Podróż po życie — fragment książki Tomasza Pospiesznego o Lise Meitner

 

 

 

 

 

 

 

 

/   Tomasz Pospieszny   /

Opublikowano  25  sierpnia 2021 r.

W związku z premierą najnowszej biografii Lise Meitner w języku angielskim autorstwa Andrew Normana: The Amazing Story of Lise Meitner: Escaping the Nazis and Becoming the World’s Greatest Physicist (Pen and Sword History, London 2021), która ukazała się w lipcu bieżącego roku, przypominamy fragment zatytułowany — Podróż po życie — jedynej polskiej biografii Uczonej autorstwa Tomasza Pospiesznego pt. Zapomniany geniusz. Lise Meitner — pierwsza dama fizyki jądrowej (Novae Res, Gdynia 2016).

 

***

 

Max von Laue pozyskał bardzo niepokojące informacje. Dowiedział się mianowicie, że Heinrich Himmler wydał zakaz emigracji uczonych z Niemiec. Otto Robert Frisch wspominał: Okupacja „technicznie” zmieniła mnie z Austriaka w Niemca. Moja ciotka, […] która uzyskała sławę poprzez wiele lat pracy, teraz również mogła obawiać się zwolnienia i nie było również plotką, że naukowcy nie będą mogli opuszczać Niemiec[1]. Teraz Meitner groziła nie tylko utrata stanowiska, ale przede wszystkim utrata życia. Zagrożenie było bardzo realne. Dla bezpieczeństwa Lise opuściła swoje mieszkanie i przeniosła się do hotelu Adlon. Pomimo że mogła czuć się samotna i w beznadziejnej sytuacji, była otoczona przez przyjaciół. W maju Bohr wysłał jej oficjalne zaproszenie do Kopenhagi. Niestety nie mogła otrzymać wizy, gdyż jej austriacki paszport stracił ważność. Carl Bosch (1874–1940), który w 1937 roku zastąpił Maxa Plancka na stanowisku Prezesa Towarzystwa Cesarza Wilhelma, za namową Hahna podpisał prośbę do ministra spraw wewnętrznych na wyrażenie zgody dotyczącej legalnej emigracji Meitner. W liście podkreślał jej oddanie dla nauki niemieckiej, międzynarodową sławę i uznanie oraz fakt, że może dokonać wiele ważnych odkryć w fizyce jądrowej. Niestety odpowiedź była jednoznaczna: nie ma możliwości wydania Lise Meitner niemieckiego paszportu. Musi pozostać. Musi równa się zagładzie. Argumentacja była następująca:

 

[…] Pozwolę sobie zakomunikować Panu, że istnieją polityczne przeciwwskazania w sprawie wystawienia paszportu dla pani profesor Meitner. Uważa się za niepożądane, aby słynni Żydzi wyjeżdżali z Niemiec za granicę, gdzie mogliby działać jako reprezentanci niemieckiej nauki czy wręcz swoim nazwiskiem i doświadczeniem zgodnie ze swoją wewnętrzną postawą szkodzić Niemcom […][2].

Niels Bohr w swoim gabinecie, 1935, domena publiczna

 

Do Berlina przyjechał z żoną Niels Bohr. Zdawał sobie w pełni sprawę z powagi sytuacji i zaprowadził Meitner do kierownika Instytutu Fizyki, Holendra Petera Debye’a (1884–1966), przebywającego i pracującego w Niemczech od 1909 roku[3]. Lise dowiedziała się od Debye’a, że jeszcze jest czas na ucieczkę i nie ma bezpośredniego pośpiechu. Jednak Bohr był innego zdania. Interweniował wcześniej u holenderskiego fizyka Dirka Costera, który rozpoczął natychmiastową akcję ratunkową. Meitner znała Costera i jego żonę od wczesnych lat dwudziestych, kiedy spędziła u nich kilka tygodni zaraz po wojnie światowej. Coster wspólnie z Hendrikiem A. Kramersem (1894–1952) z Leiden rozpoczął kampanię informowania innych fizyków w całej Holandii, że Lise Meitner potrzebuje pilnej pomocy. W liście do swojego kolegi, Adriaana Fokkera (1887–1972) z Haarlem, napisał:

 

Lise Meitner prawdopodobnie wkrótce zostanie wyrzucona z Berlin-Dahlem… Byłoby wspaniale, gdyby mogła pracować przez jakiś czas w Holandii… Być może uda nam się poprosić kolegów do regularnych wpłat dla Lise Meitner… Jeśli mógłby pracować w Groningen, można by również przyznać jej roczny grant f. 500 poza funduszami [Uniwersytetu] Groningen… Chciałbym ją mieć tutaj, ale nie zależy to od mojego osobistego zaangażowania…[4]

 

Lise Meitner i Otto Hahn na krótko przed ucieczką uczonej z Berlina, lato 1938, Archiv der Max Planck-Gesselschaft, Berlin-Dahlem

 

 

Do akcji przyłączył się Debye i Paul Rosbaud, który był od lat zatrudniony na stanowisku redaktora naukowego „Naturwissenschaften”. Znał Lise i Ottona osobiście i widział, że jeśli uczona nie opuści Berlina, zginie. Powiadomił swojego przyjaciela w Szwajcarii, który natychmiast wysłał telegram do Meitner: Przyjedziesz na weekend fizyków od 29 czerwca do 1 lipca?[5] W ten sposób fizycy z Danii, Holandii, Szwajcarii i Niemiec robili wszystko, by pomóc pierwszej damie fizyki jądrowej. Wydaje się, że poza świadomością Meitner rozpoczęła się kampania umożliwiająca jej ucieczkę z hitlerowskich Niemiec. Działalność przyjaciół była imponująca. Tymczasem Coster coraz bardziej niecierpliwił się brakiem decyzji rządu w sprawie wizy dla Meitner. 27 czerwca 1938 roku napisał do Fokkera, że podjął decyzję i nie będzie dłużej czekał na działania rządu holenderskiego. Postanowił udać się do Berlina osobiście, poinformować Meitner o możliwości rocznej pomocy finansowej i przywieść ją do Holandii. Fokker z większym dystansem i spokojem napisał do Costera: Nie panikuj! […]Musisz pozwolić jej spokojnie podjąć samodzielną decyzję[6]. Coster jednak sam podjął decyzję. W tym samym czasie rząd holenderski wydał zgodę, żeby Lise bez wizy mogła przekroczyć granicę, o czym powiadomił bezpośrednio zainteresowanych Coster, który 28 czerwca 1938 roku przyjechał do Berlina. Jednak decyzja o wyjeździe – tak jak przewidywał Fokker – należała do Meitner. Uczona wiedziała już, że nie może dłużej czekać. Należało działać. Plan był prosty: Lise musi wyjechać na wakacje, żeby odpocząć od codziennej pracy i zmartwień. Nic nie mogło wzbudzać podejrzeń. Lise nadal więc chodziła codziennie do instytutu, prowadziła badania, rozmawiała z Hahnem i Strassmannem. Musiała mieć nerwy ze stali. Plan ucieczki znali tylko Hahn, von Laue, Debye i Rosbaud. Tajemnica zwiększała i tak olbrzymie napięcie. Meitner powiedziała żonie Plancka i Elisabeth Schiemann o liście Boscha. Nic więcej. Nie mogło być mowy o żadnych pożegnaniach. 4 lipca sytuacja nagle się pogorszyła. Bosch powiadomił Hahna, że restrykcje związane z wyjazdem za granicę uczonych – zwłaszcza Żydów lub politycznie podejrzanych – będą przestrzegane z najwyższą dokładnością. Lise nie mogła się czuć bezpiecznie nawet w hotelu! Debye spotkał się z Meitner i bez trudu przekonał ją, że natychmiast musi uciekać. Coster pozyskał ponownie zgodę ministerstwa na przyjazd uczonej do Holandii bez wizy. Z wydaną zgodą 11 lipca ruszył ponownie do Berlina. Nazajutrz Otto poinformował Lise, że musi wyjechać do Holandii, że wszystko jest załatwione, nie ma kłopotu z wizą i pieniędzmi, a wyjazd musi nastąpić możliwie najszybciej – następnego dnia! Trudno sobie wyobrazić, co działo się w głowie Lise. Musiała zrobić wszytko, aby rola, którą odgrywała, była do końca przekonywująca. Pozostała więc do godziny dwudziestej w instytucie, robiąc korektę pracy. W dzienniku napisała: wcześnie w Instytucie. Hahn powiedział mi, co zaproponowali Coster–Debye. Spotkanie rano Costera z Hahnem. Praca w Instytucie, aż do ósmej w nocy[7]. Następnie z pomocą Hahna i Rosbauda spakowała dwie małe walizki. Musiała zabrać tylko niezbędne rzeczy, które nie wzbudziłby podejrzeń. W końcu jechała tylko na wakacje. Po wojnie Meitner pisała: Tak, aby nie wzbudzać podejrzeń, spędziłam ostatni dzień mojego życia w Niemczech w Instytucie, aż do 8 w nocy robiąc korektę pracy przekazanej przez młodego współpracownika. Później miałam dokładnie 1,5 godziny, aby spakować kilka niezbędnych rzeczy do dwóch małych walizek[8]. Około godziny dwudziestej trzeciej poszła z Hahnem do jego mieszkania, gdzie spędziła ostatnią bezsenną noc w Niemczech. Następnego dnia rano, w środę 13 lipca, Hahn wraz z Rosbaudem udali się do hotelowego pokoju Lise, żeby zabrać jeszcze jedną małą walizkę. Otto wspominał:

 

Dirk Coster, 1930, domena publiczna

Coster pozostał w Berlinie na noc. Nie mówiąc nikomu, w godzinach wieczornych spakowaliśmy walizkę (tylko Rosbaud i ja byliśmy obecni). O ile dobrze pamiętam, [Lise] spędziła noc przed wyjazdem u nas na Altensteinstrasse; Coster spotkał ją w pociągu. […] Z bojaźnią i drżeniem zastanawialiśmy się, czy dotrze, czy też nie[9].

 

Wszystko miało wyglądać jak typowy letni wyjazd na wakacje. Rosbaud odwiózł ich na dworzec. Podczas podróży Lise ogarnęła panika i błagała przyjaciół, żeby zawrócili. Byli nieubłagani, spokojni i rzeczowi. Na stacji podczas pożegnania Otto wręczył Lise pierścionek. Dałem jej piękny pierścionek z diamentem, który odziedziczyłem po matce, nigdy go sam nie nosiłem, ale zawsze bardzo ceniłem. Chciałem, żeby miała jakieś zabezpieczenie w razie niebezpieczeństwa[10] – wspominał. Lise dodała: Opuszczałam Niemcy na zawsze z 10 markami w torebce[11]. W dzienniku zanotowała: 13 lipca. Wcześnie pożegnałam Hahna. Pierścień. Spotkałam Costera na stacji. W Nieuwe Schans celnik został poinformowany. Godzina osiemnasta Groningen[12]. Coster robił wszystko, żeby się z nimi nie spotkać, ale dyskretnie wsiadł do pociągu, by razem z nią odjechać ku przyszłości. Hahn pisał, że Lise Meitner była szczególnie narażona na niebezpieczeństwo wielokrotnych kontroli […] w pociągach wyjeżdżających za granicę. Od czasu do czasu ludzi, którzy próbowali wyjechać za granicę, aresztowano w pociągach i zawracano[13]. Drobna, przerażona i skupiona kobieta paląca mnóstwo papierosów i wyczekująca najgorszego. Możemy sobie ją wyobrazić siedzącą przy oknie, patrzącą na mijane krajobrazy i wyczekującą chwili aresztowania…

Pierścionek, należący do Charlotte Hahn, który Otto Hahn wręczył Lise Meitner, [za:] A. Norman, „The Amazing Story of Lise Meitner: Escaping the Nazis and Becoming the World’s Greatest Physicist”, Pen and Sword History, London 2021
Po długich siedmiu godzinach pociąg dotarł do granicy z Holandią. Teraz mogło wydarzyć się najgorsze: nazistowscy funkcjonariusze sprawdzali dokumenty, a ona nie miała ważnego paszportu i wizy. Jednak Coster zadbał o wszystko, poprosił wcześniej znajomych urzędników imigracyjnych, aby oficjalne zaproszenie do Hagi było wystarczającym dokumentem wyjazdu Lise zarówno dla nich, jak i dla drugiej strony. Obyło się bez dramatycznych scen – Lise Meitner przekroczyła granicę. Była bezpieczna. Nazajutrz Coster wysłał do Hahna telegram: Dziecko przyszło na świat. 15 lipca Hahn odpowiedział:

 

Droga Rodzino Costerów,

przede wszystkim chcę pogratulować szczęśliwego przybycia najmłodszego członka rodziny. Oczywiście, jestem bardzo zadowolony z nowin, ponieważ jeszcze do niedawna byliśmy nieco zaniepokojeni. Jak będzie nazywać się ukochana córka? Tutaj nie ma za dużo wiadomości. W laboratoriach wszystko idzie swoim zwykłym biegiem, a urlop zaczyna się jutro, dzięki Bogu…[14]

Lise Meitner, lata 30. XX wieku, domena publiczna

Meitner wspominała dramatyczną ucieczkę z nazistowskich Niemiec jako bardzo traumatyczne przeżycie. Właściwie trzeba sobie uświadomić, że niosła ona ze sobą ocalenie lub utratę życia. Zdecydowanie była to najdłuższa podróż w życiu Lise.

 

Pojechałam pociągiem do Holandii, rzekomo na tygodniowy urlop. Na granicy holenderskiej, gdy pięcioosobowy nazistowski patrol wojskowy przechodzący przez wagon wziął mój austriacki paszport, którego ważność dawno wygasła, zaczęłam bać się o życie. Byłam tak przerażona, że prawie zamarło mi serce. Wiedziałam, że naziści ogłosili sezon polowania na Żydów, że polowanie trwa. Siedziałam tam 10 minut i czekałam, 10 minut, które wydawały mi się godzinami. Potem wrócił jeden z nazistowskich funkcjonariuszy i bez słowa oddał mi paszport. 10 minut później wysiadłam na terytorium holenderskim, gdzie spotkałam kilku holenderskich kolegów[15].

