marič w badaniach i teoriach Einsteina. W tym jednak przypadku wydaje się, że jej rola ograniczała się do słuchaczki i być może dyskutantki. W liście do Heleny Savić (od 15 listopada 1900 roku żony Milivojea Savića) pisała:

 

Albert napisał artykuł z fizyki, który prawdopodobnie wkrótce zostanie opublikowany w „Annalen der Physik”. Możesz sobie wyobrazić, jaka jestem dumna z mojego ukochanego. Nie jest to taki zwykły artykuł, tylko bardzo ważny – dotyczy teorii cieczy. Wysłaliśmy kopię do Boltzmanna, gdyż chcielibyśmy wiedzieć, co on o tym myśli. Mam nadzieję, że nam odpisze[13].

Boltzmann nie odpisał, a artykuł Einstein z czasem uznał za mało znaczący. Pomimo pierwszego osiągnięcia naukowego nadal pozostawał bez pracy. Zmuszony przez rodzinę pojechał do Mediolanu. Miało to służyć rozdzieleniu kochanków.

Z listów można wnioskować, że im dłużej Albert nie widział Mitzy, tym bardziej szalał z miłości:

 

Bez Ciebie brakuje mi pewności siebie, przyjemności z pracy, przyjemności z życia – krótko mówiąc, bez Ciebie moje życie straciło swój sens[14].

 

Jakże mogłem przedtem żyć. […] Bez myśli o Tobie wolałbym umrzeć. […] Spośród wszystkich ludzi, Ty kochasz mnie najmocniej i najlepiej rozumiesz. […] Wieczorami myślę o tym, że [Ty] myślisz o mnie i całujesz w łóżku poduszkę. Wiem, jak to jest! […]. Moim szczęściem jest Twoje szczęście. […] Moje życie zyskuje prawdziwy sens tylko dzięki myślom o Tobie. […] Jak cudownie było ostatnim razem, gdy mogłem Cię obejmować, tak jak natura stworzyła[15].

 

W innym liście dodawał: Na zawsze pozostaniemy studentami i gówno będzie nas obchodził cały świat[16]. Niestety nie dane było im pozostać wiecznymi studentami. Mileva rozpoczęła przygotowania do ponownego podejścia do egzaminów końcowych i miała nadzieję, że uzyskanie dyplomu umożliwi jej przygotowanie rozprawy doktorskiej. Promotorem miał być profesor Heinrich Martin Weber (1842–1913). W marcu 1900 roku w liście do Heleny pisała:

 

Profesor Weber przyjął moją propozycję pracy dyplomowej i był z niej całkiem zadowolony. Szukam tematów dalszych badań, które będę musiała wykonać. E. [Albert] wybrał dla siebie bardzo interesujący temat[17].

 

Albert z kolei pisał:

 

Ja również cieszę się bardzo, że będziemy nad tym razem pracowali. Nie wolno Ci teraz przerywać Twoich badań – jakiż będę dumny, gdy moje małe kochanie zostanie już panią doktor, a ja wciąż będę zupełnie zwykłym człowiekiem![18]

 

Niestety współpraca nie układała się idealnie. Weber był autorytatywny i z czasem coraz mniej lubił zuchwałego Einsteina. Milevie dostawało się także. Wiosną następnego roku pisała:

 

Miałam kilka kłótni z Weberem, ale jestem już do tego przyzwyczajona[19]. Dzięki obawom Webera nie udało mi się jeszcze zdobyć doktoratu [pomimo ukończenia kursu]. Znosiłam zbyt wiele i w żadnym wypadku nie wrócę do niego ponownie[20].

 

Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że Mileva nie uzyskała dyplomu, gdyż Albert nie potrafił ukrywać niechęci do profesora Webera. Tymczasem życie Milevy uległo radykalnej zmianie.

W maju 1900 roku spędziła z Albertem piękne, romantyczne i namiętne wakacje nad jeziorem Como. Niebawem okazało się, że jest w ciąży. 28 maja Einstein w liście do ukochanej pisał: Jak się czujesz, kochana? Jak tam chłopiec? […] Jak tam nasz mały synek?[21]. Pomimo dolegliwości ciążowych Mileva starała się przygotować do egzaminu, który miała zdawać w lipcu. Niestety i tym razem się nie udało. Abraham Pais podkreśla: teraz, gdy już wiemy, że w tym czasie była w odmiennym stanie, tym bardziej winniśmy podziwiać jej odwagę i upór, by zdawać raz jeszcze[22]. Bez dyplomu, w ciąży, bez ukochanego przy sobie wróciła do Nowego Sadu. Musiała zmierzyć się sama z trudami ciąży i porzuconymi marzeniami o karierze naukowej. Co jednak najgorsze, była przekonana, że na zachodzie zostanie uznana za ladacznicę, która zrujnowała Albertowi życie, na wschodzie zaś za idiotkę[23]. Jesienią 1901 roku Einstein został prywatnym nauczycielem w Szafuzie nad Renem. Jednocześnie wiązał nadzieje z otrzymaniem posady w urzędzie patentowym w Bernie. Mileva czuła się osamotniona. W liście do Alberta pisała:

 

Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo samotna i opuszczona się czuję, na pewno byś przyjechał. […] Żebyś wiedział, jak bardzo chcę Cię znowu zobaczyć! Myślę o tobie całymi dniami, a jeszcze bardziej nocami[24].

 

W grudniu 1901 roku Albert pisał:

 

Wyczekuję naszej drogiej Lieserl [córeczki], ale po kryjomu (tak aby Doxerl się nie dowiedziała) wyobrażam sobie, że jest to Hanserl […]. Istnieje tylko kwestia, jak moglibyśmy przyjąć naszą Lieserl; nie chciałbym jej oddawać […][25].

 

Kiedy kilka dni później dowiedział się, że otrzymał pracę w Bernie, przyszło ukojenie i spokój. W listach do Mitzy pisał:

 

Zurych, 30 kwietnia 1901 roku

Mój kochany kotku,

[…] Sama się przekonasz, jaki pogodny i radosny się stałem. Dawno zapomniałem o wszystkich moich troskach. I tak bardzo Cię znowu kocham! To tylko z nerwów byłem tak niedobry dla Ciebie […] i tęsknię bardzo do chwili, kiedy znowu Cię ujrzę. […]

Całuję Cię z dna mojego serca.

Twoje kochanie[26]

 

Winterthur, 9 maja 1901 roku

Kochany kotku,

[…] Gdybym tylko mógł przekazać Ci chociaż cząstkę własnego szczęścia, abyś już na zawsze była wolna od smutku i melancholii. […]

Najlepsze życzenia i całusy dla Ciebie.

Albert[27]

 

W styczniu 1902 roku otrzymał wiadomość, że został ojcem. Poród był długi i ciężki. Córeczce Mileva nadała imię Lieserl. Einstein pisał do ukochanej:

 

Berno, 4 lutego 1902 roku

Moje najdroższe kochanie,

Biedne, najdroższe kochanie; co musiałaś wycierpieć, jeśli nie możesz nawet samodzielnie do mnie napisać! Szkoda, że nasza droga Lieserl musi zostać przedstawiona światu w ten sposób! Mam nadzieję, że do czasu nadejścia mojego listu będziesz zdrowsza i weselsza. […] Więc faktycznie jest dziewczynka. Czy jest zdrowa i płacze jak trzeba? Jakiego koloru ma oczka? Skąd bierzesz mleko? Czy dużo je? Musi być kompletnie łysa. Kocham ją bardzo, a przecież nawet nie wiem, jak wygląda. […] Chętnie sam zmajstrowałbym taką Lieserl, to musi być fascynujące! Z pewnością umie już płakać, lecz śmiać nauczy się dopiero później. Jest w tym pewna głęboka prawda. […]

Dla Ciebie tysiące pocałunków od Twojej miłości,

Johnnie[28]

