Współpracownik wielkiego Ernesta Rutherforda, a prywatnie szwagier Harriet Brooks, Arthur Stewart Eve napisał – Miss Brooks opublikowała kilka artykułów na temat różnych zjawisk radioaktywnych. Była ona jednym z najbardziej popularnych i pracowitych pracowników w początkowym okresie badania zjawiska [radioaktywności].
Harriet Brooks należy bez wątpienia do grona najwybitniejszych fizyczek jądrowych badającą przemiany jądrowe i radioaktywność. Współpracowała i uczyła się od najwybitniejszych uczonych epoki – Josepha Johna Thomsona, Ernesta Rutherforda i Maria Skłodowskiej-Curie. Rutherford bardzo wysoko cenił jej zdolności i talent. Uważał, że Brooks dorównuje zdolnościami i geniuszem Marii Curie. To właśnie dzięki niemu Brooks uważana jest za pierwszą kanadyjską uczoną zajmującą się fizyką jądrową. Uczona przeprowadziła serię eksperymentów mających na celu określenie charakteru radioaktywnych emisji z toru. Należy do pierwszych osób, które odkryły gaz szlachetny radon i próbowały określić jego masę atomową. Rutherford w 1901 roku opublikował wyniki wspólnej pracy z Brooks w „Natureˮ. W pracy napisał: W tych eksperymentach pomogła mi Miss H.T. Brooks, a wyniki wskazują, że emanacja z radu jest w rzeczywistości gazem radioaktywnym. Według wielu historyków nauki było to niezwykle ważne odkrycie. Odkrycie to miało kluczowe znaczenie dla postępu badań radioaktywnych. W tym czasie uważano, że pierwiastki promieniotwórcze zachowują swoją tożsamość podczas uwalniania promieniowania. Rozpoznanie gazu o niższej masie cząsteczkowej wskazywało, że nie może on być po prostu gazową formą toru. Ten właśnie wynik skłonił Rutherforda, wraz z Frederickiem Soddym, do późniejszego zrozumienia, że nastąpiła transmutacja jednego pierwiastka w drugi. Jednak istotny pionierski krok Brooks w odkryciu tego procesu był długo pomijany.
Uczona w laboratorium Rutherforda zaobserwowała tak zwane zjawisko odrzutu. Kiedy atomy radioaktywne wyrzucają z siebie promienie alfa, doznają odrzutu, tak jak działo armatnie po wystrzeleniu pocisku. Odrzucone atomy pozostają w preparacie i dalej ulegają przemianie alfa. Obserwacja Brooks została przeoczona, a efekt został odkryty na nowo cztery lata później przez Ottona Hahna i Lise Meitner.
W 1907 roku uczona wycofała się z życia naukowego i poświęciła się rodzinie. Harriet Brooks zmarła w otoczeniu najbliższych, w wieku pięćdziesięciu sześciu lat 17 kwietnia 1933 roku. Ernest Rutherford w „Natureˮ, napisał o niej: […] była kobietą o wielkim wdzięku i zdolnościach, była mile widzianą ozdobą każdego laboratorium badawczego i pozostawiła w nim wszystko, co wiązało się z jej żywym wrażeniem wspaniałej osobowości i charakteru.
Harriet Brooks jest jedną z bohaterek naszej wystawy „Pasja & Geniusz”. Serdecznie zapraszamy do pobrania planszy poświęconej Harriet w formacie pdf. Wystarczy kliknąć w poniższy obrazek.
Kiedy mówimy o bakteriologii natychmiast przychodzą nam na myśl Ludwik Pasteur i Robert Koch. Pierwszy z nich jako pogromca wścieklizny, a drugi gruźlicy. Kiedy jednak zaczniemy się zastanawiać nad rolą kobiet, które odegrały istotną rolę w tworzeniu tej nauki trudno wymienić chociaż jedną. A warto pamiętać, że mocno rozpowszechnioną, osiągającą niemalże epidemiczne poziomy chorobę – błonicę ludzkość zwalczyła dzięki pracy Anny Wessels Williams. Uczona mówiła, że pragnie przeniknąć tajemnice życia, zrozumienia: co, dlaczego, kiedy, gdzie i jak. Ta cecha nasilała się z biegiem lat, aż w końcu stała się prawdziwą pasją. Ta pasja nie opuściła jej nigdy.
Anna Wessels Williams przyszła na świat 17 marca 1863 roku w Hackensack w New Jersey. Jej rodzicami byli Jane Van Saun i William Williams. Ojciec był nauczycielem w szkole prywatnej i to najprawdopodobniej on był wprowadził w świat nauki Annę. Dziewczynka była niezwykle ciekawa wszystkiego co ją otaczało. Fascynowała ją przyroda, w szczególności rośliny. Mając dwanaście lat po raz pierwszy w życiu zobaczyła mikroświat dokonując obserwacji pod mikroskopem szkolnym. Po ukończeniu publicznego liceum zapisała się do New Jersey State Normal School i wybrała studia związane z kierunkiem pedagogicznym. Po ukończeniu studiów w 1883 roku przez pewien czas pracowała w szkole.
Jej życie uległo gwałtownej zmianie w 1887 roku. Williams była świadkiem wydarzenia, na które nie miała wpływu, ponieważ nie posiadała wystarczającej wiedzy i doświadczenia. Młodsza siostra uczonej Millie urodziła martwe dziecko sama ledwo unikając śmierci. Anna uważała, że gdyby asystująca przy porodzie akuszerka posiadała większą wiedzę i umiejętności praktyczne można by uniknąć tragedii. Postanowiła zrezygnować z zawodu nauczycielki i podjąć studia medyczne. Zapisała się do Żeńskiego College’u Medycznego przy Nowojorskim Szpitalu dla Kobiet i Dzieci, gdzie wykładały między innymi lekarka i feministka, walcząca o prawa kobiet oraz zniesienie niewolnictwa – Elizabeth Blackwell i uważana za najwybitniejszą lekarkę swoich czasów, pierwsza kobieta, która otrzymała członkostwo amerykańskiej Akademii Medycyny – Mary Putnam Jacobi. Jacobi były niezwykle energiczna, błyskotliwa i bardzo wymagająca względem studentów. Jednocześnie potrafiła okazać zrozumienie i dawać Annie wsparcie i porady. Pomogła jej też w podjęciu kilku kluczowych decyzji. Williams wspominała, że jej mentorka często ujawniała naszą niewiedzę, ale w taki sposób, że nie byliśmy przygnębieni, ale zachęcani do jej zmniejszenia.
Anna ukończyła studia w 1891 roku i rozpoczęła karierę naukową. Otrzymała etat wykładowczyni patologii i higieny. W latach 1892–1893 doskonaliła swoje umiejętności na stażach zagranicznych, między innymi na uniwersytetach medycznych w Wiedniu, Heidelbergu, Lipsku i Dreźnie. Po latach wspominając początki swojej kariery napisała:
Zaczynałam karierę w sposób, który wcześniej praktycznie nie był obierany przez żadną kobietę. W owym czasie miałam ogromną wiarę w siłę każdej ludzkiej indywidualności, dla której wystarczająca była wola i umiejętności niezależnie od płci, rasy, religii czy jakiegokolwiek innego czynnika. Dlatego uważałam, że kobiety powinny mieć równe szanse z mężczyznami, aby bez żadnych przeszkód doskonalić własne zdolności.
W 1894 roku, po powrocie do Nowego Jorku, zgłosiła się na ochotnika do niedawno otwartego laboratorium diagnostycznego New York City Department of Health, gdzie pracowała przez kolejne trzydzieści dziewięć lat! Błonica osiągnęła wówczas poziom epidemiczny pośród dzieci pochodzących z biednych rodzin. Choroba ta przenosiła się drogą kropelkową. Jej pierwszymi objawami była podwyższona temperatura i dreszcze, ale szybko dochodziło do porażenia mięśni, zaburzeń pracy serca i układu nerwowego. W 1890 roku niemiecki bakteriolog Emil von Behring wraz z japońskim asystentem Shibasaburo Kitasato (który po latach określił czynnik zakaźny dżumy) opracował antytoksynę (potocznie „surowicę”, czyli substancję zawierającą przeciwciała) przeciwko błonicy i tężcowi. Został pierwszym laureatem Nagrody Nobla z medycyny. Komitet Noblowski w uzasadnieniu napisał, że dzięki [jego pracom] otwarta została nowa droga dla medycyny, a lekarze otrzymali ważną broń w walce przeciw chorobie i śmierci. Nic dziwnego, że zainteresowanie zwalczaniem chorób wywoływanych przez bakterie było głównym wyzwaniem i motywacją dla badaczy.
Williams rozpoczęła współpracę z dyrektorem Williamem Halockiem Parkiem. Zainteresowanie skierowała na szczep bakterii, który dawałby odpowiednio silną toksynę, co z kolei zapewniłoby efektywniejsze aktywowanie antytoksyny. Odpowiednia antytoksyna mogłaby być produkowana na skalę masową. Kiedy Park wyjechał na wakacje Anna wyizolowała i zidentyfikowała nowy szczep bakterii z łagodnego przypadku błonicy migdałków. Generował on toksynę pięćset razy silniejszą od stosowanej wcześniej. Szczep ten nazwano później Park-Williams nr 8. Odkrycie to okazało się kluczowe dla rozwoju skutecznej antytoksyny o wysokiej wydajności. W ciągu zaledwie roku antytoksyna znalazła się w masowej produkcji, a wydziały zdrowia publicznego rozdawały ją bezpłatnie lekarzom w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Wkrótce odkrycie uczonej przypisano Parkowi, a nazwę szczepu skrócono do Park nr 8. Williams nie oburzała się. Uważała, że odkrycia rzadko są dokonywane przez jedną osobę. Miała powiedzieć – To moje szczęście i honor być w tak szczególny sposób powiązaną z doktorem Parkiem. Zresztą należy podkreślić, że Park były skromnym i uczciwym kolegą. W 1939 roku zauważył – W pojedynkę niczego nie dokonałem.
Badania naukowe były dla Williams najważniejsze, zaś praca z pacjentami często ją rozczarowywała. Praca była często ekscytująca, ale przede wszystkim rozczarowująca i przygnębiająca. Spotkałam taką masę brudnych, lekkomyślnych i nieodpowiedzialnych ludzi, że doszłam do wniosku, że nie byli gotowi na to, co mogliśmy im dać – napisała we wspomnieniach.
W 1895 roku Williams została zatrudniona jako pracownik laboratorium, a rok później wyjechała do Paryża do Instytutu Pasteura, gdzie chciała prowadzić badania nad szkarlatyną. Zaskoczył ją jednak sposób pracy w Paryżu. Pracownicy instytutu pracowali w samotności, nie dzielili się swoim doświadczeniem ani spostrzeżeniami, nie prowadzono dyskusji nad zawiłymi problemami badawczymi. Mało tego nie użyczano sobie preparatów i sprzętu laboratoryjnego. Uczonej nie udało się powtórzyć sukcesu jaki przyniosły jej badania nad błonicą. Udało się jej z kolei zaangażować w badania nad wścieklizną. Po powrocie do Nowego Jorku prowadziła prace mające na celu poprawienie diagnostyki i zapobieganie tej chorobie. W 1898 roku wyniki jej badań umożliwiły wprowadzenie skutecznej szczepionki. Mimo to wielu pacjentów nadal umierało w męczarniach z powodu długiego (około dziesięciodniowego) okresu diagnostycznego. Anna zorientowała się, że wirus niszcząc układ nerwowy i mózg pozostawia właśnie w tych tkankach swój ślad. Rozpoczęła bardzo żmudne badania, wielokrotnie powtarzając eksperymenty, obserwacje i weryfikując wyniki.