 

Zorganizowanie ucieczki oraz sama podróż Lise Meitner na trwałe wryły się w pamięć jej przyjaciół. Nie bez znaczenia pozostaje wielka odwaga i determinacja Dirka Costera. Wolfgang Pauli w telegramie do niego pisał: Uczyniłeś się sławnym z uprowadzenia Lise Meitner jak [z odkrycia] hafnu[16]. Otto Hahn we wspomnieniach napisał: Nigdy nie zapomnę 17 lipca 1938 r.[17] Nigdy nie zapomniała go także Meitner. Ocaliła życie, lecz straciła pracę, dom, tożsamość narodową, niezależność. Została więźniem systemu. W Niemczech uznano, że profesor Lise Meitner, która była członkiem naukowym Instytutu od 1914 r. i od początku kierowała jego Wydziałem Fizyczno-Radioaktywnym, przeszła z dniem 1 października 1938 r. w stan spoczynku[18].

 

_________________________________

 

[1] P. Rife, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 161.

[2] K. Hoffmann, „Wina i odpowiedzialność…”, op. cit., str. 133.

[3] Peter Debye sam niebawem musiał zatroszczyć się o swoją pozycję, otrzymał bowiem propozycję przyjęcia obywatelstwa niemieckiego lub napisania prohitlerowskiej książki. Miał to być akt lojalności wobec Hitlera. Debye odrzucił obie propozycje i pod pretekstem gościnnych wykładów wyjechał do USA.

[4] P. Rife, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 166.

[5] Ibidem.

[6] Ibidem, str. 169.

[7] R. Sime, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 204.

[8] Ibidem.

[9] F. Krafft, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 836.

[10] R. Rhodes, „Jak powstała bomba atomowa”, op. cit., str. 210.

[11] R. Sime, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 204.

[12] Ibidem.

[13] P. Rife, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 172.

[14] F. Krafft, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 836.

[15] R. Rhodes, „Jak powstała bomba atomowa”, op. cit., str. 210.

[16] R. Sime, „Lise Meitner…”, op. cit., str. 205.

[17] O. Hahn, „My Life”, op. cit., str. 149. Błąd Hahna. Musiało chodzić o 13 lipca [patrz:] K. Hoffmann, „Wina i odpowiedzialność…, op. cit., str. 133.

[18] K. Hoffmann, „Wina i odpowiedzialność…”, op. cit., str. 133.

Pani Einstein-Marity

/  Tomasz Pospieszny   /

Opublikowano 19 sierpnia 2021 r.

W sierpniu 2021 roku mija siedemdziesiąta trzecia rocznica śmierci Milevy Marič. Odeszła w zapomnieniu i taką też pozostała przez wiele lat. Pochowano ją w obrządku prawosławnym w jej ukochanym Zurychu na cmentarzu Nordheim. Nagrobek Milevy Marič został usunięty w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia przez władze cmentarza, gdyż przez wiele lat po jej śmierci nie była uiszczana opłata za grób. Z inicjatywy dra Ljubo Vujevicia z The Tesla Memorial Society w Nowym Yorku odnaleziono grób Milevy w 2004 roku. Zainicjowano także ponowne wzniesienie nagrobka kobiety, która była towarzyszką życia Alberta Einsteina.

Proponujemy Państwu lekturę fragmentu książki Tomasza Pospiesznego pt. Pasja i geniusz. Kobiety, które zasłużyły na Nagrodę Nobla opisujący życie Milevy Marič.

 

Pani Einstein-Marity

Niezwykle uporządkowana Mileva wprowadziła ład w życie Einsteina. W dzieciństwie nauczyła się szyć, a później także gotować. Nie tylko szyła swoje sukienki, ale także reperowała ubrania Alberta. Umiała trafić do jego serca przez swój intelekt, ale także przez jego żołądek. Roztargnienie, brak organizacji, bałaganiarstwo i zapominalstwo Einsteina była zdolna okiełznać jak nikt inny. Tak doskonale nam idzie wspólne zgłębianie naszych mrocznych dusz, picie kawy, jedzenie kiełbasek itd. – pisał Albert[1]. Jeden z biografów Einsteina Peter Michelmore napisał, że Mileva:

 

[…] potrafiła szybciej niż [Albert] wyrobić sobie zdanie na temat ludzi i była bardzo stała w swoich wyborach. W każdej sprawie zajmowała zdecydowany punkt widzenia. Z góry planowała zarówno przebieg swoich studiów, jak i rozkład każdego dnia. Próbowała również wprowadzić porządek w życie Alberta. I matematyka była tylko częścią tego wszystkiego. Namawiała go do regularnego spożywania posiłków i uczyła oszczędności. Często wściekała się na jego roztargnienie. Wtedy spoglądał na nią ze spokojem, jak tupie nóżką niczym mała dziewczynka, a w jego oczach pojawiały się łobuzerskie ogniki. Potem robił śmieszne miny lub opowiadał żarcik i jej złość powoli ustępowała[2].

 

Mileva,Albert i ich pierwszy syn Hans Albert, Berno, 1904, Instytut Leo Baecka, [za:] http://einstein-virtuell.mpiwg-berlin.mpg.de/VEA/SC-1668110491_MOD-736752543_SEQ1883770543_SL-110908586_en.html
Niestety nie wszyscy byli przychylni ich związkowi. Przyjaciele Milevy uważali, że Albert nie jest dla niej odpowiednim partnerem. Z kolei jego znajomi nie potrafili zrozumieć, co widzi w utykającej, humorzastej Milevie. Albert jednak podziwiał jej inteligencję. I był zakochany. Kiedy jeden z jego kolegów powiedział: Wiesz, nigdy nie odważyłbym się poślubić kobiety, która nie byłaby zupełnie zdrowa, Albert odpowiedział: Ale ona ma taki cudowny głos[3].

Tymczasem zbliżał się czas egzaminów: międzykursowego i końcowego. Einstein zdał egzamin międzykursowy w październiku 1898 roku, Mileva zaś musiała przygotowywać się do niego dłużej z racji pobytu na uniwersytecie w Heidelbergu. Przystąpiła do niego w październiku następnego roku, zdając z piątą lokatą. Latem 1899 roku, gdy Mileva przygotowywała się do egzaminów, Einstein przebywał na wakacjach wraz z matką i siostrą. Pokazał wówczas matce zdjęcie Milevy. W liście do ukochanej pisał, że wywarło ono na Paulinie Einstein wrażenie – moja stara matka pozdrawia Cię jak najserdeczniej[4]. Niestety kiedy Frau Einstein zorientowała się, że nie jest to kolejny romans syna, lecz związek poważny, jej zachowanie względem Milevy uległo radykalnej zmianie. Przeszkadzało jej, że jest Serbką, że nie jest Żydówką, że pochodzi z pospolitej rodziny, że jest starsza od Alberta, że jest ułomna fizycznie. Jednym słowem, była najgorszą z możliwych partii dla jej ukochanego syna. Pierwsze niepokojące wieści nadesłała Helena Kaufler, która na własne oczy widziała niechęć Pauliny do Milevy. Zrozpaczona Mileva pisała do niej:

 

Sądzisz, że ona w ogóle mnie lubi? Naprawdę się ze mnie tak strasznie naśmiewała? Wiesz, poczułam się głęboko nieszczęśliwa, ale potem się pocieszyłam, że w końcu ten najważniejszy dla mnie człowiek jest innego zdania, a kiedy on roztacza nade mną wspaniałą wizję naszej przyszłości, nie myślę już o moim nieszczęściu[5].

Mileva Marič, 1896, domena publiczna

Niestety najgorsze miało dopiero nadejść. Latem 1900 roku przystąpili do egzaminów końcowych składających się z części pisemnej i ustnej. Einstein zdał, Mileva nie. Jako jedyna uzyskała średnią poniżej pięciu. Tym samym jako jedyna nie otrzymała dyplomu. Być może miał na to wpływ egzamin ustny, który Mitza zdawała przed profesorami mężczyznami, z góry przeświadczonymi o braku zdolności kobiet do nauk ścisłych. Możliwe też, że nie opanowała całego materiału, przecież w tym samym roku zdawała także egzamin międzykursowy. Załamana wróciła do rodziców z mocnym postanowieniem przystąpienia do egzaminów w roku następnym. Albert zaś udał się na wakacje z rodziną. Niestety sytuacja pomiędzy nim i matką była bardzo napięta. Kiedy Paulina dowiedziała się, że Mileva oblała egzaminy, zapytała: No, i kim teraz będzie ta twoja Laleczka?. Z pewnością i wyzwaniem w oczach Albert odpowiedział: Moją żoną. Ona jest takim samym molem książkowym jak ty, a tobie potrzebna jest żona. Gdy ty będziesz miał trzydziestkę, z niej będzie już stara krowa! – krzyczała Paulina[6]. Jej wściekłość zmieniła się w histerię i bezradność:

 

Mama rzuciła się na łóżko, ukryła głowę w poduszkach i rozpłakała jak dziecko. Gdy tylko się opanowała, natychmiast przystąpiła do gwałtownego ataku: „W ten sposób rujnujesz swoją przyszłość i grzebiesz swoje szanse! Żadna porządna rodzina by jej nie chciała. Jeśli zajdzie w ciążę, dopiero będziesz się miał z pyszna!” Przy tym ostatnim wybuchu, przed którym było jeszcze wiele innych, w końcu straciłem cierpliwość. Zaprzeczyłem ostro, abyśmy żyli w grzechu, po czym zrugałem ją, na czym świat stoi […][7].

Akademia Olimpijska: Albert Einstein z przyjaciółmi: Conradem Habichem i Maurice’m Solovine’em, ok. 1903, domena publiczna

Wydaje się, że młody Einstein był na tyle uparty, że dążył do celu za wszelką cenę. Dopiero teraz widzę jak szaleńczo Cię kocham – pisał do Milevy[8]. Żywiołowe wręcz wyznania uczuć mogą świadczyć o buncie Alberta przeciw rodzinie, chociaż na pewno kochał Milevę. Napisał do niej:

 

Co będzie, to będzie, ale i tak będziemy mieć najpiękniejsze życie pod słońcem. Przyjemna praca i bycie razem – czegóż można jeszcze chcieć? Jak uciułamy trochę pieniędzy, kupimy sobie rowery i będziemy co parę tygodni jeździć na wycieczki[9].

Państwo Einsteinowie w Kacu w Serbii, ok. 1912, domena publiczna

Czy ta romantyczna deklaracja nie nasuwa skojarzeń z francusko-polską parą uczonych pędzących na bicyklach?

Niestety sytuacja materialna Einsteina z dnia na dzień się pogorszyła: chcąc go ukarać, rodzina przestała przekazywać mu pieniądze. Udzielał korepetycji, ale był to skromny dochód, który nie pozwalał na finalizację planów Alberta i Milevy. A przecież mieli marzenia. Jakże cudnie będzie wyglądał świat, gdy będę już Twoją małą żoną – pisała Mileva[10]. Niestety rodzice Einsteina robili wszystko, co tylko mogli, by utrudnić im życie. Zwłaszcza Milevie. Do Heleny pisała:

 

Ta kobieta najwyraźniej obrała sobie za cel życia, by zatruć życie nie tylko moje. Ale i swojego syna […]. Posunęli się nawet do tego, by napisać list do moich rodziców, w którym oczerniają mnie w stopniu wręcz skandalicznym[11].

 

Brak stabilności finansowej nie ograniczył jednak pracy twórczej Alberta. Pierwszą pracą, której się poświęcił, było padanie efektu kapilarnego, czyli podnoszenie się słupa cieczy w bardzo cienkiej rurce. 3 października 1900 roku, na dwa miesiące przed wysłaniem artykułu do redakcji „Annalen der Physikˮ, w liście do Milevy pisał:

 

Wnioski na temat efektu kapilarnego, do jakich doszedłem niedawno w Zurychu, wydają mi się całkiem nowe, choć są takie proste. Kiedy oboje będziemy już w Zurychu, spróbujemy zdobyć jakieś dane empiryczne na ten temat […]. Jeśli ujawnia się tu jakieś prawo przyrody, poślemy rezultaty do „Annalenˮ[12].

 

Walter Isaacson, autor doskonałej biografii Einsteina, podaje, że był to początek sporów dotyczących udziału Milevy Marič w badaniach i teoriach Einsteina. W tym jednak przypadku wydaje się, że jej rola ograniczała się do słuchaczki i być może dyskutantki. W liście do Heleny Savić (od 15 listopada 1900 roku żony Milivojea Savića) pisała:

 

Albert napisał artykuł z fizyki, który prawdopodobnie wkrótce zostanie opublikowany w „Annalen der Physik”. Możesz sobie wyobrazić, jaka jestem dumna z mojego ukochanego. Nie jest to taki zwykły artykuł, tylko bardzo ważny – dotyczy teorii cieczy. Wysłaliśmy kopię do Boltzmanna, gdyż chcielibyśmy wiedzieć, co on o tym myśli. Mam nadzieję, że nam odpisze[13].

Boltzmann nie odpisał, a artykuł Einstein z czasem uznał za mało znaczący. Pomimo pierwszego osiągnięcia naukowego nadal pozostawał bez pracy. Zmuszony przez rodzinę pojechał do Mediolanu. Miało to służyć rozdzieleniu kochanków.

Z listów można wnioskować, że im dłużej Albert nie widział Mitzy, tym bardziej szalał z miłości:

 

Bez Ciebie brakuje mi pewności siebie, przyjemności z pracy, przyjemności z życia – krótko mówiąc, bez Ciebie moje życie straciło swój sens[14].

 

Jakże mogłem przedtem żyć. […] Bez myśli o Tobie wolałbym umrzeć. […] Spośród wszystkich ludzi, Ty kochasz mnie najmocniej i najlepiej rozumiesz. […] Wieczorami myślę o tym, że [Ty] myślisz o mnie i całujesz w łóżku poduszkę. Wiem, jak to jest! […]. Moim szczęściem jest Twoje szczęście. […] Moje życie zyskuje prawdziwy sens tylko dzięki myślom o Tobie. […] Jak cudownie było ostatnim razem, gdy mogłem Cię obejmować, tak jak natura stworzyła[15].