Albert Einstein na rok przed otrzymaniem Nagrody Nobla, 1920, domena publiczna

Niestety nie ma żadnych listów świadczących o tym, że Einstein widział swoją córkę. Trudno domniemywać, czy o istnieniu dziecka wiedziała także rodzina i najbliżsi przyjaciele Einsteina. Wprawdzie jego matka 20 lutego 1902 roku pisała: tej Marič zawdzięczam najgorsze chwile mojego życia; gdyby to leżało w mojej mocy, zrobiłabym wszystko, aby zniknęła z naszego horyzontu[29], ale nie ma pewności, że odnosi się tym samym do narodzin wnuczki. Nie wiadomo też nic pewnego o losie dziecka. Michele Zackheim w swojej książce o Lieserl twierdzi, że była niepełnosprawna fizycznie i zamieszkała z rodziną Milevy. Według niej prawdopodobnie zmarła na szkarlatynę we wrześniu 1903 roku[30]. Z kolei wieloletni badacz życia Einsteina Robert Schulmann wysunął hipotezę, że Lieserl adoptowała Helena Savić. Nadano jej imię Zorka i miała żyć aż do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W rzeczywistości Saviciowie mieli niewidomą od wczesnego dzieciństwa córkę o takim imieniu, która zmarła w 1992 roku. Jednakże wnuk Heleny, a siostrzeniec Zorki doktor Milan Popović, odrzucił możliwość, że była to Lieserl, i twierdził, że to dziecko zmarło we wrześniu 1903 roku. W swojej książce napisał: wysunięta teoria, jakoby moja babcia adoptowała Lieserl, jest pozbawiona jakichkolwiek podstaw, gdyż zostało to dokładnie sprawdzone w historii mojej rodziny[31]. Znajduje to potwierdzenie w korespondencji Milevy i Alberta. W sierpniu 1903 roku Mileva pojechała do Nowego Sadu, gdyż została poinformowana, że Lieserl zachorowała na szkarlatynę. Z podróży wysłała kartę Albertowi: Podróż upływa szybko, ale jest ciężka. Nie czuję się dobrze. Co porabiasz, mój Jonzile? Napisz do mnie prędko. Twoja biedna Laleczka[32]. Złe samopoczucie Milevy wynikało z tego, że była ponownie w ciąży. Albert odpisał:

 

Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało z Lieserl. Szkarlatyna pozostawia często trwałe ślady. Jak Lieserl została zarejestrowana urzędowo? Musimy bardzo uważać, bo inaczej dziecko będzie miało problemy w przyszłości[33].

Mileva i Albert Einsteinowie, ok. 1905, domena publiczna

10 października 1902 roku zmarł ojciec Alberta. Krótko przed śmiercią wyraził zgodę na ślub syna z Milevą[34]. 6 stycznia 1903 roku Einstein dotrzymał słowa i ożenił się z Mitzą. Ślub cywilny odbył się w Bernie w towarzystwie najbliższych przyjaciół. Rok później, 14 maja 1904 roku, Mileva urodziła syna Hansa Alberta. W liście do Heleny pisała, żeby przyjechała do Berna, gdyż chciała jej pokazać moje małe kochanie, które też ma na imię Albert. Nie umiem wyrazić, ile daje mi radości, gdy śmieje się po przebudzeniu albo fika nóżkami w kąpieli[35]. Ojciec Milevy przyjechał zobaczyć wnuka i zaoferował zięciowi pokaźną sumę pieniędzy. Einstein jednak ich nie przyjął, argumentując:

 

Nie poślubiłem twojej córki dla pieniędzy, ale dlatego, że ją kocham, potrzebuję jej, ponieważ oboje jesteśmy jednością. Wszystko, co zrobiłem i osiągnąłem, zawdzięczam Milevie. Jest moim genialnym źródłem inspiracji, moim aniołem ochronnym przeciwko pokusom w życiu, a tym bardziej w nauce. Bez niej nie rozpocząłbym pracy, nie mówiąc już o jej zakończeniu[36].

_______

[1] R. Highfield, P. Carter, Prywatne życie Alberta Einsteina, op. cit., s. 67.

[2] P. Michelmore, Einstein: Profile of the Man, Dodd, Mead and Company, New York 1962, s. 36.

[3] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 59.

[4] R. Highfield, P. Carter, Prywatne życie Alberta Einsteina, op. cit., s. 76.

[5] Ibidem, s. 77.

[6] Ibidem, s. 79.

[7] Ibidem, s. 80.

[8] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 67.

[9] Ibidem, s. 69.

[10] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, Prószyński i S-ka, Warszawa 2005, s. 24.

[11] Ibidem, s. 24.

[12] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 71.

[13] M. Popović, In Albertʼs Shadow, op. cit., s. 70.

[14] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 26.

[15] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, op. cit., s. 24.

[16] D. Overbye, Zakochany Einstein, op. cit., s. 72.

[17] M. Popović, In Albertʼs Shadow, op. cit., s. 60.

[18] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 32.

[19] M. Popović, In Albertʼs Shadow, op. cit., s. 76.

[20] Ibidem, s. 78.

[21] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 54.

[22] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, op. cit., s. 25.

[23] D. Overbye, Zakochany Einstein, op. cit., s. 127.

[24] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 86.

[25] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, op. cit., s. 25.

[26] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 46.

[27] Ibidem, s. 51.

[28] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 73.

[29] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, op. cit., s. 25.

[30] M. Zackheim, Einsteinʼs Daughter: The Search for Lieserl, Riverhead Hardcover, New York 1999.

[31] M. Popović, In Albertʼs Shadow, op. cit., s. 11.

[32] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 98.

[33] Ibidem, s. 98.

[34] A. Pais, Pan Bóg jest wyrafinowany… Nauka i życie Alberta Einsteina, Prószyński i S-ka, Warszawa 2001, s. 61.

[35] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 100.

[36] D. Trbuhović-Gjurić, Im Schatten Albert Einsteins, op. cit., s. 76.

46. rocznica śmierci profesor Alicji Dorabialskiej

/  Tomasz Pospieszny  /

Opublikowano 7 sierpnia 2021 r.

 

 

Nie zwalczymy prawa natury. Możemy sobie jedynie — jako przestrogę — przypomnieć piękne słowa wypowiedziane ongiś przez Aleksandra Świętochowskiego: „Niech rzesze ludzkie będą uczone przez tych, którzy je kochają, a nie gnane przez tych, którzy nimi rządzić pragną”.

Alicja Dorabialska

W szary wieczór październikowy 1897 roku w Sosnowcu, w domu przy ulicy zwanej Czystą, prawdopodobnie dlatego, że była przeraźliwie brudna – narodziła się dziewczynka. Była okrutnie mała i bardzo wrzeszczała. To JA! Stworzonko nie było entuzjastycznie przez świat witane. Matka chciała mieć syna. Dopiero ojciec musiał jej wytłumaczyć, że „przecież i z córki można mieć jakąś pociechęˮ.

Tak opisała swoje narodziny jedna z najważniejszych postaci polskiej fizyki i chemii – Alicja Dorabialska. Pomimo – jak sama wspominała – wątłego zdrowia po urodzeniu okazała się bardzo silna i ciekawa świata. Dziewczynka była naprawdę wyjątkowa. Jej starsza o dwa lata siostra Lilka była dla małej Alicji wyrocznią. Nauczyła ją chodzić, mówić, czytać w wieku czterech lat i co ważniejsze śpiewać. Podobno jako jedenastomiesięczne dziecko śpiewała w wózku krakowiaka. W 1908 roku rodzina powiększyła się o brata panien Dorabialskich Stefana.

Ojciec Alicji Tomasz Dorabialski był urzędnikiem pocztowym. Jej matka Helena z Kamińskich– córka powstańca – bardzo dbała aby cały dom był pełen tradycji powstańczych. Alicja najpierw uczyła się w domu, a później w latach 1908–1913 uczęszczała do Szkoły Handlowej Żeńskiej. W 1913 roku wspólnie z matką wyjechała do Warszawy. Było to podyktowane faktem, że matura zdawana w stolicy znacznie ułatwi jej wstęp na studia. Przyjazd do Warszawy łączył się z wielką radością, gdyż Alicja mogła przebywać w towarzystwie Lilki, która już uczyła się w klasie fortepianu. W stolicy poza intensywną nauką Alicja poświęciła się działalności społecznej czego wyraźmy obrazem było współtworzenie przez nią tajnego skautingu. Po roku nauki i ukończeniu klasy VII w Siedmioklasowej Szkole Handlowej pani Teodory Raczkowskiej w Warszawie przyszła uczona uzyskała świadectwo dojrzałości. Ponieważ od początku nauki zdradzała intensywne zainteresowanie naukami ścisłymi, a w szczególności chemią, rozpoczęła studia w Towarzystwie Kursów Naukowych w Warszawie. Współpracowało ono z Towarzystwem Naukowym Warszawskim, przy którym istniała pracownia radiologiczna kierowała z Paryża przez Marię Skłodowską-Curie. Niestety wybuch pierwszej wojny światowej pokrzyżował plany Dorabialskiej. W 1915 roku cała rodzina przeprowadziła się do Moskwy, gdzie do 1918 roku Alicja kontynuowała studia na wydziale fizyko-chemicznym Wyższego Kursu Żeńskiego.