Podobne badania prowadził na uniwersytecie w Pawii mikrobiolog i patolog Adelchi Negri, który niezależnie od Anny ogłosił wyniki swych prac. W 1904 roku opisał on powstawanie specyficznych komórek mózgowych powstających w wyniku wścieklizny. Dziś komórki te nazywa się ciałkami Negriego… Co ciekawe uczony uważał, że czynnikiem etiologicznym wścieklizny były pierwotniaki. Williams nie poddała się jednak i kontynuowała badania nad wściekłością. W 1905 roku opracowała test diagnostyczny, który dawał wyniki w ciągu kilku minut, a nie dni. Był on używany przez kolejne trzydzieści lat, kiedy to został ulepszony.
W 1905 roku uczona została mianowana na stanowisko pierwszego asystenta dyrektora laboratorium. Rozpoczęła i koordynowała prace badawcze nad chorobami wenerycznymi, ospą, zapaleniem opon mózgowych, zapaleniem płuc czy grypą. Badając infekcje oczu, w szczelności jaglicę, opracowała niezwykle dokładny test diagnostyczny, dzięki któremu uratowano wzrok wielu ludziom.
Podczas pierwszej wojny światowej Williams była jedną z niewielu kobiet pracujących nad identyfikacją patogenu odpowiedzialnego za pandemię grypy. Nie ograniczała się jednak do analizy próbek wysyłanych z frontu. We wrześniu 1918 roku wraz z Parkiem została wezwana do obozu wojskowego na Long Island w celu zbadania choroby na pierwszej linii frontu. We wspomnieniach pisała:
Nigdy nie zapomnę moich uczuć, kiedy uczestniczyłam w pierwszej sekcji zwłok. W większości przypadkach śmierć nastąpiła tak szybko, że nie pozostawiła śladów choroby na ciałach.
Wspólnie z Parkiem napisała dwie książki – w 1905 roku bardzo popularną „Mikroorganizmy chorobotwórcze, w tym bakterie i pierwotniaki: praktyczny podręcznik dla studentów, lekarzy i pracowników służby zdrowiaˮ oraz w 1929 roku „Kto jest kim wśród mikrobówˮ.
Poza nauką Williams uwielbiała latać samolotami wyczynowymi oraz prowadzić bardzo szybko samochody – o czym może świadczyć ogromna liczba zachowanych mandatów. Uczona lubiła ryzyko i szybowanie w przestworzach.
Nigdy nie wyszła za mąż, chociaż w młodości sporo o tym myślała. W dzienniku napisała: Małżeństwo! Oczywiście, że chcę związać się z tym jedynym –ale kto to jest? To jest pytanie.Jak mogę być pewna? W 1908 roku napisała, że prawdopodobnie jest to w dużej mierze moja wina [życie w samotności], ale nie wiem, czy całkowicie tego żałuję, biorąc pod uwagę życie, które muszę prowadzić. Kiedyś dodała, że wolała być raczej samotna niż szczęśliwa z powodu braku wiedzy.
W 1934 roku pomimo olbrzymich zasług dla bakteriologii światowej burmistrz Nowego Jorku zmusił ją do przejścia na emeryturę. Kolejne dwadzieścia lat Williams mieszkała ze swoją siostrą w Westwood, New Jersey, gdzie zmarła w 1954 roku w wieku dziewięćdziesięciu lat. Jej współpracownik William Hallock Park zmarł piętnaście lat wcześniej, w 1939 roku w Nowym Jorku.
Anna Wessels Williams pomimo ogromnych zasług pozostaje zapomniana i nieznana. Nieliczni tylko specjaliści pamiętają o jej wielkim naukowym dziele. Sądzę, że jest jednym z najważniejszych bakteriologów na świecie, o którym warto pamiętać.
Literatura zalecana:
[1] John Barry, Anna Wessels Williams, MD: Infectious Disease Pioneer and Public Health Advocate, American Association of Immunologists (AAI). Retrieved 28 July 2018.
[2] Anna Wessels Williams, Autobiography, Chapter 22, str. 27–34, 1935. quod.lib.umich.edu. Retrieved 2019-10-24. Courtesy of: 79-M182-81-M157, Carton 2, Harvard University, The Radcliffe Institute for Advanced Study, Schlesinger Library, Cambridge.
[3] Regina Morantz-Sanchez, Sympathy and science: women physicians in American medicine, The University of North Carolina Press, Chapel Hill & London 2000.
[4] Rachel Swaby, Upór i przekora. 52 kobiety, które zmieniły naukę i świat, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2017.
[5] Martha J. Bailey, Bibliographical sketches of significant contributions of women in science from historical accounts through 1900, American Women In Science: A Biographical Dictionary, Santa Barbara, California, ABC-CLIO, 1994.
[6] Marilyn Bailey Ogilvie, Women in Science: Antiquity Through the Nineteenth Century: A Biographical Dictionary with Annotated Bibliography, Cambridge, MA, MIT Press, 1986.
[7] Hans Zinsser, William Hallock Park, 1863-1939, Journal of Bacteriology, 1939, 38 (1): str.1–3.
Trudno sobie wyobrazić szpitale bez pielęgniarek. Personelu stojącego zazwyczaj za lekarzem, a mającego ogromną wiedzę, doświadczenie i oddanie względem pacjenta. To one wykonują zastrzyki, podają leki, zmieniają kroplówki. Znają imiona pacjentów, słuchając ich opowiadań często też wiedzą czym się zajmowali, kto ich odwiedza. Pielęgniarki były i są niezwykle ważne w przywracaniu do zdrowia i życia tych, którzy z całkowitą ufnością oddają się ich opiece. Trudno sobie wyobrazić, że współczesne pielęgniarstwo stworzyła właściwie jedna kobieta – Florence Nightingle. Oto jej niezwykła historia, która w dobie epidemii staje się żywą i wciąż aktualną.
Florence Nightingale przyszła na świat 12 maja 1820 roku w dobrze sytuowanej angielskiej rodzinie we Florencji w Toskanii we Włoszech. Rodzice nadali jej imię właśnie na cześć miasta, w którym się urodziła. Zresztą był to chyba niepisany zwyczaj, bowiem jej starsza o rok siostra Frances Parthenope otrzymała imię dla uczczenia Parthenope, greckiej osady będącej dziś częścią Neapolu. Obie dziewczynki były owocem długiej podróży poślubnej rodziców po Europie. Rok po urodzeniu Florence rodzina powróciła do Anglii. Można śmiało stwierdzić, że jej pochodzenie nie zapowiadało, a nawet powodowało nieprawdopodobnym, żeby w przyszłości miała oddać swoje życie ubogim i cierpiącym.
Jej rodzicami byli Frances („Fanny”) Nightingale z domu Smith i William Edward Nightingale, urodzony jako William Edward Shore. Jego matka, Mary z domu Evans, była siostrzenicą Petera Nightingaleʼa, dzięki czemu William odziedziczył posiadłość w Lea Hurst i przyjął nazwisko oraz herb Nightingale. Rodzice nigdy nie żałowali czasu i pieniędzy na edukację córek. Warto zauważyć, że William sam kształcił córki. Uczył je języków obcych, historii i matematyki. Latem, które cała rodzina spędzała w Londynie dziewczynki często towarzyszyły rodzicom podczas najważniejszych wydarzeń towarzyskich. Jednak to, co Florence pociągało najbardziej, była nauka – zwłaszcza matematyka. Nie powinno też dziwić, że po ojcu odziedziczyła poglądy liberalno-humanitarne.
Lata 1837–1839 były bardzo intensywne w życiu rodziny Florence. Cała rodzina udała się w podróż po Europie. Był to wówczas bardzo popularny element kształcenia kulturowego młodych dam. Florence ta podróż otworzyła umysł i serce na potrzeby innych. Odwiedzając różne kraje notowała w swoim dzienniku statystyki dotyczące populacji czy liczby szpitali. To właśnie wtedy zdała sobie sprawę, że chce poświęcić życie pielęgniarstwu. Jako doskonała partia – bogata dziewczyna z wyższej sfery i bywalczyni balów – szybko znalazła się w kręgu zainteresowań młodych kawalerów. Zdała sobie jednak sprawę, że życie nie powinno być zwieńczone zamążpójściem i ciągłym bywaniem na salonach. W wieku siedemnastu lat poczuła silne pragnienie poświęcenia życia służbie innym. W pamiętniku napisała: Przemówił do mnie Bóg i powołał do swojej służby. Kiedy powiedziała o swoim powołaniu rodzicom wprawiła ich nie tyle w osłupienie, co w przerażenie! Szczególnie źle tą informację zniosły jej matka i siostra, które nie mogły pojąć, jak Florence mogła się zbuntować przeciwko przewidywanej dla kobiety roli żony i matki.
W XIX wieku pielęgniarstwem trudniły się głównie zakonnice, które raczej niosły ukojenie duchowe. Poza tym do tego zawodu rekrutowały się kobiety z nizin społecznych, najczęściej prostytutki – bez przygotowania zawodowego i z problemem alkoholowym. Równie często skazanym zamieniano karę więzienia na pracę na oddziałach szpitalnych. Szpitale zaś były obskurne, brudne i stanowiły raczej poczekalnię na cmentarz. Rodzina Florence uważała, że ich córka w żadnym razie nie powinna wykonywać tak haniebnego zajęcia. Zabroniono jej publicznie mówić o niedorzecznych pomysłach.
Florence była wytrwała i uparcie trwała przy swoim – ciągle czytała publikacje na temat zdrowia i szpitali. W końcu w 1850 roku udało jej się osiągnąć zgodę matki na czteromiesięcznego kursu pielęgniarskiego w Instytucie Diakonis Protestanckich w Kaiserswerth nad Renem, prowadzonym przez pastora Teodora Fliednera. To właśnie w Niemczech nauczyła się podstaw pielęgniarstwa oraz obserwacji pacjenta i zasad dobrej organizacji szpitala. Swe umiejętności doskonaliła później również w szpitalach paryskich. Wreszcie w 1852 roku mogła sama decydować o sobie. Zrezygnowała z małżeństwa z ukochanym mężczyzną (według biografów ostatni list od niego nosiła przy sobie do końca życia) i została przełożoną zakładu dla chorych kobiet z towarzystwa na Harley Street w Londynie. Ojciec dał jej roczny stały dochód w wysokości 500 funtów, co pozwoliło Florence na prowadzenie wygodnego życia i kontynuowanie kariery. Nie trzeba było długo czekać, aby dała się poznać jako doskonała organizatorka i administratorka. W pierwszej kolejności poprawiła opiekę nad chorymi. Później zajęła się podnoszeniem wydajność szpitala i poprawiła warunki pracy zarówno pielęgniarek jak i lekarzy. Poleciła między innymi zamontować dzwonki przy łóżkach chorych, aby mogli w razie potrzeby wezwać pielęgniarkę. Dzięki jej staraniom zaprojektowano i zainstalowano windy ręczne, dzięki którym szybko i sprawnie dostarczano posiłki na oddziały. Wreszcie to właśnie Florence Nightingle zawdzięczamy doprowadzenie do szpitali instalacji wodnokanalizacyjnej. Szkoliła także pielęgniarki, wciąż dbała o ich wysokie morale, dzięki czemu zawód pielęgniarki stał się synonimem kobiety o nieposzlakowanej reputacji. Jej wielkim marzeniem było stworzenie i otwarcie szkoły dla pielęgniarek. Niestety na przeszkodzie stanął konflikt polityczny – wojna krymska.