 

W innym liście dodawał: Na zawsze pozostaniemy studentami i gówno będzie nas obchodził cały świat[16]. Niestety nie dane było im pozostać wiecznymi studentami. Mileva rozpoczęła przygotowania do ponownego podejścia do egzaminów końcowych i miała nadzieję, że uzyskanie dyplomu umożliwi jej przygotowanie rozprawy doktorskiej. Promotorem miał być profesor Heinrich Martin Weber (1842–1913). W marcu 1900 roku w liście do Heleny pisała:

 

Profesor Weber przyjął moją propozycję pracy dyplomowej i był z niej całkiem zadowolony. Szukam tematów dalszych badań, które będę musiała wykonać. E. [Albert] wybrał dla siebie bardzo interesujący temat[17].

 

Albert z kolei pisał:

 

Ja również cieszę się bardzo, że będziemy nad tym razem pracowali. Nie wolno Ci teraz przerywać Twoich badań – jakiż będę dumny, gdy moje małe kochanie zostanie już panią doktor, a ja wciąż będę zupełnie zwykłym człowiekiem![18]

 

Niestety współpraca nie układała się idealnie. Weber był autorytatywny i z czasem coraz mniej lubił zuchwałego Einsteina. Milevie dostawało się także. Wiosną następnego roku pisała:

 

Miałam kilka kłótni z Weberem, ale jestem już do tego przyzwyczajona[19]. Dzięki obawom Webera nie udało mi się jeszcze zdobyć doktoratu [pomimo ukończenia kursu]. Znosiłam zbyt wiele i w żadnym wypadku nie wrócę do niego ponownie[20].

 

Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że Mileva nie uzyskała dyplomu, gdyż Albert nie potrafił ukrywać niechęci do profesora Webera. Tymczasem życie Milevy uległo radykalnej zmianie.

W maju 1900 roku spędziła z Albertem piękne, romantyczne i namiętne wakacje nad jeziorem Como. Niebawem okazało się, że jest w ciąży. 28 maja Einstein w liście do ukochanej pisał: Jak się czujesz, kochana? Jak tam chłopiec? […] Jak tam nasz mały synek?[21]. Pomimo dolegliwości ciążowych Mileva starała się przygotować do egzaminu, który miała zdawać w lipcu. Niestety i tym razem się nie udało. Abraham Pais podkreśla: teraz, gdy już wiemy, że w tym czasie była w odmiennym stanie, tym bardziej winniśmy podziwiać jej odwagę i upór, by zdawać raz jeszcze[22]. Bez dyplomu, w ciąży, bez ukochanego przy sobie wróciła do Nowego Sadu. Musiała zmierzyć się sama z trudami ciąży i porzuconymi marzeniami o karierze naukowej. Co jednak najgorsze, była przekonana, że na zachodzie zostanie uznana za ladacznicę, która zrujnowała Albertowi życie, na wschodzie zaś za idiotkę[23]. Jesienią 1901 roku Einstein został prywatnym nauczycielem w Szafuzie nad Renem. Jednocześnie wiązał nadzieje z otrzymaniem posady w urzędzie patentowym w Bernie. Mileva czuła się osamotniona. W liście do Alberta pisała:

 

Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo samotna i opuszczona się czuję, na pewno byś przyjechał. […] Żebyś wiedział, jak bardzo chcę Cię znowu zobaczyć! Myślę o tobie całymi dniami, a jeszcze bardziej nocami[24].

 

W grudniu 1901 roku Albert pisał:

 

Wyczekuję naszej drogiej Lieserl [córeczki], ale po kryjomu (tak aby Doxerl się nie dowiedziała) wyobrażam sobie, że jest to Hanserl […]. Istnieje tylko kwestia, jak moglibyśmy przyjąć naszą Lieserl; nie chciałbym jej oddawać […][25].

 

Kiedy kilka dni później dowiedział się, że otrzymał pracę w Bernie, przyszło ukojenie i spokój. W listach do Mitzy pisał:

 

Zurych, 30 kwietnia 1901 roku

Mój kochany kotku,

[…] Sama się przekonasz, jaki pogodny i radosny się stałem. Dawno zapomniałem o wszystkich moich troskach. I tak bardzo Cię znowu kocham! To tylko z nerwów byłem tak niedobry dla Ciebie […] i tęsknię bardzo do chwili, kiedy znowu Cię ujrzę. […]

Całuję Cię z dna mojego serca.

Twoje kochanie[26]

 

Winterthur, 9 maja 1901 roku

Kochany kotku,

[…] Gdybym tylko mógł przekazać Ci chociaż cząstkę własnego szczęścia, abyś już na zawsze była wolna od smutku i melancholii. […]

Najlepsze życzenia i całusy dla Ciebie.

Albert[27]

 

W styczniu 1902 roku otrzymał wiadomość, że został ojcem. Poród był długi i ciężki. Córeczce Mileva nadała imię Lieserl. Einstein pisał do ukochanej:

 

Berno, 4 lutego 1902 roku

Moje najdroższe kochanie,

Biedne, najdroższe kochanie; co musiałaś wycierpieć, jeśli nie możesz nawet samodzielnie do mnie napisać! Szkoda, że nasza droga Lieserl musi zostać przedstawiona światu w ten sposób! Mam nadzieję, że do czasu nadejścia mojego listu będziesz zdrowsza i weselsza. […] Więc faktycznie jest dziewczynka. Czy jest zdrowa i płacze jak trzeba? Jakiego koloru ma oczka? Skąd bierzesz mleko? Czy dużo je? Musi być kompletnie łysa. Kocham ją bardzo, a przecież nawet nie wiem, jak wygląda. […] Chętnie sam zmajstrowałbym taką Lieserl, to musi być fascynujące! Z pewnością umie już płakać, lecz śmiać nauczy się dopiero później. Jest w tym pewna głęboka prawda. […]

Dla Ciebie tysiące pocałunków od Twojej miłości,

Johnnie[28]

Albert Einstein na rok przed otrzymaniem Nagrody Nobla, 1920, domena publiczna

Niestety nie ma żadnych listów świadczących o tym, że Einstein widział swoją córkę. Trudno domniemywać, czy o istnieniu dziecka wiedziała także rodzina i najbliżsi przyjaciele Einsteina. Wprawdzie jego matka 20 lutego 1902 roku pisała: tej Marič zawdzięczam najgorsze chwile mojego życia; gdyby to leżało w mojej mocy, zrobiłabym wszystko, aby zniknęła z naszego horyzontu[29], ale nie ma pewności, że odnosi się tym samym do narodzin wnuczki. Nie wiadomo też nic pewnego o losie dziecka. Michele Zackheim w swojej książce o Lieserl twierdzi, że była niepełnosprawna fizycznie i zamieszkała z rodziną Milevy. Według niej prawdopodobnie zmarła na szkarlatynę we wrześniu 1903 roku[30]. Z kolei wieloletni badacz życia Einsteina Robert Schulmann wysunął hipotezę, że Lieserl adoptowała Helena Savić. Nadano jej imię Zorka i miała żyć aż do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W rzeczywistości Saviciowie mieli niewidomą od wczesnego dzieciństwa córkę o takim imieniu, która zmarła w 1992 roku. Jednakże wnuk Heleny, a siostrzeniec Zorki doktor Milan Popović, odrzucił możliwość, że była to Lieserl, i twierdził, że to dziecko zmarło we wrześniu 1903 roku. W swojej książce napisał: wysunięta teoria, jakoby moja babcia adoptowała Lieserl, jest pozbawiona jakichkolwiek podstaw, gdyż zostało to dokładnie sprawdzone w historii mojej rodziny[31]. Znajduje to potwierdzenie w korespondencji Milevy i Alberta. W sierpniu 1903 roku Mileva pojechała do Nowego Sadu, gdyż została poinformowana, że Lieserl zachorowała na szkarlatynę. Z podróży wysłała kartę Albertowi: Podróż upływa szybko, ale jest ciężka. Nie czuję się dobrze. Co porabiasz, mój Jonzile? Napisz do mnie prędko. Twoja biedna Laleczka[32]. Złe samopoczucie Milevy wynikało z tego, że była ponownie w ciąży. Albert odpisał:

 

Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało z Lieserl. Szkarlatyna pozostawia często trwałe ślady. Jak Lieserl została zarejestrowana urzędowo? Musimy bardzo uważać, bo inaczej dziecko będzie miało problemy w przyszłości[33].

Mileva i Albert Einsteinowie, ok. 1905, domena publiczna

10 października 1902 roku zmarł ojciec Alberta. Krótko przed śmiercią wyraził zgodę na ślub syna z Milevą[34]. 6 stycznia 1903 roku Einstein dotrzymał słowa i ożenił się z Mitzą. Ślub cywilny odbył się w Bernie w towarzystwie najbliższych przyjaciół. Rok później, 14 maja 1904 roku, Mileva urodziła syna Hansa Alberta. W liście do Heleny pisała, żeby przyjechała do Berna, gdyż chciała jej pokazać moje małe kochanie, które też ma na imię Albert. Nie umiem wyrazić, ile daje mi radości, gdy śmieje się po przebudzeniu albo fika nóżkami w kąpieli[35]. Ojciec Milevy przyjechał zobaczyć wnuka i zaoferował zięciowi pokaźną sumę pieniędzy. Einstein jednak ich nie przyjął, argumentując:

 

Nie poślubiłem twojej córki dla pieniędzy, ale dlatego, że ją kocham, potrzebuję jej, ponieważ oboje jesteśmy jednością. Wszystko, co zrobiłem i osiągnąłem, zawdzięczam Milevie. Jest moim genialnym źródłem inspiracji, moim aniołem ochronnym przeciwko pokusom w życiu, a tym bardziej w nauce. Bez niej nie rozpocząłbym pracy, nie mówiąc już o jej zakończeniu[36].

_______

[1] R. Highfield, P. Carter, Prywatne życie Alberta Einsteina, op. cit., s. 67.

[2] P. Michelmore, Einstein: Profile of the Man, Dodd, Mead and Company, New York 1962, s. 36.

[3] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 59.

[4] R. Highfield, P. Carter, Prywatne życie Alberta Einsteina, op. cit., s. 76.

[5] Ibidem, s. 77.

[6] Ibidem, s. 79.

[7] Ibidem, s. 80.

[8] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 67.

[9] Ibidem, s. 69.

[10] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, Prószyński i S-ka, Warszawa 2005, s. 24.

[11] Ibidem, s. 24.

[12] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 71.

[13] M. Popović, In Albertʼs Shadow, op. cit., s. 70.

[14] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 26.

[15] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, op. cit., s. 24.

[16] D. Overbye, Zakochany Einstein, op. cit., s. 72.

[17] M. Popović, In Albertʼs Shadow, op. cit., s. 60.

[18] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 32.

[19] M. Popović, In Albertʼs Shadow, op. cit., s. 76.

[20] Ibidem, s. 78.

[21] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 54.

[22] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, op. cit., s. 25.

[23] D. Overbye, Zakochany Einstein, op. cit., s. 127.

[24] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 86.

[25] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, op. cit., s. 25.

[26] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 46.

[27] Ibidem, s. 51.

[28] J. Renn, R. Schulmann, Albert Einstein/Mileva Marić, op. cit., s. 73.

[29] A. Pais, Tu żył Albert Einstein, op. cit., s. 25.

[30] M. Zackheim, Einsteinʼs Daughter: The Search for Lieserl, Riverhead Hardcover, New York 1999.

[31] M. Popović, In Albertʼs Shadow, op. cit., s. 11.

[32] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 98.

[33] Ibidem, s. 98.

[34] A. Pais, Pan Bóg jest wyrafinowany… Nauka i życie Alberta Einsteina, Prószyński i S-ka, Warszawa 2001, s. 61.

[35] W. Isaacson, Einstein, op. cit., s. 100.

[36] D. Trbuhović-Gjurić, Im Schatten Albert Einsteins, op. cit., s. 76.

46. rocznica śmierci profesor Alicji Dorabialskiej

/  Tomasz Pospieszny  /

Opublikowano 7 sierpnia 2021 r.

 

 

Nie zwalczymy prawa natury. Możemy sobie jedynie — jako przestrogę — przypomnieć piękne słowa wypowiedziane ongiś przez Aleksandra Świętochowskiego: „Niech rzesze ludzkie będą uczone przez tych, którzy je kochają, a nie gnane przez tych, którzy nimi rządzić pragną”.

Alicja Dorabialska

W szary wieczór październikowy 1897 roku w Sosnowcu, w domu przy ulicy zwanej Czystą, prawdopodobnie dlatego, że była przeraźliwie brudna – narodziła się dziewczynka. Była okrutnie mała i bardzo wrzeszczała. To JA! Stworzonko nie było entuzjastycznie przez świat witane. Matka chciała mieć syna. Dopiero ojciec musiał jej wytłumaczyć, że „przecież i z córki można mieć jakąś pociechęˮ.

Tak opisała swoje narodziny jedna z najważniejszych postaci polskiej fizyki i chemii – Alicja Dorabialska. Pomimo – jak sama wspominała – wątłego zdrowia po urodzeniu okazała się bardzo silna i ciekawa świata. Dziewczynka była naprawdę wyjątkowa. Jej starsza o dwa lata siostra Lilka była dla małej Alicji wyrocznią. Nauczyła ją chodzić, mówić, czytać w wieku czterech lat i co ważniejsze śpiewać. Podobno jako jedenastomiesięczne dziecko śpiewała w wózku krakowiaka. W 1908 roku rodzina powiększyła się o brata panien Dorabialskich Stefana.

Ojciec Alicji Tomasz Dorabialski był urzędnikiem pocztowym. Jej matka Helena z Kamińskich– córka powstańca – bardzo dbała aby cały dom był pełen tradycji powstańczych. Alicja najpierw uczyła się w domu, a później w latach 1908–1913 uczęszczała do Szkoły Handlowej Żeńskiej. W 1913 roku wspólnie z matką wyjechała do Warszawy. Było to podyktowane faktem, że matura zdawana w stolicy znacznie ułatwi jej wstęp na studia. Przyjazd do Warszawy łączył się z wielką radością, gdyż Alicja mogła przebywać w towarzystwie Lilki, która już uczyła się w klasie fortepianu. W stolicy poza intensywną nauką Alicja poświęciła się działalności społecznej czego wyraźmy obrazem było współtworzenie przez nią tajnego skautingu. Po roku nauki i ukończeniu klasy VII w Siedmioklasowej Szkole Handlowej pani Teodory Raczkowskiej w Warszawie przyszła uczona uzyskała świadectwo dojrzałości. Ponieważ od początku nauki zdradzała intensywne zainteresowanie naukami ścisłymi, a w szczególności chemią, rozpoczęła studia w Towarzystwie Kursów Naukowych w Warszawie. Współpracowało ono z Towarzystwem Naukowym Warszawskim, przy którym istniała pracownia radiologiczna kierowała z Paryża przez Marię Skłodowską-Curie. Niestety wybuch pierwszej wojny światowej pokrzyżował plany Dorabialskiej. W 1915 roku cała rodzina przeprowadziła się do Moskwy, gdzie do 1918 roku Alicja kontynuowała studia na wydziale fizyko-chemicznym Wyższego Kursu Żeńskiego.