Alicja Dorabialska, b.d., [za:] http://zchf.ch.pw.edu.pl/files/historia_zchf.pdf, s. 15.
W wieku osiemnastu lat poznała w domu przyjaciółki profesora Wojciecha Świętosławskiego, z którym natychmiast podjęła polemikę, bowiem uważał on, że kobiety nie są zdolne do pracy naukowej. Alicja miała mu wówczas powiedzieć – Jeszcze w życiu pana znajdzie się kobieta, która dowiedzie, że kobiety mogą pracować naukowo! Nie mogła wiedzieć, że tą kobietą będzie ona. W maju 1918 roku Dorabialska wróciła do Warszawy, gdzie została asystentką profesora Świętosławskiego, który objął Katedrę Chemii Fizycznej na politechnice. Ich współpraca trwała szesnaście lat. Poza pracą naukową i dydaktyczną Dorabialska intensywnie działała społecznie m. in. w Lidze Akademickiej Obrony Państwa, Klubie Gazeciarzy, Straży Kresowej. Doskonaliła także swój warsztat wokalny uczęszczając na prywatne lekcje śpiewu. W 1922 roku Dorabialska uzyskała na Uniwersytecie Warszawskim tytuł doktora filozofii za pracę Badania termochemiczne nad stereoizomerią ketoksymów, którą wykonywała pod kierunkiem profesora Wiktora Lampego.W 1925 roku ziściło się jedno z największych marzeń Dorabialskiej. Z okazji położenia kamienia węgielnego pod budowę Instytutu Radowego do Warszawy przyjechała Maria Skłodowska-Curie. Obie panie spotkały się na bankiecie wydanym na cześć noblistki przez Polskie Towarzystwo Chemiczne. Wielka uczona zaprosiła wówczas do Paryża Dorabialską. Zmieniło to jej życie. W Paryżu została bliską współpracowniczką Madame Curie. Czasem odprowadzała ją do domu, przemywała także palce poparzone radem. Później była jedną z najważniejszych uczennic Marii działającą w Polsce. Zawsze podkreślała niezależność swojej mistrzyni mówiąc przecież to Maria, a nie Becquerel wpadła na pomysł aby zbadać promieniowanie ze starych preparatów uranowych z muzeum mineralogicznego. To ona stwierdziła, że niektóre preparaty wykazują silniejsze promieniowanie niż czysty uran. To ona samodzielnie wysunęła koncepcję, że muszą tam być inne promieniotwórcze pierwiastki. To ona w oparciu o doświadczenia zdobyte podczas zajęć w Towarzystwie Kursów Naukowych przeprowadziła własnoręcznie rozdział blendy smolistej na frakcje zawierające polon i rad. Marii i Piotrowi Curie Dorabialska poświeciła niewielką, ale bardzo urokliwą książeczkę. Kiedy spędziła rok 1931/1932 na Uniwersytecie Karola w Pradze koledzy nazywali ją pieszczotliwie „żaczkiem pani Curie”.W 1928 roku Dorabialska habilitowała się na Politechnice Warszawskiej w dziedzinie chemii fizycznej, a w 1934 roku uzyskała tytuł profesora nadzwyczajnego oraz nominację na kierownika Katedry Chemii Fizycznej Politechniki Lwowskiej. Została tym samym pierwszą kobietą profesorem Politechniki Lwowskiej. Wielu mężczyzn profesorów uważało, że kobiety na tym stanowisku doprowadzi do obniżenia poziomu i powagi uczelni. Po latach uczona wspominała:Na jakimś przyjęciu w Belwederze ówczesny minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Wacław Jędrzejewicz zwrócił się do marszałka: Panie Marszałku? Mamy kłopot. Kandydatką na katedrę Chemii Fizycznej na Politechnice Lwowskiej jest kobieta, Alicja Dorabialska. No to co? huknął marszałek. Niech się baba pokaże! Tak, ale jest jeszcze drugi szkopuł. Ona podpisała protest brzeski. No to co? Ma baba charakter! Więc pan Marszałek nie ma nic przeciwko temu, aby pan prezydent podpisał nominację? Oczywiście!
Delegacja Politechniki Lwowskiej przed uroczystością wręczenia Orderu Odrodzenia Polski Politechnice Lwowskiej i profesorowi Kazimierzowi Bartlowi na Zamku Królewskim w Warszawie; pierwsza z lewej profesor Alicja Dorabialska, 13 lutego 1937, NAC, sygn. 1-N-3209-1

Wybuch drugiej wojny światowej zastała uczoną wraz z rodziną w domku letniskowym w Wołominie pod Warszawą. Alicja zdecydowała się powrócić do Lwowa. Jej pociąg został trafiony pociskami. Uczona była w jednym z dalszych wagonów i nic jej się nie stało. W maju 1940 roku ogłoszono repatriację obywateli polskich z miasta, Dorabialska z niej skorzystała, co uratowało jej życie, bowiem, gdy Niemcy weszli w maju 1941 roku do Lwowa rozstrzelali wszystkich profesorów pod zarzutem współpracy z bolszewikami. Czas wojny uczona wraz z matką i Lilką spędziła w Warszawie. Była niezwykłą kobietą – w tajemnicy przed najbliższymi ukrywała w mieszkaniu Żydówkę, a także nauczała w tajnych kompletach. Przed wybuchem Powstania Warszawskiego spadła na uczoną wielka tragedia – w lipcu 1944 roku zmarła jej ukochana siostra. W powstaniu Dorabialska nie walczyła, ale opatrywała rannych, zdobywała leki i żywność.

Po wojnie Dorabialska otrzymała od rektora nowo powstałej Politechniki Łódzkiej profesora Bohdana Stefanowskiego propozycję objęcia katedry chemii. Wspólnie z profesorem Osmanem Achmatowiczem zajęła się organizacją Wydziału Chemicznego. Została powołana na dziekanem Wydziału Chemii. Była świetnym pedagogiem. Studenci nazywali ją „mamą”. Była odważna i niezależna. Kiedy ministerstwo wysłało do profesorów ankietę, w której zapytywało w jakim stopniu w swoich wykładach uwzględniają idee marksizmu-leninizmu, Alicja Dorabialska odpisała – Uprzejmie zawiadamiam, że nie znany jest jakikolwiek wkład tych panów do chemii fizycznej.

Profesor Alicja Dorabialska ze studentami, 1966, [za:] „Eliksir”, nr 2, 2015, s. 7.
We wrześniu 1968 roku uczona przeszła na emeryturę. Jednak nadal żywo interesowała się życiem wydziału. Do jej dziedzictwa należy zaliczyć kierowaną prze nią Katedrę Chemii Fizycznej, gdzie utworzono ośrodki mikrokalorymetrii i radiochemii. Pozostała zawsze wierna ślubowaniu, które złożyła na Politechnice Lwowskiej – Nie dla marnego zysku ani pustej sławy. W 1972 roku napisała autobiografię pt. Jeszcze jedno życie. Całe honorarium, które otrzymała za książkę przeznaczyła na ufundowanie tablicy na warszawskich Powązkach poświęconej pamięci chemików, którzy zginęli na Wschodzie.Uczona cieszyła się uznaniem i szacunkiem. Została odznaczona Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Otrzymała także nagrodę pisma naukowego „Problemy” za szczególną popularyzację wiedzy chemicznej.Zmarła 7 sierpnia 1975 roku w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat. Została pochowana obok siostry i rodziców na warszawskich Powązkach. Na jej pomniku wyryto napis: Ja nie umarłam – ja żyję z wami. Zalecana Literatura.