Armia brytyjska z ogromnym entuzjazmem wyruszyła na Krym. Nikt nie nie zdawał sobie sprawy, że była nie przygotowana do walki z potęgą Rosji. W szpitalach polowych żołnierze przebywali w okropnych warunkach: spali na ziemi na sianie pośród szczurów, brakowało bandaży, leków, środków znieczulających. Szybko wybuchły epidemie cholery, tyfusu i czerwonki, które zbierały ogromne żniwo. Brakowało także personelu medycznego. Śmiertelność wynosiła 42%. Wpływowy przyjaciel Florence, sekretarz w Ministerstwie Wojny, Sidney Herbert zwrócił się do niej z prośbą o zorganizowanie grupy wykwalifikowanych pielęgniarek. Na odzew nie musiał długo czekać. Za własne pieniądze zakupiła potrzebne leki i środki opatrunkowe i 21 października 1854 roku wraz z 38 pielęgniarkami, które sama przeszkoliła wyjechała w samo centrum piekła. W przepełnionym szpitalu w Scutari zastała chaos organizacyjny, brud oraz epidemię tyfusu, dyzenterii oraz szkorbut. Florence potrafiła pracować po dwadzieścia godzin bez przerwy. Często samotnie w nocnej służbie, chodziła z lampą naftową w ręku od jednego żołnierza do drugiego. Podawała im leki i posiłek. Trzymała za rękę i pocieszała. Uważała, że rany fizyczne goją się szybciej, gdy pacjenci mają zapewniony komfort psychiczny. Był to początek legendy „Damy z Lampą” lub „Anioła z Krymuˮ jak o niej mówiono. W ciągu zaledwie dwóch miesięcy Nightingale poprawiła warunki sanitarne, zorganizowała kuchnię oraz pralnię szpitalną. Codziennie osobiście obchodziła każdą salę. Na efekty jej pracy nie trzeba było długo czekać – śmiertelność zmniejszyła się do 2% (chociaż podobno był to chwyt propagandowy). Nightingale zwracała uwagę nie tylko na potrzeby sanitarne i medyczne, ale również psychologiczne. Pielęgniarki podtrzymywały na duchu żołnierzy, pomagały im w pisaniu listów do bliskich, organizowały zajęcia rekreacyjne. Sama Florence zapadła prawie na wszystkie choroby jakie niosła wojna. W wyniku jednej z nich straciła wszystkie włosy.
W 1856 roku powróciła do Anglii jako bohaterka narodowa. Jeden z jej biografów napisał:
Na Krymie rangę bohaterów uzyskały dwie postacie – żołnierz i pielęgniarka. W obu wypadkach dokonało się przewartościowanie w ich publicznej ocenie i w obu wypadkach przewartościowanie to miało miejsce za sprawą panny Nightingale… To ona nauczyła oficerów i urzędników traktować prostych żołnierzy po chrześcijańsku. Już nigdy pielęgniarka nie będzie kojarzyć się nam z obrazem podpitej, rozpustnej wiedźmy… W samym środku wojennego brudu, męki i porażek panna Nightingale dokonała prawdziwej rewolucji.
Florence Nightingale zdawała sobie sprawę, że potrzebne były całościowe zmiany w metodach dokształcenia pielęgniarek oraz uzmysłowienie brytyjskiemu społeczeństwu jak wygląda wojna. Z pomocą przyjaciół z „The Times” opisała jak brytyjski rząd i armia traktują swoich żołnierzy. Po powrocie do Anglii występowała ostro przeciw dowództwu wojskowemu. Stoję przy ołtarzu zabitych ludzi i, póki żyję, będę za nich walczyć – napisała w 1856 roku. Mając poparcie premiera i królowej Wiktorii, oskarżała wysokich rangą sekretarzy Ministerstwa Wojny o fatalne przygotowanie wyprawy wojennej. Zaproponowała wiele daleko idących zmian, jednak ministerstwo większość z nich odrzuciło. Wdzięczność i pamięć okazywali jej żołnierze, którzy przy wsparciu społeczeństwa, zebrali fundusze, dzięki którym w 1860 roku Florence mogła założyć pierwszą świecką szkołę pielęgniarek The Nightingale Training School przy Szpitalu św. Tomasza w Londynie. Wkrótce podobne placówki otwarto w USA, Kanadzie i Australii. Dzięki jej staraniom kandydatki do zawodu pielęgniarki mieszkały w szkolnych internatach. Swoją olbrzymią wiedzą dzieliła się w licznych podręcznikach, publikacjach naukowych i wystąpieniach. Napisała pierwszy podręcznik pielęgniarstwa w historii: Uwagi o pielęgniarstwie. Mało kto dziś pamięta, że matka współczesnego pielęgniarstwa była także zafascynowana matematyką i analizą statystyczną. Została pierwszą członkinią Królewskiego Towarzystwa Statystycznego. Wykorzystywała metody statystyczne między innymi do analizy przyczyn zgonów żołnierzy podczas wojny krymskiej.
Z czasem zaczęła coraz bardziej niedomagać. W Turcji nabawiła się najprawdopodobniej zakaźnej, przewlekłej choroby bakteryjnej – brucelozy. Nigdy w pełni nie wyzdrowiała. Z czasem zaczynała tracić wzrok, miała też poważne kłopoty z poruszaniem się, sporo przybrała na wadze. W 1896 roku na stałe pozostawała już w łóżku. Florence Nightingale zmarła spokojnie we śnie w swoim pokoju przy 10 South Street w Londynie, 13 sierpnia 1910 roku, w wieku dziewięćdziesięciu lat. Została pochowana na cmentarzu w kościele św. Małgorzaty w East Wellow, Hampshire.
W 1913 roku w krużganku bazyliki Santa Croce we Florencji we Włoszech odsłonięto pomnik tej, która uczyniła z pielęgniarstwa zawód szlachetny i wzniosły. Zawód, który dziś podziwiamy i za który dziękujemy.
Zalecana literatura:
[1] F. Nightingale, Notes on Nursing: Commemorative Edition, Wolters Kluwer, London 2019.
[2] C. Reef, Florence Nightingale: The Courageous Life of the Legendary Nurse, Clarion Books, New York 2016.
[3] M. Bostridge, Florence Nightingale: The Making of an Icon, Farrar, Straus and Giroux, New York 2008.
[4] L. McDonald, Florence Nightingale At First Hand, Continuum, London 2010.
[5] F. Nightingale, Uwagi o pielęgniarstwie. Profesjonalne towarzyszenie choremu, Esteri Edra Urban & Partner, Wrocław 2011.
Bronisława Dłuska znana jest zazwyczaj jako starsza siostra Marii Skłodowskiej-Curie. Bardziej wnikliwi kojarzą ją z Instytutem Radowym w Warszawie. Niewiele osób doda jeszcze, że zbudowała sanatorium i nowy budynek Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. To wszystko prawda, ale nie cała. Albowiem doktor Bronisława Dłuska była przede wszystkim lekarką – ginekologiem i położnikiem.
Bronia – bo tak ją nazywali najbliżsi – od dziecka marzyła o medycynie. Śmierć chorującej na gruźlicę matki utwierdziła ją w przekonaniu, że chce być lekarzem i leczyć ludzi. Praktyka lekarska na wsi była celem jej życia, mimo że początkowo zarabiała jako nauczycielka. Wychowana w rodzinie nauczycielskiej, wierna ideałom pozytywizmu, chciała walczyć o dostęp do edukacji dla wszystkich i pracować na rzecz innych zarówno na polu medycyny jak i społecznym. Chciała być użyteczna dla społeczeństwa, bo tak widziała rolę wykształconej kobiety. Dziewczęta pod zaborem rosyjskim niestety nie mogły studiować (natomiast medycynę studiował w Warszawie od 1881 roku starszy brat – Józef). Przez cztery lata po ukończeniu gimnazjum walczyła o swoje marzenie – o studia we Francji – uzupełniając swoją wiedzę na Uniwersytecie Latającym, a także zarabiając korepetycjami (po pół rubla za godzinę) i prowadząc dom dla ojca, brata i sióstr Heleny i Marii.
Największe pragnienie Bronisławy Skłodowskiej spełniło się jesienią 1885 roku, kiedy udało jej się uzbierać sumę wystarczającą na wyjazd do Paryża i pierwszy rok studiów na wydziale medycznym Sorbony. Przez kolejne lata finansowo mieli jej pomagać ojciec i siostra Maria – późniejsza noblistka. Wydawałoby się, że największa przeszkoda została pokonana, ale przede wszystkim Bronka musiała zdać na miejscu w Paryżu egzaminy z chemii oraz języków: łaciny i greki (przedmiotów tych nie nauczano w gimnazjach państwowych żeńskich w pod zaborem rosyjskim). Także nastawienie kolegów i wykładowców z wydziału, który jeszcze do niedawna zastrzeżony był tylko dla mężczyzn, nie zawsze było przyjazne.
Pierwsze kobiety dopuszczono do studiowania medycyny na Sorbonie w 1866 roku i były to cztery cudzoziemki (ten trend będzie się utrzymywał przez kolejne kilka dekad, najwięcej będzie studentek z Rosji, w tym Polek, które z racji obywatelstwa zapisywane są w wykazach jako Rosjanki). Wcześniej kobiety mogły zajmować się akuszerką po ukończeniu specjalnych kursów, ale nie dawało im to statusu lekarzy. Prezes Francuskiego Towarzystwa Medycznego jeszcze w 1875 roku nazywał kobiety na studiach medycznych godnym ubolewania trendem i chorobą. Jednak na przestrzeni lat 1884–1894 odsetek kobiet na wydziale medycznym zwiększy się z 3,5 do 10 %. Początek studiów Bronisławy zbiegł się w czasie z objęciem funkcji dziekana przez Paula Brouardela, który sprzyjał studentkom na swoim wydziale i postulował, aby wzorem angielskim wprowadzić pojęcie „doctoresses” – kobieta-lekarz.
Studia medyczne nie były łatwe, bariera językowa stwarzała problemy, zwłaszcza słownictwo medyczne, ale Bronisława była zdeterminowana, żeby skończyć studia i nie zmarnować swojej szansy, a także ciężko zarobionych przez Marię pieniędzy. W 1890 roku – piątym roku pobytu w Paryżu – napisała do ojca chrzestnego w Krakowie: Medycyna moja idzie daleko lepiej niż się spodziewałam, ze względu na obcy język i uprzedzenia do kobiet. […] Zdrowie mi świetnie dopisuje, pomimo prosektorium i powietrza szpitalnego. Nawet oczy moje, dosyć słabe z natury, zupełnie dobrze się trzymają, pomimo nauki przy lampie. W tym samym roku, we wrześniu, poślubiła Kazimierza Dłuskiego – kolegę ze studiów. Połączyło ich oprócz uczucia, zgodne spojrzenie na pracę społeczną i świat.
Na specjalizację Bronisława wybrała ginekologię i położnictwo. Wybór nie był trudny. W drugiej połowie XIX wieku kobieta jako lekarz mogła wybrać zaledwie pomiędzy ginekologią, a pediatrią. Żaden szanujący się nawet ciężko chory mężczyzna nie przyszedłby się leczyć do kobiety i wybór innej specjalizacji z góry skazywał kandydatkę na lekarkę na niepowodzenie. Żadnej kobiecie nie pozwolono, żeby została chirurgiem – uważano powszechnie, że to zbyt ciężka fizycznie praca. Głośnym echem odbiła się praca doktorska Caroline Schultze (urodzonej w Warszawie jako Karolina Szulc) Kobieta lekarz w XIX wieku z 1888 roku. Wywołała debatę publiczną, gdzie głównym oponentem był lekarz Jean-Martin Charcot. Argumentował, że kobieta z natury zaliczana do „płci pięknej” nie jest na tyle silna psychicznie by podołać obcowaniu z „brzydotą” choroby. Z kolei dumna postawa i niechęć do zajmowania w medycynie pozycji drugorzędnej jest przejawem nadmiernej ambicji u kobiet, które chcą zajmować się medycyną. Bo gdyby było inaczej, zadowoliłyby się pracą jako pielęgniarki i położne.