Alicja Dorabialska, b.d., [za:] http://zchf.ch.pw.edu.pl/files/historia_zchf.pdf, s. 15.
W wieku osiemnastu lat poznała w domu przyjaciółki profesora Wojciecha Świętosławskiego, z którym natychmiast podjęła polemikę, bowiem uważał on, że kobiety nie są zdolne do pracy naukowej. Alicja miała mu wówczas powiedzieć – Jeszcze w życiu pana znajdzie się kobieta, która dowiedzie, że kobiety mogą pracować naukowo! Nie mogła wiedzieć, że tą kobietą będzie ona. W maju 1918 roku Dorabialska wróciła do Warszawy, gdzie została asystentką profesora Świętosławskiego, który objął Katedrę Chemii Fizycznej na politechnice. Ich współpraca trwała szesnaście lat. Poza pracą naukową i dydaktyczną Dorabialska intensywnie działała społecznie m. in. w Lidze Akademickiej Obrony Państwa, Klubie Gazeciarzy, Straży Kresowej. Doskonaliła także swój warsztat wokalny uczęszczając na prywatne lekcje śpiewu. W 1922 roku Dorabialska uzyskała na Uniwersytecie Warszawskim tytuł doktora filozofii za pracę Badania termochemiczne nad stereoizomerią ketoksymów, którą wykonywała pod kierunkiem profesora Wiktora Lampego.W 1925 roku ziściło się jedno z największych marzeń Dorabialskiej. Z okazji położenia kamienia węgielnego pod budowę Instytutu Radowego do Warszawy przyjechała Maria Skłodowska-Curie. Obie panie spotkały się na bankiecie wydanym na cześć noblistki przez Polskie Towarzystwo Chemiczne. Wielka uczona zaprosiła wówczas do Paryża Dorabialską. Zmieniło to jej życie. W Paryżu została bliską współpracowniczką Madame Curie. Czasem odprowadzała ją do domu, przemywała także palce poparzone radem. Później była jedną z najważniejszych uczennic Marii działającą w Polsce. Zawsze podkreślała niezależność swojej mistrzyni mówiąc przecież to Maria, a nie Becquerel wpadła na pomysł aby zbadać promieniowanie ze starych preparatów uranowych z muzeum mineralogicznego. To ona stwierdziła, że niektóre preparaty wykazują silniejsze promieniowanie niż czysty uran. To ona samodzielnie wysunęła koncepcję, że muszą tam być inne promieniotwórcze pierwiastki. To ona w oparciu o doświadczenia zdobyte podczas zajęć w Towarzystwie Kursów Naukowych przeprowadziła własnoręcznie rozdział blendy smolistej na frakcje zawierające polon i rad. Marii i Piotrowi Curie Dorabialska poświeciła niewielką, ale bardzo urokliwą książeczkę. Kiedy spędziła rok 1931/1932 na Uniwersytecie Karola w Pradze koledzy nazywali ją pieszczotliwie „żaczkiem pani Curie”.W 1928 roku Dorabialska habilitowała się na Politechnice Warszawskiej w dziedzinie chemii fizycznej, a w 1934 roku uzyskała tytuł profesora nadzwyczajnego oraz nominację na kierownika Katedry Chemii Fizycznej Politechniki Lwowskiej. Została tym samym pierwszą kobietą profesorem Politechniki Lwowskiej. Wielu mężczyzn profesorów uważało, że kobiety na tym stanowisku doprowadzi do obniżenia poziomu i powagi uczelni. Po latach uczona wspominała:Na jakimś przyjęciu w Belwederze ówczesny minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Wacław Jędrzejewicz zwrócił się do marszałka: Panie Marszałku? Mamy kłopot. Kandydatką na katedrę Chemii Fizycznej na Politechnice Lwowskiej jest kobieta, Alicja Dorabialska. No to co? huknął marszałek. Niech się baba pokaże! Tak, ale jest jeszcze drugi szkopuł. Ona podpisała protest brzeski. No to co? Ma baba charakter! Więc pan Marszałek nie ma nic przeciwko temu, aby pan prezydent podpisał nominację? Oczywiście!
Delegacja Politechniki Lwowskiej przed uroczystością wręczenia Orderu Odrodzenia Polski Politechnice Lwowskiej i profesorowi Kazimierzowi Bartlowi na Zamku Królewskim w Warszawie; pierwsza z lewej profesor Alicja Dorabialska, 13 lutego 1937, NAC, sygn. 1-N-3209-1

Wybuch drugiej wojny światowej zastała uczoną wraz z rodziną w domku letniskowym w Wołominie pod Warszawą. Alicja zdecydowała się powrócić do Lwowa. Jej pociąg został trafiony pociskami. Uczona była w jednym z dalszych wagonów i nic jej się nie stało. W maju 1940 roku ogłoszono repatriację obywateli polskich z miasta, Dorabialska z niej skorzystała, co uratowało jej życie, bowiem, gdy Niemcy weszli w maju 1941 roku do Lwowa rozstrzelali wszystkich profesorów pod zarzutem współpracy z bolszewikami. Czas wojny uczona wraz z matką i Lilką spędziła w Warszawie. Była niezwykłą kobietą – w tajemnicy przed najbliższymi ukrywała w mieszkaniu Żydówkę, a także nauczała w tajnych kompletach. Przed wybuchem Powstania Warszawskiego spadła na uczoną wielka tragedia – w lipcu 1944 roku zmarła jej ukochana siostra. W powstaniu Dorabialska nie walczyła, ale opatrywała rannych, zdobywała leki i żywność.

Po wojnie Dorabialska otrzymała od rektora nowo powstałej Politechniki Łódzkiej profesora Bohdana Stefanowskiego propozycję objęcia katedry chemii. Wspólnie z profesorem Osmanem Achmatowiczem zajęła się organizacją Wydziału Chemicznego. Została powołana na dziekanem Wydziału Chemii. Była świetnym pedagogiem. Studenci nazywali ją „mamą”. Była odważna i niezależna. Kiedy ministerstwo wysłało do profesorów ankietę, w której zapytywało w jakim stopniu w swoich wykładach uwzględniają idee marksizmu-leninizmu, Alicja Dorabialska odpisała – Uprzejmie zawiadamiam, że nie znany jest jakikolwiek wkład tych panów do chemii fizycznej.

Profesor Alicja Dorabialska ze studentami, 1966, [za:] „Eliksir”, nr 2, 2015, s. 7.
We wrześniu 1968 roku uczona przeszła na emeryturę. Jednak nadal żywo interesowała się życiem wydziału. Do jej dziedzictwa należy zaliczyć kierowaną prze nią Katedrę Chemii Fizycznej, gdzie utworzono ośrodki mikrokalorymetrii i radiochemii. Pozostała zawsze wierna ślubowaniu, które złożyła na Politechnice Lwowskiej – Nie dla marnego zysku ani pustej sławy. W 1972 roku napisała autobiografię pt. Jeszcze jedno życie. Całe honorarium, które otrzymała za książkę przeznaczyła na ufundowanie tablicy na warszawskich Powązkach poświęconej pamięci chemików, którzy zginęli na Wschodzie.Uczona cieszyła się uznaniem i szacunkiem. Została odznaczona Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Otrzymała także nagrodę pisma naukowego „Problemy” za szczególną popularyzację wiedzy chemicznej.Zmarła 7 sierpnia 1975 roku w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat. Została pochowana obok siostry i rodziców na warszawskich Powązkach. Na jej pomniku wyryto napis: Ja nie umarłam – ja żyję z wami. Zalecana Literatura.

  1. A. Dorabialska, Jeszcze jedno życie, Fundacja Badań Radiacyjnych, Łódź, 1998.
  2. H. Bem, Profesor Alicja Dorabialska (1897–1978), Chemik, nr 12, tom 69, 2015, ss 873–874.
  3. J. Puchalska, Polki, które zadziwiły świat, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2016, ss 176–207.
  4. S. Weinsberg-Tekel, Alicja Dorabialska: Polish Chemist, [w]: A Devotion to Their Science: Pioneer Women of Radioactivity, red.: M. F. Rayner-Cnaham, G. W. Rayner-Canham, McGill-Queen’s University Press, Québec, 1997, ss 92-96.

 

98. rocznica urodzin Stephanie Kwolek

Opublikowano 31 lipca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny   /

Stephanie Louise Kwolek była amerykańską chemiczką polskiego pochodzenia, która kierując zespołem naukowców doprowadziła do wynalezienia kevlaru – niezwykle wytrzymałego i ważnego w przemyśle polimeru.

Rodzicami przyszłej uczonej byli John Kwolek i Nellie (Eleonora z domu Zajdel) Kwolek, którzy wyemigrowali z Polski będąc młodymi ludźmi.

Zdjęcie ślubne Eleonory i Jana Kwołków. Fotografia pochodzi z archiwum rodzinnego Jolanty Gibały

 

Zdjęcie ślubne Eleonory i Jana Kwolków w otoczeniu najbliższych. Fotografia pochodzi z archiwum rodzinnego Jolanty Gibały

 

W tym miejsc warto zwrócić uwagę na pewien często powtarzany błąd. W wielu artykułach poświęconych uczonej można znaleźć informację, że nazwisko jej ojca w spolszczonej formie brzmiało Chwołek czy Chwałek. Należy podkreślić, że jest to nieprawda. Według otrzymanej przeze mnie informacji od pani Jolanty Gibały, której dziadek Stanisław Kwolek był bratem Jana Kwolka – ojca Stefanii i jej brata Stanisława – w rodzinie nigdy nie pojawił się zapis nazwiska Chwałek. Pani Gibała wyjaśniła, że ich rodzina (łącznie z ojcem Stephanie) pochodzi z małej miejscowości Kombornia na Podkarpaciu. W przesłanej autorowi korespondencji pani Gibała napisała:

W parafialnych księgach doszukaliśmy się naszego przodka ur. w 1769 roku – Szymon Kwolek, który 22.11.1791 roku poślubił Reginę (z d. Inglot). Nigdzie nie doszukaliśmy się zapisu Chwałek. W Komborni, naszej rodzinnej miejscowości, trudno doszukać się takiego nazwiska.

Mam nadzieję, że informacje umieszczone w felietonie pozwolą przyszłym badaczom życia uczonej uniknąć błędów.

Nellie Kwolek, ok. 1920, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

Stephanie urodziła się 31 lipca 1923 roku na przedmieściach Pittsburgha w New Kensington w Pensylwanii. Jej ojciec będący z zamiłowania przyrodnikiem uczył córkę poznawania świata. Z kolei matka pracująca jako krawcowa rozbudziła w córce zainteresowanie projektowaniem ubiorów. Niezwykłe dzieciństwo skończyło się, gdy Stephanie skończyła dziesięć lat, bowiem wtedy zmarł jej ojciec.

Stephanie Kwolek w wieku 3 lat, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

W 1946 ukończyła chemię na Margaret Morrison Carnegie College w Carnegie Mellon University w Pittsburghu. Jej marzeniem były studia medyczne. Niestety sytuacja materialna nie pozwoliła Stephanie na wymarzone studia. Postanowiła więc dorobić jako chemik w firmie DuPont (istnieje od 1802 roku, dziś jeden z największych koncernów chemicznych na świecie). Do jej obowiązków należało badanie związków chemicznych wykorzystywanych w produkcji różnego rodzaju włókien tworzących nowe tkaniny. Od początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku Kwolek pracowała nad otrzymaniem lekkiego, ale bardzo wytrzymałego materiału. Uczona prowadziła wówczas badania nad poli(p-fenylenotereftalamidem) i polibenzamidem. W wyniku eksperymentów w 1964 roku Kwolek otrzymała nowe włókna, które charakteryzowały się między innymi: dużą sztywnością i lekkością, odpornością na działanie związków chemicznych (za wyjątkiem mocnych kwasów i zasad), temperaturą użytkowania 160–210o C, a także dużą wytrzymałością właściwą – aż pięciokrotnie większą niż stal, dziesięciokrotnie niż aluminium i trzykrotnie niż włókna szklane. Ponadto nie przewodziły prądu, nie topiły się i nie były palne. Po latach uczona przyznała – Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że ten mały ciekły kryształ może się przekształcić w coś takiego. Dziś kevlar otrzymuje się w wyniku reakcji polikondensacji chlorków kwasów dikarboksylowych z aminami aromatycznymi np. z dichlorku kwasu tereftalowego i p-fenylodiaminy. Kevlar jest wykorzystywany w produkcji hełmów i kasków, kamizelek kuloodpornych, ognioodpornych rękawic, kombinezonów astronautycznych, kajaków czy telefonów komórkowych.

 

Stephanie Kwolek i Paul Morgan w trakcie demonstracji liny nylonowej, maj 1960, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

 

Stephanie Kwolek za wynalezienie kevlaru, a także lycry i spandexu otrzymała National Inventors Hall of Fame (1995), National Medal of Technology (1996), Perkin Medal (1997) czy Lemelson-MIT Prize (1999). Otrzymała także doktoraty honorowe Worcester Polytechnic Institute (1981), Clarkson University (1997) I Carnegie Mellon University (2001). Była autorką 28 patentów.

Paul Morgan, Herbert Blades i Stephanie Kwolek w laboratorium DuPont, styczeń 1977, Audiovisual Collections and Digital Initiatives Department, Hagley Museum and Library, Wilmington, DE 19807

W 1986 roku przeszła na emeryturę, ale nadal pozostała konsultantką naukową DuPont, National Research Council i National Academy of Sciences. Uczyła także licealistów chemii, działała na rzecz większego udziału kobiet w nauce. Jej pasją było ogrodnictwo i szycie. Uczona całe swoje życie zawodowe poświęciła pracy nad włóknami sztucznymi. Nigdy nie wyszła za mąż, w 1969 roku zmarła jej matka. Kwolek straciła wówczas jedyną najbliższą sobie osobę.