  1. A. Dorabialska, Jeszcze jedno życie, Fundacja Badań Radiacyjnych, Łódź, 1998.
  2. H. Bem, Profesor Alicja Dorabialska (1897–1978), Chemik, nr 12, tom 69, 2015, ss 873–874.
  3. J. Puchalska, Polki, które zadziwiły świat, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2016, ss 176–207.
  4. S. Weinsberg-Tekel, Alicja Dorabialska: Polish Chemist, [w]: A Devotion to Their Science: Pioneer Women of Radioactivity, red.: M. F. Rayner-Cnaham, G. W. Rayner-Canham, McGill-Queen’s University Press, Québec, 1997, ss 92-96.

 

98. rocznica urodzin Stephanie Kwolek

Opublikowano 31 lipca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny   /

Stephanie Louise Kwolek była amerykańską chemiczką polskiego pochodzenia, która kierując zespołem naukowców doprowadziła do wynalezienia kevlaru – niezwykle wytrzymałego i ważnego w przemyśle polimeru.

Rodzicami przyszłej uczonej byli John Kwolek i Nellie (Eleonora z domu Zajdel) Kwolek, którzy wyemigrowali z Polski będąc młodymi ludźmi.

Zdjęcie ślubne Eleonory i Jana Kwołków. Fotografia pochodzi z archiwum rodzinnego Jolanty Gibały

 

Zdjęcie ślubne Eleonory i Jana Kwolków w otoczeniu najbliższych. Fotografia pochodzi z archiwum rodzinnego Jolanty Gibały

 

W tym miejsc warto zwrócić uwagę na pewien często powtarzany błąd. W wielu artykułach poświęconych uczonej można znaleźć informację, że nazwisko jej ojca w spolszczonej formie brzmiało Chwołek czy Chwałek. Należy podkreślić, że jest to nieprawda. Według otrzymanej przeze mnie informacji od pani Jolanty Gibały, której dziadek Stanisław Kwolek był bratem Jana Kwolka – ojca Stefanii i jej brata Stanisława – w rodzinie nigdy nie pojawił się zapis nazwiska Chwałek. Pani Gibała wyjaśniła, że ich rodzina (łącznie z ojcem Stephanie) pochodzi z małej miejscowości Kombornia na Podkarpaciu. W przesłanej autorowi korespondencji pani Gibała napisała:

W parafialnych księgach doszukaliśmy się naszego przodka ur. w 1769 roku – Szymon Kwolek, który 22.11.1791 roku poślubił Reginę (z d. Inglot). Nigdzie nie doszukaliśmy się zapisu Chwałek. W Komborni, naszej rodzinnej miejscowości, trudno doszukać się takiego nazwiska.

Mam nadzieję, że informacje umieszczone w felietonie pozwolą przyszłym badaczom życia uczonej uniknąć błędów.

Nellie Kwolek, ok. 1920, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

Stephanie urodziła się 31 lipca 1923 roku na przedmieściach Pittsburgha w New Kensington w Pensylwanii. Jej ojciec będący z zamiłowania przyrodnikiem uczył córkę poznawania świata. Z kolei matka pracująca jako krawcowa rozbudziła w córce zainteresowanie projektowaniem ubiorów. Niezwykłe dzieciństwo skończyło się, gdy Stephanie skończyła dziesięć lat, bowiem wtedy zmarł jej ojciec.

Stephanie Kwolek w wieku 3 lat, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

W 1946 ukończyła chemię na Margaret Morrison Carnegie College w Carnegie Mellon University w Pittsburghu. Jej marzeniem były studia medyczne. Niestety sytuacja materialna nie pozwoliła Stephanie na wymarzone studia. Postanowiła więc dorobić jako chemik w firmie DuPont (istnieje od 1802 roku, dziś jeden z największych koncernów chemicznych na świecie). Do jej obowiązków należało badanie związków chemicznych wykorzystywanych w produkcji różnego rodzaju włókien tworzących nowe tkaniny. Od początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku Kwolek pracowała nad otrzymaniem lekkiego, ale bardzo wytrzymałego materiału. Uczona prowadziła wówczas badania nad poli(p-fenylenotereftalamidem) i polibenzamidem. W wyniku eksperymentów w 1964 roku Kwolek otrzymała nowe włókna, które charakteryzowały się między innymi: dużą sztywnością i lekkością, odpornością na działanie związków chemicznych (za wyjątkiem mocnych kwasów i zasad), temperaturą użytkowania 160–210o C, a także dużą wytrzymałością właściwą – aż pięciokrotnie większą niż stal, dziesięciokrotnie niż aluminium i trzykrotnie niż włókna szklane. Ponadto nie przewodziły prądu, nie topiły się i nie były palne. Po latach uczona przyznała – Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że ten mały ciekły kryształ może się przekształcić w coś takiego. Dziś kevlar otrzymuje się w wyniku reakcji polikondensacji chlorków kwasów dikarboksylowych z aminami aromatycznymi np. z dichlorku kwasu tereftalowego i p-fenylodiaminy. Kevlar jest wykorzystywany w produkcji hełmów i kasków, kamizelek kuloodpornych, ognioodpornych rękawic, kombinezonów astronautycznych, kajaków czy telefonów komórkowych.

 

Stephanie Kwolek i Paul Morgan w trakcie demonstracji liny nylonowej, maj 1960, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

 

Stephanie Kwolek za wynalezienie kevlaru, a także lycry i spandexu otrzymała National Inventors Hall of Fame (1995), National Medal of Technology (1996), Perkin Medal (1997) czy Lemelson-MIT Prize (1999). Otrzymała także doktoraty honorowe Worcester Polytechnic Institute (1981), Clarkson University (1997) I Carnegie Mellon University (2001). Była autorką 28 patentów.

Paul Morgan, Herbert Blades i Stephanie Kwolek w laboratorium DuPont, styczeń 1977, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

W 1986 roku przeszła na emeryturę, ale nadal pozostała konsultantką naukową DuPont, National Research Council i National Academy of Sciences. Uczyła także licealistów chemii, działała na rzecz większego udziału kobiet w nauce. Jej pasją było ogrodnictwo i szycie. Uczona całe swoje życie zawodowe poświęciła pracy nad włóknami sztucznymi. Nigdy nie wyszła za mąż, w 1969 roku zmarła jej matka. Kwolek straciła wówczas jedyną najbliższą sobie osobę.

Stephanie Kwolek zmarła 18 czerwca 2014 roku w wieku dziewięćdziesięciu lat w szpitalu Wilmington, w stanie Delaware.

 

Autor składa serdeczne podziękowanie Pani Jolancie Gibale za informacje dotyczące nazwiska rodowego uczonej oraz udostępnione fotografie z archiwum rodzinnego.

„W poszukiwaniu fundamentalnej zasady świata” — książka Sébastiena Fritscha

 

 

Z przyjemnością dzielimy się z Państwem informacją o najnowszej książce naszego przyjaciela z Lyonu Sébastiena Fritscha poświęconej postaci Ernesta Rutherforda — przyjaciela Marii Skłodowskiej-Curie i mentora wielu kobiet w nauce, w tym m.in. Harriet Brooks.

Na naszą prośbę Autor napisał kilka słów o swojej powieści i inspiracji Marią Skłodowską-Curie i Ernestem Rutherfordem. Zapraszamy do lektury.

Polecamy także serdecznie portal internetowy Sébastiena Fritscha dedykowany książce.

***

„Chercher le principe meme du monde” („W poszukiwaniu fundamentalnej zasady świata”) to fabularyzowana biografia Ernesta Rutherforda, czołowego fizyka początku XX wieku.

Pozostaje znacznie mniej znany niż Maria Skłodowska-Curie, z którą dzielił zaszczyt rozpoczęcia eksploracji świata promieniotwórczości. Te dwie wielkie osobistości świata nauki spotkały się po raz pierwszy 25 czerwca 1903 r., tego samego dnia, w którym Maria Skłodowska-Curie obroniła swoją pracę doktorską. Przez całe życie łączyła ich solidna naukowa przyjaźń, oparta na wzajemnym szacunku i podziwie.

W roku 2021, w który przypada 150. rocznica urodzin Ernesta Rutherforda, chciałbym uwidocznić tego genialnego naukowca, który był człowiekiem konsekwentnie zmierzającym do prawdy. Dlatego właśnie dzień jego urodzin, 30 sierpnia, został symbolicznie wybrany na publikację pierwszej części biografii. Ten tom, obejmujący okres od 1896 do 1907 roku, odpowiada jego wczesnym badaniom w Cambridge i bardzo owocnym latom spędzonym w Montrealu.