Bronisława, mimo nieprzychylnego nastawienia opinii publicznej do kobiet-lekarek, cieszyła się z ukończenia studiów i zdobycia zawodu, który pozwolił jej być niezależną i użyteczną dla innych. Sama sobie wierzyć nie chcę – pisała w liście – że tak prędko już dojdę do zakreślonego celu. Cieszę się bardzo, że się na to zdecydowałam. Mam zajęcie użyteczne, które i we wszelkich warunkach będzie uprzyjemniać życie. Przyjemnie pomyśleć, że się coś na świecie będzie robić, zamiast odpoczywać z założonymi rękami.
Bronia skończyła studia już jako mężatka w lipcu 1891 roku. Ale dyplom ukończenia wydziału medycznego to za mało by mogła pracować jako lekarz. Konieczny był doktorat z medycyny. Regulowało to nowe prawo, które wprowadziła ustawa rządowa, a które służyło weryfikacji wiedzy i kompetencji kandydatów na lekarzy. Dłuska miała ogromne szczęście, że Kazimierz nie miał nic przeciwko temu, żeby skończyła studia i rozpoczęła pracę nad doktoratem, który dałby jej możliwość pracy zawodowej i swoistej emancypacji. Większość i tak nielicznych absolwentek studiów medycznych nie kontynuowała dalszej nauki, zadowalając się na przykład prowadzeniem salonu kosmetycznego.
Już na pierwszym roku studiów Bronka Skłodowska poznała swojego przyszłego mistrza – profesora Adolphe’a Pinarda – ginekologa, twórcę stetoskopu położniczego, ale przede wszystkim prekursora opieki perinatalnej i prenatalnej. Stworzył on w Paryżu przychodnię dla kobiet w ciąży, gdzie pacjentki przyjmowane były bezpłatnie. I propagował naturalne karmienie piersią! Mleko matki jest święte! — mawiał — i należy do jej dziecka. Młoda studentka chłonęła jego słowa podczas wykładów.
Temat karmienia piersią budził liczne kontrowersje w XIX wieku. Bo oto wraz z rozwojem nauki i rewolucją przemysłową kobiety poszły do pracy w fabrykach. Dużo łatwiej było robotnicom utrzymać pracę, gdy mogły swoje niemowlęta powierzyć komuś innemu, ciotce, babce lub wynajętej do opieki nad dzieckiem osobie. A nawet jeśli kobieta nie pracowała, to karmienie butelką było nowoczesne, bardzo modne i wygodne. Ogromnym ułatwieniem były bogaty asortyment akcesoriów do karmienia. W latach 90. XIX wieku najmodniejszą i najpopularniejszą była „butelka Roberta” [biberon Robert] – szklana płaska butelka z długim gumowym i giętkim wężykiem, zakończonym czymś w rodzaju smoczka. Producent zainwestował w reklamę, zdobył kilka medali za innowacyjność na targach zagranicznych i szturmem podbijał serca matek. System karmienia, który ofiarował matkom i dzieciom Eduard Robert był bardzo wygodny – niemowlęta bez trudu same trzymały rączką wężyk, podczas gdy ciężka butelka z mlekiem leżała obok. Wadę systemu powodował przede wszystkim sam wężyk – zbyt wąski by dało się go umyć – namnażały się w nim liczne bakterie. Niemowlęta chorowały na biegunki i wiele z nich umierało. Świadomość konieczności dezynfekowania butelek i smoczków, a także gotowania mleka przed podaniem, była bardzo niska. Dopiero w 1892 roku francuski pediatra Pierre Budin udowodnił, że przyczyną nieżytów przewodu pokarmowego zabijającego niemowlęta są namnażające się w niemowlęcych butelkach bakterie. Minęło blisko 20 lat zanim zakazano oficjalnie użycia „butelki Roberta”.
Bronisława zafascynowana poglądami głoszonymi przez Adolphe’a Pinarda wybrała temat pracy doktorskiej – Wkład do badań nad karmieniem piersią. We wstępie napisała:
Karmienie piersią jest jedynym racjonalnym; jest korzystne i konieczne dla matki i dziecka. Przeszkody, które są przeciwko niemu, muszą zatem zniknąć. […] obowiązkiem lekarza, który zbyt często jest obojętnym, jest rozpowszechnianie wśród kolegów tych prawd! Od niego zależy, czy karmienie piersią będzie niejako przedłużeniem i zwieńczeniem macierzyństwa. Co do mnie, w granicach moich ograniczonych środków, ale wypełniając moją role i obowiązki jako kobiety-lekarza, postaram się wprowadzić je w życie.
Zwłaszcza to ostatnie zdanie jest znamienne: Bronisława zaczynając swoje badania była w ciąży! 13 kwietnia 1892 roku urodziła pierwsze dziecko – Helenę. Zgodnie ze zdobytą wiedzą medyczną i przekonaniami na blisko rok została w domu i karmiła córeczkę piersią. Pracy naukowej poświęciła się ponownie dopiero na początku 1893 roku.
Przedmiot badań stanowiła grupa 500 kobiet, które urodziły dzieci w paryskiej klinice położniczej Baudelocque. Od marca 1891 roku szefem kliniki został profesor Pinard i od samego początku wdrażał tam swoje nowoczesne procedury opieki okołoporodowej. Duży nacisk kładziono na aseptykę, co pozwoliło, począwszy od 1875 roku, na duże zmniejszenie liczby matek umierających na gorączkę połogową spowodowaną zakażeniem paciorkowcem. Był to jeden z najnowocześniejszych szpitali położniczych w Europie i z czasem wyznaczył standardy organizacji i pracy innych klinik tego typu. Posiadał m.in. osobny pawilon dla położnic chorych na gruźlicę.
Bronisława przez rok towarzyszyła grupie matek wytypowanych do badania, wypełniając dla każdej szczegółowe fiszki odnośnie porodów, pokarmu jaki produkują i przyrostu wagi ich dzieci. Każda dopuszczona do opracowania fiszka zawierała obserwacje prowadzone przez kolejne 10 dni. Również potem Bronisława starała się monitorować, jak długo dana kobieta karmiła piersią i jaki to miało wpływ na przerwę między kolejnymi ciążami. Zestawiła wiele danych statystycznych i wyciągnęła wnioski.
Wyniki badań były jednoznaczne: 82 % matek nie miało najmniejszego problemu z karmieniem piersią swoich dzieci. Pozostałe 18 % to albo chore na gruźlice, dla których karmienie jest niewskazane albo inne przypadki, które wymagały jedynie niewielkiej pomocy przy karmieniu. Tylko czternaście z badanych matek zdecydowało się praktycznie od razu powierzyć swoje dziecko wynajętym mamkom. Bronisława argumentowała, że mamki to rodzaj prostytucji. Najważniejsze powinno być dla matki dobro własnego dziecka, a nie karmienie dziecka cudzego – bogatego – kosztem własnego – biednego. Najwyższa śmiertelność była wykazywana wśród dzieci robotnic i służących – wśród badanych przez Bronisławę stanowiły 80 % matek. Kobiety te musiały szybko wrócić do pracy po porodzie i nie były w stanie karmić dalej same. Zwyczajem francuskim było oddawanie maleńkich dzieci na wychowanie do rodziny na wieś, co było według Bronisławy rodzajem klęski społecznej i jedną w głównych przyczyn wysokiej śmiertelności niemowląt. Walka o karmienie piersią była dla pani Dłuskiej problemem natury społecznej. Społeczeństwo nie doceniało roli matki i korzyści, które płynęły z faktu, że matka – zgodnie z naturalnym powołaniem – sama karmiła dziecko własnym mlekiem. Sprzyjało to zarówno jej zdrowiu jak i dobru dziecka, które tutaj powinno być najważniejsze.
„Gazeta Narodowa” zapowiadała – z młodych medyków w pierwszych dnach przyszłego miesiąca, bronić będzie w todze i birecie tezy swej pani Dłuska, żona zdolnego i wziętego tutejszego lekarza, w celu otrzymania stopnia doktora medycyny; wszystkie egzaminy złożyła już świetnie.
MadameBronislas Dluski obroniła swoją tezę doktorską z powodzeniem we środę 4 lipca 1894 roku o godzinie trzynastej. „Kurjer Warszawski”: P. Bronisława ze Skłodowskich Dłuska, żona Kazimierza, doktora medycyny, zdała egzamin i broniła tezy doktorskiej przed fakultetem medycznym paryskim. Otrzymała stopień doktora i została zamianowana laureatką wydziału (laureate de la faculte). Warszawski „Przegląd Tygodniowy”: Jury, przyznając pani Dłuskiej stopień doktora medycyny, oceniło jej rozprawę wyrazami: „extrêmement bien”. Jeden ze 100 obowiązkowych egzemplarzy wydanej drukiem pracy doktorskiej podarowała bratu – Józefowi Skłodowskiemu (wtedy już od 10 lat praktykującemu w Warszawie lekarzowi) z dedykacją: Drogiemu Koledze i Bratu…
Warto zauważyć, że tym samym 1894 roku powstała francuska organizacja „Kropla mleka” Leona Dufoura, której celem było codzienne zaopatrywanie matek, które nie mogą samodzielnie karmić dzieci w sterylizowane mleko i bezpieczne butelki. Działanie tej organizacji będzie kolejnym krokiem do zmniejszenia śmiertelności niemowląt.
Dr. dr-owa Dłuska ma zamiar poświęcić się leczeniu chorób kobiecych – pisała „Gazeta Narodowa” we Lwowie. Latem, po uzyskaniu tytułu doktora, Bronisława otworzyła samodzielny gabinet lekarski przy ulicy Châteaudun nr 39, w prestiżowej 9. dzielnicy Paryża (w pobliżu dworca Saint Lazaire). Pani doktor B. Dłuski — poniedziałki, środy i piątki — choroby kobiece i położnictwo — głosi nagłówek na papierze firmowym. Gabinet stał się miejscem, gdzie doktor Dłuska wdrażała swoje poglądy na opiekę nad kobietami w ciąży i karmienie piersią. W pozostałe dni pomagała mężowi – lekarzowi okręgowemu – w jego gabinecie w dzielnicy przemysłowej, gdzie zajmowała się przypadkami kobiet, w większości robotnic i ich licznymi porodami.
Mimo dużego sukcesu doktoratu Bronisława przez kolejne cztery lata – do czasu urodzenia synka Jerzego – jedynie leczyła i nigdy nie powróciła już do pracy stricte naukowej. Sądzę, że wynikało to z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze dla niej zawsze większe znaczenie miała praca społeczna. Gdy zgłębiła problemy związane z podejściem do karmienia piersią i wskazała rozwiązania, to jedyną drogą było dla niej wprowadzać je w życie. A to najprościej było robić w gabinetach lekarskich: we własnym namawiać zamożne paryżanki z „towarzystwa” do samodzielnego karmienia piersią swoich dzieci, a w mężowskim pracować u podstaw na rzecz zorganizowania lepszych warunków dla dzieci robotnic. Bronisława jako lekarz-kobieta bardziej mogła być użyteczna w codziennej pracy w gabinetach lekarskich i tak chciała swoją wiedzę, możliwości i umiejętności spożytkować.
Drugi z powodów odejścia Dłuskiej od pracy naukowej to stosunek – wciąż nie ufny – mężczyzn do kobiet-lekarzy. Zawód lekarski był zdominowany przez mężczyzn, nawet w dziedzinie ginekologii i położnictwa. Osoby, które wymienia doktor Dłuska w podziękowaniach w swojej pracy doktorskiej to wybitni lekarze-mężczyźni: Adolphe Pinard, Ulysses Trélat, Leon Lefort, Lejars i Lepage oraz jedyna kobieta, przełożona położnych – panna Leontine Roze. Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że to najwyższe stanowisko, jakie mogła w klinice zająć kobieta.