Stephanie Kwolek zmarła 18 czerwca 2014 roku w wieku dziewięćdziesięciu lat w szpitalu Wilmington, w stanie Delaware.

 

Autor składa serdeczne podziękowanie Pani Jolancie Gibale za informacje dotyczące nazwiska rodowego uczonej oraz udostępnione fotografie z archiwum rodzinnego.

„W poszukiwaniu fundamentalnej zasady świata” — książka Sébastiena Fritscha

 

 

Z przyjemnością dzielimy się z Państwem informacją o najnowszej książce naszego przyjaciela z Lyonu Sébastiena Fritscha poświęconej postaci Ernesta Rutherforda — przyjaciela Marii Skłodowskiej-Curie i mentora wielu kobiet w nauce, w tym m.in. Harriet Brooks.

Na naszą prośbę Autor napisał kilka słów o swojej powieści i inspiracji Marią Skłodowską-Curie i Ernestem Rutherfordem. Zapraszamy do lektury.

Polecamy także serdecznie portal internetowy Sébastiena Fritscha dedykowany książce.

***

„Chercher le principe meme du monde” („W poszukiwaniu fundamentalnej zasady świata”) to fabularyzowana biografia Ernesta Rutherforda, czołowego fizyka początku XX wieku.

Pozostaje znacznie mniej znany niż Maria Skłodowska-Curie, z którą dzielił zaszczyt rozpoczęcia eksploracji świata promieniotwórczości. Te dwie wielkie osobistości świata nauki spotkały się po raz pierwszy 25 czerwca 1903 r., tego samego dnia, w którym Maria Skłodowska-Curie obroniła swoją pracę doktorską. Przez całe życie łączyła ich solidna naukowa przyjaźń, oparta na wzajemnym szacunku i podziwie.

W roku 2021, w który przypada 150. rocznica urodzin Ernesta Rutherforda, chciałbym uwidocznić tego genialnego naukowca, który był człowiekiem konsekwentnie zmierzającym do prawdy. Dlatego właśnie dzień jego urodzin, 30 sierpnia, został symbolicznie wybrany na publikację pierwszej części biografii. Ten tom, obejmujący okres od 1896 do 1907 roku, odpowiada jego wczesnym badaniom w Cambridge i bardzo owocnym latom spędzonym w Montrealu.

Moja książka może zainteresować nauczycieli fizyki czy historii, ale także każdego, kto chciałby cofnąć się w czasie w towarzystwie wielkich naukowców i poznać wyzwania, którym udało się im sprostać.

Oczywiście, ta „epopeja naukowa” pozostaje przede wszystkim powieścią, ponieważ chciałam, aby była jak najbardziej przystępna, z żywymi dialogami, realistycznymi portretami i scenami, a także wiernym oddaniem epoki i miejsc.

Swoją pracę oparłem jednak na obszernej dokumentacji, w tym na licznych biografiach Marii Skłodowskiej-Curie i jej korespondencji. Ponadto skrupulatnie przestrzegałem chronologii, zarówno ewolucji wiedzy jak i kontrowersji dotyczących interpretacji zjawisk promieniotwórczych.

Zarówno eksperci, jak i entuzjaści nauki będą mogli znaleźć coś dla siebie i zainspirować się przykładem tych mężczyzn i kobiet nauki, którzy poświęcili swoje życie próbom wyjaśnienia samej zasady świata.

Sébastien Fritsch

101. rocznica urodzin Rosalind Franklin

Zaktualizowano 25 lipca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny  /

Jaka jest korzyść z wykonywania tej całej pracy, jeśli nie czerpiemy z niej radości?

(Rosalind Franklin)

Rosalind Franklin, 1946, National Portrait Gallery, sygn. NPGx 76928
Rosalind Franklin, 1946, National Portrait Gallery, sygn. NPGx 76928

Historia odkrycia struktury kwasu deoksyrybonukleinowego (DNA) wiąże się nierozerwalnie z nazwiskami Jamesa D. Watsona (ur. 1928) i Francisca Cricka (1916–2004). Mało kto wie, że ich praca nie byłaby możliwa bez wyników eksperymentalnych, które otrzymała jedna z najwybitniejszych krystalografów angielskich Rosalind Elsie Franklin. To właśnie dzięki jej przenikliwości umysłu i precyzyjnym badaniom poznaliśmy nie tylko tajemnicę życia związaną z DNA, ale także strukturę kwasu rybonukleinowego (RNA) czy wirusów.

 

 

***

 

Rosalind w wieku 3 lat, ok. 1923, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Przyszła uczona urodziła się 25 lipca 1920 roku w Londynie w zamożnej i wpływowej rodzinie żydowskiej. Ojciec Rosalind, Ellis Arthur Franklin (1894–1964), wykładał w miejskim College’u dla chłopców elektryczność, magnetyzm, a także historię Wielkiej Wojny. Matka, Muriel Frances Waley (1894–1976), była raczej skupiona na prowadzeniu domu oraz wychowywaniu dzieci: najstarszego Davida oraz młodszych od Rosalind Colina, Rolanda i Jenifer. Ponieważ jej siostra była młodsza od Ros (uczona lubiła, aby tak ją nazywać, nie cierpiała zdrobnienia Rosy, którego używali jej koledzy z uniwersytetu) dziewięć lat wychowywała się ona głównie wśród braci. Przejęła od nich wiele cech między innymi zamiłowanie do rywalizacji, sportu czy fotografii. Warto zauważyć, że członkowie rodziny Franklinów byli zaangażowani politycznie, np. jej wuj Herbert Samuel był ministrem spraw wewnętrznych w 1916 roku i pierwszym praktykującym Żydem, który był członkiem w brytyjskim gabinecie. Franklinowie angażowali się społecznie i byli wrażliwi na ludzkie nieszczęście. Podczas drugiej wojny światowej pomagali znaleźć mieszkanie oraz pracę dla żydowskich uchodźców z kontynentu, którzy uciekli przed nazistami. Sami zaopiekowali się dwójką żydowskich dzieci i zapewnili im schronienie we własnym domu.

 

12-letnia Rosalind z rodzeństwem, ok. 1923, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Od wczesnego dzieciństwa Franklin wykazywała wyjątkowe zdolności do nauki. Fascynował ją świat i zjawiska przyrodnicze. Będąc na spacerze z rodzicami ciągle zadawała pytania. Kiedy rodzice zaprowadzili ją do biblioteki odkryła świat nauki, który zafascynował ją bez reszty. Mając sześć lat rozpoczęła naukę w prywatnej szkole dziennej w zachodnim Londynie w Norland Place School. Jej ciotka Helen Bentwich w iście do męża pisała: Rosalind jest niezwykle mądra – cały czas dla własnej przyjemności rozwiązuje zadania z arytmetyki niezmiennie otrzymując prawidłowe wyniki. Od wczesnych lat wykazywała wątpliwości względem religii. Już jako mała dziewczynka pytała matkę: W każdym razie, skąd wiesz, że On [Bóg] nie jest Nią?

Nie skupiała jednak całej uwagi na nauce. Zafascynowała się sportem zwłaszcza krykietem i hokejem. W wieku dziewięciu lat przyjęto ją do szkoły z internatem Lindwood School for Young Ladies w Sussex. Było to spowodowane także częstymi kłopotami zdrowotnymi dziewczynki. Zmiana klimatu miała sprzyjać poprawie zdrowia. W gruncie rzeczy przyszła uczona nauczyła się ignorować ból i choroby. Dwa lata później przeniosła się do szkoły dla dziewcząt w St. Paul w zachodnim Londynie. Była to jedna z nielicznych szkół dla dziewcząt w Londynie, w której nauczano fizyki i chemii. Nie trudno odgadnąć, że była najlepsza z nauk ścisłych, ale przodowała także w studiowaniu łaciny, niemieckiego, francuskiego oraz w sporcie. Ros była frankofilką i przez całe życie rozwijała swoje pasje związane z kulturą i językiem francuskim. Uważała francuski styl życia za znacznie lepszy od angielskiego. W liście do matki napisała: Jestem pewna, że zawsze będę mogła szczęśliwie wędrować po Francji, kocham [tych] ludzi, [ich] kraj i jedzenie.

Jej jedyną słabą stroną była muzyka. Nauczyciel tego przedmiotu uważał nawet, że może ona mieć jakieś kłopoty ze słuchem spowodowane infekcjami migdałków. W 1938 roku z wyróżnieniem zdała maturę i zdobyła stypendium uniwersyteckie. Na prośbę ojca przekazała je uzdolnionemu uczniowi uchodźcy. Jak się wydaje pieniądze w jej życiu nigdy nie odgrywały większej roli. Utrzymywała się ze skromnego stypendium, a później pensji i nigdy nie pozwalała ojcu, aby jej pomagał finansowo. Była świetnym organizatorem. Podróżując po Europie czy Stanach Zjednoczonych zawsze wybierała trzecią klasę komunikacji publicznej.

Rosalind w schronisku podczas wędrówki po Alpach, fot. Vittorio Luzzati, ok. 1949, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Po maturze Franklin rozpoczęła naukę w Newnham College w Cambridge, gdzie studiowała chemię w Natural Sciences Tripos. Tutaj poznała i zaprzyjaźniła się ze specjalistą z zakresu spektroskopii Billem Price’m (1909–1993). Jego prace okazały się później bezcenne w udowodnieniu tworzenia wiązań wodorowych pomiędzy parami zasad azotowych w DNA. Rosalind była niezwykle pilną studentką, osiągającą bardzo dobre wyniki w nauce. Miała spore szanse na uzyskanie stypendium. Niestety utrudniły to skomplikowane relacje z późniejszym laureatem Nagrody Nobla z chemii profesorem Ronaldem Norrishem (1897–1978). Norrish był uparty, apodyktyczny i niezwykle wrażliwy na krytykę, nie podzielał też entuzjazmu Franklin względem równouprawnienia kobiet w nauce i spowalniał realizację ambicji naukowych wyjątkowo zdolnej studentki. Sytuacja stawała się napięta i bardzo niemiła dla młodej uczonej. W 1941 roku Franklin z wyróżnieniem zdała egzaminy końcowe, które jednocześnie przyjęto jako licencjat (w Cambridge przyznawano kobietom licencjaty i magisterium od 1947 roku; wcześniejszym absolwentkom przyznano je z mocą wsteczną). Franklin zrezygnowała z dalszej pracy w laboratorium Norrisha i zatrudniła się jako asystentka w brytyjskim Stowarzyszeniu Badań nad Wykorzystywaniem Węgla (BCURA). Jej badania polegały głównie na określeniu mikrostruktury rożnych próbek węgla. Uczona badała porowatość węgla za pomocą helu, aby określić jego gęstość. Odkryła związek pomiędzy drobnymi przewężeniami w porach węgla i przepuszczalnością porowatej przestrzeni. Jej prace przyczyniły się między innymi w przemyśle paliwowym, a także w produkcji masek gazowych. Badania te stały się podstawą pracy doktorskiej Franklin pt. Chemia fizyczna stałych koloidów organicznych ze szczególnym uwzględnieniem węgla, którą obroniła w 1945 roku. Jeden z jej profesorów powiedział, że jej praca wprowadziła porządek w dziedzinie, która wcześniej była w chaosie. Wyniki uzyskanych prac zostały publikowane w pięciu artykułach, które wciąż są regularnie cytowane.

Franklin w trakcie wspinaczki w Norwegii, ok. 1940, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine. Rosalind uwielbiała podróże. Wakacje spędzała zazwyczaj zwiedzając Europę.
W czasie wojny Franklin poznała Adrienne Weill, byłą studentkę Marii Skłodowskiej-Curie. Weill wywarła ogromny wpływ na życie Rosalind pomagając jej między innymi w znajomości francuskiego. W tym czasie uczona wraz ze swoją kuzynką Irene zgłosiła się na ochotnika do patrolowania okolic narażonych na naloty.

Po drugiej wojnie światowej Franklin w liście do Weill pisała: Jeśli usłyszysz o kimkolwiek potrzebującym usług chemika fizycznego, który niewiele wie o chemii fizycznej, ale dość dużo o dziurach w węglu, powiadom mnie jak najszybciej. Dzięki pomocy przyjaciółki otrzymała posadę w Paryżu w Narodowym Centrum Naukowo-Technicznym (CNRS). To właśnie tutaj Rosalind Franklin nauczyła się praktycznych aspektów zastosowania krystalografii rentgenowskiej do badania substancji amorficznych. Technika ta stosowana była z dużym powodzeniem przy badaniu związków organicznych. Początkowo zastosowała tę metodę do badania grafitu (odmiany alotropowej węgla). Po czterech latach pracy w laboratorium w Paryżu otrzymała upragnione stypendium i zgodę odpowiednich władz, po czym przeniosła się do King’s College w Londynie. W styczniu 1951 roku wróciła do Londynu i na prośbę Sir Johna Randalla (1905–1984), dyrektora King’s College rozpoczęła badania nad DNA.

DNA jako cząsteczka fascynował uczonych od dawna. Pobudzał do intelektualnej przygody, każdego kto marzył o międzynarodowej sławie w świecie chemii czy biologii. DNA został wyizolowany przez szwajcarskiego lekarza Friedricha Mieschera (1844–1895) w 1869 roku. W 1878 Albrecht Kossel (1853–1927) wyizolował niebiałkowy składnik, a następnie wyizolował pięć podstawowych zasad azotowych (puryny – adeninę i guaninę oraz pirymidyny – cytozynę, tyminę i uracyl). W 1909 roku Phoebus Levene (1869–1940) zidentyfikował nukleotydową jednostkę składającą się z zasady azotowej, cukru (deoksyrybozy w DNA lub rybozy w RNA) i fosforanowej. Zasugerował on, że DNA składa się z szeregu czterech jednostek nukleotydowych połączonych ze sobą grupami fosforanowymi. W 1937 roku William Astbury (1898–1961) opracował pierwsze dyfraktogramy rentgenowskie, które wykazały, że DNA ma strukturę regularną. Nikt jednak nie wiedział jaką DNA ma konkretnie budowę. W latach 1951–1953 Erwin Chargaff (1905–2002) ogłosił tzw. reguły Chargaffa, w myśl których ilość zasad pirymidynowych jest równa ilości zasad purynowych. Ponadto ilość adeniny jest równa ilości tyminy, ilość guaniny jest równa ilości cytozyny.