Moja książka może zainteresować nauczycieli fizyki czy historii, ale także każdego, kto chciałby cofnąć się w czasie w towarzystwie wielkich naukowców i poznać wyzwania, którym udało się im sprostać.

Oczywiście, ta „epopeja naukowa” pozostaje przede wszystkim powieścią, ponieważ chciałam, aby była jak najbardziej przystępna, z żywymi dialogami, realistycznymi portretami i scenami, a także wiernym oddaniem epoki i miejsc.

Swoją pracę oparłem jednak na obszernej dokumentacji, w tym na licznych biografiach Marii Skłodowskiej-Curie i jej korespondencji. Ponadto skrupulatnie przestrzegałem chronologii, zarówno ewolucji wiedzy jak i kontrowersji dotyczących interpretacji zjawisk promieniotwórczych.

Zarówno eksperci, jak i entuzjaści nauki będą mogli znaleźć coś dla siebie i zainspirować się przykładem tych mężczyzn i kobiet nauki, którzy poświęcili swoje życie próbom wyjaśnienia samej zasady świata.

Sébastien Fritsch

101. rocznica urodzin Rosalind Franklin

Zaktualizowano 25 lipca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny  /

Jaka jest korzyść z wykonywania tej całej pracy, jeśli nie czerpiemy z niej radości?

(Rosalind Franklin)

Rosalind Franklin, 1946, National Portrait Gallery, sygn. NPGx 76928
Rosalind Franklin, 1946, National Portrait Gallery, sygn. NPGx 76928

Historia odkrycia struktury kwasu deoksyrybonukleinowego (DNA) wiąże się nierozerwalnie z nazwiskami Jamesa D. Watsona (ur. 1928) i Francisca Cricka (1916–2004). Mało kto wie, że ich praca nie byłaby możliwa bez wyników eksperymentalnych, które otrzymała jedna z najwybitniejszych krystalografów angielskich Rosalind Elsie Franklin. To właśnie dzięki jej przenikliwości umysłu i precyzyjnym badaniom poznaliśmy nie tylko tajemnicę życia związaną z DNA, ale także strukturę kwasu rybonukleinowego (RNA) czy wirusów.

 

 

***

 

Rosalind w wieku 3 lat, ok. 1923, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Przyszła uczona urodziła się 25 lipca 1920 roku w Londynie w zamożnej i wpływowej rodzinie żydowskiej. Ojciec Rosalind, Ellis Arthur Franklin (1894–1964), wykładał w miejskim College’u dla chłopców elektryczność, magnetyzm, a także historię Wielkiej Wojny. Matka, Muriel Frances Waley (1894–1976), była raczej skupiona na prowadzeniu domu oraz wychowywaniu dzieci: najstarszego Davida oraz młodszych od Rosalind Colina, Rolanda i Jenifer. Ponieważ jej siostra była młodsza od Ros (uczona lubiła, aby tak ją nazywać, nie cierpiała zdrobnienia Rosy, którego używali jej koledzy z uniwersytetu) dziewięć lat wychowywała się ona głównie wśród braci. Przejęła od nich wiele cech między innymi zamiłowanie do rywalizacji, sportu czy fotografii. Warto zauważyć, że członkowie rodziny Franklinów byli zaangażowani politycznie, np. jej wuj Herbert Samuel był ministrem spraw wewnętrznych w 1916 roku i pierwszym praktykującym Żydem, który był członkiem w brytyjskim gabinecie. Franklinowie angażowali się społecznie i byli wrażliwi na ludzkie nieszczęście. Podczas drugiej wojny światowej pomagali znaleźć mieszkanie oraz pracę dla żydowskich uchodźców z kontynentu, którzy uciekli przed nazistami. Sami zaopiekowali się dwójką żydowskich dzieci i zapewnili im schronienie we własnym domu.

 

12-letnia Rosalind z rodzeństwem, ok. 1923, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Od wczesnego dzieciństwa Franklin wykazywała wyjątkowe zdolności do nauki. Fascynował ją świat i zjawiska przyrodnicze. Będąc na spacerze z rodzicami ciągle zadawała pytania. Kiedy rodzice zaprowadzili ją do biblioteki odkryła świat nauki, który zafascynował ją bez reszty. Mając sześć lat rozpoczęła naukę w prywatnej szkole dziennej w zachodnim Londynie w Norland Place School. Jej ciotka Helen Bentwich w iście do męża pisała: Rosalind jest niezwykle mądra – cały czas dla własnej przyjemności rozwiązuje zadania z arytmetyki niezmiennie otrzymując prawidłowe wyniki. Od wczesnych lat wykazywała wątpliwości względem religii. Już jako mała dziewczynka pytała matkę: W każdym razie, skąd wiesz, że On [Bóg] nie jest Nią?

Nie skupiała jednak całej uwagi na nauce. Zafascynowała się sportem zwłaszcza krykietem i hokejem. W wieku dziewięciu lat przyjęto ją do szkoły z internatem Lindwood School for Young Ladies w Sussex. Było to spowodowane także częstymi kłopotami zdrowotnymi dziewczynki. Zmiana klimatu miała sprzyjać poprawie zdrowia. W gruncie rzeczy przyszła uczona nauczyła się ignorować ból i choroby. Dwa lata później przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w St. Paul w zachodnim Londynie. Była to jedna z nielicznych szkół dla dziewcząt w Londynie, w której nauczano fizyki i chemii. Nie trudno odgadnąć, że była najlepsza z nauk ścisłych, ale przodowała także w studiowaniu łaciny, niemieckiego, francuskiego oraz w sporcie. Ros była frankofilką i przez całe życie rozwijała swoje pasje związane z kulturą i językiem francuskim. Uważała francuski styl życia za znacznie lepszy od angielskiego. W liście do matki napisała: Jestem pewna, że zawsze będę mogła szczęśliwie wędrować po Francji, kocham [tych] ludzi, [ich] kraj i jedzenie.

Jej jedyną słabą stroną była muzyka. Nauczyciel tego przedmiotu uważał nawet, że może ona mieć jakieś kłopoty ze słuchem spowodowane infekcjami migdałków. W 1938 roku z wyróżnieniem zdała maturę i zdobyła stypendium uniwersyteckie. Na prośbę ojca przekazała je uzdolnionemu uczniowi uchodźcy. Jak się wydaje pieniądze w jej życiu nigdy nie odgrywały większej roli. Utrzymywała się ze skromnego stypendium, a później pensji i nigdy nie pozwalała ojcu, aby jej pomagał finansowo. Była świetnym organizatorem. Podróżując po Europie czy Stanach Zjednoczonych zawsze wybierała trzecią klasę komunikacji publicznej.

Rosalind w schronisku podczas wędrówki po Alpach, fot. Vittorio Luzzati, ok. 1949, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Po maturze Franklin rozpoczęła naukę w Newnham College w Cambridge, gdzie studiowała chemię w Natural Sciences Tripos. Tutaj poznała i zaprzyjaźniła się ze specjalistą z zakresu spektroskopii Billem Price’m (1909–1993). Jego prace okazały się później bezcenne w udowodnieniu tworzenia wiązań wodorowych pomiędzy parami zasad azotowych w DNA. Rosalind była niezwykle pilną studentką, osiągającą bardzo dobre wyniki w nauce. Miała spore szanse na uzyskanie stypendium. Niestety utrudniły to skomplikowane relacje z późniejszym laureatem Nagrody Nobla z chemii profesorem Ronaldem Norrishem (1897–1978). Norrish był uparty, apodyktyczny i niezwykle wrażliwy na krytykę, nie podzielał też entuzjazmu Franklin względem równouprawnienia kobiet w nauce i spowalniał realizację ambicji naukowych wyjątkowo zdolnej studentki. Sytuacja stawała się napięta i bardzo niemiła dla młodej uczonej. W 1941 roku Franklin z wyróżnieniem zdała egzaminy końcowe, które jednocześnie przyjęto jako licencjat (w Cambridge przyznawano kobietom licencjaty i magisterium od 1947 roku; wcześniejszym absolwentkom przyznano je z mocą wsteczną). Franklin zrezygnowała z dalszej pracy w laboratorium Norrisha i zatrudniła się jako asystentka w brytyjskim Stowarzyszeniu Badań nad Wykorzystywaniem Węgla (BCURA). Jej badania polegały głównie na określeniu mikrostruktury rożnych próbek węgla. Uczona badała porowatość węgla za pomocą helu, aby określić jego gęstość. Odkryła związek pomiędzy drobnymi przewężeniami w porach węgla i przepuszczalnością porowatej przestrzeni. Jej prace przyczyniły się między innymi w przemyśle paliwowym, a także w produkcji masek gazowych. Badania te stały się podstawą pracy doktorskiej Franklin pt. Chemia fizyczna stałych koloidów organicznych ze szczególnym uwzględnieniem węgla, którą obroniła w 1945 roku. Jeden z jej profesorów powiedział, że jej praca wprowadziła porządek w dziedzinie, która wcześniej była w chaosie. Wyniki uzyskanych prac zostały publikowane w pięciu artykułach, które wciąż są regularnie cytowane.