W roku 1898 Bronisława urodziła drugie dziecko – synka Jerzego, a także wraz z mężem przeniosła się do Zakopanego. W latach 1899–1902, jako pierwsza kobieta na Uniwersytecie Jagiellońskim nostryfikowała swój dyplom lekarski z Paryża, uzyskując tytuł doktora wszech nauk lekarskich. Własna praktyka medyczna stanowiła jeszcze przez kilka zaledwie lat marginalny wycinek jej życia. Nie porzuciła co prawda medycyny, ale oddawała się coraz bardziej działalności społecznej i administracyjnej. Wraz z mężem zbudowała i prowadziła pierwsze zakopiańskie sanatorium przeciwgruźlicze, organizowała i współfinansowała sanatorium studenckie „Bratniak”, dzięki jej energicznym działaniom powstał nowy murowany gmach Muzeum Tatrzańskiego, była w komitecie organizacyjnym domu sierot „Helenówek” w Aninie pod Warszawą, pomogła zorganizować ośrodek kolonijny dla najuboższych „Olin” w Otwocku i wreszcie była motorem budowy i działania Instytutu Radowego w Warszawie.
Literatura:
B. Dluski, Contribution a l’etude l’allaitement maternel, Thèse pour le doctorat en médicine de Paris n° 355, Paris 1894.
N. Henry, Uczone siostry. Rodzinna historia Marii i Broni Skłodowskich, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2016.
M. Lipinska, Histoire des femmes médecins, Thèse de médecine de Paris n° 613, Paris 1900.
P. Moulinier, Les étudiants étrangers à Paris au XIXe siècle, Presses Universitaires de Rennes, Rennes 2012.
N. Pigeard-Micault, Histoire de l’entrée des femmes en médecine, BIU Santé, Université de Paris, https://www.biusante.parisdescartes.fr
E. Wajs-Baryła, Bronisława Dłuska. Doktor wszech nauk lekarskich, Warszawa 2018.
C. Schultze, La femme médicin au XIXe siècle, Thèse de médecine de Paris n° 49, Paris 1888.
w trudnych dniach epidemii, kiedy spędzamy czas na zdalnej pracy, czytaniu książek, słuchaniu muzyki oraz oglądaniu filmów zachęcamy Państwa do obejrzenia archiwalnego filmu. Ewa Curie – najmłodsza córka najwybitniejszej uczonej wszech czasów Marii Skłodowskiej-Curie – opowiada historię ukochanego kraju swojej matki.
Film, wyreżyserowany przez Romualda Gantkowskiego, powstał w latach 1942–1943 roku w Nowym Jorku i przez pół wieku uchodził za zaginiony. Starania Polonii kanadyjskiej sprawiły, że został odnaleziony i dziś mogą Państwo zobaczyć Polskę oczyma Ewy Curie.
Film jest w języku angielskim. Kliknięcie w grafikę powoduje przeniesienie do kanału Ambasady RP w Kanadzie w serwisie youtube.
Do grafiki wykorzystaliśmy fotografię Ewy Curie z gazety New York Times.
Irena z miłością i oddaniem pielęgnowała swój ukochany ogródek w Antony. Kiedy przebywała na wakacjach w ukochanym l’Arcouest chodziła czasami na wiejską potańcówkę. Fred podczas obiadów żywo dyskutował z Piotrem, tak jak kiedyś podczas niedzielnych obiadów z Marią Skłodowską-Curie. W październiku 1954 roku Irena wyjechała do Warszawy na obchody dwudziestej rocznicy śmierci Marii. Przekazała wówczas pamiątki rodzinne i listy, które miały utworzyć podwaliny pod muzeum biograficzne matki. W tym samym roku w Paryżu urządzono uroczystości dla upamiętnienia również dwudziestolecia odkrycia sztucznej radioaktywności. Pośród wielu notabli był także obecny minister oświaty. Irena jeszcze raz zgłosiła swoją kandydaturę do Akademii Nauki i oczywiście przegrała. Powód był jak zawsze ten sam – męskie grono nie dojrzało jeszcze by zasiadać w ławach z kobietami. Otrzymała za to na pocieszenie Złoty Medal Lavoisiera.
W 1955 roku w Lozannie odbył się Światowy Kongres Matek w obronie dzieci przeciwko wojnie. Irena została zaproszona i poproszona o wygłoszenie odczytu. Niestety w tym samym czasie była zajęta realizacją marzeń jeszcze z czasów Marii Curie. Już w 1942 roku Irena starała się, aby na rozległych terenach niedaleko Paryża wybudować potężne laboratoria, w których można by prowadzić wiodące badania w obszarach chemii i fizyki jądrowej. Jednak dopiero w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku uniwersytet zakupił tereny w Orsay położonym 25 kilometrów na południowy zachód od Paryża. Kiedy władze uniwersytetu zatwierdziły budżet, Irena sporządziła plany dla nowych laboratoriów fizyki jądrowej. Teraz zespoły naukowców będą mogły pracować w warunkach mniej zatłoczonych niż w paryskich laboratoriach i z finezyjnymi aparatami jak na przykład potężne akceleratory cząstek. Teraz wielkie marzenie Ireny Joliot-Curie miało zostać zrealizowane.
Zimą, wyczerpana nadmiarem pracy, ale także sytuacją polityczną, pojechała samotnie na narty. Fred był nadal osłabiony zapaleniem wątroby i wolno powracał do zdrowia. Ustalili, że on zostanie pod opieką Heleny i Piotra, a ona pojedzie trochę wypocząć. W liście do męża pisała:
To bardzo dziwne być tutaj bez Ciebie. Wierzę, że jest to jedyne miejsce, w jakim kiedykolwiek byłem bez Ciebie. Codziennie żałuję, że nie mam zbyt wiele miejsca na moje rzeczy oraz dla moich spraw. I nawet żałuję, że nie mogę pościelić Ci łóżka, pomimo, że nigdy nie lubiłam tego robić.[1]
Po powrocie z wakacji powróciła do pracy w laboratorium. Pracowała dość intensywnie przez cały styczeń. Jednak jej stan zdrowia nagle, bez wcześniejszego ostrzeżenia zaczął się pogarszać. Niby stopniowo i powoli, ale systematycznie. Podobnie jak ongiś w czerwcu 1934 roku…
Irena Joliot-Curie przechodzi skomplikowaną operację ucha środkowego, ale dość szybko wraca do sił. Będzie pracowała. Będzie bawiła się z wnukami. Będzie czułą i kochaną żoną dla Freda. Niestety nie na długo. Zaczyna się męczyć. Nie może już chodzić na dłuższe spacery po okolicy. Wówczas obwozi ją swoim samochodem przyjaciółka Angèle Pompei. To właśnie jej mówi ze śmiechem – Czuję, że stałam się leniwa.[2] Jedzie jeszcze raz w góry do Szwajcarii. Jednak tym razem wraca bez większej poprawy zdrowia. Zgłasza się do szpitala im. Curie. Taksówkarz pyta kiedy może ją odebrać. Nie wiem – odpowiada cicho.[3] Lekarze oznajmiają jej, że gruźlica, na którą cierpiała przez niemal całe życie została pokonana. Niestety utrzymująca się gorączka oraz ciągły spadek wagi są niepokojącym symptomem podstępnej choroby. Diagnoza – białaczka.[4] Irena wie co oznacza ta diagnoza. Cierpię na chorobę mojej mamy – mówi przyjaciółce.[5] Traci siły z dni na dzień. Oddychanie, jedzenie, najzwyklejsze czynności życiowe sprawiają mi trudność – mówi do Angèle.[6] Wie, że umiera. Aline Perrin wyznaje – Nie boję się śmierci. Miałam przepiękne życie.[7] Irena Joliot-Curie odeszła w sobotę 17 marca 1956 roku. Miała pięćdziesiąt osiem lat.
W dzień jej śmierci ogłoszono żałobę narodową. Pogrzeb odbył się na koszt państwa. Trumna z ciałem uczonej stała w sali głównej Sorbony. Profesorowie i studenci Wydziału Nauk Ścisłych pełnili wartę przez 24 godziny. Zmieniali się co piętnaście minut. Później trumnę przeniesiono do Sceaux. Irenę pochowano w skromnym grobie niedaleko Marii i Piotra Curie. Nie było asysty wojskowej ani kościelnej. Uszanowano jej zamiłowanie do pokoju i absolutny ateizm. Oddano jej hołd. Hołd należny królowej promieniotwórczości i obrończyni pokoju. Kiedyś powiedziała:
Człowiek musi swoją pracę traktować poważnie, musi być niezależny, a nie tylko czerpać z życia przyjemność. To zawsze powtarzała mi matka, nigdy natomiast nie usłyszałam od niej, że kariera naukowa jest jedyną drogą, którą warto iść.[8]
Może i nie jest jedyną drogą, jednak dla Ireny z pewnością była.