Franklin w trakcie letniej podróży po Toskanii, fot. Vittorio Luzzati, ok. 1950, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Maurice Wilkins, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
Randall poprosił Franklin, aby zajęła się badaniem DNA, mimo iż wiedział, że problemem tym zajmuje się Maurice Wilkins (1916–2004). Historycy nauki wskazują, że antagonizmy pomiędzy Wilkinsem i Franklin wynikały z nieporozumienia i niedopatrzenia Randalla, który nie poinformował żadnej z zainteresowanych stron o pracach nad DNA. Uczona wraz ze swoim doktorantem Raymondem Goslingiem (1926–2015) użyła nowej lampy rentgenowskiej z precyzyjnym ogniskiem i mikrokamery zamówionej wcześniej przez Wilkinsa. Sama jednak niezwykle starannie dopracowała i dostosowała ją do swoich potrzeb. Kiedy Wilkins zapytał o technikę, Franklin miała mu odpowiedzieć zdawkowo i dość chłodno. Uczona była postrzegana jako silna, asertywna i niezależna kobieta. Wyrażała swoje poglądy stanowczo i konkretnie, przez co nie zawsze była lubiana. Jednak pod pozornym chłodem kryła się wrażliwa kobieta. Potrafiła także świetnie kierować grupą, czego dowodem są jej liczne zespołowe publikacje. Pomimo wszechobecnej dyskryminacji kobiet Franklin prowadziła badania w zakresie rentgenografii strukturalnej. W listopadzie 1951 roku uczona zanotowała:

Wyniki sugerują, że to struktura helikalna (która musi być bardzo ściśle upakowana) zawierająca 2, 3 lub 4 współosiowe łańcuchy kwasu nukleinowego na jednostkę helikalną i posiada w pobliżu grupy fosforanowe ulokowane na zewnątrz.

James Watson, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
Franklin wraz z Goslingiem szybko doszli do wniosku, że DNA istnieje w dwóch formach – przy dużej wilgotności włókna kwasu są długie i cienkie, zaś kiedy jest suchy włókna są krótkie i grube. Uczona nazwała je formami B i A. Konflikt pomiędzy stanowczą i dynamiczną Franklin oraz cichym i skromnym Wilkinsem narastał. James Watson wspominał:

Niemal od chwili pojawienia się jej w laboratorium obydwoje działali sobie na nerwy. Konflikt był tak poważny, że wymagał radykalnych rozwiązań – odejścia Rosy z laboratorium bądź przywołania jej do porządku.

W końcu Randall zdecydował, że Franklin skupi się na formie A-DNA, zaś Wilkins na formie B-DNA. Na sukcesy nie musiała długo czekać. Słynne dziś zdjęcie 51 wykonane prze Franklin uważane jest przez wielu za najpiękniejsze zdjęcie rentgenowskie jakie kiedykolwiek wykonano. W styczniu 1953 roku, po uprzednich wątpliwościach, Franklin doszła do wniosku, że obie formy DNA są strukturami helikalnymi. Wydaje się, że temat całkowicie pochłoną uczoną. Według opinii jej siostrzeńca Stephena zainteresowanie [uczonej] […] kwasami nukleinowymi zaczęło się wcześnie. Pod koniec 1939 roku, gdy Rosalind była dziewiętnastoletnią studentką w Newnham College w Cambridge, […] sporządziła w swoim skoroszycie szkic spekulacji o formie kwasu nukleinowego. Biografka Rosalind, Brenda Maddox […] odnotowała, że forma „przedstawia helikalną strukturę”, a uczona zanotowała: „Geometryczne podstawy dziedziczenia?”

Francis Crick, b.d., The Nobel Foundation Archive, [za:] https://www.nobelprize.org/prizes/medicine/1962/summary/
W styczniu 1953 roku Franklin zaczęła pisać serię artykułów. Wynika z tego jasno, że jej prace były gotowe wcześniej niż prace Jamesa D. Watsona i Francisca Cricka, którzy swój model budowali w oparciu o… fotografię wykonaną przez Franklin. Wilkins za pośrednictwem Maxa Perutz’a (1914–2002) i cichą zgodą się Williama Bragga (1890–1971) przekazał zdjęcie wykonane przez Franklin Watsonowi i Crickowi. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że dzięki zdjęciu wykonanym przez Franklin Watson i Crick zbudowali swój słynny model DNA. Watson wspominał – Kiedy tylko zobaczyłem to zdjęcie, szczęka mi opadła, a puls raptownie przyspieszył. Sam Wilkins po latach przyznał – Być może powinienem był poprosić Rosalind o zgodę. Cóż…

Do 28 lutego 1953 roku Watson i Crick uznali, że rozwiązali problem na tyle, że Crick w pubie publicznie stwierdził iż wraz z Watsonem znaleźli sekret życia. Watson i Crick zakończyli budowę swojego modelu 7 marca 1953 roku. Wyniki pracy opublikowali w prestiżowym Nature 25 kwietnia 1953 roku. Stephen Franklin twierdzi, że gdyby [Franklin] pozostała w King’s, nie ma wątpliwości, że […] poprawnie ukończyłaby analizę struktury w pierwszej połowie 1953 roku bez żadnego wkładu Cricka lub Watsona, oni zaś nie zrobiliby tego na początku 1953 roku bez pracy Rosalind.

Konflikt z Wilkinsem, zła atmosfera w pracy i brak akceptacji względem uczonej, spowodował, że pod koniec swojej kariery naukowej przeniosła się do Birkbeck College. Jej siostrzeniec wspominał, że Rosalind była tak niezadowolona z [pracy w] King’s College, że wynegocjowała przeniesienie do Birkbeck [College], innej uczelni na Uniwersytecie Londyńskim. Tam w ciszy i spokoju, z dala od niezdrowej konkurencji oddała się pracy związanej z wirusologią. Szczególnie zainteresowała się wirusem mozaiki tytoniowej.

Laboratorium Rosalind Franklin w Birkbeck College (sfotografowane krótko po jej śmierci). Mieściło się na piątym piętrze zniszczonej przez bomby XVIII-wiecznej kamienicy przy Torrington Square – w dawnych kwaterach dla służby. Aparatura rentgenowska znajdowała się w piwnicy, fot. John Finch, ok. 1958, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
Rosalind Franklin nigdy nie wyszła za mąż, zdaje się, że unikała bliższych kontaktów damsko-męskich. Była oddana pracy i nauce, chociaż podobno pod koniec życia się zakochała. James Watson w swojej książce pisał:

Zdecydowanie nie starała się podkreślać swej kobiecości. Choć miała dość ostre rysy, nie była zupełnie nieatrakcyjna, mogłaby się nawet podobać, gdyby wykazała choć niewielkie zainteresowanie kwestią swego wyglądu zewnętrznego. Nie poświęcała temu jednak najmniejszej uwagi. Nigdy nie używała kredki do ust, która mogłaby podkreślić czerń jej prostych włosów, a w 31. roku życia nosiła stroje odzwierciedlające całkowity brak fantazji właściwy młodej angielskiej intelektualistce.

Sądzę, że jej oddanie nauce wynikało jednak z przekonania, że nie można poświęcić się kilku sprawom jednocześnie. Kiedy jej koleżanka wróciła po porodzie do pracy Franklin powiedziała, że to nie w porządku w względem dziecka. Nie można robić źle dwóch rzeczy – powiedziała kiedyś.

Rosalind Franklin podczas pracy, ok. 1955, fotografia z Kolekcji Jennifer Glynn, [za:] U.S. Library of Medicine
W połowie 1956 roku, podczas podróży służbowej do Stanów Zjednoczonych uczona zaczęła odczuwać pewne fizyczne dolegliwości. W Nowym Jorku nabrzmiał jej brzuch tak bardzo, że miała trudność w zapięciu spódnicy. Po powrocie do Londynu poddała się badaniom. Okazało się, że ma dwa duże guzy w jamie brzusznej. Po operacji spędzała czas z przyjaciółmi, którzy wspierali ją w trudnej rekonwalescencji. Dużo czasu spędzała także z rodzicami. W trakcie leczenia nowotworu Franklin kontynuował pracę. W 1956 roku opublikowała siedem artykułów, a rok później kolejnych sześć. W sumie w ciągu czterech lat pracy w Birkbeck College Franklin była współautorką siedemnastu prac naukowych poświęconych wirusom. Trzy z nich ukazały się już po jej śmierci.

Choroba powróciła pod koniec 1957 roku. W styczniu 1958 roku wróciła do pracy. Niestety 30 marca poczuła się bardzo źle. Jej przyjaciółka Anne Sayre wspominała:

Walczyła ze śmiercią uparcie i z odwagą, planowała życie, kiedy plany były już kpiną. Umarła tak, jak żyła, z pasją do życia, z którego nigdy nie zrezygnowała. 16 kwietnia 1958 roku, w wieku trzydziestu siedmiu lat, Rosalind Franklin przegrała bitwę.

Przyczyną śmierci był zaawansowany rak jajnika z przerzutami. Została pochowana w 17 kwietnia 1958 roku.

***

Rok po jej śmierci Watson, Crick i Wilkins otrzymali Nagrodę Collinsa Warrena. Dwa lata po jej śmierci przyznano im Nagrodę Laskera. Cztery lata po jej śmierci otrzymali Nagrodę Nobla z medycyny. Podczas noblowskiego wykładu jedynie Wilkins wspomniał uczoną. Watson i Crick nie wspomnieli o Rosalind Franklin świadomie skazując ja na zapomnienie.

***

Wiara Rosalind Franklin w naukę i postęp były drogowskazem w jej życiu. W liście do ojca pisała: Nauka i życie codzienne nie mogą i nie powinny być rozdzielane. Nauka, dla mnie, daje częściowe wyjaśnienie życia… Nie akceptuję twojej definicji wiary, tj. wiary w życie po śmierci… Twoja wiara opiera się na przyszłości Twojej i innych jednostek, moja na przyszłości i losie naszych następców. Wydaje mi się, że Twoja jest bardziej samolubna… […] Nie widzę powodu, aby wierzyć, że twórca protoplazmy lub materii pierwotnej, jeśli taki istnieje, ma powody, by interesować się naszą nieistotną rasą w maleńkim zakątku wszechświata.

 

Zalecana literatura:

  1. B. Maddox, Rosalind Franklin: The Dark Lady of DNA, Harper Perennial, 2002.
  2. B. Maddox, The double helix and the ‘wronged heroine’, Nature, vol. 421, 2003, str. 407–408.
  3. J. Glynn, My Sister Rosalind Franklin, Oxford University Press, 2012.
  4. A. Sayre, Rosalind Franklin and DNA, W. W. Norton & Company 2000.
  5. S. Franklin, My aunt, the DNA pioneer, http://news.bbc.co.uk/2/hi/science/nature/2895681.stm
  6. J. Watson, Podwójna helisa. Historia odkrycia struktury DNA, Prószyński i S-ka, 1996.
  7. F. Crick, Szalona pogoń. W poszukiwaniu tajemnicy życia, Marabut, 1996.

93. rocznica urodzi Very Rubin

/   Tomasz Pospieszny   /

 

Vera Florence Cooper Rubin należy do grona najwybitniejszych uczonych, którzy nie zostali docenieni przez Szwedzką Akademię Nauk. Była amerykańską astrofizyczką, której badania nad szybkością rotacji galaktyk dały dowód na istnienie ciemnej materii. W „The New York Times” pisano, że jej prace dla współczesnej astronomii były początkiem zmian na skalę kopernikańską.

Vera (z prawej) i jej siostra Ruth z babcią, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera
Vera Rubin urodziła się 23 lipca 1928 roku w Filadelfii w Pensylwanii. Jej rodzice byli żydowskimi imigrantami — ojciec Philip Cooper miał Polskie korzenie (urodził się w Wilnie). Do czasu ślubu z Rose Applebaum pochodzącą z Mołdawii pracował jako inżynier w Bell Telephone. Vera miała dwie starsze siostry. Rodzina była mocno zżyta, a rodzice przywiązywali wagę do edukacji córek. W 1938 roku rodzina przeniosła się do Waszyngtonu. To właśnie tutaj dziesięcioletnia Vera po raz pierwszy zainteresowała się astronomią – z wielką fascynacją obserwowała nocne niebo. Moi rodzice byli bardzo, bardzo pomocni, poza tym, że nie lubili, gdy nie spałam całą noc – wspominała. Wspólnie z ojcem zbudowała pierwszy prymitywny teleskop, który umożliwiał jej oglądanie meteorytów. Po latach wspominała – Już wtedy bardziej interesowało mnie pytanie niż odpowiedź. Od wczesnych lat młodzieńczych byłam przekonana, że żyjemy w bardzo ciekawym świecie.

W 1944 roku ukończyła Coolidge Senior High School i nie słuchając nauczycieli, którzy radzili jej, aby wybrała studia artystyczne, podjęła studia licencjackie w Vassar College, na której kiedyś wykładała pierwsza kobieta astronom – Maria Mitchell. Cztery lata później, jako jedyna kobieta–absolwentka, otrzymała licencjat z astronomii. Postanowiła dalej kształcić się na Uniwersytecie w Princeton. Niestety jej podanie zostało odrzucone, gdyż… była kobietą!

 

Vera i Bob w dniu ślubu — 25 czerwca 1948 roku, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera

Latem 1947 roku rodzice przedstawili ją Robertowi (Bobowi) Rubinowi. Kształcił się na oficera marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych i studiował chemię na Uniwersytecie Cornell. Był od niej starszy o dwa lata. Rok później Vera poślubiła Roberta, który prowadził już badania na Uniwersytecie Harvarda. Właśnie ze względu na męża, nie zdecydowała się na podjęcie pracy na tym samym uniwersytecie. W końcu wybrała Uniwersytet Cornell. Co znamienne, prace badawcze prowadziła wychowując jednocześnie czworo dzieci: Davida (ur. 1950), Judith Young (1952–2014), Karla (ur. 1956) i Allan (ur. 1960). Cała czwórka poszła w ślady rodziców i wybrała karierę naukową. David i Allan zostali doktorami geologii, Judith astronomii, a Karl matematyki.