Franklin w trakcie wspinaczki w Norwegii, ok. 1940, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine. Rosalind uwielbiała podróże. Wakacje spędzała zazwyczaj zwiedzając Europę.
W czasie wojny Franklin poznała Adrienne Weill, byłą studentkę Marii Skłodowskiej-Curie. Weill wywarła ogromny wpływ na życie Rosalind pomagając jej między innymi w znajomości francuskiego. W tym czasie uczona wraz ze swoją kuzynką Irene zgłosiła się na ochotnika do patrolowania okolic narażonych na naloty.

Po drugiej wojnie światowej Franklin w liście do Weill pisała: Jeśli usłyszysz o kimkolwiek potrzebującym usług chemika fizycznego, który niewiele wie o chemii fizycznej, ale dość dużo o dziurach w węglu, powiadom mnie jak najszybciej. Dzięki pomocy przyjaciółki otrzymała posadę w Paryżu w Narodowym Centrum Naukowo-Technicznym (CNRS). To właśnie tutaj Rosalind Franklin nauczyła się praktycznych aspektów zastosowania krystalografii rentgenowskiej do badania substancji amorficznych. Technika ta stosowana była z dużym powodzeniem przy badaniu związków organicznych. Początkowo zastosowała tę metodę do badania grafitu (odmiany alotropowej węgla). Po czterech latach pracy w laboratorium w Paryżu otrzymała upragnione stypendium i zgodę odpowiednich władz, po czym przeniosła się do King’s College w Londynie. W styczniu 1951 roku wróciła do Londynu i na prośbę Sir Johna Randalla (1905–1984), dyrektora King’s College rozpoczęła badania nad DNA.

DNA jako cząsteczka fascynował uczonych od dawna. Pobudzał do intelektualnej przygody, każdego kto marzył o międzynarodowej sławie w świecie chemii czy biologii. DNA został wyizolowany przez szwajcarskiego lekarza Friedricha Mieschera (1844–1895) w 1869 roku. W 1878 Albrecht Kossel (1853–1927) wyizolował niebiałkowy składnik, a następnie wyizolował pięć podstawowych zasad azotowych (puryny – adeninę i guaninę oraz pirymidyny – cytozynę, tyminę i uracyl). W 1909 roku Phoebus Levene (1869–1940) zidentyfikował nukleotydową jednostkę składającą się z zasady azotowej, cukru (deoksyrybozy w DNA lub rybozy w RNA) i fosforanowej. Zasugerował on, że DNA składa się z szeregu czterech jednostek nukleotydowych połączonych ze sobą grupami fosforanowymi. W 1937 roku William Astbury (1898–1961) opracował pierwsze dyfraktogramy rentgenowskie, które wykazały, że DNA ma strukturę regularną. Nikt jednak nie wiedział jaką DNA ma konkretnie budowę. W latach 1951–1953 Erwin Chargaff (1905–2002) ogłosił tzw. reguły Chargaffa, w myśl których ilość zasad pirymidynowych jest równa ilości zasad purynowych. Ponadto ilość adeniny jest równa ilości tyminy, ilość guaniny jest równa ilości cytozyny.

Franklin w trakcie letniej podróży po Toskanii, fot. Vittorio Luzzati, ok. 1950, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Maurice Wilkins, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
Randall poprosił Franklin, aby zajęła się badaniem DNA, mimo iż wiedział, że problemem tym zajmuje się Maurice Wilkins (1916–2004). Historycy nauki wskazują, że antagonizmy pomiędzy Wilkinsem i Franklin wynikały z nieporozumienia i niedopatrzenia Randalla, który nie poinformował żadnej z zainteresowanych stron o pracach nad DNA. Uczona wraz ze swoim doktorantem Raymondem Goslingiem (1926–2015) użyła nowej lampy rentgenowskiej z precyzyjnym ogniskiem i mikrokamery zamówionej wcześniej przez Wilkinsa. Sama jednak niezwykle starannie dopracowała i dostosowała ją do swoich potrzeb. Kiedy Wilkins zapytał o technikę, Franklin miała mu odpowiedzieć zdawkowo i dość chłodno. Uczona była postrzegana jako silna, asertywna i niezależna kobieta. Wyrażała swoje poglądy stanowczo i konkretnie, przez co nie zawsze była lubiana. Jednak pod pozornym chłodem kryła się wrażliwa kobieta. Potrafiła także świetnie kierować grupą, czego dowodem są jej liczne zespołowe publikacje. Pomimo wszechobecnej dyskryminacji kobiet Franklin prowadziła badania w zakresie rentgenografii strukturalnej. W listopadzie 1951 roku uczona zanotowała:

Wyniki sugerują, że to struktura helikalna (która musi być bardzo ściśle upakowana) zawierająca 2, 3 lub 4 współosiowe łańcuchy kwasu nukleinowego na jednostkę helikalną i posiada w pobliżu grupy fosforanowe ulokowane na zewnątrz.

James Watson, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
Franklin wraz z Goslingiem szybko doszli do wniosku, że DNA istnieje w dwóch formach – przy dużej wilgotności włókna kwasu są długie i cienkie, zaś kiedy jest suchy włókna są krótkie i grube. Uczona nazwała je formami B i A. Konflikt pomiędzy stanowczą i dynamiczną Franklin oraz cichym i skromnym Wilkinsem narastał. James Watson wspominał:

Niemal od chwili pojawienia się jej w laboratorium obydwoje działali sobie na nerwy. Konflikt był tak poważny, że wymagał radykalnych rozwiązań – odejścia Rosy z laboratorium bądź przywołania jej do porządku.

W końcu Randall zdecydował, że Franklin skupi się na formie A-DNA, zaś Wilkins na formie B-DNA. Na sukcesy nie musiała długo czekać. Słynne dziś zdjęcie 51 wykonane prze Franklin uważane jest przez wielu za najpiękniejsze zdjęcie rentgenowskie jakie kiedykolwiek wykonano. W styczniu 1953 roku, po uprzednich wątpliwościach, Franklin doszła do wniosku, że obie formy DNA są strukturami helikalnymi. Wydaje się, że temat całkowicie pochłoną uczoną. Według opinii jej siostrzeńca Stephena zainteresowanie [uczonej] […] kwasami nukleinowymi zaczęło się wcześnie. Pod koniec 1939 roku, gdy Rosalind była dziewiętnastoletnią studentką w Newnham College w Cambridge, […] sporządziła w swoim skoroszycie szkic spekulacji o formie kwasu nukleinowego. Biografka Rosalind, Brenda Maddox […] odnotowała, że forma „przedstawia helikalną strukturę”, a uczona zanotowała: „Geometryczne podstawy dziedziczenia?”