Ja rzadko myślę o śmierci, ale gdy już to robię, myślę o niej spokojnie i bez wykrętów. (…) Brak życia po śmierci nie oznacza negacji ciągłości. Po pierwsze, mamy ciągłość następujących po sobie pokoleń, zrządzoną przez naturę. A poza tym jest jeszcze praca, twórczość, miłość – to co zostaje, po tym, jak sam człowiek, jego imię, a nawet jego kości już znikną – wyznał kiedyś Fryderyk.[9] Jednak teraz, kiedy nie było przy nim Ireny zrozumiał jak wielkie spustoszenie powoduje śmierć. Nie dla tych, którzy odchodzą lecz dla tych którzy pozostają. Jego przyjaciel, rosyjski pisarz Ilja Erenburg (1891–1967) powiedział, że byli szczęśliwym małżeństwem, chociaż tak bardzo się od siebie różnili. Irena była pełna rezerwy i raczej małomówna, a Joliot, który był generalnie gadatliwy, często milkł w jej obecności.[10]
James Chadwick wspominał:
Wiedziała, że to co myśli i mówi – czasem, być może z wyniszczającą szczerością – wpływa z wielką uwagą i szczerością na prawdy naukowe, także z okazywanym i widocznym wielkim szacunkiem we wszystkich okolicznościach. W całej swojej pracy, zarówno w laboratorium, jak i podczas dyskusji lub udziałach w komisji, stawiała sobie najwyższe standardy i była najbardziej sumienną w wypełnianiu wszelkich obowiązków, których się podjęła.[11]
Rzeczywiście Irena nigdy nie wycofała się z podjętych zobowiązań. Jej organizm był praktycznie przez całe życie wystawiony na działanie promieniowania alfa emitowanego przez polon. Jednak najbardziej prawdopodobną przyczyną rozwoju białaczki, było działanie promieniowania X podczas pierwszej wojny światowej. Królowa Belgii Elżbieta Bawarska (1876–1965) w liście do Joliota pisała – Bez wątpienia, kiedy Irena wykonywała badania tego rodzaju, zwłaszcza na froncie belgijskim koło Ypres, otrzymała ogromne dawki promieniowania rentgenowskiego, które miały w jej przypadku straszliwe skutki i których stała się ofiarą kilka miesięcy temu.[12]
Fred pozostał bez ukochanej żony, z którą spędził trzydzieści lat. Trzydzieści lat miłości i pasji. Wzajemnego zrozumienia. Strasznie tęsknię za Ireną – napisał trzy miesiące po jej śmierci.[13] W liście do Pierre’a Biquarda wyznał:
Musisz uświadomić sobie, jak wiele czarnych myśli mnie otacza, gdy znalazłem się tu, gdzie wszystko przypomina mi szczęśliwe godziny, które spędziłam z Ireną. Co za pustka! Muszę jednak mieć odwagę i żyć dla przyszłości dzieci i wnuków, którzy są wokół mnie, oraz uczuć przyjaciół takich jak ty, którzy mnie wskrzeszają.[14]
Natomiast Erenburgowi powiedział – Irena zmarła na to, co nazywamy naszą chorobą zawodową. W dzisiejszych czasach jesteśmy bardziej ostrożni, ale w latach trzydziestych… Niełatwo mi z tym.[15] W liście do Ottona Hahna napisał: Irena poczuła się okropnie w tym samym momencie, gdy wracała nadzieja, że ze mną będzie lepiej. Przeżywam bardzo trudne chwile, ale udało mi się znaleźć w sobie niezbędną siłę i nie poddałem się pracując bez końca.[16] Fryderyk zdawał sobie sprawę z powagi stanu swojego zdrowia. Kiedy spotkał w Paryżu Leopolda Infelda (1898–1968) wyznał mu, że wie jak bardzo jest chory i że jego wątroba pracuje tylko w trzydziestu procentach.[17] Zdaje się, że stracił wolę życia wraz z odejściem Ireny. Wiosną 1956 roku w Antony odwiedził go Ilja Erenburg. Podczas spaceru wokół domu po pięknym ogrodzie Fred mówił:
Irena miała talent do łączenia kolorów tulipanów. Zakwitły wiosną tego roku, ale jej już nie było żeby mogła je zobaczyć. Jestem opanowany przez uczucie, że muszę się spieszyć. Chcę, załatwić różne sprawy. To nie tak, że jestem zbyt niespokojny o moje zdrowie, ale nie należy go traktować zbyt swobodnie.[18]
Dla Ireny Fred poświęcił się całkowicie budowie laboratoriów w Orsay, które był jej niespełnionym marzeniem. Pilnował planów budowy, projektów ogrodu. Pomimo, że jego czas był wypełniony wykładami i opiniami oraz sprawami politycznymi znajdował czas dla dzieci i wnuków. Nadal jednak pozostawał w kręgu polityki. W kwietniu 1958 roku pojechał kolejny, szósty i ostatni raz do Moskwy na zebranie Biura Światowej Rady Pokoju, gdzie spotkał się osobiście z Chruszczowem (1894–1971). Rozmawiali przeszło dwie i pół godziny. Wspólnie doszli do wniosku, że militarne użycie energii nuklearnej sprawi że popłynie krew ludzkości i to nie tylko krew Francuzów i Rosjan. Bomby atomowe dotyczą całej ludzkości.[19]
W sierpniu pojechał do l’Arcouest by trochę odpocząć. Odwiedzał znajomych, popłynął na ryby. Ostatnią złowił 11 sierpnia. Dzień później, 12 sierpnia wieczorem dostał nagłego bólu brzucha i krwotoku. Krzyknął. Gospodyni wezwała pogotowie, które odwiozło go na pociąg. W Paryżu natychmiast go zoperowano. Przy łóżku czuwała Helena. Dwa dni później wdała się posocznica i Fryderyk potrzebował transfuzji krwi. Tysiące Francuzów zgłosiło się do szpitala. Niestety nie udało się go uratować. Zmarł 14 sierpnia 1958 roku w wieku pięćdziesięciu ośmiu lat. Przeżył Irenę tylko o dwa lata. Podobnie jak ona miał państwowy pogrzeb. Żegnały go tysiące. Spoczął obok żony w Sceaux. Era wielkich fizyków i chemików jądrowych z wolna dobiegała końca.
[1] M. Goldsmith, Frédéric Joliot-Curie. A Biography, Lawrence and Wishart, London, 1976, s. 201.
[2] E. Cotton, Rodzina Curie i promieniotwórczość, Wiedza Powszechna, Warszawa 1965, s. 136.
[3] R. Pflaum, Grand Obsession. Madame Curie and Her Word, Doubleday, New York 1989, s. 463.
[4] Kowarski w liście do Chadwicka pisał: Z pewnością od kilku lat cierpiała na jakąś postać anemii albo brak odporności na zakażenia. Wygląda mi to na chroniczne zaburzenie komórek krwi i możliwe, że miało jakiś związek z długotrwałym wystawieniem na promieniowanie. [Za:] D. Brian, Rodzina Curie, Amber, Warszawa 2006, s. 384.
[5] Cytat za filmem: Wyjście z cienia – historia Ireny i Fryderyka Joliot-Curie, reż. R. Reed, USA 2009.
[7] S. B. McGrayne, Nobel Prize Women in Science. Their Lives, Struggles, and Momentous Discoveries, 2nd Ed., Joseph Henry Press, Washington, D.C., 2006, s. 142.
[8] S. Emling, Maria Skłodowska-Curie i jej córki, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2013, s. 293.
[20] Fragment francuskiej piosenki pt. „Non, je ne regrette rien„. Tekst Michela Vaucaire, kompozycja Charles Dumont, wykonanie Edith Piaf – ulubiona piosenkarka Fryderyka Joliot-Curie.
Koniec wieku dziewiętnastego był prawdziwym przełomem dla fizyki i chemii jądrowej. W 1898 roku Maria Skłodowska-Curie i jej mąż Pierre Curie odkryli polon i rad, rok później André-Louis Debierne doniósł o odkryciu aktynu. W 1900 roku Ernest Rutherford i Harriet Brooks badając emanację radu odkryli radon. Osiemnaście lat później Lise Meitner i Otto Hahn dopełnili tablice Mendelejewa kolejnym odkryciem pierwiastka radioaktywnego – protaktynu. W ten sposób obok uranu i toru nauka poznała kolejne pierwiastki radioaktywne. Pozostawała jednak pewna luka w pierwszej grupie głównej układu okresowego: pod cezem, a przed radem. Czekała ona na kobietę, która ostatecznie miała wydrzeć Matce Naturze ostatni naturalny pierwiastek radioaktywny. Marguerite Perey, podobnie jak jej mentorka Maria Sklodowska-Curie, odkryła pierwiastek chemiczny, który nazwała fransem.
Marguerite Catherine Perey urodziła się 19 października 1909 roku w Villemomble pod Paryżem w protestanckiej rodzinie należącej do klasy średniej. Była najmłodszą z pięciorga rodzeństwa. Jej rodzicami byli Emile Louis Perey, właściciel młyna oraz Anne Jeanne Ruissel. Niestety rodzina nie miała wiele szczęścia zarówno w finansach jak i życiu codziennym. Krach na giełdzie oraz śmierć ojca w marcu 1914 roku, spowodowały tak znaczne trudności finansowe rodziny, że uniemożliwiło to Marguerite i jej rodzeństwu zdobycie wyższego wykształcenia. Wprawdzie matka starała się jak mogła utrzymać rodzinę – dawała lekcje gry na pianinie – jednak nie była wstanie zapewnić tak wysokiego komfortu finansowego, który umożliwiłby dzieciom studiowanie. Dlatego właśnie Perey uczęszczała do państwowej szkoły technicznej dla dziewcząt (fr. École d’Enseignement Technique Féminine), kosztem wymarzonych studiów medycznych. Technikum chemiczne ukończyła w 1929 roku uzyskując Diplome d’Etat de Chimiste. W tym samym roku została zatrudniona w Instytucie Radowym w Paryżu. We wspomnieniach przytaczała pierwsze spotkanie z Madame Curie: Opuściłam ten ciemny dom, przekonana, że to był pierwszy i ostatni raz. Wszystko wydawało się tam melancholijne i posępne, i poczułam ulgę, myśląc, że bez wątpienia tam nie wrócę. Sądzę, że dla młodej dziewczyny bez wyższego wykształcenia i doświadczenia był to mimo wszystko niewątpliwy zaszczyt.
Perey myliła się jednak i kilka dni po rozmowie z Madame Curie otrzymała list z informacją, że została zatrudniona. Kolejne spotkanie z uczoną w laboratorium zrobiło na niej już inne wrażenie. Po latach wspominała: Ktoś wszedł bezdźwięcznie jak cień. To była kobieta ubrana na czarno. Miała siwe włosy, spięte w kok i nosiła grube okulary. Sprawiała wrażenie skrajnej kruchości i bladości. Marguerite szybko dała się poznać jako bardzo dobra pracownica. Cechowała ją pilność, inteligencja, olbrzymie umiejętności laboratoryjne i wreszcie wielki zapał do zdobywania wiedzy. Perey nie musiała długo czekać, aby zauważyła ją Maria Skłodowska-Curie. Nie musiała też długo czekać na pierwszy awans zawodowy. Wkrótce została osobistą asystentką (preparateur) i powierniczką Madame Curie, a pierwsze lata spędzone pod jej czujnym okiem z pewnością można uznać za krok w kierunku wielkiego odkrycia. Sama Perey wspominała: U boku Marii Curie nagle znalazłam się w gronie najwybitniejszych chemików francuskich. Ja, która miałam tylko jeden mizerny dyplom. Perey oddawała się pracy z pasją z jaką kiedyś pracowała młoda Maria Skłodowska. Zamieszkała w mieszkanku przy Instytucie Radowym. Była więc właściwie zawsze w pracy. Kiedy kończyła pracę w laboratorium z materiałami pod pachą wędrowała przez ogród instytutu do domu. Tam samodzielnie studiowała, śledziła najnowszą literaturę naukową. Pierwszym zadaniem jakie powierzono Marguerite było oczyszczenie aktynu (227-Ac), pierwiastka radioaktywnego odkrytego przez André Debierne w 1899 roku. Był to wówczas bardzo enigmatyczny pierwiastek – towarzyszył metalom ziem rzadkich (lantanowcom), od których bardzo trudno było go oddzielić. Jego czas połowicznego zaniku także był tajemnicą. Przez dekadę codzienne obowiązki Perey polegały głównie na swoistym rytuale: oddzielaniu czystego aktynu ze wszystkich innych składników rudy uranu. Rozpuszczała próbki w amoniaku, traktowała kwasami, podgrzewała. Na każdym etapie pracy niepożądane pierwiastki i zanieczyszczenia były spalane, ługowane, odparowywane lub wylewane, pozostawiając coraz bardziej czystą substancję aktywną. Perey wykonała setki krystalizacji frakcyjnych i z niezwykłą skrupulatnością za każdym razem mierzyła aktywność promieniotwórczą nowych preparatów. Jej sumienność, wytrwałość i entuzjazm były niezbędne dla tak wymagającego zadania. Po czterech latach pracy na lewym ramieniu uczonej pojawiła się rana, którą początkowo identyfikowała jako poparzenie kwasem. Jednak kiedy po jakimś czasie podobna rana pojawiła się na prawym ramieniu, Perey musiała zdawać sobie sprawę, że jest za to odpowiedzialny jej aktyn… W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia mówiła – W tamtych czasach zachowywaliśmy tylko minimalne środki ostrożności. Właściwie nawet w dobrym tonie było lekceważenie wszelkiego rodzaju zagrożeń. Jej zaangażowanie wkrótce zaczęło przynosić pierwsze sukcesy.
Po śmierci Marii Skłodowskiej-Curie Pery rozpoczęła współpracę zarówno z André Debiernem – nowym dyrektorem Instytutu Radowego – jak i córką Marii Irène Joliot-Curie. Joliot-Curie chciała ustalić dokładny okres półtrwania aktynu, natomiast Debierne był zaangażowany w poszukiwanie nowych radiopierwiastków, które jak się później okazało nie istniały. Jesienią 1938 roku Perey zaobserwowała, że świeżo oczyszczony ze wszystkich radioaktywnych próbek aktyn emitował nieznane dotąd promieniowanie β, które zwiększało intensywność w ciągu dwóch godzin, a następnie pozostawało stałe. W ciągu następnych godzin i dni aktywność promieniowania ponownie wzrosła. Zaczęły także z wolna powstawać długożyjące jądra potomne. Dokładność i szybkość Perey w przeprowadzaniu eksperymentów pozwoliły jej zaobserwować zjawisko, które pozostawało niewykryte przez czterdzieści lat, przez wcześniejszych i mniej zręcznych radiochemików.