 

Vera Rubin w Parku Narodowym Rocky Mountain z dziećmi. Od lewej: Karl, Dave, Allan, Vera i Judy, 1961, z albumu rodzinnego Allana Rubina, [za:] https://whyy.org/segments/son-of-vera-rubin-reflects-on-her-life-and-impact/

W 1951 roku Rubin obroniła magisterium, w trakcie którego badała ruchy galaktyk. Wytłumaczyła wówczas, w jaki sposób galaktyki oddalają się od siebie. Jej mistrzami byli między innymi Hans Bethe i Richard Feynman. W wieku dwudziestu trzech lat rozpoczęła pracę nad rozprawą doktorską na Uniwersytecie Georgetown. Jej promotorem został George Gamow – wybitny fizyk jądrowy i kosmolog, autor hipotezy powstawania pierwiastków oraz doskonałego cyklu książek o Panu Tompkinsie. Rubin obroniła pracę doktorską w 1954 roku. Uczona wykazała w niej, że galaktyki skupiały się razem tworząc gromady, a nie były losowo rozmieszczane we Wszechświecie, co było wówczas dość kontrowersyjnym pomysłem.

Przez kolejne lata zajmowała różne stanowiska akademickie – była wykładowcą matematyki i fizyki w Montgomery College, asystentką astronoma, następnie ponownie wykładowcą i w końcu adiunktem na Uniwersytecie Georgetown. W 1963 roku rozpoczęła roczną współpracę z Geoffreyem i Margaret Burbidge’ami, podczas której dokonała pierwszych obserwacji rotacji galaktyk przy użyciu 82-calowego teleskopu w Obserwatorium McDonald.

 

Vera Rubin w Obserwatorium Lowell przy teleskopie Flagstaff, obok niej w kasku Kent Ford – jej długoletni współpracownik, 1965, z albumu rodzinnego Allana Rubina, [za:] https://whyy.org/segments/son-of-vera-rubin-reflects-on-her-life-and-impact/

Vera chcąc uniknąć kontrowersyjnych dziedzin astronomii, obejmujących między innymi badania nad kwazarami i ruchem galaktycznym, skupiła się na rotacji i zewnętrznych obszarach galaktyk. Wraz z Kentem Fordem z Carnegie Institution w Waszyngtonie zaczęła mierzyć prędkość gwiazd na obrzeżach Wielkiej Mgławicy Andromedy. Uczeni uważali, że tak jak planety w Układzie Słonecznym gwiazdy bardziej oddalone od masywnego centrum poruszają się wolniej. Z zaskoczeniem odkryli, że prędkość bliższych i dalszych gwiazd jest taka sama. Rubin zmierzyła dodatkowo krzywe rotacji ponad dwustu innych galaktyk. Za każdym razem wyniki pomiarów były takie same. Doprowadziło to uczoną do dwóch wniosków – albo prawo grawitacji nie działa, albo galaktyki są otoczone tzw. ciemną materią. Gwiazdy muszą być zatem przyciąganie przez coś, co ma ogromną masę i jest bardzo rozległe, a czego nie widać w teleskopach. Jej pierwsze publikacje z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia zostały przyjęte z niedowierzaniem (podobnie jak magisterium i doktorat). Dopiero w latach osiemdziesiątych astrofizycy musieli przyznać jej rację – w galaktykach istnieje nieznana materia, która nie emituje i nie pochłania światła oraz ma masę aż dziesięć razy większą niż łącznie wszystkie gwiazdy widoczne w teleskopach. Dziś wiadomo, że ciemna materia stanowi dziewięćdziesiąt procent materii Wszechświata i jest wykrywana przez wywoływane efekty grawitacyjne. W 1999 roku laureat Nagrody Nobla z fizyki amerykański astrofizyk Saul Perlmutter powiedział – Wszechświat zrobiony jest głównie z ciemnej materii i ciemnej energii i nie wiemy, czym jest każda z nich. Sama uczona w 2000 roku wyjaśniła – W galaktyce spiralnej, stosunek ciemnej do jasnej materii wynosi jeden do dziesięciu. To prawdopodobnie taki sam stosunek jak naszej ignorancji do wiedzy. Wyszliśmy już co prawda z przedszkola, ale jesteśmy dopiero w trzeciej klasie.

 

Wielka Galaktyka Andromedy (M31), fot. M. Nyklewicz / Astro Niki, [za:] https://www.crazynauka.pl/wielka-galaktyka-andromedy-sam-mozesz-zrobic-takie-zdjecie/

Rubin była Żydówką, jednak nie widziała konfliktu pomiędzy nauką, a religią. W udzielonym kiedyś wywiadzie powiedziała – W moim życiu nauka i religia są oddzielone. Jestem Żydówką, więc religia jest dla mnie rodzajem kodeksu moralnego i rodzajem historii. Staram się prowadzić naukę w sposób moralny i uważam, że najlepiej byłoby, gdyby nauka była postrzegana jako coś, co pomaga nam zrozumieć naszą rolę we Wszechświecie.

Vera Rubin, fot. M. Godfrey, [za:] https://dtm.carnegiescience.edu/remembering-vera
Uczona otrzymała wiele prestiżowych nagród, między innymi: Henry Norris Russell Lectureship Prize (1994), Złoty Medal Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego (1996), Bruce Medal (2003), Medal Jamesa Craiga Watsona (2004). Przyznano jej także doktoraty honorowe Harvard University, Yale University, Smith College, Grinnell College i … Princeton University. Jej imieniem została nazwana planetoida (5726) Rubin.

Vera Rubin zmarła w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat w nocy 25 grudnia 2016 roku w wyniku powikłań związanych z demencją. Przeżyła męża o osiem lat. Prezes Carnegie Institution, gdzie wykonywała większość swoich badań, nazwał ją skarbem narodowym.

 

 

W 2011 roku powiedziała — Moje życie było ciekawą podróżą. Zostałam astronomką, ponieważ nie wyobrażałam sobie życia na Ziemi bez próby zrozumienia, jak działa Wszechświat. I nie ulega wątpliwości, że Vera Rubin zrozumiała.

 

Literatura zalecana:

[1] K. Jepsen, Vera Rubin, Giant of Astronomy, „Symmetry”, 01–07–2020.

[2] V. Rubin, Bright Galaxies, Dark Matters. Masters of Modern Physics, Woodbury, New York City: Springer Verlag/AIP Press,1997.

[3] A. Lightman, R. Brawer, Origins: The Lives and Worlds of Modern Cosmologists, Harvard University Press (1992).

[4] P. Frances (ed.), Encyklopedia Wszechświata. Astronomia, Planety, Galaktyki, Mapy nieba, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006.

[5] D. Filkin, Wszechświat Stephana Hawkinga. Opisanie Kosmosu, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1998.

 

Róża — w 87. rocznicę śmierci Marii Skłodowskiej-Curie

Opublikowano 4 lipca 2021 r.

Rok 1934 był ostatnim w życiu Marii Skłodowskiej-Curie. Kilka lat wcześniej – być może kierowana dziwnym przeczuciem nadchodzącego kresu – uczona napisała:

Kiedy mi mówią o »moich wspaniałych pracach«, wydaje mi się, jakbym już umarła, jak gdybym siebie samą widziała na marach i wydaje mi się, iż usługi, które im mogę jeszcze oddać, nic ich nie obchodzą. Że byłoby im znaczne wygodniej mnie chwalić, gdybym nie żyła.

 

Maria Skłodowska-Curie. Był to ulubiony portret Maniusi Skłodowskiej, córki Józefa Skłodowskiego, brata Marii. Dzięki uprzejmości dr. inż. Piotra Chrząstowskiego.

Jednak jak zawsze starała się żyć intensywnie. Intensywnie na ile mogła. Wstawała przed ósmą rano, zjadała w śniadanie, zakładała kapelusz, płaszcz, brała swoją starą teczkę wychodziła przed kamienicę i czekała na samochód. Nadal pracowała eksperymentalnie, chociaż z coraz większą trudnością, prowadziła wykłady z fizyki i kierowała katedrą fizyki na Sorbonie. Przygotowywała materiały do książki i publikacji. Stan zdrowia zaczynał jednak się pogarszać. Doskwierało jej permanentne zmęczenie, reumatyzm nękający ramię, bezustanne szumy w uszach, kłopoty ze wzrokiem. Już w 1920 roku w liście do siostry Bronisławy Dłuskiej pisała:

Osobiste moje kłopoty przedstawiają się tak przede wszystkim, że źle jest z moimi oczami. Oczy są bardzo osłabione i radziłam się co do nich lekarza, prawdopodobnie nie wiele można im dopomóc. Co do uszu, to dokucza mi szum prawie nieustanny, a przynajmniej bardzo częsty – nieraz bardzo silny. Bardzo mnie niepokoją te objawy, bo mi to może prace utrudnić, a może i uniemożliwić. Może być, że jest jaki związek z radem, ale niepodobna mieć o tym opinię. Tylko proszę Cię, nie mów o tym nikomu.

Prawdopodobnie przez kłopoty ze wzrokiem poślizgnęła się i upadła w laboratorium w wyniku czego złamała nadgarstek. W grudniu 1933 roku zaczęła narzekać na bóle brzucha. Szczegółowe badania wykazały, że ma duży kamień w woreczku żółciowym. Maria nie zgodziła się jednak na operację lecz zastosowała drakońską dietę. Wkrótce jednak poczuła się na tyle dobrze, że pojechała do Ireny i Fryderyka Joliot-Curie przebywających w Sabaudii. Po latach Irena wspominała:

W 1934 r. kilka miesięcy przed śmiercią matka pojechała z nami na sporty zimowe do Notre Dame de Bellecombe. Mój mąż, nasza siedmioletnia wówczas córeczka i ja jeździliśmy na nartach. Matka ślizgała się ze mną i z moją córeczką i chodziła na rakietach śnieżnych. Pamiętam, że pewnego wieczoru z niepokojem oczekiwałam jej powrotu. Wróciła już po zmroku z dalekiego spaceru do miejsca, z którego widać było Mont Blanc w zachodzącym słońcu.

Maria Skłodowska-Curie w towarzystwie Ireny, Fryderyka, Piotra Augera Georges’a Gricouroff’a i jego siostry, Notre-Dame de Bellecombe, 1934, [za:] „Korespondencja Marii Skłodowskiej-Curie z córką Ireną. 1905–1934 wybór”, PIW, Warszawa 1978.
19 lutego 1934 roku w liście do Ewy Maria pisała, że miała piękną pogodę w Notre-Dame de Bellecombe, ale nie mogła jeździć na nartach z powodu nieustannie bolącego nadgarstka. Na Wielkanoc przyjechała do Paryża Bronisława. Siostry razem spędziły wspólne pięć tygodni. Pojechały do Montpellier, aby odwiedzić Jakuba Curie. Kiedy się żegnały na dworcu nie sądziły, że widzą się po raz ostatni. 26 marca 1934 roku w liście do Ireny, Maria pisała o swojej ostatniej woli:

Sporządziłam tymczasowe oświadczenie na piśmie, mające ważność testamentu, co do grama radu, zapakowałam to razem z dokumentami z Ameryki i czerwonym atramentem napisałam na wierzchu pakiecika, co zawiera. Wszystko razem znajduje się w szafce w pokoju bawialnym, pod szufladkami zamykanymi na klucz, tam gdzie jest teczka z ważnymi listami, którą wręczył mi Fred.

Cztery dni później, Irena odpisała matce w nieco żartobliwym tonie:

Mimo dokumentu sporządzonego w odniesieniu do radu mam nadzieję, że nie będziesz się czuła zwolniona z obowiązku zachowania ostrożności i jeździła samochodem po drogach wijących się zbyt dużymi zygzakami, pod pretekstem, że przejeżdżasz przez Masyw Centralny, Pireneje lub Alpy Nadmorskie.

Rękopis „Testamentu Radowego” Marii Skłodowskiej-Curie, [za:] „Marie Curie. Une femme dans son siecle”, Paris 2017, s. 228
Maria nie zwalniała tempa pracy. Miała plany zawodowe i osobiste. 8 maja napisała do Broni, że odczuwa potrzebę posiadania domu z ogrodem i gorąco pragnę, aby ten projekt doszedł do skutku. Kosztorys udało się obniżyć, odpowiednio do moich środków materialnych, wkrótce więc będzie można kłaść fundamenty. Nie doczekała jednak budowy nowego domu.

W maju 1934 roku Maria była ostatni raz w laboratorium. Mam gorączkę, wrócę do domu powiedziała. Przechodząc przez ogród, który sama zaprojektowała i o który od lat dbała zobaczyła chorą różę. Jerzy ten krzak jest wyraźnie chory, trzeba się nim teraz zająć! […] Jerzy, proszę zaopiekować się tą różą… – poprosiła ogrodnika.

Niestety sama Maria również była już poważnie chora. Temperatura ciała była podwyższona i wciąż się utrzymywała. Miała nieustanne dreszcze. Lekarze zdiagnozowali grypę, później bronchit. Zaproponowali, aby wyjechała do sanatorium. Wraz z Ewą Maria odbyła długą, ostatnią podróż do Sancellemoz. Podczas podróży snuła plany związane z Instytutem Radowym w Paryżu i w Warszawie. Mówiła, że ostatnie odkrycie Ireny i Freda zapewne przyniesie im Nagrodę Nobla. W Sancellemoz została jeszcze raz gruntownie przebadana. Zalecono nowe terapie, zaaplikowano leki. Z nikłym uśmiechem mówiła – Może być, że się trudzimy całkiem niepotrzebnie… W końcu lekarze znaleźli prawdziwą przyczynę osłabienia Madame Curie – anemia złośliwa o przebiegu piorunującym. Ewa nigdy nie okazała słabości przy matce i nie dała poznać po sobie, że wie iż to koniec. Płakała na korytarzu. W listach do rodziny w Polsce regularnie opisywała stan zdrowia matki. 6 czerwca informowała Józefa Skłodowskiego, że jest źle, że matka cierpi na jakąś chorobę z gorączką, dreszczami i bólem głowy. Brat chciał przyjechać do siostry w kolejnym tygodniu i rozpoczął starania o paszport i bilety. Jednakże w liście z 11 czerwca Ewa prosiła, aby jednak nie przyjeżdżał. Obawiała się, że obecność rodzeństwa uzmysłowi Marii, że odchodzi. Dziesięć dni później, 21 czerwca, prosiła Józefa i Bronkę, żeby przyjechali do Marii. Dłuska wyjechała 3 lipca, Skłodowski chciał wyjechać między 10 a 15 lipca. W ostatniej niemal chwili 2 lipca do sanatorium przyjechała Irena i Fred. Zawsze opanowana i spokojna starsza córka uczonej nie miała siły by patrzeć jak odchodzi jej ukochana matka.