Francis Crick, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
W styczniu 1953 roku Franklin zaczęła pisać serię artykułów. Wynika z tego jasno, że jej prace były gotowe wcześniej niż prace Jamesa D. Watsona i Francisca Cricka, którzy swój model budowali w oparciu o… fotografię wykonaną przez Franklin. Wilkins za pośrednictwem Maxa Perutz’a (1914–2002) i cichą zgodą się Williama Bragga (1890–1971) przekazał zdjęcie wykonane przez Franklin Watsonowi i Crickowi. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że dzięki zdjęciu wykonanym przez Franklin Watson i Crick zbudowali swój słynny model DNA. Watson wspominał – Kiedy tylko zobaczyłem to zdjęcie, szczęka mi opadła, a puls raptownie przyspieszył. Sam Wilkins po latach przyznał – Być może powinienem był poprosić Rosalind o zgodę. Cóż…

Do 28 lutego 1953 roku Watson i Crick uznali, że rozwiązali problem na tyle, że Crick w pubie publicznie stwierdził iż wraz z Watsonem znaleźli sekret życia. Watson i Crick zakończyli budowę swojego modelu 7 marca 1953 roku. Wyniki pracy opublikowali w prestiżowym Nature 25 kwietnia 1953 roku. Stephen Franklin twierdzi, że gdyby [Franklin] pozostała w King’s, nie ma wątpliwości, że […] poprawnie ukończyłaby analizę struktury w pierwszej połowie 1953 roku bez żadnego wkładu Cricka lub Watsona, oni zaś nie zrobiliby tego na początku 1953 roku bez pracy Rosalind.

Konflikt z Wilkinsem, zła atmosfera w pracy i brak akceptacji względem uczonej, spowodował, że pod koniec swojej kariery naukowej przeniosła się do Birkbeck College. Jej siostrzeniec wspominał, że Rosalind była tak niezadowolona z [pracy w] King’s College, że wynegocjowała przeniesienie do Birkbeck [College], innej uczelni na Uniwersytecie Londyńskim. Tam w ciszy i spokoju, z dala od niezdrowej konkurencji oddała się pracy związanej z wirusologią. Szczególnie zainteresowała się wirusem mozaiki tytoniowej.

Laboratorium Rosalind Franklin w Birkbeck College (sfotografowane krótko po jej śmierci). Mieściło się na piątym piętrze zniszczonej przez bomby XVIII-wiecznej kamienicy przy Torrington Square – w dawnych kwaterach dla służby. Aparatura rentgenowska znajdowała się w piwnicy, fot. John Finch, ok. 1958, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Rosalind Franklin nigdy nie wyszła za mąż, zdaje się, że unikała bliższych kontaktów damsko-męskich. Była oddana pracy i nauce, chociaż podobno pod koniec życia się zakochała. James Watson w swojej książce pisał:

Zdecydowanie nie starała się podkreślać swej kobiecości. Choć miała dość ostre rysy, nie była zupełnie nieatrakcyjna, mogłaby się nawet podobać, gdyby wykazała choć niewielkie zainteresowanie kwestią swego wyglądu zewnętrznego. Nie poświęcała temu jednak najmniejszej uwagi. Nigdy nie używała kredki do ust, która mogłaby podkreślić czerń jej prostych włosów, a w 31. roku życia nosiła stroje odzwierciedlające całkowity brak fantazji właściwy młodej angielskiej intelektualistce.

Sądzę, że jej oddanie nauce wynikało jednak z przekonania, że nie można poświęcić się kilku sprawom jednocześnie. Kiedy jej koleżanka wróciła po porodzie do pracy Franklin powiedziała, że to nie w porządku w względem dziecka. Nie można robić źle dwóch rzeczy – powiedziała kiedyś.

Rosalind Franklin podczas pracy, ok. 1955, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
W połowie 1956 roku, podczas podróży służbowej do Stanów Zjednoczonych uczona zaczęła odczuwać pewne fizyczne dolegliwości. W Nowym Jorku nabrzmiał jej brzuch tak bardzo, że miała trudność w zapięciu spódnicy. Po powrocie do Londynu poddała się badaniom. Okazało się, że ma dwa duże guzy w jamie brzusznej. Po operacji spędzała czas z przyjaciółmi, którzy wspierali ją w trudnej rekonwalescencji. Dużo czasu spędzała także z rodzicami. W trakcie leczenia nowotworu Franklin kontynuował pracę. W 1956 roku opublikowała siedem artykułów, a rok później kolejnych sześć. W sumie w ciągu czterech lat pracy w Birkbeck College Franklin była współautorką siedemnastu prac naukowych poświęconych wirusom. Trzy z nich ukazały się już po jej śmierci.

Choroba powróciła pod koniec 1957 roku. W styczniu 1958 roku wróciła do pracy. Niestety 30 marca poczuła się bardzo źle. Jej przyjaciółka Anne Sayre wspominała:

Walczyła ze śmiercią uparcie i z odwagą, planowała życie, kiedy plany były już kpiną. Umarła tak, jak żyła, z pasją do życia, z którego nigdy nie zrezygnowała. 16 kwietnia 1958 roku, w wieku trzydziestu siedmiu lat, Rosalind Franklin przegrała bitwę.

Przyczyną śmierci był zaawansowany rak jajnika z przerzutami. Została pochowana w 17 kwietnia 1958 roku.

***

Rok po jej śmierci Watson, Crick i Wilkins otrzymali Nagrodę Collinsa Warrena. Dwa lata po jej śmierci przyznano im Nagrodę Laskera. Cztery lata po jej śmierci otrzymali Nagrodę Nobla z medycyny. Podczas noblowskiego wykładu jedynie Wilkins wspomniał uczoną. Watson i Crick nie wspomnieli o Rosalind Franklin świadomie skazując ja na zapomnienie.

***

Wiara Rosalind Franklin w naukę i postęp były drogowskazem w jej życiu. W liście do ojca pisała: Nauka i życie codzienne nie mogą i nie powinny być rozdzielane. Nauka, dla mnie, daje częściowe wyjaśnienie życia… Nie akceptuję twojej definicji wiary, tj. wiary w życie po śmierci… Twoja wiara opiera się na przyszłości Twojej i innych jednostek, moja na przyszłości i losie naszych następców. Wydaje mi się, że Twoja jest bardziej samolubna… […] Nie widzę powodu, aby wierzyć, że twórca protoplazmy lub materii pierwotnej, jeśli taki istnieje, ma powody, by interesować się naszą nieistotną rasą w maleńkim zakątku wszechświata.

 

Zalecana literatura:

  1. B. Maddox, Rosalind Franklin: The Dark Lady of DNA, Harper Perennial, 2002.
  2. B. Maddox, The double helix and the ‘wronged heroine’, Nature, vol. 421, 2003, str. 407–408.
  3. J. Glynn, My Sister Rosalind Franklin, Oxford University Press, 2012.
  4. A. Sayre, Rosalind Franklin and DNA, W. W. Norton & Company 2000.
  5. S. Franklin, My aunt, the DNA pioneer, http://news.bbc.co.uk/2/hi/science/nature/2895681.stm
  6. J. Watson, Podwójna helisa. Historia odkrycia struktury DNA, Prószyński i S-ka, 1996.
  7. F. Crick, Szalona pogoń. W poszukiwaniu tajemnicy życia, Marabut, 1996.

93. rocznica urodzi Very Rubin

/   Tomasz Pospieszny   /

 

Vera Florence Cooper Rubin należy do grona najwybitniejszych uczonych, którzy nie zostali docenieni przez Szwedzką Akademię Nauk. Była amerykańską astrofizyczką, której badania nad szybkością rotacji galaktyk dały dowód na istnienie ciemnej materii. W „The New York Times” pisano, że jej prace dla współczesnej astronomii były początkiem zmian na skalę kopernikańską.

Vera (z prawej) i jej siostra Ruth z babcią, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera
Vera Rubin urodziła się 23 lipca 1928 roku w Filadelfii w Pensylwanii. Jej rodzice byli żydowskimi imigrantami — ojciec Philip Cooper miał Polskie korzenie (urodził się w Wilnie). Do czasu ślubu z Rose Applebaum pochodzącą z Mołdawii pracował jako inżynier w Bell Telephone. Vera miała dwie starsze siostry. Rodzina była mocno zżyta, a rodzice przywiązywali wagę do edukacji córek. W 1938 roku rodzina przeniosła się do Waszyngtonu. To właśnie tutaj dziesięcioletnia Vera po raz pierwszy zainteresowała się astronomią – z wielką fascynacją obserwowała nocne niebo. Moi rodzice byli bardzo, bardzo pomocni, poza tym, że nie lubili, gdy nie spałam całą noc – wspominała. Wspólnie z ojcem zbudowała pierwszy prymitywny teleskop, który umożliwiał jej oglądanie meteorytów. Po latach wspominała – Już wtedy bardziej interesowało mnie pytanie niż odpowiedź. Od wczesnych lat młodzieńczych byłam przekonana, że żyjemy w bardzo ciekawym świecie.