W styczniu 1939 roku Perey doszła do wniosku, że aktyn 227 ulega specyficznemu rozpadowi, w wyniku czego powstaje nowy pierwiastek emitujący promieniowanie β. Wykazywał on właściwości długo poszukiwanego „eka-cezu” o liczbie atomowej 87. Wkrótce potem uczona ustaliła jednoznacznie, że aktyn 227 ulega podwójnemu rozpadowi – w 98,8% rozpadowi β w wyniku czego powstaje izotop toru 227 o czasie połowicznego zaniku 19 dni oraz w 1,2% rozpadowi α w wyniku czego powstaje nowy, nazwany przez nią, aktyn-K (Ac-K) o czasie połowicznego zaniku 22 minuty i masie 223. O odkryciu pierwiastka 87 w komunikacie zatytułowanym O pierwiastku 87, pochodnym aktynu doniósł 9 stycznia 1939 roku, podczas cotygodniowej sesji Francuskiej Akademii Nauki, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki Jean Perrin.
Marguerite w pierwszej kolejności o swoim odkryciu poinformowała współpracującą z nią Irène Joliot-Curie. Debierne poczuł się urażony i zignorowany, że nie on pierwszy dowiedział się o odkryciu. Spowodowało to wybuch gniewu, wzrost niechęci i oburzenia, które skupiły się głównie na Irène. Nie tylko nie wyraził zgody na proponowaną nazwę nowo odkrytego pierwiastka, ale także odmówił uznania Irène za współodkrywczynię pierwiastka. Po wielu zawziętych dyskusjach Irène i Debierne postanowili uznać Perey za jedyną odkrywczynię nowego pierwiastka, dla którego na ostateczną nazwę, dla uczczenia ojczyzny odkrywczyni, przyjęto frans. Chociaż szef pracowni długo poddawał w wątpliwość pierwszeństwo Perey.
Irène Joliot-Curie zachęcała Perey do podjęcia studiów uniwersyteckich. 21 marca 1946 roku uczona obroniła pracę doktorską pt. Pierwiastek 87: Aktyn-K. W ostatnim wersie pracy Perey napisała: Dla pierwiastka 87 zaproponowano nazwę Francium (symbol Fa). Początkowo Perey optowała za nazwą catium, jednak według Joliot-Curie była to nazwa zbyt podobna do nazwy dodatniego jonu – kationu. Sama Perey pisała:
Podczas obrony mojej pracy z marca 1946 r. zasugerowałam nazwę „catium” z symbolem Cm, ponieważ miejsce 87 w układzie okresowym jest zajmowane przez najbardziej elektrododatni kation. Skonsultowałam się z Panem Debiernem, który uznał, że ta nazwa ma tę zaletę, że polega na naukowej dedukcji. Nazwa wzbudziła jednak niewielki entuzjazm i została uznana za nieestetyczną. Z drugiej strony, ponieważ symbol jest taki sam jak dla curium, jestem skłonna nadać inną nazwę. Państwo Joliot preferowali drugą nazwę, którą zaproponowałam – „Francium” z symbolem Fa.
Później symbol pierwiastka zmieniono na Fr. Członkami komisji egzaminacyjnej byli Debierne i Irène Joliot-Curie. Perey najbardziej doceniała komentarz Irène, która po obronie dysertacji powiedziała: Dzisiaj moja matka byłaby szczęśliwa.
Trudność w odkryciu fransu polegała na tym, że jest najrzadszym i najbardziej niestabilnym ze wszystkich naturalnie występujących pierwiastków. Warto pamiętać, że był czwartym naturalnym pierwiastkiem radioaktywnym odkrytym we Francji po polonie, radzie i aktynie. Jest też ostatnim odkrytym pierwiastkiem wstępującym w naturze. Perey zawsze podchodziła do fransu bardzo emocjonalnie i osobiście. Kiedy po latach od wyizolowania pierwiastka otrzymała informację o istnieniu jego dziewięciu sztucznych izotopów napisała: Nie wiedziałem, że mój frans ma teraz dziewięć braci i sióstr. Cóż za wielka rodzina krótko życiowych członków, którzy wkrótce będą świętować swoje trzydzieste urodziny! Ale mój najstarszy [izotop fransu] wciąż pozostaje najdłużej żyjącym!
Po uzyskaniu doktoratu Perey wróciła do Instytutu Radowego na stanowisku naukowca seniora i pracowała tam do 1949 roku. Według jej przyjaciela i współpracownika Jean-Pierre’a Adloffa – Perey bardzo skorzystała z autorytetu Marii Curie. Wzbudzała [podobnie jak Curie] szacunek i podziw wśród studentów, współpracowników i kolegów. Jednak obie kobiety miały niewiele wspólnego. Początkowe zaplecze naukowe Perey było elementarne. Curie zaś uzyskała dyplom uniwersytecki z matematyki i fizyki, a jej wiedza obejmowała najnowsze teorie i odkrycia epoki. Odkrycia Curie dotyczące polonu i radu wynikają z uzasadnienia wcześniejszych obserwacji, podczas gdy odkrycie fransu jest doskonałym przykładem przypadku – przypadkowego odkrycia rzeczy, których nie poszukiwano. Obie uczone cierpiały na chorobę popromienną i zmarły prawie w tym samym wieku. Jednak Curie pracowała do ostatnich tygodni swojego życia, podczas gdy Perey przez 16 lat walczyła z chorobą.
W 1949 roku otrzymała propozycję objęcia Katedry Chemii Jądrowej w Strasburgu. Nominację przyjęła mówiąc – Spróbuję przekazać nowemu zespołowi chęć rygorystycznej i radosnej pracy i w ten sposób złożyć hołd Marii Curie, mojej ukochanej i czcigodnej Mistrzyni. Zwróciła zwoje naukowe zainteresowania na biologiczne zastosowaniami fransu, mając nadzieję, że będzie on przydatny w ustaleniu wczesnej diagnozy raka. Pomimo zachęcających rezultatów projekt został porzucony z powodu braku wystarczającej ilości aktynu i niewielkiego zainteresowania lekarzy. Była orędowniczką stosowania lepszych środków bezpieczeństwa dla naukowców pracujących z promieniowaniem. Z czasem jej praca naukowa musiała ustąpić pracy kierowniczej. W 1958 roku kierowane przez nią laboratorium zostało przekształcone w Laboratorium Chemii Jądrowej przy Centrum Badań Jądrowych, gdzie pełniła funkcję dyrektora. W latach 1950–1963 pełniła funkcję członka Komisji Masy Atomowej. Nigdy nie wyszła za mąż, a cały swój czas poświęcała na obowiązki naukowe i edukacyjne. Należała do różnych organizacji i komitetów między innymi do CNRS oraz IUPAC. Otrzymała wiele wysokich odznaczeń i nagród: Nagrodę Wilde’a Francuskiej Akademii Nauk (1950), Nagrodę Le Conte Francuskiej Akademii Nauk (1960), Główną Nagrodę Nauki miasta Paryża (1960), Order Honorowy Legii Narodowej (1960), Nagrodę Lavoisiera Akademii Nauk (1964), Srebrny Medal Francuskiego Towarzystwa Chemicznego (1964) Order Narodowy Zasługi (1974). W 1962 roku Perey została wybrana jako pierwsza kobieta do Francuskiej Akademii Nauk. Tym samym dostąpiła zaszczytu, którego odmówiono Marii Skłodowskiej-Curie i Irène Joliot-Curie. Nie powinno dziwić, że jeden z członków jej rodziny powiedział – Jesteś drugą tak sławną osobą w rodzinie. W XVI wieku jeden z naszych przodków również zdobył niemały rozgłos. Mówiono na niego Martin Rozrabiaka. Należy jednak pamiętać, że zaszczyty i sukces nie przyszły łatwo.
Po wielu latach uczona wspominała:
Mogę zapewnić, że w tym czasie, trzydzieści lat temu, musiałam zmagać się z poważnymi trudnościami. Byłam pewna, że istniała nowa substancja wytworzona przez aktyn i że powinna ona mieć właściwości chemiczne typowe dla metali alkalicznych. W takim przypadku powstawałaby w wyniku emisji cząstek alfa z aktynu. Można sobie wyobrazić środki, którymi dysponowałam i których używałam: elektrometru, a następnie liczników Geigera–Müllera, które ledwo potrafiły wykryć od 100 do 120 zliczeń na minutę! Musiałam wykonać całą pracę sama, bez przerwy od 9:00 do 23:00 lub do północy. Okazjonalna obecność niektórych osób była zachętą lub przeszkodą. Pod koniec wakacji świątecznych w 1938 r. wiele myślałam o swoim projekcie i opracowałem plan pracy. Kiedy spotkałam się z Debiernem, poprosiłam o trzytygodniowy urlop, podczas którego mogłam swobodnie pracować nad swoimi pomysłami. Obiecałem zrezygnować z projektu, jeśli pod koniec tego czasu nie będę w stanie udowodnić istnienia i pochodzenia domniemanego nowego pierwiastka. Najpierw szorstko odpowiedział, że się nie zgadza, ale później niechętnie zgodził się, twierdząc, że pomysł był głupi i zakończy się niepowodzeniem. Zaczęłam więc pracować z całą intensywnością i wytrwałością, jaką mogłem zastosować, a piętnaście dni później wyniki i dowody na istnienie [fransu] miałam już w ręce. Mój pierwszy artykuł na temat istnienia pierwiastka 87 został zaprezentowany na posiedzeniu Académie des Sciences w Paryżu w styczniu 1939 r. Ogłoszenie nowego pierwiastka zostało zasadniczo skrytykowane przez Jeana Perrina, który uważał tę substancję za izotop stabilnego pierwiastka moldavium [izotopu fransu nazwanego na cześć Mołdawii]*. Trudno sobie wyobrazić, jak wiele trudności napotkałam w trakcie tej pracy. To dość normalne, ale po zakończeniu projektu nadal pojawiało się wiele przeszkód. Co więcej, miałem zaledwie 29 lat i posiadałem jedynie odpowiednik licencjatu z chemii. W mojej sytuacji wszystko to było dla mnie dużym ciężarem. Nawet jeśli czas po identyfikacji fransu przyniósł pewne zaszczyty, przeszłam również chwile pełne łez i oszczerstw wywołanych podłymi cechami ludzkiego charakteru – przejawami podłości i perfidii… Mimo to uważam, że nawet w trakcie trudnego życie, Bóg łaskawie dał mi poczucie zrozumienia wszystkich nieprzewidzianych okoliczności i dał mi siłę, aby kontynuować [pracę], nawet w czasach wielkiej choroby.
W 1967 roku przyjechała jako gość honorowy do Warszawy, gdzie brała udział w obchodach setnej rocznicy urodzin Marii Curie. Było to jej ostatnie spotkanie ze społecznością naukowców z dziedzin bliskich jej sercu: radiochemii, fizyki i chemii jądrowej. Mam wielką nadzieję, że frans przyda się do wczesnego rozpoznania raka. Moim największym życzeniem jest, aby wykonać to zadanie w przyszłości – mawiała uczona. Niestety na jak ironię frans w rzeczywistości sam był rakotwórczy. Pojawiające się rany na jej ramionach, a później dłoniach były oznakami choroby. Poddała się wielu operacjom i zabiegom. Amputowano jej palce lewej dłoni. Uczona długo walczyła z nowotworem kości, który ostatecznie zwyciężył. Marguerite Perey zmarła w wieku sześćdziesięciu pięciu lat, 13 maja 1975 roku w Louveciennes.