Ewa wspominała, że Maria Skłodowska-Curie sama sprawdzała termometr i nie było możliwości, aby ją oszukać. 3 lipca 1934 roku temperatura nagle spadła. To nie lekarstwa mi pomogły, ale te góry – ta przestrzeń – powietrze – powiedziała do Ewy. Czasami szeptała: Paragrafy… tytuły rozdziałów… Wszystkie jednakowymi czcionkami… Myślałam nad tą książką. Kilka godzin przed śmiercią próbowała resztkami sił zamieszać herbatę i patrząc na łyżeczkę i pytała – Czy to jest z radu, czy z mezotoru? Później zdoła jeszcze zaprotestować przed zrobieniem zastrzyku – Nie chcę. Chcę, żeby zostawiono mnie w spokoju. Szeptem powiedziała kilka niezrozumiałych słów. W końcu o świcie, kiedy słońce wzeszło i rozświetliło pokój, znalazło cichutką postać na łóżku i rzuciło jasne błyski na jej głowę i twarz. Po raz ostatni słońce oświetliło twarz Wielkiej Uczonej. Maria Skłodowska-Curie odeszła o godzinie czwartej rano 4 lipca 1934 roku.

Ewa napisała:

Biało ubrana, z białymi włosami, z twarzą zastygłą w wyrazie powagi i męstwa, jak twarz bojownika z odkrytym wyniosłym czołem – jest w tej chwili najwyższym symbolem piękna i szlachetności.

Jej szorstkie, stwardniałe ręce, głęboko poparzone przez rad, straciły wreszcie zwykły tick nerwowy. Leżą, sztywno wyciągnięte na prześcieradle, w straszliwym bezruchu. Ręce, które tak pracowały.

Nazajutrz, 5 lipca świat dowiedział się o śmierci Madame Curie. Oficjalny komunikat głosił: Maria Curie zmarła w Sancellemoz dnia 4 lipca r. 1934, na skutek anemii złośliwej aplastycznej o przebiegu gwałtownym, gorączkowym. Szpik kostny nie zareagował prawdopodobnie dlatego, że zaszły w nim zmiany, spowodowane długoletnim wpływem promieni.

Hołd Jej pamięci składali naukowcy, pisarze, politycy, studenci.

Zjazd fizyków w Rzymie, od lewej: Robert Millikan, Maria Skłodowska-Curie, Arthur Compton, Guglielmo Marconi, Jean Perrin i Niels Bohr, 1931, [za:] https://www.insidescience.org/file/mariecurieotherscientistsjpg
Niels Bohr w liście do Ireny napisał:

Musi dla Pani być wielkim ukojeniem myśl o radości, jaką sprawiły Pani Curie wspaniałe odkrycia, których dokonaliście Państwo w ostatnich latach. Były one ukoronowaniem wielkiego dzieła jej życia.

Maria Skłodowska-Curie i Albert Einstein nad Jeziorem Genewskim, lipiec 1924, Domena publiczna

Albert Einstein powiedział:

Miałem to szczęście, że przez dwadzieścia lat łączyły mnie z panią Curie więzy wzniosłej i niczym niezmąconej przyjaźni. Podziwiałem coraz bardziej jej wielkość jako człowieka. Jej siła, czystość charakteru, surowość wymagań wobec siebie samej, obiektywizm, nieskazitelne poglądy, wszystkie te cechy były tak wysokiego gatunku, że rzadko spotyka się je razem, połączone u jednej osoby. Stale uważała, że jest w służbie społeczeństwa, a jej wyjątkowa skromność nie dopuszczała pochlebstw.

 

Prezydent RP Ignacy Mościcki sadzi pamiątkowe drzewo w ogrodzie Instytutu Radowego w Warszawie, 29 maja 1932, Narodowe Archiwum Cyfrowe sygn. 1–N–818–5

Prezydent RP Ignacy Mościcki w kondolencjach wysłanych Irenie Joliot-Curie napisał:

Polska traci w ś.p. Pani Curie-Skłodowskiej nie tylko uczoną, która imię swej ojczyzny wsławiła w całym świecie, ale i wielką obywatelkę, zawsze przez całe życie czujnie stojącą na straży interesów swojego narodu.

André Broca – jeden z studentów Marii – napisał: Myśl o tym, że wejdę do jej gabinetu i nie znajdę jej za stertą starannie poukładanych papierów, sprawiła, że płakałem jak dziecko. Inny student dodał: Jak wyobrazić sobie Instytut bez niej? I tę słynną klatkę schodową, gdzie tak rozmawiała z nami oparta o poręcz, z nieco pochylonym szerokim czołem i rękoma w ustawicznym ruchu. To w tym Instytucie […] pani Curie pierwszy raz odezwała się do mnie, z takim ciepłem i zrozumieniem […] Wydaje mi się, że nadal ją widzę w piwnicy, kiedy rozważa zalety kalorymetru; […] albo w czasie ostatniej Wigilii w laboratorium […], kiedy tak dużo rozmawialiśmy o przyszłości fizyki teoretycznej we Francji. Im więcej wspomnień ożywa w mej pamięci […], tym trudniej jest mi wyobrazić sobie bez niej ten budynek, w którym nadwerężała swe siły i zdrowie. I wydaje mi się, że kamienie i cegły się rozpadną.

Grób rodziny Curie na cmentarzu w Sceaux pod Paryżem, b.d., [za:] E. Curie, „Maria Curie”, Wydawnictwo J. Przeworskiego, Warszawa 1938.
W piątek, 6 lipca 1934 roku, w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół trumnę z ciałem Marii Skłodowskiej-Curie złożono w grobie na cmentarzu w Sceaux. Spoczęła obok Piotra Curie. Podczas ceremonii pogrzebowej nie przemawiano. Pochowano Ją tak jak żyła – cicho i skromnie. Bronia i Józef nie uzgadniając tego z sobą przywieźli z Polski garść ziemi, którą rzucili na trumnę siostry.

Maria Skłodowska-Curie na tarasie Instytutu Radowego w Paryżu, 1923, [za:] S. Quinn, „Życie Marii Curie”, Prószyński i S-ka., Warszawa 1997.
Pomnik Marii Skłodowskiej-Curie na Skarpie Warszawskiej, 2019, fot. Ewelina Wajs-Baryła

 

Róża posadzona przez Marię Skłodowską-Curie po dziś dzień rośnie przy Instytucie Radowym w Paryżu pod balkonem Laboratorium Curie…

Tomasz Pospieszny

145. rocznica urodzin Harriet Brooks

 

opublikowano 2 lipca 2021 r.

/   Tomasz Pospieszny   /

Współpracownik wielkiego Ernesta Rutherforda, a prywatnie szwagier Harriet Brooks, Arthur Stewart Eve napisał – Miss Brooks opublikowała kilka artykułów na temat różnych zjawisk radioaktywnych. Była ona jednym z najbardziej popularnych i pracowitych pracowników w początkowym okresie badania zjawiska [radioaktywności].

Harriet Brooks należy bez wątpienia do grona najwybitniejszych fizyczek jądrowych badającą przemiany jądrowe i radioaktywność. Współpracowała i uczyła się od najwybitniejszych uczonych epoki – Josepha Johna Thomsona, Ernesta Rutherforda i Maria Skłodowskiej-Curie. Rutherford bardzo wysoko cenił jej zdolności i talent. Uważał, że Brooks dorównuje zdolnościami i geniuszem Marii Curie. To właśnie dzięki niemu Brooks uważana jest za pierwszą kanadyjską uczoną zajmującą się fizyką jądrową. Uczona przeprowadziła serię eksperymentów mających na celu określenie charakteru radioaktywnych emisji z toru. Należy do pierwszych osób, które odkryły gaz szlachetny radon i próbowały określić jego masę atomową. Rutherford w 1901 roku opublikował wyniki wspólnej pracy z Brooks w „Natureˮ. W pracy napisał: W tych eksperymentach pomogła mi Miss H.T. Brooks, a wyniki wskazują, że emanacja z radu jest w rzeczywistości gazem radioaktywnym. Według wielu historyków nauki było to niezwykle ważne odkrycie. Odkrycie to miało kluczowe znaczenie dla postępu badań radioaktywnych. W tym czasie uważano, że pierwiastki promieniotwórcze zachowują swoją tożsamość podczas uwalniania promieniowania. Rozpoznanie gazu o niższej masie cząsteczkowej wskazywało, że nie może on być po prostu gazową formą toru. Ten właśnie wynik skłonił Rutherforda, wraz z Frederickiem Soddym, do późniejszego zrozumienia, że nastąpiła transmutacja jednego pierwiastka w drugi. Jednak istotny pionierski krok Brooks w odkryciu tego procesu był długo pomijany.

Uczona w laboratorium Rutherforda zaobserwowała tak zwane zjawisko odrzutu. Kiedy atomy radioaktywne wyrzucają z siebie promienie alfa, doznają odrzutu, tak jak działo armatnie po wystrzeleniu pocisku. Odrzucone atomy pozostają w preparacie i dalej ulegają przemianie alfa. Obserwacja Brooks została przeoczona, a efekt został odkryty na nowo cztery lata później przez Ottona Hahna i Lise Meitner.

W 1907 roku uczona wycofała się z życia naukowego i poświęciła się rodzinie. Harriet Brooks zmarła w otoczeniu najbliższych, w wieku pięćdziesięciu sześciu lat 17 kwietnia 1933 roku. Ernest Rutherford w „Natureˮ, napisał o niej: […] była kobietą o wielkim wdzięku i zdolnościach, była mile widzianą ozdobą każdego laboratorium badawczego i pozostawiła w nim wszystko, co wiązało się z jej żywym wrażeniem wspaniałej osobowości i charakteru.

 

Harriet Brooks jest jedną z bohaterek naszej wystawy  „Pasja & Geniusz”. Serdecznie zapraszamy do pobrania planszy poświęconej Harriet w formacie pdf. Wystarczy kliknąć w poniższy obrazek.

 

Recenzujemy — Emma Chapman „Pierwsze światło”

Opublikowano 30 czerwca 2001 r.

Wydawnictwo Muza przygotowało książkę autorstwa brytyjskiej fizyczki doktor Emmy Chapman pracującej w Towarzystwie Królewskim. Doktor Chapman jest członkinią Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego, stypendystką dwóch najbardziej prestiżowych stypendiów naukowych przyznawanych w Wielkiej Brytanii: Royal Society Dorothy Hodking oraz STFC Ernest Rutherford Fellowship. Nie mogło być lepszej reklamy dla recenzowanej książki.

W swojej książce Chapman doskonale tłumaczy problemy, które starają się rozwiązać astronomowie. Autorka bardzo umiejętnie wprowadza nas w świat astronomii. Opowiada o tym jak tworzyła się wiedza o gwiazdach, z czego są zbudowane i w jaki sposób można je klasyfikować. Przeprowadza nas przez wszystko to z czym najczęściej kojarzymy Wszechświat – jego początki, erę pierwszych gwiazd, czarną materię, czarne dziury, galaktyki… Co ciekawe Chapman omawia też w prosty sposób między innymi mechanizm zaćmienia Słońca, porusza zagadnienia związane ze światłem (Rysunek 4 na str. 31 byłby zdecydowanie lepszy, gdyby pokazano go w kolorze, tak jak w wersji oryginalnej), widmami gwiazd, prędkością światła, temperaturą gwiazd, klasyfikacją gwiazd. W książce pojawiają się wykresy i rysunki, które ułatwiają zrozumienie opowiadania Chapman. Na uwagę zasługuje opis pracy Cecilii Payne-Gaposchkin (o Uczonej pisaliśmy dla Państwa TUTAJ). Być może krótka opowieść o jej interesującym życiu i fascynującej pracy skłoni polskich wydawców do przetłumaczenia jej biografii lub autobiografii, co w moim odczuciu wypełniłoby od dawna brakującą lukę w polskiej bibliografii.

Z dużą przyjemnością oglądałem fotografie umieszczone w książce. Są one niewątpliwym smaczkiem tej interesującej pozycji. Jako chemik poczułem pewien niesmak patrząc na układ okresowy pierwiastków umieszczony na stronie 15. Ktoś niewtajemniczony może sądzić, że znajdują się w nim tylko metale. Autorka wprawdzie wyjaśnia, które pierwiastki są ważne z punktu widzenia astrofizyka (przede wszystkim gazy – wodór i hel), ale trudno zaakceptować jej stwierdzenie, że wszystkie pierwiastki poza wodorem i helem będę w tej książce nazywać metalami (s. 16).

Książa liczy 318 stron, podzielona została na wprowadzenie, 11 rozdziałów (w ich obrębie znajdują się podrozdziały, które ułatwiają zapoznawanie się z treścią książki), przypisy końcowe (sądzę, że brakuje dodatkowej, krótkiej listy kilku pozycji lub opracowań w języku polskim), podziękowania. Dodatkowo publikacja zawiera kolorową wklejkę i 26 rysunków umieszczonych w tekście.

Książa jest napisana w sposób prosty i zrozumiały. Często pomiędzy naukowy język autorka wplata anegdotki i dykteryjki, które sprawiają, że jej opowieść nabiera bardzo dużej lekkości. Sądzę, że każdy znajdzie w książce Chapman coś dla siebie. Autorka w niezwykle umiejętny sposób zabiera czytelników w podróż po Wszechświecie. Wspomnienia z tej podróży na długo pozostają w pamięci. Po lekturze jej książki z pewnością zupełnie inaczej będziemy spoglądali w cudownie piękne nocne Niebo.

 

Piękniejsza Strona Nauki dziękuje za egzemplarz recenzencki.

            Tomasz Pospieszny