W 1944 roku ukończyła Coolidge Senior High School i nie słuchając nauczycieli, którzy radzili jej, aby wybrała studia artystyczne, podjęła studia licencjackie w Vassar College, na której kiedyś wykładała pierwsza kobieta astronom – Maria Mitchell. Cztery lata później, jako jedyna kobieta–absolwentka, otrzymała licencjat z astronomii. Postanowiła dalej kształcić się na Uniwersytecie w Princeton. Niestety jej podanie zostało odrzucone, gdyż… była kobietą!

 

Vera i Bob w dniu ślubu — 25 czerwca 1948 roku, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera

Latem 1947 roku rodzice przedstawili ją Robertowi (Bobowi) Rubinowi. Kształcił się na oficera marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych i studiował chemię na Uniwersytecie Cornell. Był od niej starszy o dwa lata. Rok później Vera poślubiła Roberta, który prowadził już badania na Uniwersytecie Harvarda. Właśnie ze względu na męża, nie zdecydowała się na podjęcie pracy na tym samym uniwersytecie. W końcu wybrała Uniwersytet Cornell. Co znamienne, prace badawcze prowadziła wychowując jednocześnie czworo dzieci: Davida (ur. 1950), Judith Young (1952–2014), Karla (ur. 1956) i Allan (ur. 1960). Cała czwórka poszła w ślady rodziców i wybrała karierę naukową. David i Allan zostali doktorami geologii, Judith astronomii, a Karl matematyki.

 

Vera Rubin w Parku Narodowym Rocky Mountain z dziećmi. Od lewej: Karl, Dave, Allan, Vera i Judy, 1961, z albumu rodzinnego Allana Rubina, [za:] https://whyy.org/segments/son-of-vera-rubin-reflects-on-her-life-and-impact/

W 1951 roku Rubin obroniła magisterium, w trakcie którego badała ruchy galaktyk. Wytłumaczyła wówczas, w jaki sposób galaktyki oddalają się od siebie. Jej mistrzami byli między innymi Hans Bethe i Richard Feynman. W wieku dwudziestu trzech lat rozpoczęła pracę nad rozprawą doktorską na Uniwersytecie Georgetown. Jej promotorem został George Gamow – wybitny fizyk jądrowy i kosmolog, autor hipotezy powstawania pierwiastków oraz doskonałego cyklu książek o Panu Tompkinsie. Rubin obroniła pracę doktorską w 1954 roku. Uczona wykazała w niej, że galaktyki skupiały się razem tworząc gromady, a nie były losowo rozmieszczane we Wszechświecie, co było wówczas dość kontrowersyjnym pomysłem.

Przez kolejne lata zajmowała różne stanowiska akademickie – była wykładowcą matematyki i fizyki w Montgomery College, asystentką astronoma, następnie ponownie wykładowcą i w końcu adiunktem na Uniwersytecie Georgetown. W 1963 roku rozpoczęła roczną współpracę z Geoffreyem i Margaret Burbidge’ami, podczas której dokonała pierwszych obserwacji rotacji galaktyk przy użyciu 82-calowego teleskopu w Obserwatorium McDonald.

 

Vera Rubin w Obserwatorium Lowell przy teleskopie Flagstaff, obok niej w kasku Kent Ford – jej długoletni współpracownik, 1965, z albumu rodzinnego Allana Rubina, [za:] https://whyy.org/segments/son-of-vera-rubin-reflects-on-her-life-and-impact/

Vera chcąc uniknąć kontrowersyjnych dziedzin astronomii, obejmujących między innymi badania nad kwazarami i ruchem galaktycznym, skupiła się na rotacji i zewnętrznych obszarach galaktyk. Wraz z Kentem Fordem z Carnegie Institution w Waszyngtonie zaczęła mierzyć prędkość gwiazd na obrzeżach Wielkiej Mgławicy Andromedy. Uczeni uważali, że tak jak planety w Układzie Słonecznym gwiazdy bardziej oddalone od masywnego centrum poruszają się wolniej. Z zaskoczeniem odkryli, że prędkość bliższych i dalszych gwiazd jest taka sama. Rubin zmierzyła dodatkowo krzywe rotacji ponad dwustu innych galaktyk. Za każdym razem wyniki pomiarów były takie same. Doprowadziło to uczoną do dwóch wniosków – albo prawo grawitacji nie działa, albo galaktyki są otoczone tzw. ciemną materią. Gwiazdy muszą być zatem przyciąganie przez coś, co ma ogromną masę i jest bardzo rozległe, a czego nie widać w teleskopach. Jej pierwsze publikacje z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia zostały przyjęte z niedowierzaniem (podobnie jak magisterium i doktorat). Dopiero w latach osiemdziesiątych astrofizycy musieli przyznać jej rację – w galaktykach istnieje nieznana materia, która nie emituje i nie pochłania światła oraz ma masę aż dziesięć razy większą niż łącznie wszystkie gwiazdy widoczne w teleskopach. Dziś wiadomo, że ciemna materia stanowi dziewięćdziesiąt procent materii Wszechświata i jest wykrywana przez wywoływane efekty grawitacyjne. W 1999 roku laureat Nagrody Nobla z fizyki amerykański astrofizyk Saul Perlmutter powiedział – Wszechświat zrobiony jest głównie z ciemnej materii i ciemnej energii i nie wiemy, czym jest każda z nich. Sama uczona w 2000 roku wyjaśniła – W galaktyce spiralnej, stosunek ciemnej do jasnej materii wynosi jeden do dziesięciu. To prawdopodobnie taki sam stosunek jak naszej ignorancji do wiedzy. Wyszliśmy już co prawda z przedszkola, ale jesteśmy dopiero w trzeciej klasie.

 

Wielka Galaktyka Andromedy (M31), fot. M. Nyklewicz / Astro Niki, [za:] https://www.crazynauka.pl/wielka-galaktyka-andromedy-sam-mozesz-zrobic-takie-zdjecie/

Rubin była Żydówką, jednak nie widziała konfliktu pomiędzy nauką, a religią. W udzielonym kiedyś wywiadzie powiedziała – W moim życiu nauka i religia są oddzielone. Jestem Żydówką, więc religia jest dla mnie rodzajem kodeksu moralnego i rodzajem historii. Staram się prowadzić naukę w sposób moralny i uważam, że najlepiej byłoby, gdyby nauka była postrzegana jako coś, co pomaga nam zrozumieć naszą rolę we Wszechświecie.

Vera Rubin, fot. M. Godfrey, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera
Uczona otrzymała wiele prestiżowych nagród, między innymi: Henry Norris Russell Lectureship Prize (1994), Złoty Medal Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego (1996), Bruce Medal (2003), Medal Jamesa Craiga Watsona (2004). Przyznano jej także doktoraty honorowe Harvard University, Yale University, Smith College, Grinnell College i … Princeton University. Jej imieniem została nazwana planetoida (5726) Rubin.

Vera Rubin zmarła w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat w nocy 25 grudnia 2016 roku w wyniku powikłań związanych z demencją. Przeżyła męża o osiem lat. Prezes Carnegie Institution, gdzie wykonywała większość swoich badań, nazwał ją skarbem narodowym.

 

 

W 2011 roku powiedziała — Moje życie było ciekawą podróżą. Zostałam astronomką, ponieważ nie wyobrażałam sobie życia na Ziemi bez próby zrozumienia, jak działa Wszechświat. I nie ulega wątpliwości, że Vera Rubin zrozumiała.

 

Literatura zalecana:

[1] K. Jepsen, Vera Rubin, Giant of Astronomy, „Symmetry”, 01–07–2020.

[2] V. Rubin, Bright Galaxies, Dark Matters. Masters of Modern Physics, Woodbury, New York City: Springer Verlag/AIP Press,1997.

[3] A. Lightman, R. Brawer, Origins: The Lives and Worlds of Modern Cosmologists, Harvard University Press (1992).

[4] P. Frances (ed.), Encyklopedia Wszechświata. Astronomia, Planety, Galaktyki, Mapy nieba, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006.

[5] D. Filkin, Wszechświat Stephana Hawkinga. Opisanie Kosmosu, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1998.