*Nie powinno to dziwić, gdyż ten pierwiastek jako pierwsza opisała jego doktorantka Yvette Cauchois (1908–1999) specjalistka z zakresu spektroskopii rentgenowskiej i optyki rentgenowskiej oraz pionierskich badań nad synchrotronami.
Zalecana literatura:
[1] R. Swaby, Upór i przekora. 52 kobiety, które zmieniły naukę i świat, 2017.
[2] J.-P. Adloff, G. B. Kauffman: Marguerite Catherine Perey (1909-1975), [w]: Out of the shadows, contributions of twentieth-century women to physics, wyd. Nina Byers i Gary Williams, Cambridge University Press 2010.
[3] V. Greenwood (3 December 2014). My Great-Great-Aunt Discovered Francium. It Killed Her. New York Times Magazine.
[4] J.-P. Adloff; G. B. Kauffman, Triumph over Prejudice: The Election of Radiochemist Marguerite Perey (1909–1975) to the French Académie des Sciences. The Chemical Educator. 10, 2005, 395–399.
Zapraszamy do lektury artykułu prof. UAM dr. hab. Tomasza Pospiesznego Maria Skłodowska-Curie — the first lady of nuclear physics, opublikowanego w najnowszym numerze „Journal of Contemporary Brachytherapy”.
Kliknięcie w okładkę przenosi do artykułu.
Serdecznie dziękujemy Musée Curie w Paryżu za zgodę na zilustrowanie artykułu zdjęciami z kolekcji Association Curie Joliot-Curie.
Chciałbym, żeby zginęła tak jak w filmie „Agoraˮ w reżyserii Alejandro Amenábary. Żeby została uduszona. Bez bólu i cierpienia. Szybko. Może nagle. Chciałbym, żeby biorąc ostatni wdech do płuc widziała to, co ukochała najbardziej. Żeby widziała elipsę. Żeby umierała w przeświadczeniu piękna i prawdy. Piękna i prawdy Nauki.
Niewiele o Niej wiemy. Raczej ją wyczuwamy. Szukając Jej życia odnajdujemy drobne kawałki, które zdradzają fragmenty. Tylko fragmenty. Urodziła się około 370 roku. I już tutaj jest kłopot, bowiem według badań prof. Marii Dzielskiej, biografki uczonej, miała się urodzić około 355 roku. Została zamordowana w 415 roku. Miała więc około sześćdziesięciu lat. Być może kształciła się w Atenach. Jednak prawdopodobnie nigdy nie opuściła rodzinnego miasta. Z pewnością Jej głównym mentorem był ojciec – Teon (około 335–405), matematyk i astronom. Wiemy, że jest Autorką komentarzy do „Arytmetykiˮ Diofantosa, „Stożkowychˮ Apoloniusza czy „Kanonu astronomicznegoˮ. Z pewnością krytycznie opisała także trzecią księgę „Almagestuˮ Ptolemeusza. Wspólnie z ojcem pracowała nad komentarzem do „Elementówˮ Euklidesa. Teon uważał, że córka przewyższała go w matematycznej wiedzy i wizji. Była podobno zafascynowana krzywymi stożkowymi (elipsą, hiperbolą i parabolą). Wprawdzie do nauki pojęcie wprowadził Menechamos, jednak szczegółowe studia oddał im wspomniany już Apoloniusz z Pergii, którego prace zostały częściowo skomentowane przez Hypatię. Niestety nie mamy już tej pewności w kwestii wynalezienia przez Nią astrolabium czy areometru. Wiadomo, że jego podstawy teoretyczne podłożył Ptolemeusz. Ulepszona wersja przyrządu trafiła do Teona. Jeden z uczniów Hypatii napisał, że pomagała w budowie i zrozumieniu funkcjonowania przyrządu. Miała wymyśleć higrometr umożliwiający określanie gęstości i ciężaru płynów. Niestety nie zachował się żaden z Jej rękopisów o tym świadczący. Hypatia nauczała matematyki i uwielbianej przez siebie astronomii w aleksandryjskim Muzejonie. Była także wykładowczynią filozofii w szkole neapolitańskiej. Często wykładała publicznie – albo w swoim domu, pod którym gromadziły się tłumy, albo w salach wykładowych. Uczniowie cenili Jej talent dydaktyczny, urodę i skromność. Była autorytetem moralnym. Podziwiano Jej wiedzę, logiczne wywody, ale także umiar, prostotę ubioru, wstrzemięźliwość seksualną, miłość do Aleksandrii, w której sprawy się angażowała. Niektórzy uważali, że była ceniona przez całe miasto. W księdze Suda czytamy – W słowach wymowna i logiczna, w czynach swych rozważna i szlachetna… Miasto przywitało Ją godnie i oddało Jej należyty szacunek. I to była Jej zguba.
Władzę w Aleksandrii sprawował prefekt cesarza Teodozjusza Orestes. Był doskonale wykształconym chrześcijaninem o liberalnych poglądach. Dodajmy, że wiarę przyjął, aby uniknąć problemów natury politycznej. Tak się nie stało. Ponieważ wysoko cenił Hypatię często radził się Jej. To z kolei wzbudzało wściekłość biskupa Cyryla. Maluczkiego, zawistnego, bezwzględnego i żadnego władzy duchownego, który miłosierdzie rozumiał jako tyranię i przymus do jedynej słusznej wiary. Jego boską misją była nienawiść. Podburzał mnichów z klasztoru Nitrii, aby napadli na Orestesa. Nie trzeba było długo czekać. Wygodna broń chrześcijan – kamienie – zaczęły bombardować jego powóz. Jeden z nich poważnie zranił go w głowę. Tylko dzięki mieszkańcom ocalił życie. Zamachowiec – mnich Ammonis został stracony. Jednak Cyryl widział sprawę inaczej. Wystawił ciało niedoszłego mordercy w kościele i adorował jako męczennika! Teraz Cyryl rozpoczął kampanię nienawiści przeciwko Hypatii. Według prof. Marii Dzielskiej Cyryl żywił do Hypatii głęboką, patologiczną wręcz nienawiść:
[…] zarzuty stawiane Cyrylowi dotyczą ponadto głębszego aspektu sprawy niż tylko udziału w zewnętrznych manifestacjach wrogości i kłamstwa. Dotykają sfery jego psychologii i moralności. Cyryl uczynił coś, co można by określić naruszeniem zasad chrześcijańskiego porządku moralnego, któremu miał służyć. Stało się tak dlatego, że nie umiał pogodzić się z przegraną. Chciał być liderem społeczności aleksandryjskiej, a tymczasem to miejsce w kręgach elity zajmowała Hypatia… Pobudzało to jego ambicje, prowadziło do frustracji i patologicznej zawiści. Cyryl stawał się niebezpieczny. Aż trzy źródła mówią nam o zawiści Cyryla jako przyczynie śmierci Hypatii. Chodzi tutaj o Sokratesa, Hezychiusza i Damascjusza. Najcięższe, bezpośrednie, imienne oskarżenia o kierowanie się prymitywną, mroczną zawiścią wobec Hypatii spadają na Cyryla ze strony Damascjusza […].
Jeśli nawet nie wydał bezpośredniego rozkazu zamordowania Uczonej, to jednoznacznie ponosi moralną odpowiedzialność za to morderstwo, ponieważ na kazaniach występował przeciw aleksandryjskiej matematyczce, oskarżając ją o uprawianie magii. Należy jednak podkreślić, że są historycy, którzy nie dają temu wiary. Irene Artemi uważa, że w zachowanych dokumentach nie ma wzmianki potwierdzającej, zarzuty wobec Cyryla. Napisała – W historycznych źródłach z tamtych czasów nie ma żadnej wzmianki, że Cyryl kiedykolwiek mówił o Hypatii jako czarodziejce; wręcz przeciwnie, wydawał się mieć wielki szacunek dla jej wiedzy naukowej. W co jednak dość trudno uwierzyć. Uczona kobieta szybko została pomówiona jako wysłanniczka piekieł, czarownica, która zagrażała wierze. Która miała zagrażać Stwórcy! Według historyków Hypatię napadnięto w Wielki Post, gdy wracała powozem do domu. Głównym prowodyrem był nijaki Piotr, lektor kościelny, który z bandą święto uwielbionych mnichów wyciągnął Uczoną z powozu i zawlekł do kościoła Cezarejon. Tam obdarto Ją z szat i poćwiartowano za pomocą muszli i glinianych skorup. Jej szczątki spalono za miastem. Sokrates Scholastyk w pracy „Historia Kościoła” napisał:
Żyła w Aleksandrii pewna niewiasta imieniem Hypatia, była ona córką filozofa Teona. Udało jej się osiągnąć tak wysoki stopień wykształcenia, że przewyższała współczesnych sobie filozofów, stała się kontynuatorką wznowionej przez Plotyna filozofii platońskiej i potrafiła wykładać na prośbę zainteresowanych wszelkie, jakie by nie były, doktryny filozoficzne. Dlatego też garnęli się do niej zewsząd ci, którzy chcieli się poświęcić nauce filozofii. Ze względu na zmuszającą do szacunku szczerość i swobodę wypowiedzi, którą zapewniło jej posiadane wykształcenie, umiała mądrze występować także i wobec przedstawicieli władzy; i nie potrzebowała się wstydzić, kiedy się pojawiła wśród mężów: wszyscy nie tylko szanowali ją dla nieprzeciętnej roztropności, ale nawet czuli się onieśmieleni. Otóż tym razem przeciwko niej uzbroiła się zawiść. Ponieważ bowiem dość często spotykała się z Orestesem, fakt ten skłonił ludzi ze sfer kościelnych do wysunięcia oszczerczego oskarżenia, że to właśnie ona stoi na zawadzie i sprzeciwia się nawiązaniu przyjaznych stosunków pomiędzy Orestesem a biskupem Cyrylem. Tak więc ludzie porywczego usposobienia, którym przewodził lektor Piotr, umówiwszy się między sobą upatrzyli moment, kiedy owa niewiasta wracała skądś do domu, i wyrzuciwszy ją z lektyki zawlekli pod kościół zwany Cezarejon; tu zdarłszy z niej szaty zabili ją odłamkami skorup. Następnie rozszarpawszy ciało na sztuki poznosili poszczególne części na miejsce zwane Kinaron i spalili w ogniu. Zbrodnia ta ściągnęła na Cyryla i na Kościół w Aleksandrii niemało hańbiących zarzutów. Bo ci, co żyją według religii Chrystusowej, nie mają absolutnie nic wspólnego z morderstwami, bitwami i podobnymi do tych sprawami.
Cyryl został doktorem kościoła. Później świętym.
Chciałbym, żeby tak się nie stało i nie było to prawdą. Chciałbym, żeby Nauka była potężna poprzez prawdę, a religia poprzez miłosierdzie. Chciałbym napisać o naukowych osiągnięciach Hypatii bez rozpisywania się o dziejowej niesprawiedliwości kościoła. Chciałbym, żeby mordercy byli mordercami i nie czczono ich jako świętych. Chciałbym napisać o Niej więcej. Ponoć kiedyś powiedziała – Zachowaj swoje prawo do myślenia; lepiej podjąć ryzyko popełnienia pomyłki, niż popełnić grzech nie myślenia. […] Straszną rzeczą jest przekazywanie zabobonów, tak jakby to była prawda. Ja, podobnie jak Hypatia, w to wierzę…
Literatura zalecana:
M. Dzielska, Hypatia z Aleksandrii, UNIVERSITAS, Kraków, 2010.
J. Navarro, Kobiety w matematyce. Od Hypatii do Emmy Noether, RBA, Hiszpania, 2012.
Sokrates Scholastyk, Historia Kościoła, Pax, Warszawa 1986.